
- Komu niewolnika? Komu? Nowiutkie sztuki, jeszcze niebite. Poprzedni właściciel płakał jak oddawał, a mimo to kazał im pracować tylko w niedziele, kiedy szedł do kościoła. No panie złoty, kierowniku drogi, kup pan drogi. Zlituj się nad biednym starym człowiekiem. Mam żonę i dzieci do wyżywienia… a tak właściwie to ja jeszcze dopłacam do tego interesu…
Takie zachwalanie dało się słyszeć coraz częściej po targach Nowego Świata. Wraz z rozwojem kolonii ze Starego Świata w Warenzji, pojawiły się nowe potrzeby. Liczne plantacje i kopalnie przynosiły często bajońskie zyski. Jednak zarządcy i gubernatorzy już zaczęli rozmyślać, jak tu jeszcze bardziej je zwiększyć.
„Ahh… gdyby tylko można byłoby nie płacić robotnikom… ale chwila! Przecież można. Sekretarzu! Sekretarzu! Gdzie ty się do cholery podziewasz. Już mi kałamarz i papier dawaj. Piszemy do Europy.. Zaczynaj tak… Jaśnie Oświecony przesyłamy uniżne pozdrowienia…”. Wkrótce po sprowadzeniu pierwszych niewolników, reszta kolonii podchwyciła te pomysły i zaczęli pisać do metropolii z prośbami o przysłanie transportów wyładowanych darmową siłą roboczą. Jednak królowie sami nie mając ich skąd za bardzo brać, często takie prośby odsyłali z kwitkiem.
Rynek jednak nie lubi pustki, a kupcy wyczuli nowy „złoty” interes. Stąd też wkrótce prywatne kompanie, gildie czy zwykłe familie kupieckie zaczęły robić za pośredników między koloniami, a tymi których można zwać „producentami niewolników”. Chwilowo największy interes rozkręcił niejaki Matheos Belizosbaum, grecki żyd z Konstantynopola, który rozesłał do co znaczniejszych gubernatorów listy ze swoją ofertą, która na ten rok wygląda następująco:
„Wasza Jegomość może nabyć dwustu dzielnych i hardych ruskich chłopów, którzy tatarzy krymscy w jasyr pochwycili, za jedynie symboliczną opłatę 7 złota – wszak każda dziesiatka tych ludzi takich pieniędzy jest warta. Jeśli jednak nie gustują Waszmoście w wschodnich klimatach, może dzieci słonecznych krain Mali i Songaju wydadzą się bardziej odpowiednim podarkiem dla waszej małżonki. Niech stracę, za dwustu czarniawych o złota jeden sobie mniej policzę. Gdyby kufry wasze świeciły jednak pustkami i czegoś tańszego byście szukali to możemy zaoferować trzy setki przedstawicieli plemion z dorzecza wielkiej rzeki Konga za jakże promocyjną kwotę 8 złota. Oczywiście zapewniamy w tej cenie wszelki transport do wybranego miejsca przez Was. Ale radzimy się śpieszyć… podane ceny nazwijmy tak – są „wywoływawcze”.”
Może liczby oferowane przez Matheosa nie są oszałamiające, lecz równie dobrze może być to tylko swoiste badanie gruntu – jeśli znajdą się nabywcy na ten towar, to i podaż wzrośnie w następnych latach. Oczywiście i sami gubernatorzy mogą zacząć handlować między sobą – wszak niewolników z takiego czy innego źródła jest już sporo w Warenzji.
Streszczenie:
• W Nowym Świecie rośnie zapotrzebowanie i moda na niewolników;
• Przedsiębiorczy kupcy zaczynają oferować sprzedaż taniej siły roboczej;
• Rusza swoista „giełda” niewolnicza, która może rozkręcić handel w tym segmencie rynku.