
rok 844/845
Coś się kończy, coś się zaczyna
Coś się kończy, coś się zaczyna - tymi oto słowami można by podsumować ostatnie wydarzenia z Nowej Cyrtii, a szczególnie ze dworu. Świat ten opuściły dwie szlachetne osoby, jak i zarówno kolejne dwie założyły swoje rodziny.
Miniony rok władca Cyrtii zakończył z gorzkim smakiem wina. Żona z którą był od lat, opuściła przedwcześnie ten świat. Tym bardziej, że rozeszli się w nienajlepszej chwili - niedługo po tym jak Dirk wytknął Loes, że pomimo tylu lat współżycia, nadal nie dała mu ani syna ani córki. Gorycz, pęknięcie serca lub załamanie sprawiły, że królewska dama zapadła na chorobę, z której już nadworski lekarza nie był w stanie jej wyleczyć. Tak jakby... nie chciała wrócić do zdrowia.
Odeszła pewnego zimowego ranka, gdy służba przyniosła jej śniadanie. Służka zaniepokojona tym, że pani nie budzi się, pobiegła po lekarza, który później stwierdził zgon. Postawiło to króla w lekko niezręcznej sytuacji - tyle lat była jego żoną, jednak brak dzieci oznaczał, że małżeństwa nadal nie skonsumowali, więc tak jakby nie byli związani węzłem małżeńskim. Ostatecznie postanowił ciało oddać jej rodzinie wraz z grobowym posagiem, aby mogła spocząć na swoim rodzimy cmentarzu w Srebsog. I tym samym, Dirk Ghooge pozostał bez królowej i bez zabezpieczonej linii sukcesji...
Niedługo po Loes, świat ten również opuścił szwagier króla, Pier z domu Velde, w okolicznościach nieco mniej godnych mężczyzny. Niczym królowa, również odszedł nagle i niespodziewanie. Znany był z posiadania serca niczym byk, mogąc niezmiłowanie bez końca pić, walczyć oraz robić dzieci. Nie zginął w boju ani pijackiej potyczce, tym bardziej w łożu - znaleziony został przez koniuszego w stajni, zimny na stogu siania. Spekulacje są różne, ale najprościej jest powiedzieć, że zachlał się na śmierć. Do domu zdołał wrócić, lecz jak padł na siano, tak już z niego się nie podniósł.
Zostawił po sobie żonę, jednak nie samą: trójka synów dobrze się nią zajmie. Co dom to obyczaj, jednej tradycji pogrzebowej w Nowej Cyrtii nie ma, toteż wspólną decyzją, Ruriel z dziadkami, postanowiła męża pogrzebać na stosie. Nie zabrakło też oczywiście zakrapianej stypy, albowiem zmarły pewnie życzyłby sobie tego, aby pożegnać go tak jak on czynił wobec innych...
Coś się kończy, coś się zaczyna. Śmierć bratowej i szwagra z pewnością wyparła na Jogu jakiś rozmyślania. Jego rodzina nie była stara, jeszcze, jednak brakowało jej zdecydowanie młodej krwi, kolejnych pokoleń. Nie czuł na sobie nacisku innych w kierunku założenia rodziny, bowiem to powinna przyjść samo z siebie. Jednak czy śmierć dwóch członków rodziny czegoś w tej kwestii nie zmieniła?
Nadejście wiosny Jog uznał za odpowiedni moment by przedstawić siostrze i bratu i swoją wybrankę serca - Brunhildę z domu Hungów. Choć znacznie młodsza od Joga, nie wyglądała na przymuszoną do tego. Ja też sami twierdzili, spotykali się już od dłuższego czasu i czują, że teraz mogą oficjalnie się zaprezentować. Całe rodzeństwo nie posiadało się z radości, widząc że nawet taki stary byk jak Jog, kogoś sobie znalazł. Na tle ostatnich pogrzebów i smutnych wydarzeń, była to w końcu wesoła nowina, a Dirk widząc, że jego brat w końcu się żeni, nie szczędził mu swego wsparcia we złocie.
Ślub odbył się kilka miesięcy później, w lato. Dla obcych i niewtajemniczonych całe wydarzenie mogło wyglądać niczym ślub pary królewskiej, jednak co starsi mieszkańcy stolicy napominali, że kilkanaście lat temu ślub króla był zorganizowany z jeszcze większym przepychem. Całą główną drogę stolicy obsypano kwiatami, w karczmach i świątyniach wytoczono beczki piwa i wina na koszt pary młodej, zaś wszelkim grajkom jakich udało się znaleźć, zapłacono za dobrą muzykę dla ludu. Był to dzień który nie tylko Jog i Brundhilda zapamiętają do końca swego życia, ale również zwykli obywatele będą wracać do niego z miłymi wspomnieniami...
Nie jest to aczkolwiek koniec dobrych wieści. Młody Ton też znalazł sobie żonę. Niefortunnie przez musieli odkładać swoje oficjalne zaręczenie się: to śmierć ciotki, później ojca, następnie ślub wuja, a potem znów rocznice śmierci. Nie było odpowiedniej okazji do oficjalnego zaprezentowania rodzinie swej wybranki, jak i ogłoszenia daty ślubu. Dopiero rok po śłubie Joga, Ton miał wreszcie odpowiednią ku temu okazję.
Żonę znalazł pośród bogatego mieszczaństwa, poznaną w świątyni chystanickiej. Matce, Ingrith z domu Lugharów, przedstawił w pewien letni wieczór, jako tajemniczego gościa na kolacji. Zaskoczenie było wielkie, podobnie jak radość - nie będzie w końcu jedyną kobietą w domu.
Ślub, choć skromniejszy, wcale nie był gorszy od wyprawionego rok wcześniej przez Joga. Król na ożenek siostrzeńca, szczególnie pierwszy, nie pożałował również grosza, pozwalając zarówno na ucztę na królewskim dworze, jak i przekazując nieco darów do świątyń do zabawy dla zwykłego ludu.
Coś się kończy, coś się zaczyna. Król w ostatnich latach pożegnał swoją jedyną żonę oraz jedynego szwagra, ale przywitał również bratową i żonę siostrzeńca. Wydawać się może, że boczne linie królewskie są tym samym zabezpieczone, ale co z główną?