Strona 1 z 2

Guinness

: czw cze 23, 2022 12:05 am
autor: satanisallright
Obrazek
To bendom Elfy wymieszane ze Szkotami w opcji Highland. Na razie na zaawansowanych początkach obopólnej asymilizacji. Motyw Iroscotów w średniej fazie mieszania się z Piktami.
Biorąc pod uwagę specyfikę historyczną można ich trochę brać za Żydów. Odporność na asymilizację (przynajmniej w czasach niewoli) połączona z fundowanymi im pogromami przez stulecia w czasach imperium.
Ryt cywilizacyjny (w sensie budowanych skojarzeń) - celtic, z dużym nastawieniem nie tyle na Irlandię per se, co toto co w mitach Hiberni można znaleźć.






HISTORIA - LEGENDY
Lud Bogini Daanan jest (jak prawią mity) najstarszym ludem na świecie, który wykształcił wysoką i zorganizowaną cywilizację.
Podobno gdy Kleopatra zakładała Tanuvar korzystała z budowniczych Tuatha de Daanan, którzy na południowym brzegu wewnętrznego morza tworzyli już zorganizowany i potężny związek miast w którym kwitły handel i nauka.
No... przynajmniej tak prawią mity i legendy Ludu Daanan, bo nie zostało nic więcej z wiedzy o tamtych czasach niż ulotne strzępy czegoś co równie dobrze może być baśnią zniszczonego, stłamszonego i skatowanego do imentu przez cesarstwo ludu.
Ale nie uprzedzajmy faktów.

W mitach tych przewija się informacja o trzech wojnach, które Tuatha de Daanan zmuszeni byli stoczyć gdy ich uczniowie wyrośli na ich pomocy i zdobyczach cywilizacyjnych. Gdy Imperium Tanuvar weszło na drogę podbojów i kreacji ogromnej potęgi z której do dziś słynie, choć jest już tylko historią.
Podobno Lud Danaan w czasie jednej z tych wojen nawet zdobył i spalił Tanuvar, ale jego błędem było nie wyniszczenie do końca rodzącego się Imperium gdy było jeszcze słabe.
Podobno w trzeciej wojnie Tuatha de Daanan ponieśli druzgoczącą klęskę, a Imperium zrobiło wszystko aby wymazać pamięć po cywilizacji, która była starsza i swego czasu nawet potężniejsza niż synowie i córy Tanuvaru.
Podobno miasta Ludu Daanan zostały rozebrane do ostatniego kamienia z fundamentów, a największe z nich posypane zostało warstwą soli aby nigdy nie wyrosło tam już żadne życie choćby w postaci źdźbła trawy.
Podobno imperialni wyrżneli każdego Tuatha de Danan, prócz dzieci, najpiękniejszych młodych niewiast i najlepszych w swym fachu uczonych, rzemieślników, żeglarzy i innych co przydatni być mogli. Część rozsprzedali jako niewolnych po całym imperium, a resztki osiedlili na dalekiej północy, w imperialnych miastach – koloniach będących jednocześnie faktoriami handlowymi i zapleczem dla wielkich obozów wojska mających podbić i zhołdować sobie bitnych górali z Gór Victjskich.

Jak na standardy ówczesnego imperium – nie dało się dalej wysiedlić resztek dumnego ludu, który był największym przeciwnikiem rodzącego się światowego hegemona.

Tyle podań i legend. Czy cokolwiek z tego jest prawdą? Tego nie wiedzą nawet sami Tuatha de Daanan, choć wierzą w to mocno... Przynajmniej część. Niektórzy sami traktują to jako baśnie.

HISTORIA – ZNANE DZIEJE
Przez ostatnie wieki funkcjonowania imperium, lud Tuatha de Daanan znany był jako Aen Sæidhe, choć to w którym momencie przylgnęła do nich ta nazwa – też ginie w mrokach niepamięci. Wiadomo jedynie, że nazwę tę dali im górale Victyjscy. W ich języku Aen oznacza ni mniej ni więcej jak „Lud”, ale ciekawie robi się w kwestii drugiego z członów. W języku górali „Seidhe” oznaczało człowieka upokorzonego i przegranego, ale już s'Aidhe było synonimem klanowej nobilitacji rezerwowane dla najdumniejszych i najbardziej poważanych herosów. Coś w stylu „niezwyciężony”. Ani w języku Imperium, ani w języku górali zlepek „æ” nie funkcjonuje w mowie ni w piśmie i w odniesieniu do Tuatha de Daanan wydaje się z wszech miar sztuczny i... zamierzony celowo jako pewna gra słów. „Pokonani i stłamszeni, niewolnicy, ale i szlachetni oraz niezwyciężeni” - dwa w jednym. Ten swoisty paradkos językowy nie jest jednak już tak idiotyczny jak spojrzy się na to co imperialni czynili z Tuatha de Daanan/Aen Sæidhe przez kilka wieków od kiedy lud ten mieszkał i żył w trzech miastach-koloniach imperium w okolicach gór Victyjskich...

W słowniku imperium pojawiło się słowo „Juvenalia” i dotyczyło tylko i wyłącznie tego co imperialni wyprawiali w trzech północnych miastach z osadzonymi tu od lat Aen Sæidhe. Działo się to w przesilenie wiosenne na które czekali zawsze wszyscy z żołnierzy z obozów wojskowych funkcjonujących aby szarpać wciąż nie poddających się władzy Tanuvaru, bitnych Victyjskich górali.
Wedle prawa imperialnego dwa tuziny dziewcząt z każdego z trzech miast żołnierze mogli zniewolić i sprzedać jak im się podobało. Zazwyczaj ten los spotykał najbrzydsze z Aen Sæidhe, co może wydawać się pomysłem z wszech miar durnym, ale tylko połowicznie. Żołdacy imperialni w czasie Juvenaliów bowiem mieli prawo posiąść każdą z kobiet ludu Daanan ile tylko razy chcieli. Najpiękniejsze młódki zatem gwałcono bez litości, ale nie pozbywano się ich. Na handel szły te brzydsze, skoro tych ładniejszych można było używać do woli co roku. Strata finansowa nie była bolesna, gdyż zabijano każdego mężczyznę Aen Sæidhe, który nie mógł opłacić się stosownym okupem, na który pracował cały rok. Tak tedy coroczne Juvenalia były hekatombą Aen Sæidhe, a trzy miasta dosłownie wyły krzykiem hańbionych niewiast i mordowanych mężów, którzy mieli tylko tego pecha, że imperium nienawidziło ich dając prawo do tłamszenia resztek podbitego narodu. Tuatha de Daanan/ Aen Sæidhe żyli tak przez stulecia.

To nie były jedyne straty, które ponosił ten lud. Bo ileż z nich wieszało się topiło, lub skakało z urwiska będąc celem corocznej hańby lub widząc ją wśród swej rodziny?

To zaowocowało naturalną eliminacją jednostek słabych Imperium zafundowało Aen Sæidhe naturalną selekcję. Przez ostatnie stulecia przetrwać mogły jedynie ładne dziewczęta oraz pracowici mężczyźni, a kto nie był dość twardy by to przetrwać – kończył ze sobą sam. To oznaczalo też, ze z czasem po Tuatha de Daanan mogło zostać tylko wspomnienie. Z roku na rok było ich coraz mniej. Gdyby rozpad imperium Tanuvaru wydarzyło się kilka wieków później, Lud Bogini Daanan byłby jedynie historią.

Zdarzyło się jednak inaczej.

Gdy Imperium ginęło w bratobójczych wojnach Diadochów a kometa zderzała się z ziemią - Aen Sæidhe powstali korzystając z ataku żądnych zemsty górali victyjskich na osłabione garnizony dręcząące ich góry przez ostatnie setki lat. Dziś gdy wspomina się „Juvenalia” częściej ma to odniesienie do tego co „złamani ale wciąż dumni” zrobili z imperialnymi w swoich miastach gdy imperium przestało istnieć. Przez tydzień czynili to co imperialni czynili im przez stulecia i nawet najtwardsi górale victyjscy bledną gdy ktoś przy wieczerzy wspomina to, co upojeni zwycięstwem nad resztkami imperialnych, ich przodkowie zobaczyli podchodząc pod trzy północne metropolie imperialne w tym regionie.
Ale to też dawne czasy i może te przerażające rzeczy nie były takie jak opowiada się przy ogniskach aż cierpnie skóra.
Może... kto to by pamiętał.

HISTORIA – OTATNI WIEK
Górale victyjscy zawsze pozytywnie podchodzili do Aen Sæidhe. W końcu był to lud tłamszony i nieprzytomnie prześladowany przez ich wrogów – Imperium, któremu przez stulecia stawiali opór w swoich górach. Przez ten cały czas nie brakło uciekinierów z Ludu Daanan, którym udawało się przebić w wysokie góry i zamieszkać wśród Victyjczyków. Byli oni szanowani również za wiedzę jaką posiadali i chętnie dzielili się nią.Wśród Victyjczyków „Aen Sæidhe” do dziś jest synonimem lekarza.

Gdy imperium stało się tylko wspomnieniem, ci z Tuatha de Daanan, którzy dotrwali do tych czasów nie zawsze uważali, że można zacząć żyć normalnie przekreślając stulecia hekatomby tego ludu. Było bardzo wielu takich, co gdy mieli wybór nie chcieli dłużej mieszkać w trzech miastach będących swoistym symbolem upokarzania ich przodków. Ci opuścili miasta by osiedlić się w górach i żyć pośród Victyjczyków, gdzie witani byli z radością. W ciągu paru pokoleń (i szczególnie dzięki wcześniejszym uciekinierom) osiągnęli oni bardzo wysokie pozycje wśród górskich klanów, a z czasem wielu z nich stało się ich przywódcami.
To co nie udało się imperium od zewnątrz – ogniem i żelazem, w przypadku górali udało się Aen Sæidhe pokojowo. Ujarzmili górski żywioł jednocząc go z miastami, w których pozostała większość Tuatha de Daanan. Ta w końcu wyzwolona.

HISTORIA – OSTATNIE LATA
Ostatnie dekady, to zacieśnienie relacji klanów górskich (w większości przewodzonych przez klany o Victyjsko-Daanańskiej prowiniencji) i trzech dawnych imperialnych miast. Aktualnie można to nazwać czymś pomiędzy federacją a konfederacją (więcej w ustroju będzie).

Dla części Tuatha de Daanan jednak góry Vicytjskie to było zbyt blisko do miejsca, gdzie przez stulecia ten lud był totalnie gnojony. Wśród niewolników imperialnych uwolnionych w czasie upadku Imperium było trochę tych pochodzących z wysp na północnym wschodzie. Czarnoskórych brańców, których przywieźli w ładowniach okrętów imperialni kupcy. Część Tuatha de Daanan wybrała się na poszukiwanie tych dzikich krain, aby znaleźć sobie miejsce jak najbardziej z dala od Kontynentu kojarzącego się tylko ze stuleciami krwi i łez. Tak powstały kolonie na wschodnich wyspach,

Aktualnie stanowią one przeciwwagę względem 'górskiej' części kraju. Jako że Aen Sæidhe nie mają w zwyczaju podbijać i siłą niewolić innych (co nie dziwi patrząc na ich historię) Na „Gorących Wyspach” (Arg Skellige) nie dochodzi do ekscesów, walk i siłowego poszerzania terytorium. Lud Daanan żyje w kilku przyczółkach i handluje z czarnymi, a także chętnie dzieli się wiedzą, choćby medyczną, z dzikimi. Wśród niektórych okolicznych szczepów można zauważyć traktowanie Aen Sæidhe w podobny sposób jak wcześniej traktowali ich Victyjscy górale. Z szacunkiem i przyjaźnią. Wśród innych szczepów – hm... bywa różnie. Są i takie, które nazywają ich wprost białymi diabłami.


Lokalizacja: Obrazek Na zielono - tereny gdzie było imperium Tuatha de Daanan przed 3 wojnami Punick... ehm, wojnami z Imperium Tanuvar. Jest to nieistotne, bo to warstwa mitologiczna, realnie mogło tego nie być. Na czerwono wyyspa o którą zaczęły się wojny. W rrozbudowanej historii o tym wspomnę, ale na zgłoszeniu nie widzę sensu.
Na niebiesko - obecne tereny. Ciemny, to miasta, jasny to tereny górali i kolonie u murzinów.

Mam zamiar wjebać pasma górskie oddzielajace zrąb główny kraju od stepów na zachodzie i tych kilku prow wg mapy „leśnych” i stanowiących lasy równikowe w zachodniej części. Naturalna granica habitatu górali będących częścia kraju.



Doktryna 1 (wynikająca z historii i geografii):

DOSKONALI CHOĆ NIELICZNI”.
Stulecia hardcorowej selekcji uczyniła z Tuatha de Daanan/Aen Sæidhe nacją hmm... no grubo fajniejszą pod wieloma względami. Dziewczęta z tej nacji są rarytasem w burdelach dużej części świata a i raczej nikt nie będzie z władców mających się żenić z "córą Daanan" kazał przywozić jej obrazu aby obczaić z czym się ma żenić, tylko w ciemno weźmie tuptając nóżkami. Muzykanci zaje, i towary rzemieślników są zaje i rozchwytywane na rynkach, i tak dalej. Tworzę pseudo rasę elfów w realiach non-fantasy (bo to ludzie). Ale jak to w historii - selekcja naturalna w klimatach niezamierzonej choć faktycznej eugeniki zrobiła swoje.
Wiele z tego to motywy nie wpływające na grę, ale część może. Dodatkowo za towary wytwarzane chciałbym więcej kasy z prowów - wg zasad podstawa bogactwa. Gotów jestem za to zabulić punktami populacji by wyszło na zero. Sam oceń ile, nie będę tu się targował. Mówimy wszak o jednej części składowej - narodzie wyrzynanym planowo lub spontanicznie przez stulecia, a druga składowa to górale (czyli z definicji populacja niższa niż w normalnych regionach fajnego habitatu. Chcę grać krajem o nielicznej ludności bazowej bo standardowa populacja mi tu w moim lore śmierdzi - obetnij ile uważasz dając zadość suplice o "nadludzi", co wyrówna tę obcinkę.



//będę wrzucał partiami. Religia, Społeczeństwo, Ustrój i Wojskowość w drodze

Re: Guinness

: czw cze 23, 2022 12:19 pm
autor: Skryba
1) z jednej strony odporność na asymilację, z drugiej asymilacja dwóch ludów - wyjaśnisz? :)
2) propozycja, by powiązać anihilację Tuata de Danan z okresem imperatora Talesa, jego pacyfizm widziałem jako lustrzane odbicie pacyfizmu Aśoki po ekstremalnie brutalnych wojnach z Kalingą + trochę filozofii Marka Aureliusza
daj znać czy pasi :)
3) czemu nie opuścili tych miast tylko żyli pod takim okrutnym panowaniem? nie stawiali oporu?
4) dasz coś więcej o tych góralach? bo mi umknęło
5) niestety biorąc pod uwagę potęzną odległość wysp od kontynentu nie mogę dać zgody by państwo funkcjonowało na obu, jeśli od gracza który tam się rozłoży dostaniesz aprobatę mogą tam jak najbardziej mieszkać, ale nie pod Twoim władaniem. Jeśli nikogo tam nie będzie z graczy (ale chyba wątpliwe) możemy pomyśleć o siostrzanym NPC.
6) logicznie byłoby też dać częściową emigrację wcześniej (już w trakcie juvenaliów) i bliżej (gdzieś na północ?)
7) czemu nie ma sensu w zgłoszeniu dawać o tej wojnie? :D chętnie poczytam
8) okejka na góry
9) atrakcyjność jak u Czerkiesów - okejka, co do talentów rzemieślniczych to niestety kataklizm i zima u wszystkich miała ten sam efekt, czyli schłopienie i pewną prymitywizację (by oddać przejście ze starożytności do wieków ciemnych), na dalszych etapach jest możliwość renesansu i rozkwitu więc luzik
10) bonus do bogactwa kosztem popów - jak najbardziej możliwy

Czekam na resztę :)

Re: Guinness

: czw cze 23, 2022 2:54 pm
autor: satanisallright
1. Nie dwóch, a jednego. Dzikich górali.
Odwołam się troszkę do naszej historii. Z jednej strony asymilacja Litwy czy Rusi, a z drugiej kulturowy opór w dobie carskiego buta (odwrócona kolejność zdarzeń). Albo to co mieli Czesi pod Schabami od upadku zimowej monarchii, a jednak trzymali się po czesku, nie wyginęli kulturowo, a i o Pepiczkach nie można mówić, żeby byli zamknięci na innych. W przypadku asymilowania Victyjczyków zadziałała tu o wiele wyższy poziom kultury Tuatha de Daanan. To można odnieść do przypadku Szkotów. Piraci Iryjscy byli w mniejszości względem rodzimych dla tych ziem Piktów, ale to ta mniejszość zasymilowała Piktów - nie odwrotnie. Nie bez powodu wspomniałem o tym przykładzie w swoim poście.
W kwestii kulturoznawstwa jestem zdania, że odpowiednio wysoka kultura jest odporna na wynarodowienie gdy stara się ją wytępić, a także równocześnie może być atrakcyjna do asymilowania nawet innego silniejszego (pod względem masy) żywiołu kulturowego. Tzn. brak tendencji do asymilowania się nie musi oznaczać niemożności asymilowania innych. Temu przeszkadzałaby wykształcona w danej kulturze/narodzie ksenofobia i totalna niechęć do przyjmowania niuansów z innych kultur - czego w przypadku Aen Sæidhe nie ma. Bo choć mieli srogo, to nie byli w syndromie oblężonej twierdzy jak choćby Europejscy Żydzi, których nie cierpieli wszyscy i robili im pogromy wszędzie. Tuatha de Daanan tępili wyłącznie imperialni, już choćby górale Victyjscy w okresie niewoli do Aen Sæidhe odnosili się z symapatią.

2. Aye, nie widza problemu

3. Odwrócę pytanie znów sięgając do historii. A czemu Polacy zsyłani na Sybir w XIX wieku nie poszli sobie w pizdu z Syberii gdy uznali, że tam jednak trochę zimno? Czemu plemiona indiańskie przesiedlone ze wschodu na terytorium Oklahomy gdy zobaczyły ten teren nie pokazały wała i nie poszły gdzie indziej? Albo Żydzi w Birobirdżanie?
Pojedyncze osoby, czasem całe rodziny - tak, pryskały w góry co jak pisałem zapoczątkowało relacje z Victyjczykami. Ale te miasta to były zaplecza dla obozów armijnych Imperium. To jakby se stał legion Rzymski pod miastem to se z niego wyjdź prowadzony przez Mojżesza albo rób powstanie cywilami. Nota bene Żydzi z Egiptu tez wyszli dopiero jak im Faraon pozwolił gdy mu żaba na łeb spadła z nieba (czy jakoś tak), nie wcześniej.

4. Tak, w opisie społeczeństwa. Bo w ujęciu historycznym to oni mniej ważni. Raczej dzikie autochtony co dzielnie przez wieki opierali się cesarstwu. Tyle ich historii.

5. To Znaczy ja specjalnie wziąłem tam najmniejsze prowy aby zaznaczyć to jako miasta-faktorie. Jak będą to zmienione prowki na łepek od szpilki, albo tylko w domysle - to tez pasi. A jak tam się ktoś rozłoży to w ogóle nie było tematu i ten wątek na śmietnik.

6. Tak, była emigracja na północ. Tych co chcieli się ze zgryzoty utopić (bo tylko to na północ mogli znaleźć). Nie wiem czemu logiczniej. Jak kto w trakcie czasów ucisku uciekał to chyłkiem w góry. Przecież imperium by nie pozwoliło na jakieś bardziej zorganizowane emigracje ze stref ugnojenia i osiedlanie się gdziekolwiek. Tą zamorską emigrację dałem jako motyw, że jakaś część po wyzwoleniu Zdecydowała dalej mieszkać w tych miejscach kaźni by swoją pracą zatrzeć stare skojarzenia z tym miejscem (coś jak w Wawie zmienienie znienawidzonego gmachu KC PZPR w siedzibę giełdy). Inna część nie chciała żyć tam gdzie imperium robiło krwawe juvenalia, to poszli w góry do Victyjczyków (korzystając z faktu, że Tuatha de Daanan od wieków - uciekinierzy - tam się z góralami już mieszali) Ta ostatnia część to ci, którzy chcieli zostawić to krwawe-stare jak najdalej za sobą najwięksi oportuniści i najbardziej ukierunkowani na podróżowania - wybrali miejsce jak najdalej w znanym świecie. Stąd te wyspy. No ale nie upieram się, to równie dobrze może być i diaspora na kontynencie.

7. Jakbym miał pisać wszystko, to sporo stron worda by wyszło. Poczytaj se o I Wojnie Punickiej i ci styknie luźne odniesienie jak konflikt o tę wyspę mógł wyglądać :P

9. Nie chodzi mi o rzemieślnictwo stricte, a o ogólnie wyroby. To może być kwestia makatek. Jak w fantasy masz elfiego minstrela to odruchowo mysl, że git majonez zapewne lepszy niż ludzki. Albo jak tkana przez elfy tkanina, to najpewniej więcej warta niż z ludzkiej manufaktury. Tak w ciemno, na zasadzie aksjomatu. Tak bym widział tuatha de Daanan. W mechanice (w ujęciu jakimkolwiek wymiernym) owszem to by się mieściło w bonusie do bogactwa kosztem popów.

Re: Guinness

: czw cze 23, 2022 3:10 pm
autor: Skryba
1. No i gitówa, wyjaśnienie mnie przekonuje, wspomnij o tym w finalnej wersji podania by było klepnięte.
3. no tylko tutaj mamy do czynienia z o wiele większym gnojeniem, a poza tym Polacy z zaboru ruskiego to akurat spitalali masowo (na ile się dało, bo carscy też nie do końca pozwalali)
ja tu jednak widzę bardziej analogię do Morysków i Maurów w Hiszpanii po podboju Grenady
4. ok, chociaż warto by coś było i o nich wiedzieć
5. chodzi jednak nie o wielkość a o odległość, jak ktoś to policzył wg skalii to jest dystans jak z UK do Grenlandii i przy obecnej tech kontakty są bardzo upośledzone, dlatego się śmiałem, że to miejsca-karne jeżyki dla singleplayerowców
więc jacyś emigranci - ok, ale jedność państwowa nah-ah
6. między okresem imperialnym a zimą/kataklizmem był jeszcze nie taki krótki okres diadochów
no i re punkt 2 a proppos gnojenia :)

Re: Guinness

: pt cze 24, 2022 2:38 am
autor: satanisallright
RELIGIA – POWSTANIE ŚWIATA Tuatha de Daanan nie zachowali spójnej koncepcji powstania świata i stworzenia człowieka, aczkolwiek nie było to powodem wieków tragicznego życia pod imperialnym butem. Ludu Danaan to po prostu nigdy specjalnie nie obchodziło, który z bogów był kreatorem ustanawiającym początek czy to ziemi czy ludzkości. Nie była to z pewnością sama Daanan – zatem skoro Aen Sæidhe oddają cześć tylko jej – kwestia ta nie miała dla nich nigdy większego znaczenia.
W różnych kulturach zazwyczaj uwielbienie dla bóstwa-kreatora bierze się z poczucia wdzięczności za akt stworzenia, a wedle podań religijnych Ludu Daanan, nie było z początku za co dziękować. Aen Sæidhe przyznają rację, że tak zapewne jak wierzą Bratrowie – z początku świat był jałowy, zatem po co wielbić kogoś kto takowym go stworzył i po co zawracać sobie tym głowę? Gdy Boh poświęcił się (temu też Tuatha nie zaprzeczają, bo mogło tak być) i stworzył na ziemi wszelkie życie, wedle podań religijnych Tuatha też nie było za co dziękować, a tym samym Boha wielbić i zastanawiać się czy Vsebohrodizm prawdę co do tego stworzenia przekłada, czy nie.
Czemu?

Otóż w religijnych legendach Aen Sæidhe sam początek to dopiero śpiew Daanan. Bo czy był świat i czy istniało na nim życie – przed tym to nawet nie ma o czym mówić. To śpiew Daanan obudził w tym co żywe wszystko to co stanowi piękno tegoż życia. Skok delfina ponad falami, śpiew ptaków, leniwe mruczenie zadowolonego z siebie kota, mowę ludzi i ich dążenie do czegoś więcej niż przetrwania i jałowej egzystencji. Po śpiewie Daanan trawa stała się bujniejsza i soczystsza, a drzewa wystrzeliły w górę rosnąc ku niebu. Po śpiewie Daanan powstała czuła miłość matki do dziecka i tak dalej. Dla Aen Sæidhe to był właściwy akt kreacji, najważniejszy w historii świata, dlatego to uważają oni za początek – nie ważne co było wcześniej i która z religii ma rację co do tego kto i jak świat stworzył.
Rzecz jasna jedna z grup ludzi była wtedy bardzo blisko śpiewającej i tańczącej nago bogini, a radość tego śpiewu przebudziła ich mocniej niż wszelkie inne życie na ziemi. Nazwali się Tuatha de Daanan, od tej, która dała im i reszcie świata prawdziwe życie.

RELIGIA – KONIEC ŚWIATA W kwestii końca świata też nie ma spójnej koncepcji. Zasadniczo Aen Sæidhe nie negują jakiegokolwiek możliwego końca świata prezentowanego jako możliwość bądź pewnik przez którąkolwiek z religii…. no może podważają tylko tą twardą pewność. Wedle teologiczno-filozoficznych rozważań, nawet jeżeli istnieje wśród wielkiej liczby bogów jakiś na wskroś zły chcący zniszczyć świat – to jest więcej przecież tych, którzy będą z nim walczyć. I skoro nie udało mu się to teraz to czemu miałoby mu się udać kiedykolwiek? Istnieje pewna koncepcja, że to niegodziwi i źli ludzie za podszeptami złych mocy mogliby zniszczyć świat, ale nikt nie wyobraża sobie ilu musiałoby ich być i jaką potęgą dysponować, aby to uczynić.
Trzeba tu dodać, że koniec świata jako taki (a raczej kwestia jego zagrożenia w odległej przyszłości) nie bardzo koresponduje z życiową filozofią tego ludu. Dla przeciętnego Aen Sæidhe w każdym momencie życia mogą być dwie alternatywy przyszłości – 1. Może być lepiej, 2. Może być gorzej. Jak ma być lepiej to i nie ma czym się przejmować, a jak ma być gorzej to zamartwianie się i strach przed czymś lepiej zostawić gdy to gorzej nadejdzie (a wtedy będzie albo lepiej, albo gorzej…).
Lud bogini Daanan ma jednak dwa odłamy religijne. Jedni (dziś już mniejszość) wierzą, że tchnienie śpiewu Daanan zostało dane światu raz na zawsze i jest ono niezbywalne. Drugi odłam (dziś większość Aen Sæidhe) uważa, że siła tej esencji życia słabnie z czasem i podtrzymywana jest po prostu dalej przez śpiewającą boginię. Śpiew ten niesłyszalny dziś podobno przeszywa na wskroś wszystko to co żywe, dzięki czemu wszelkie stworzenia na ziemi nie degenerują się do poziomu w jakim trwali nim Daanan nie zaśpiewała po raz pierwszy.
Koncepcja ta powstała w czasie niewoli imperialnej zyskując sobie wielu zwolenników. Wedle tych interpretacji – to co czyniono Tuatha de Daanan (czyli jej dzieciom, których wzajemnie ukochała najbardziej na całym świecie) smuciło boginię tak, że nie mogła wydawać z siebie tegoż radosnego śpiewu bez którego wszystko co żywe zatracałoby się w jałowości. Wedle tych wierzeń właściwym z początku niewielkim sektom – śpiew i taniec ofiarowany bogini dawał jej pokaz tego, że jej ukochane dzieci wciąż trwają, znoszą przeciwieństwa i potrafią odnaleźć radość w każdym dniu nawet traktowani tak bestialsko przez Imperium. To dzięki temu, widząc Aen Sæidhe nie poddających się losowi i wzywających ją własnymi modłami wyrażanymi w formie śpiewu i tańca – Daanan kontynuuje podtrzymywanie esencji życia w całym świecie.
To wskazuje, że z czasem jakaś koncepcja końca świata wśród Tuatha de Daanan jednak powstała, choć w innym rozumieniu tego niż wśród innych ludów. Koniec świata będzie powrotem do wyjałowienia go z esencji życia, gdy ludzkość i wszystko inne co żywe powróci do tego jak to wyglądało u zarania dziejów. A pewnie wtedy z czasem wszystko umrze, zwiędnie i świat zatoczy koło, powracając do pustej jałowej skorupy. Takiej jak w swych bajaniach przedstawiają ją wyznawcy Vsebohrodizmu.
I może inny bóg wtedy pobawi się w kreatora życia zacznając wszystko od początku? A Daanan może znów zaśpiewa?

RELIGIA – ŻYCIE POZAGROBOWE Jednym z powodów dlaczego klasyczny koncept końca świata nie wykształcił się wśród Aen Sæidhe, jest podejście do życia pozagrobowego. W wielu religiach ma to związek z czasem sądu i kary za grzecgy lub czegoś tam co dotyczyć będzie żywych i/lub umarłych na samym końcu istnienia. Tego nie ma u Tuatha de Daanan. Zmarli po śmierci mogą ruszyć za śpiewem Daanan aby dołączyć do niej choć nie jest to łatwe.
Nie ma czegoś takiego jak spójna koncepcja duszy. Po śmierci według Aen Sæidhe zostaje „coś” z człowieka. Ta świadomość i echa śpiewu bogini składające się na człowieczeństwo pozostają – tym dłużej im żyjący ludzie wspominają go i śpiewają mu pieśni. Ta resztka pozostała w niematerialnym wymiarze po człowieku poszukuje Daanan a tym to łatwiejsze im lepsze życie prowadził. Jej zew jest wtedy silniejszy. Dlatego gdy ktoś był dobrym człowiekiem, a żyjący wspominają go długo – z pewnością zdąży odnaleźć boginię pozostając u jej boku już na zawsze w radości opromienionej jej śpiewem. Niegodziwiec o którym żyjący szybko zapomną nie ma na to najmniejszej szansy.

To jakie czyny były godziwe lub niegodziwe nie jest dosłowną koncepcją grzechu vs życia wg boskich przykazań, choćby dlatego, że Daanan żadnych przykazań względem godnego życia nie dała. Oczywiście gdy nie ma zasad odgórnych ludzie kreują sobie swoje własne pod tym względem. Historia Aen Sæidhe przez setki lat zamykała się w staraniach o przetrwanie w tym co zafundowało im imperium, zatem nie dziwi, że czyny człowieka oceniane są najczęściej pod względem teologicznej godziwości/niegodziwości odnośnie tego jak człowiek za życia traktował swoją społeczność - innych Aen Sæidhe. a koncepcja utrwaliła się gdy przeważyły sekty uznające iskrę prawdziwego życia jako coś przemijalnego, podtrzymywanego śpiewem bogini, która czyniła to widząc, że Tuatha nie poddają się przeciwnościom życiowym. Bo kto czynami szkodził społeczności – szkodził wszystkiemu co żywe, gdyby w bogini przeważał żal za Aen Sæidhe miast nadzieja na ich godne życie. Czyli jej łzy w miejsce śpiewu.
To rozciąga się też na wszystko co żywe, w czym jest tchnienie śpiewu Daanan. Aen Sæidhe bez powodu nie skrzywdzi żadnego życia czy to będzie mord na człowieku, czy to ścięcie zagajnika drzew. To oczywiście teoria, bo koncepcja tego typu grzechu swoja drogą – praktyka swoją. Nie ma społeczeństw idealnych.
Tak czy inaczej żeby Aen Sæidhe skrzywdził innego Aen Sæidhe trzeba o wiele więcej niż w ujęciu innych kultur/nacji.

RELIGIA – KOŚCIÓL Powiedzieć, że ta religia ma kościół niehierarchiczny i zdecentralizowany – to jak nic nie powiedzieć. Zasadniczo każdym przybytkiem klerykalnym uznaje się takowy, który w zorganizowany i ciągły (przynajmniej od kilkunastu lat) sposób funkcjonuje w celu dawania radości innym Tuatha de Daanan za darmo – nie szukając zarobku. Czy to będzie burdel w którym dziewczęta służa tylko za doraźną pomoc i datki na żywność i przyodziewek, czy karczma w której posiłki są za darmo jako i piwo. Każda czynność wzbudzająca szczęście w społeczności Tuatha de Daanan i czyniona bez profitów jest ku radości bogini. Zorganizowane i istniejące długo takie przybytki mają po prostu rangę pseudoświątyń, a ich obsługa wręcz status (bardzo to umowne) akolitów czy kapłanów.
Kapłanami Daanan bez problemu można nazwać (jak koniecznie trzeba wchodzić w niuanse nazewnicze) wszelkich grajków i minstreli co również robią co robią za datki a nie cennik.
W innych kulturach kapłani są tymi co socjologicznie poruszają się w strefie mądrości, pośrednictwa z bogami czy nauczycielskiego sznytu: „co dobre,, co złe”. Wśród Aen Sæidhe tak nie jest. Za coś w stylu kapłana uważany będzie ten, który altruistycznie spędza życie przez wiele lat na dawaniu przyjemności innym. Jego pracownicy zaś też nie wołający o zapłatę to jak akolici. Rzecz jasna nie ma taki pseudokapłan żadnego teologicznie moralnego prawa by oceniać innych, doradzać czy w inny sposób oceniać innych. Kościół wiary Aen Sæidhe jest zatem czymś w rodzaju kota Schroedingera. Niby jest, ale go nie ma – zależy z jakiej perspektywy na niego spojrzeć.

RELIGIA – BOGOWIE Aen Sæidhe nie mają problemu z uznaniem boskości żadnego z bogów innej religii. Ok, no jest i co z tego? Jest bogów wielu. Może setki albo i tysiące – czemu nie? Komu to policzyć i rozwikłać?
Niechaj sobie będą i boguja na zdrowie.

Tuatha de Daanan nie negują ich istnienia czy potęgi – oni po prostu u zarania dziejów wybrali służbę jednej bogini. I niechaj inni wielbią i służą być może nawet potężniejszym. Nic nam do tego.

Aczxkolwiek jest wielu Aen Sæidhe co z rzadka się pomodlą o pomoc do jakiego bóstwa innengo, bo czemu nie. Pewność ich istnienia pozwala myśleć, że to pomoże – na przykład do jakiegoś boga handlu, czy płodności. Zwykle jest to praktykowane w przypadku obecności innych ludów, na przykład przez diasporę. Jeżeli zaś poseł z Guinness weźmie udział w obrządkach innej wiary – nie zrobi tego tylko dlatego, że mu wypada. Zrobi to z pełnym przekonaniem wierząc, że bóg innego ludu istnieje, wspiera, to i może jemu pomoże.

Jakby zatem spytać w ilu bogów Tuatha de Daanan wierzą – odpowiedź będzie: a ilu ich jest? Zasadniczo wszyskich o jakich słyszeli.
Do ilu zanoszą modły – ot zależy gdzie są i czego oczekują od sił nadprzyrodzonych.
Kogo uwielbiają – tylko Daanan.
Wyjątkiem są tu tylko bogowie Vsebohrodizu. Dla Aen Sæidhe ci różni bogowie-bracia z jednej Matki to bogowie opiekuńczy innych nacji/kultu Nie widać tu sensu po co się do takiego modlić, skoro on i tak raczej zrobi dobrze tylko tym, którym patronuje...

Jedyną różnicą są wierzenia Victyjskie...

Otóż Victyjczycy bogów mieli od takiego groma, że ciężko było się w tym połapać. To szło naprawdę w tysiące, bo ich koncepcja bogów szła w bóstwa opiekuńcze i to niekoniecznie sztywno po linii ich nacji. Jeżeli na trójstyku domen trzech różnych klanów rosnął ogromny starożytny dąb – trzy różne klany uważały, że mieszka w nim trzech różnych opiekuńczych bożków. Co więcej nie negowali tego faktu (koncepcja uznawania obcych 'bogów' była bardzo podobna do tego Tuatha de Daanan) i uważali, że we trzech tam zamieszkują. Gdyby dąb jakimś cudem sttał na styku terenów klanów piętnastu, nie można byłoby się dziwić, że według szeregowego górala z tego terenu – mieszka w nim piętnastu opiekuńczych bożków.
Najważniejsi w przypadku górali byli bożkowie opiekuńczy klanów – co znowuż nieźle korespondowało z boginią Daanan jako opiekuńczą dla Aen Sæidhe, Tuatha de Daanan bożków Victyjczyków traktują z mniejszym lub... nie no – tylko mniejszym – szacunkiem.
Inna sprawa, że to może nie potrwa długo, bo koncepcja jednej bogini której zawdzięcza się życie, a jej domena jest śpiew, taniec i ogólna przyjemność... no cóż... dla ludu który swoich bożków liczył w tysiące i nigdy nie miał żadnego głównego, lub choćby ważnego?
Aktualnie na takich trójstykach to górale coraz częściej twierdzą, iż może tam są jakieś bożki którym szacunek się należy – ale to Śpiew Daanan słychać w szumie liści.




//jak czytając to przeszedł ci przez myśl ulotny koncept "narodu wbranego" to mogę tylko rzec 'my boy, HF'. No bo w pewien sposób owszem. Wszak Daanan będzie śpiewać dopóty Aen Sæidhe będzie dobrze. Ale spoko, to motyw na grę. Nauczymy tych wszystkich pogan, że to właściwa droga.




Doktryna 2 (wynikająca z religii):
„DĄŻ KUJ JEJ ŚPIEWOWI, NIE KU ŁZOM”.[/center]


Poza grą, a raczej 'kwestiami z dala od mechaniki' (choć może to wpływać) Tuatha de Daanan będzie miał opory przed skrzywdzeniem jakiegokolwiek życia bez większej potrzeby. Ale potrzeba się zawsze znajdzie. Ingame to raczej tak większy opór do przekonywania Aen Sæidhe do zrobienia jakiegoś skurwysyństwa.
W wymiarze ingame - jak ktoś będzie chciał przekupić Aen Sæidhe do zdrady to powinien mieć słabo. Bo Tuatha de Daanan nie zrobi czegoś takiego co by było na szkodę Tuatha de Daanan. Oczywiście można to zamknąć w sztywnych minusowych modyfikatorach (czy cuś) jak ktoś chce mi walnąć szpiega działającego na niekorzyść u mnie. Ale to trochę eskaluje w teorii, bo taki typ byłby w społeczeństwie po prostu skreślony.
Mam z tym lekki problem, bo nie było takiego zamierzenia, raczej to naturalny wynik koncepcji religijnej w jaką spontanicznie popłynąłem pisząc ją. Na tą chwilę nie mam nic by zrównoważyć to minusem jakims do doktryny. Jeszcze pomyślę, coś się pewnie urodzi dam znać, ale jakby tobie coś w łepku się roi, to dej znać . Na razie bym to zostawił na koncept doktryny dającej plus, jak się nie znajdzie minus to do kosza - sam wtedy coś wyrzeźbię czemu gnojki nie mają większych oporów niż inni do zdrady w tym ujęciu kulturowo-historycznym i religijnym.


///

3. Skrybuś, ale my się tu trochę mijamy. ty "Dlaczego nie" a ja "ale jak?"
W morze to statkiem i 'gdzieś' (a wszędzie imperium co zrobi cofkę albo za takie coś zajebie)? Tuatha własności mieli osobistej tyle co by zawód wykonywać, nie że statek czy choćby większa łódź. Uciekać to raczej całą rodziną, albo klanem, a nie solo jak powstańcy styczniowi - true?
W góry? No części spierdalała aż się kurzyło i się udało, ale żeby cały naród zjebał przez strefę wojskową (bo wg tego konstruktui przy każdym mieście stał legion co się nawalał wzdłuż gór z góralami - nie chwytam koncepcji). Powtarzam, cały naród to w historii raz spierdolił z miejsca osadzenia, i raz, że oprawcy mu na to wstępnie pozwolili, dwa, rozstąpiło się morze, trzy -wiemy, że to kategoria bajek.
5. no spoko, to jak nikt tam się nie osiedli podaniem, to może i być, że NPC-style i kontakty handlowe, z jakimś tam wpływem, do ugadania jakim. By to się spinało.
6. True, ale tu wyzwolenie raczej nie w motywie (upadek imperium i wolni jesteśmy, tylko dzięki pewnie wojnom Diadochów. Chęci podbicia Gór Victyjskich przez stulecia widziałem jako motyw prestiżowy dla cesarzy "innm się nie udało? Jakaż chwała dla mnie gdy mi się uda. To i trwało, wojsko starało się, nawet jak było to miejsce karnej zsyłki najgorszych mętów (co dla nich zaje, a dla Tuatha słabo). Imperium w pizdu, jakiś diadoch te wojska w częsci wycofał by mieć ich na walkę z innym - mniej woja, Victyjczycy jebli, Tuatha powstali. No i free w czasie właśnie wojen diadochów. Upadek iperium to tutaj skrót myślowy.

Re: Guinness

: pt cze 24, 2022 9:22 am
autor: Skryba
3. No ok, niech będzie :D radykalny koncept, ale jakieś uzasadnienie ma.
Numerację resetuję wobec nowych porcji podania.

1. Kto zatem odpowiada za funkcję nauczycieli w społeczeństwie? Ktoś musi, nie sposób mi sobie wyobrazić społeczeństwa, które takiej funkcji nie ma wcale.
2. Gdy wyznają kulty synkretyczne lub obce to co wtedy z funkcją kapłańską?
3. Czemu górale nie mogli mieć po prostu wspólnych bożków?
4. To pytanie co padało też do innych (chociaż domyślam się odpowiedzi) - czy to religia misyjna czy nie?
5. Doktryna religijna jak sam zauważyłeś jest na razie niezbalansowana, a i opór pewien mam, bo przecież nie wszyscy muszą być "bogobojni" by cały naród trzymać w ten sposób na sznurku :)

Re: Guinness

: pt cze 24, 2022 11:25 am
autor: satanisallright
old 3. radykalny jak radykalny. Byli tacy co chcieli se tuptać gdzieś wbrew woli imperium :P https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Bibracte

1. a to byndzi, w opisie społeczeństwa. Mam nadzieję dziś się wyrobię, bo właśnie społeczeństwo i ustrój dopełnią całości. Tylko nie wiem czy dobrze rozumiem. O jakich nauczycieli ci chodzi? Bo jak takich od nauczania dzieci - to owszem, to byndzi. Ale jak mówimy o nauczycielstwie w rodzaju nauk dobra zła, postępowania i tego całego kościelno-rabińskiego syfu w ujęciu nauczycielstwa-przewodnictwa, to nie ma w ogóle.

2. zasadniczo nie wyznają. Posiłkują się ewentualnie modłami do jakichś obcych bogów gdy bardzo im na czymś zalezy, ale bez rewelacji. Wśród Aen Sæidhe istnieje ogromny kult pracy na swój los, a co mieli dostać od sił wyższych to już dostali dar największy/dostają go wciąż - od Daanan. Koncepcja modłów o coś i przychylność sił wyższych zasadniczo jest całkowicie obca, no ale zdarza się. Tylko to zazwyczaj gdy są "na wyjeździe". To jeden sam zaniesie modły do bożka innej nacji - inny pójdzie może nawet i do kapłana. W większości to będzie dotyczyć diaspory jeżeli takowa istnieje. Jak se jakiś gracz uzna, że chce mieć trochę Aen Sæidhe (jak real żydów w wiekach średnich), to niech sam se to buduje jak ci Tuatha u niego wyglądają, ja się odżegnuję XD Im więcej zmieni, im bardziej będa to adoratorzy innych bogów czy religii tym bardziej moi będą mieć na nich wyjebane. Nie mój cyrk, nie moje małpy.
To co dotyczy tych "moich" w ujęciu czasem zwracania się do innych bogów, to z tego co widzę będzie niewielki margines opcji. Bo Wszelkich bogów imperialnych to... no... tego, wiadomix. A pół świata to vsebohorodizm z lokalnymi odłamami, gdzie panuje pseudomonoteistyczna koncepcja boga opiekuńczego dla całej nacji (że ci synowie Matki, a każdy kraj se zrobił własnego...). A po kiego wała mieszkający w Guinness Aen Sæidhe miałby wyznawać czy prosić o cokolwiek boga opiekuńczego innego ludu to nie bardzo kumkumam choćby w teorii.
Politeizmów (a więc bardziej kosmopolitycznych bogów) na lekarstwo. Tylko u tych wikingów Elenorsara cosik widzę, ale z drugiej strony tam warstwy kapłańskiej nie ma (tylko opiekunowie świątyń). Na tą chwilę, to mogę po prostu powiedzieć że w kwestii wyznawania innych kultów czy funkcji kapłańskiej - nie dotyczy.

3. Bo mi tak było wygodnie :D
Potrzebowałem wytłumaczenia czemu mniejszość zasymilowała kulturowo i religijnie większość. To się spina najlepiej przy kompletnym podzieleniu tej większości, również na polu pseudoreligijnym. U górali był klan klanowi wilkiem i spinali się razem tylko by lać imperialnych gdy im w góry włazili, nic dziwnego, że przy konstrukcie religijnym duchów opiekuńczych (bo przy tej ilości bożków to raczej o duchach można mówić) - każdy klan miał swoich i ni huhu akceptować nie chciał tych co głosili somsiady. Czyli jak w świętym drzewie mieszkał bożek patronujący klanowi A, to klan B uważał nie tyle, ze kłamią, tylko "nasz też tam pomieszkuje by dbać aby wsio wokół nie tylko dla tych gnid obok dobrze było".
Dopiero kult Daanan wyciągnął górali z tej srogiej patoli, bo raz - że to była opiekuńcza bogini obcych do których takich klanowych wróżd nie mieli i nawet z sympatią podchodzili, dwa - bogini wyższej kulturowo nacji, która weszła w ich plemiona w roli nauczycieli fajnych rzeczy i wgl, trzy - koncepcja Daanan jest może i opiekuńcza dla Aen Sæidhe, ale w szerszym rozumieniu - to patronka wszelkiego życia i radości dla wszystkich, nie tylko Tuatha.
W ten sposób mnie się to spieło, a i w góach, w społecznosciach nawet już zasymilowanych w dużej mierze klanów, będzie to miało fajny motyw rodem z historii średniowiecza, gdzie moze w miastach katolicyzm pełno gęba, a na głębokiej prowincji i kilkaset lat po wprowadzeniu chrześcijaństwa skrzatom mleko stawiano i tym podobne akcje. Gdyby górale mieli tylko kilku - kilkunastu bogów, mniej byłoby to urocze niż jak de facto mieli ich w chuj i trochę.

4. w ogóle. To znaczy, fajnie jakby wszyscy zrozumieli, że robienie Aen Sæidhe dobrze to głośniejszy śpiew Daanan i tak nalezy robić. Ale świat bez tego przetrwa, nie to nie, bez łaski. Tuatha de Daanan sami moga zadbać o to by było cacy.

5. To nie chodzi o to, że cały naród na sznurku. To ogólna koncepcja wzorcowa, a nie jak to w praktyce wygląda. Czyli przy tym bonusie nie to, że wszyscy będą mieli ban na przekupienie jakiegoś możnego w Guinness, aby zrobić tu zadymę. No można, czemu nie - trudniej znaleźć i bardziej postarać się trzeba, tylko tyle w praktyce. A nad negatywem do tego myslę, dopnie się. Jak masz Ty jakiś koncept to dawaj.

Re: Guinness

: pt cze 24, 2022 2:48 pm
autor: Skryba
1. ok, to czykom
2. sam napisałeś, że adoptują innych bogów bo "nie zaszkodzi" (taki nasz zakład pascala) to dlatego pytam, a teraz się od tego odżegnujesz :D welp, ustal jakąś wersję i daj znać
3. no chyba wszystkie klany nie są wiecznie skłócone, a część bożków mogłaby pochodzić nawet z jakiejś ery przed podziałami (stare bożki), wygoda wygodą ale jakieś uzasadnienie to powinno mieć bo ja rozumiem bożki idące w setki, ale w tysiące to trochę.. ciężko to ogarnąć myślą :D
także wyjaśnienie musi dorównać
5. na razie poczekam, jak coś też będę myśleć nad tym

Re: Guinness

: pt cze 24, 2022 10:07 pm
autor: satanisallright
SPOŁECZEŃSTWO - KLANY
Nikt nie pamięta jak społeczeństwo Tuatha de Daanan wyglądało przed klęską, tudzież w pierwszym stuleciu niewoli. Nowa, ciężka sytuacja wymusiła zmiany, które zaowocowały powstaniem struktur klanowych w miejsce wcześniejszych, zapewne rodowych lub czegokolwiek innego. Szczególnie coroczna potrzeba koszmarnego opłacania się każdego mężczyzny Aen Sæidhe pod groźbą utraty życia wymuszała bardziej kolektywne podejście do realiów i pomaganie sobie oraz wspieranie się przez czasem wiele rodzin biorących na siebie wspólnie odpowiedzialność za przetrwanie Juvenaliów w jak największej, może nienaruszonej liczbie osób ten kolektyw stanowiących.
Wykształceniu się klanów pomogły kontakty z Victyjczykami, którzy w postaci pojmanych i zniewolonych w czasie górskich walk we wcale niemałej liczbie żyli w trzech miastach u podnóża gór. Choć Aen Sæidhe formalnie nie mieli w imperium statusu niewolników, to w praktyce ich los był może nawet gorszy, zatem bratali się z pojmanymi Victyjczykami i wynieśli od nich między innymi koncept struktury klanowej jako narzędzie do przetrwania.
To jak formowały się te klany nie jest jasne, choć fakt, że istnieją klany wysokie i niskie może tu coś podpowiadać. Zapewne największe, najstarsze i najsłynniejsze rody Tuatha de Daanan skupiały się w klan, a garnęli się do nich inni powiązani jakoś z tymi rodzinami więzami pokrewieństwa poprzez dawne małżeństwa, lub byciem pod ich wpływem (względnie opieką) może nawet w czasach sprzed ostatniej wojny z imperium. Nic dziwnego, że tak powstałe klany były najliczniejsze, najsilniejsze, najbardziej poważane i mogące w najlepszy sposób chronić swoich członków (a nawet wspierać inne, pomniejsze klany). Innym typem kształtowania się klanów Aen Sæidhe było po prostu… sąsiedztwo. Często całe kwartały domów, a raczej rodziny z nich, skupiały się wokół siebie wspierając się i pomagając, co naturalnie przeszło w kreację klanu (w taki sposób łatwiej bronić było swych członków przed napaściami czy spontanicznymi pogromami wybuchającymi niezależnie od Juvenaliów). Ostatnim czynnikiem grupującym Tuatha w klany były wykonywane zawody. Tak powstałe klany może miały mniejsze możliwości w aspekcie ochrony swoich członków niż te wyrosłe na relacjach sąsiedzkich, za to o wiele lepiej radziły sobie gdy przychodziło do Juvenaliowych okupów.
Typową strukturą klanu Aen Sæidhe był najpotężniejszy ród podstawowy stanowiący jego trzon, a wokół niego powiązane pokrewieństwem lub innymi zależnościami – inne, stojące niżej niż ten główny (choć powiedzieć ‘podległe’ byłoby przesadą) i teoretycznie równe względem siebie.
Po zrzuceniu imperialnego jarzma początkowo nic się nie zmieniało, a coraz większe kontakty z Victyjczykami i ich asymilacja tylko utwardzały te struktury społeczne, ale potem zaczęło się to zmieniać. Być może dlatego, że po tym co przeszli i względem pewnych kwestii religijnych – wzajemne wspieranie się Tuatha leżało po prostu w ich naturze, a koncepcja społeczeństwa klanowego wobec końca prześladowań była już tylko niepotrzebnym powieleniem tego. Nie bez wpływu był też fakt, że klanom wyrosłym na wspólnym zajęciu/zawodzie, nie udało się przez wieki utrzymać homogeniczności zajęć swoich członków. Może i klan jakowyś wyrósł na zgromadzeniu się w niego tkaczy, ale z czasem tylko niewielka część tegoż klanu wciąż kultywowała to zajęcie i po latach tkaczom z tego klanu bliżej czasem było do sąsiadów-tkaczy z innego klanu niż do tych współklanowców co aktualnie pod miastem prowadzili hodowlę świń… Nie mniej ważny czynnik - Aen Sæidhe z miast czuli przemożną potrzebę do manifestowania swojej odrębności względem prowincji składającej się z szybko asymilujących się victyjczyków wymieszanych z niewielką liczbą Aen Sæidhe nazywanych ‘górskimi’. Kwestie klanowe skutecznie spycha również powoli motyw tworzących się cechów i gildii.
W końcu wiele klanów dobiła kwestia własności ziemskiej… Po uwolnieniu się i wyrżnięciu zniewoleniu lub przepędzeniu imperialnych, klany Tuatha de Daanan podzieliły między siebie miejskie parcele i okoliczne ziemie sprawiedliwie (choć kłótni w tym czasie nie brakowało). Najpotężniejsze klany dostały najwięcej, pośledniejsze mniej i gorsze tereny. Podczas długiej zimy po kataklizmie wiele klanów oddawało swą własność tym największym za cenę wspomagania ich w tym złym okresie tak jakby byli członkami tego większego, potężniejszego klanu (choć faktycznie zachowywali odrębność). Z czasem już po długiej zimie wśród mniejszych klanów wykształciła się moda na sprzedaż większym swej ziemi z prawem darmowej kilkupokoleniowej dzierżawy – także zapewniali sobie i swym dzieciom (czasem wnukom) zabezpieczenie, a sami przytulali dzieloną pomiędzy klan gotowiznę za którą choćby starali się rozbujać swoje interesy, hodowle, czy czym tam się zajmowali (albo przepuszczać to na zbytki). Aktualnie w miastach i terenach je okalających blisko 80% ziemskiej własności posiada z tuzin najpotężniejszych klanów (których członkowie to mniej niż 10% Aen Sæidhe zamieszkujących te tereny). Te mniejsze tracąc zaplecze w kolektywnym posiadaniu ziemi – jeszcze bardziej rozluźniają wewnętrzne, klanowe więzi.
Tak tedy więzi klanowe osłabły i wciąż słabną, ale jednak dalej funkcjonują. Wieki wzajemnego wspierania się w takich kolektywach to nie jest coś co w świadomości Aen Sæidhe może przeminąć. Niektóre klany funkcjonujące już tylko z nazwy (bo nijak inaczej nie mające już ze sobą nic wspólnego w normalnym życiu) gdy przyjdzie co do czego, trzymać się będą razem i ich członkowie prędzej pomogą sobie wzajem (choć są sobie nieznani), niż komuś nawet znanemu pobieżnie.
W innej sytuacji są największe klany i klany górskie.
Te pierwsze wciąż spina własność ziemska. To ród będący trzonem jest wyłącznym dyspozytorem ziemi i rozdawcą czerpanych z nich profitów dla innych rodów współtworzących klan. Zbytnie rozluźnienie więzi mogłoby podważyć ten stan rzeczy i wykreować potrzebę zmian w postaci rozdrobnienia tej własności ziemskiej klanu, a do tego najważniejszym rodom niespieszno. Na tą chwilę nie powstały żadne koncepcje jak znieść własność kolektywną i przypisać ją do przewodniego rodu klanu, choć kombinacje w tym kierunku są i to mocne. To jednak zew przyszłości, bo nie ma tu nawet zrębów jeszcze w tym zakresie. Z czasem może się to jednak zmienić i może podział klanowy przejdzie w podział społeczny właścicieli ziemskich (szlachty) i dzierżawców miejskich i wiejskich (co z czasem może wykreować mieszczan i chłopów) – wszystko spięte klamrą klanów już tylko w ujęciu tradycji. Ale czy tak będzie i kiedy – nie wiadomo.
Klany górskie, to zupełnie inna historia. Tam te więzi klanowe nie rozszczelniają się, bo Victyjczycy choć zasymilowani, są bardzo przywiązani do tych struktur. Wszystko wygląda tak samo w kwestii rodu przewodniego w klanie, własności ziemi i dysponowania nią. W górach jednak nie ma klanów nie posiadających ziemi i będących klanem tylko z nazwy. Trudno też z drugiej strony o takie, co by urosły jakoś niemożebnie w kwestii własności ziemi ponad inne. Wszystko idzie swoim trybem jak dawniej, a jedyną zmianą w tej strukturze jest ukrócenie waśni klanowych pod wpływem działań osiedlających się od wieków wśród górali Aen Sæidhe (dla których bezproduktywne wróżdy klanowe rżnące rysy w społeczeństwie są czymś poza ludzkim pojęciem). Co ciekawe, w dużej liczbie klanów viktyjskich rolę przewodnich rodów pełnią rody Aen Sæidhe przez pokolenia już nieźle ‘zgóralone’, ale wciąż jednak trochę odrębne. Tuatha z gór całkiem chętnie oddają córki czy synów do ożenku Viktyjczykom, ale by brać ich w ożenek przybierając do swego rodu – to już mniej chętnie (więcej o tym będzie niżej).



SPOŁECZEŃSTWO – PŁCIE I DZIEDZICZENIE
Panuje zasadniczo równość ukształtowana się w dobie „niewoli imperialnej”. Właściwie w tamtych czasach zatarła się nawet problematyka głowy rodziny, która za czasów starożytnych wynikała zapewne z (nie ma tu pełnej zgodności) patriarchatu. Gdy rodzina nie ma nic i ostatni grosz wydaje na przeżycie – poślednie staje się kto po kim dziedziczy (po mieczu czy kądzieli) gdy nie bardzo jest co dziedziczyć. Przynależność do rodu też była raczej umowna, bo w tamtych złych czasach ważne było kto kogo przygarnie i zapewni bezpieczeństwo, a nie kto nosi spodnie. Bardzo często to mężczyźni przychodzili na garnuszek rodu małżonki, to i on i ich dzieci od kądzieli brali przynależność rodową.
Gdy zaczęło być lepiej wystąpił w tej kwestii problem właśnie z tym kto jest dokooptowywany do rodu, kto głową rodziny i tak dalej. Mężczyźni oczywiście widzieli to po swojemu, kobiety po swojemu. Z pomocą jak w kwestii klanów przyszli tu górale, a raczej ich motywy kulturowe w tym aspekcie. Otóż u Victyjczyków (którzy też dopuszczali kobiety do wysokich pozycji w społeczeństwie) rozwiązywano to tak, że głową rodziny po ślubie stawała się ta strona, która wytargowała lepszy posag… W sensie wytargowała, że zapłaci tego posagu drugiej rodzinie więcej niż tamta jest w stanie zaoferować. Tak tedy był to swego rodzaju ‘zakup’ oblubieńca do swojego rodu lub klanu, aby zwiększyć jego siłę. Gdy ród lub cały klan panny młodej oferował większy posag, po ślubie nominalna (choć nie faktyczną) głową rodziny-ogniska domowego stawała się ona, a pan młody przechodził do rodu małżonki. Tuatha de Daanan przejęli ten zwyczaj i na nim oparli kwestie głowy rodziny i dziedziczenia (czy to majątku, czy choćby nazwiska). Tłumaczy to też wciąż zaznaczająca się homogeniczność górskich Aen Sæidhe żyjących nawet od wielu pokoleń wśród victyjczyków. Górale są w stanie dać sporo za przepiękne panny czy wdałych młodzieńców z rodów Tuatha de Daanan jako małżonków swych dzieci (i nie tylko o urodę idzie, ale i o prestiż gdy dokooptowuje się w ten sposób Aen Sæidhe do swojego rodu), podczas gdy rodzicom młodych Tuatha de Daanan do wydawania zbyt wiele na posag, czyli ‘zakup’ góralki lub górala na wydanie dla swej pociechy – już tak niespieszno.
Poza tą najważniejszą kwestią – jest właściwie równouprawnienie, choć z pewnymi wyjątkami. Kobiety nie potrzebują też konsultować się z mężczyzną czy spędzić ciążę (a kobiety Aen Sæidhe są w tym mistrzyniami) czy donosić - a wzięło się to od czasów Juvenaliów gdy nagminnie hańbione przez imperialnych żołdaków same decydowały czy takie dziecko urodzić. Mają one też bezwzględne prawo do decydowania o dziecku do ukończenia przez niego dwunastego roku życia - potem to nie przechodzi to na ojca, lecz decyzje zaczynają być wspólne. Częściej też kobiety darzy się większym szacunkiem w kwestii czegoś w stylu posług religijnych i łatwiej im o status ‘pseudokapłaństwa’ (vide religia). Mężczyźni za to mają monopol na dysponowaniem ziemią klanową co oznacza, że głowami rodów przewodzących klanom (wciąż posiadającym ziemię) są prawie zawsze mężczyźni, a to przekłada się w realne sprawowanie władzy w Guinness. Również umowy dzierżawy ziemi może dokonywać tylko mężczyzna. Poza tym – nie ma większych różnic, a jeżeli wynikają to raczej z praktyki (w wojsku choćby kobiety służą rzadziej dlatego, że są słabsze, a nie, że ktoś by im bronił).
W kwestii innej płci niż z urodzenia, takie przypadki nie są wśród Tuatha de Daanan tępion, ale pod rygorem jednorazowości swej deklaracji. Przed upłynięciem drugiego tuzina lat Aen Sæidhe musi publicznie zadeklarować, że innym z płci się czuje niźli natura go ciałem obdarzyła i do końca życia odwrotu z tego już nie będzie. Tacy ‘zmieńcy’ – jak ich się nazywa, tracą prawa swej płci, ale nabywają tej nowej. Przykładowo gdyby z jakiegoś względu mężczyzna został zmieńcem ale żył w małżeństwie z kobietą i spłodził dziecko, to będzie ono miało dwie matki, zatem od urodzenia, nie od 12 roku życia decydowanie o nim będzie prawem obojga rodziców. Inna sprawa, że takie małżeństwo nie będzie miało prawa do dzierżawy ziemi (bo nie będzie w nim ‘mężczyzny’), zatem albo mieszkać pokątnie będzie u kogoś (nie na swoim), albo w mieście w wynajętej izbie, a nie domu.
Wśród górali ten zwyczaj jeszcze nie wszedł i są na niego mocno odporni, aczkolwiek akceptują go już w przypadku zmieńców z żyjących wśród nich Aen Sæidhe. Ale widać tu, że wpływy kulturowe nie idą tylko w jednym kierunku… Wśród od pokoleń osiadłych w górach rodzin Tuatha, takie ‘zmiany płci’ trafiają się zdecydowanie rzadziej. Natomiast poprawiła się tam pozycja kobiet. Bo o ile u Victyjczyków dopuszczane były one do wysokich pozycji, albo choćby bez problemu mogły być stroną dominującą w małżeństwie, to wiele innych aspektów było domeną tylko mężczyzn. W ciągu ostatnich pokoleń wiele się zmieniło w tym aspekcie i pozycja kobiety w górach stała się jeszcze bardziej zbliżona do tej jaka jest w miastach. Za wyjątkiem decydowania o tym czy poczęte dziecko urodzić, czy spędzić. Klany w górach nie pozwalają jej samej podejmować takiej decyzji bez konsultacji z mężem.



SPOŁECZEŃSTWO – DZIECIŃSTWO I STAROŚĆ
Wśród Aen Sæidhe zniedołężnienie starcze było dawniej najgorszym przekleństwem. W czasach ‘niewoli imperialnej’ takie osoby były na utrzymaniu innych, bezproduktywne. To z nich rekrutowali się mężczyźni na których nie starczyło rodowi bądź klanowi pieniędzy aby opłacić się na Juvenaliach. Zwyczajowo gdy ktoś osiąga wiek w którym przestaje móc sam na siebie zarobić, wycofuje się z wszelkiego życia publicznego, traci prawa na zgromadzeniach klanowych (będzie w Ustroju), przestaje być głową rodziny. W najmożniejszych klanach starcy przewodzący im sprytnie omijają to wskazując, że ich ‘pracą’ jest dyspozycja ziemią, a na to im siły jeszcze starcza. Zresztą nie brak zawodów w których wiek aż takim problemem nie jest i do samej śmierci starcy mogą coś ciułać.
Pozostali przechodzą na utrzymanie rodu lub całego klanu, ale bezproduktywność nie oznacza tu iż nie mogą nic robić. W czasach niewoli imperialnej zazwyczaj oboje rodziców pracowało od rana do zmierzchu, zatem bezproduktywnym starcom klanowym znajdowano zajęcie w postaci opieki nad dziećmi przez ten czas. To rozluźniało relacje dzieci i rodziców, za to wzmacniało system klanowy. Dodatkowo też dzieciarnia pozostawiana pod opieką starców wystawiona była na ich wyniesioną z wielu lat życia mądrość.
Takie domy opieki nie zniknęły gdy po wyzwoleniu Aen Sæidhe nie musieli tyrać od rana do nocy. Ta tradycja klanowa zostawiania dzieci pod opieką i na nauki starszych pozostała nawet gdy w domostwie tylko jedno z małżonków zajmuje się pracą. Ot przestano tam oddawać jedynie najmłodsze pociechy. Jest to bodaj najsilniejsza i ostatnia z kwestii łączących wiele mniejszych klanów, których struktura się rozpada. Takie domy opieki przerodziły się płynnie w szkółki klanowe, w których starsi przekazują wiedzę młodszym. W czasach niewoli oddawano pod pieczę starcom dzieci od najmłodszych do lat około ośmiu, te starsze już same zajmowały się sobą podczas nieobecności rodziców. Dziś to się wiekowo przesunęło. Zasadniczo nie oddaje się do takich miejsc maluchów przed czwartym rokiem życia, za to kopniakami wygania podlotków do dwunastego roku życia, aby zamiast bezproduktywnie zbijać bąki posłuchały starszych i mądrzejszych i pomogły im ogarniać sforę najmłodszych bywalców tych miejsc, choćby te kilka godzin dziennie.
W czasach dobrobytu (bo tak można nazwać czasy obecne względem wieków niewoli i długiej zimy) dochodzi i do tego, że zniedołężniali fizycznie starcy ciągną nieraz ładne profity za opiekę i naukę dzieci tych, których stać na ich zatrudnienia. Zamiast robić w domach opieki klanów na swoistej ‘starczej zsyłce’, nauczają oni po domach prywatnie. Uznawane jest to za ich pracę, zatem w odróżnieniu od tych zsyłanych do dzieci prawem tradycji – nie tracą swoich praw społecznych. To czy taki starzec lub staruszka będzie klanową niańką czy prywatnie dorobi zależy rzecz jasna od tego ile i jakiej wiedzy taki przekazać może. Są i tacy co rozchwytywani przez najbogatszych, a i tacy co pracują za marne groszę (ale jednak pracują) najmowani przez Aen Sæidhe których klany na tyle się już rozpadły w praktyce, że nie mają swoich domów opieki dzieciarni.


SPOŁECZEŃSTWO – PRACA I SZTUKA
Podejście do pracy jest kolejnym co w dużej mierze wynikło z ‘niewoli imperialnej’. W tamtych czasach potrzeba pracowania cały rok aby odkładać pieniądze na okup na swoich członków rodu – wymuszało inne podejście do pracy niż miał ktokolwiek. Choćby i niewolnicy zaganiani do roboty do imentu mogliby w końcu powiedzieć ‘pas’ i nie widząc sensu oraz perspektyw na zmiany - czekać na śmierć za opór wobec poleceń, zamiast tyrać całe życie w znoju. Aen Sæidhe nie mogli sobie na to pozwolić, bo zakładnikami ich pracy byli ich bliscy, a do tego z podniesionym czołem znoszenie tego wszystkiego miało swój wymiar religijny. Daanan musiała mieć powody do śpiewu.
Tak tedy u Tuatha de Daanan wyrosła wprost niebywała kultura pracy. Robić coś jak najlepiej i jak najdłużej, aby zarobić więcej. Trwało to stulecia i ze dwadzieścia pokoleń Aen Sæidhe po prostu wykształciło etos pracy, który na trwale przylgnął do ich kultury.
Dziś już nie ma tego przymusu aby tyrać całymi dniami desperacko odkładając pieniądze, a i gdy Tuatha pracują na własny rachunek (a nie po stawkach zakupu ich wyrobów ustalanych przez imperialnych urzędników, jak dawniej) – mogą sobie pozwolić na lenistwo i inne spędzanie czasu. Zatem wymiar czasu pracy, jako mniej istotny i z perspektywami skrócenia go by zająć się czymś przyjemniejszym – nie jest tu już tak silny, ale doskonałość w tym co się robi – pozostała.
Tuatha wciąż spędzi więcej w swoim warsztacie czy zagrodzie lub na polu niż jakikolwiek inny człowiek. Myśliwy Aen Sæidhe, który po bezowocnym dniu tropienia zwierzyny podda się o wiele później niż inny pogodzony z losem, że tego dnia do domu nic nie przyniesie. Bardzo niechętnie przerywa się pracę przed jej skończenie. I tak dalej.
Dodatkowo wyroby Tuatha de Daanan, szczególnie rękodzieła lub rzemiosła – noszą znamiona pewnego artyzmu. Aen Sæidhe tworząc coś jakby oddawał w to część swej duszy tak jak artysta do swego dzieła. Wiele towarów z Guinness jest rozchwytywanych na różnych rynkach i cenionych bardzo wysoko, bo fuszerki tu nie uświadczysz, a i często i ładniejsze to i piękniejsze w wyglądzie.
Powód tego jest jeszcze jeden ocierający się o dumę i motyw religijny. Otóż nikt nie dyskutuje z tym, że Tuatha to doskonali rzemieślnicy, ale trzeźwo wskazuje się, że przez stulecia musieli dojść do perfekcji aby nie wyginąć podczas Juvenaliów. Aen Sæidhe zaprzeczają takiemu stawianiu sprawy. Według nich, ich doskonałość wynika z faktu iż byli najbliżej Daanan, gdy bogini rozpoczęła swój zaśpiew.
Zdawałoby się też, że dla ludu tak zorientowanego na pracę nie będzie miejsca na rozbudowaną sztukę. Jednak nie, choćby z tego względu, że Tuatha kultywują w sobie uwielbienie dla esencji w życiu przebudzonej śpiewem Daanan. To ta esencja (vide Religia) odpowiedzialna jest za wszelkie piękno i wyższe uczucia na ziemi, a to wprost zbiega się ze sztuką. Do perfekcji w pracy Tuatha doszli zatem bo musieli, w kwestii sztuki to zawsze było dla nich naturalne.
Króluje w tej dziedzinie oczywiście muzyka, śpiew i taniec. Nie ma na świecie bodaj lepszych minstreli i muzyków, lepszych tancerek niż ci spośród Aen Sæidhe. Nawet gdy przed wiekami od świtu do nocy ich życie wypełniała praca, to w imperialnych manufakturach tętnił melodyjny śpiew pracowników dodających sobie tym otuchy i czyniących to ot tak, z potrzeby serca. Nie da się przejść kilkunastu kroków w mieście w Guinness aby nie usłyszeć melodyjnego głosu męża czy niewiasty z jakiegoś okna. Najlepszym sposobem by obrazić Aen Sæidhe jest ogłosić, że ktoś inny lepiej śpiewa. Gdyby to ogłosił jakiś obcy kacyk (że ma najlepszego śpiewaka na swym dworze) pewnością zjawi się ktoś z Guinnesskich minstreli, aby wybić mu ten koncept z głowy.
Przez wieki Tuatha byli niepiśmienni, bo imperialni zabraniali nauki czytania i pisania w celu zdegenerowanie podbitego ludu. Umiejętność taka była proszeniem się nawet o śmierć, bo imperialni sięgali czasem po sprytne prowokacje. Dziś wśród elit może i odbudowuje się znajomość pisma, ale powoli. Aen Sæidhe żyją w kulturze oralnej. To znowuż sprzyja rozwojowi szeroko pojętego gawędziarstwa i bajarzy w Guinnes również mają najprzedniejszych. Z czasem może to rozwinąć się w świetne fundamenty pod doskonałą literaturę, ale czasy ciemne to wciąż za wcześnie na to.
Inną gałęzią w której Tuatha są doskonali jest rzeźbiarstwo. Aen Sæidhe uwielbiają utrwalać w kamieniu lub drewnie piękno natury, ale w swój własny sposób. Wszelkie statyczne rzeźby kojarzą się ze stagnacją życia sprzed zaśpiewu Daanan zatem takowych wśród guinnesskich scluptorów nie uświadczysz. Dzieła są dynamiczne, częściej ich głównym tematem jest poza i ruch, a nie sam temat czy to natury czy osoby której wizerunek się rzeźbi.
Wśród górali nie ma tak wykształconej wysokiej kultury pracy i nie przejmują jej oni od Aen Sæidhe - brak im do tego podstaw. Inna sprawa, że nawet tak płytkie jak w wiekach ciemnych rzemiosło tam praktycznie nie istnieje. Ciężko być nastawionym na pracę gdy większość zajęć to hodowla w górskich dolinach. Sztuka nie rozwinęła się tam również, aczkolwiek zauważyć można przez ostatnie pokolenia zwiększenie zainteresowania śpiewem i ogólnie muzyką, a i gawędziarstwo stało tam zawsze na bardzo wysokim poziomie.
Inaczej trochę to wygląda w przypadku tych Victyjczyków, którzy wyrywają się z gór aby osiąść w miastach. Samo oderwanie się od gór oznacza w ich przypadku większą otwartość na życie tak jak Aen Sæidhe. Ale choć wielu pracowitości i większego zorientowania na piękno sztuki (niż ich pobratymców) odmówić nie można, to nic nie wskazuje na to by kiedyś dorównali w tym Tuatha.


SPOŁECZEŃSTWO – OBYCZAJNOŚĆ
Aen Sæidhe są ludem nader otwartym i mało pruderyjnym. Pasja do czegokolwiek jest przejawem iskry danej śpiewem Daanan, zatem narzucanie sobie wyśrubowanych norm obyczajowych by stopować te pasje, byłoby bluźnierstwem.
W przypadku małżeństwa, mąż czy żona dokooptowani do rodu mogą opuścić małżonka kiedy tylko chcą i z jakiego powodu jej się to podoba (byleby zwrócili posag jaki zapłacono ich rodzinom, chyba że po odejściu od małżonka zostaną w rodzie/klanie – zwracają wtedy połowę). Z drugiej strony jednak gdy małżonek jest głową rodziny, to żony/męża nie może odprawić ot tak, musi być tylko ważny powód do tego albo odprawiany/a musi wyrazić na to zgodę. I powodem na takie odprawienie nie jest na przykład fakt, że taka żona czy mąż puszcza się z kim innym jak popadnie – byleby po cichu zachowując choćby strzępy przyzwoitości (czytaj: starając się to ukrywać a nie tak ostentacyjnie). Każdy może o tym wiedzieć, że żona przyprawia poroże, nic z tym nie zrobisz, ani jej ukarać, ani wyrzucić. Ot moralność i obyczajność Aen Sæidhe w jednym przykładzie. Wiesz jak się zemścić, weź żonę sąsiada.
Małżeństwo nie jest zatem żadną wyższą świętością, tylko staraniem stworzenia ogniska domowego i spłodzenia dzieci, a także sposobem na wykupywanie posagiem co wartościowszych i dobrze rokujących jednostek do swego klanu. Ile takie małżeństwo przetrwa? To już jest mniej istotne. Poza tym samotni ojcowie lub matki co odeszli od małżonka z dzieckiem nie są w tak trudnej sytuacji, bo zawsze pomoże im jakoś klan.
Absolutnym tabu jednak (w przypadku kobiet) jest urodzenie mężowi dziecka z takiego skoku w bok. Tu litości Aen Sæidhe zbyt często nie mają i takowa (gdy to się wyda) jest najczęściej wykluczana z klanu lub nawet z całej społeczności. Kobiety Tuatha pilnują się pod tym względem mocno, bo kto wie czy dziecię nie będzie miało jakiegoś znamienia lub cechy po której padnie podejrzenie, że to owoc zdrady. W obyczajach Aen Sæidhe tak twarde podłoże do tego wynika z zaszłości ‘niewoli imperialnej’, kiedy to była spora presja na mężatkach pohańbionych przez oprawców w Juvenalia, aby Tanuvarskich pomiotów nie rodziły, z czasem to po prostu ewoluowało w eliminację takich ‘podrzutków’ nawet gdyby kochankiem był inny Aen Sæidhe, a zdradzająca męża podwijała kieckę całkiem ochoczo.
Również siostry mają zakaz rodzenia dzieci gdyby były one wynikiem sypiania z bratem, bo owszem to w kulturze Tuatha zabronione i nawet piętnowane nie jest. Ale Aen Sæidhe zdążyli już zauważyć, że zazwyczaj nic fajnego z takiego rozmnażania się na dłuższą metę nie wynika.

Istnieje pewien nacisk aby dzieci płodzone były gdy jest zaplecze ogniska domowego aby miały one w nim od urodzenia zabezpieczenie. Bo jak się małżeństwo rozpadnie, to zazwyczaj klan pomoże – stało się, ale by kobieta sama od początku to ród czy klan pakowała to mile widziane nie jest. Z drugiej strony młodzieży nie patrzy się pod kołdry, a jak się zdarzy, że poślubiana dziewczyna jest dziewica to najpewniej coś z nią nie tak. Gdy panna powije dziecko może być i tak, że klan się na nią wypnie i „radź sobie sama”, a przypomnieć należy, że masa Tuatha żyje w klanach będących nimi już bardziej z nazwy i tradycji tylko. Niezamężne dziewczęta zatem do tematu podchodzą nader ostrożnie, a w przybytkach zielarek i akuszerek tłoczno czasem bywa, gdy się z niewiernymi żonami tam mijają.

Górale Victyjscy nie dojrzeli jednak jeszcze do takich swobód obyczajowych, a i dawno osiadli w górach Aen Sæidhe się zradykalizowali trochę przy nich. Niejednemu Tuatha spadło się przypadkiem z urwiska, gdy przyzwyczajony do norm w miastach panujących zapałał chęcią zasmakowania rzucającej mu ogniste spojrzenia żony jakiegoś górala. Kazirodców się z klanu wywala, córek raczej pilnuje niż popuszcza wodze, a za zdradę kobieta może być przez mężczyznę z domu na pysk wykopana, jeszcze kijem potraktowana po drodze. To znaczy oficjalnie, bo coraz nowszym pokoleniem część z tego zaczyna się widzieć nawet przyjemnie. Ale dużo czasu minie nim tacy postępowcy obyczajowi w górach przestaną być zmuszeni do ukrywania swojego naśladowania Tuathe w tej mierze.





do poprzedniego postu:

2. bo tu problem w tym, że ja tu nadaję na falach, że Aen Sæidhe w kwestii innych bogów robią nierzadko w stylu “(...) a diabłu ogarek” i to raczej jak są gdzieś poza Guinness, a Ty lecisz w stronę “adaptowania bogów”, “wyznawania obcych kultów” czy problematyki kapłaństwa obcych kultów w takim ujęciu. No ja nic takiego nie zamierzam. Jak Aen Sæidhe minstrel będzie u tych turbowikingów i przed wystąpieniem na uczcie Jarla (czy jak tam się nazywają) pomodli się do Daanan o pomyślność i potem zrobi coś w stylu “Ty też nadobna Freyo co tym ludziom za pieśni patronkę robisz daj memu głosowi moc bym ich głosem zauroczył” - to gdzie tu komplikacje w stylu adaptacji bogów, wyznawania obcych religii, czy potrzeby zorientowania się na ich kapłaństwo? XD

3. no spoko, te tysiące to taka parabola. Bo gdzieś zaciera się z pewnością granica który to bożek jeszcze z rozbudowanego w cholerę panteonu ale słaby w swoim zakresie jak avatar leszcza, a który to duch opiekuńczy właściwie na już silny ale poziomie totemicznym. Ty powiesz że bożków setka - zgoda, ja powiem, że bożków tysiąc - to wliczając “skrzata z nawiedzonego młyna” się uzbierają.

Re: Guinness

: pt cze 24, 2022 10:50 pm
autor: Skryba
2. ok
3. ok

/nowe/

1. Czy można już mówić o zjawisku pańszczyzny/chłopstwa czynszowego u Aen Saeidhe?
2. Klany górskie nie piorą się po mordach? Cóż za rozczarowanie :D
3. Doskonałość produktów i ponadprogramową pracę potraktujemy czysto fabularnie, FYI. Ogółem też nie można nie brać pod uwagę czystej skłonności ludzi do lenistwa, gdy jest na to miejsce :)
4. Czy lud(y) mają swój jakiś własny alfabet? Jak to wygląda z tą reliktową pozostałością kultury piśmiennej?
5. Czyli nie ma krwi tanuvarskiej jako pozostałość po gwałtach juvenaliowych, tak? To faktycznie trzeba przemyśleć jak jest ze wsobnością społeczeństwa