Rok 742

”A żeby cię tak Barbah nawiedził” - to na południu zdarza się od dawien dawna słyszeć kupcom, którzy wykorzystując koniunkturę zawyżają czasem ceny towarów. Słowa takie, wymawiane przez tych co zmuszeni są głębiej sięgnąć do sakiewki aby obrotnemu kupcowi napełnić kabzę, nie były tylko zwyczajowym wyrażeniem nieprzychylności dla zdziercy. Wszak Barbahowie od lat polowali na morzu na wyładowane wszelkim dobrem okręty. Radzono z tym sobie różnie, kapitanowie okrętów używali szlaków na których korsarze ‘kręcili się rzadziej’, albo po prostu były mocniej patrolowane przez okręty okolicznych władców dbających o spokój na morzach. Inni wybierali grupowanie się w niewielkie flotylle aby w razie ataku iść sobie nawzajem z pomocą. Dlatego słowa polecające losowi nagrodzenia skąpstwa kupca w wiadomy sposób kończyły się zazwyczaj splunięciem przez takiego by odczynić urok i tyle. Gdy płynęło się w rejs handlowy to i tak wszystko zamykało się w “co ma być to będzie”. Teraz jednak powiedz to kupcowi z Oświeconej Republiki Aruzji, a skończyć się może nawet awanturą czy (zdarzyło się i tak) - rękoczynami.
Wszystko zaczęło się od “Ligi Południowej” w której zawarto trwały, nienaruszalny i powszechny pokój i przyjaźń między Hakimem Babą I Deyem i jego pobratymcami z jednej strony, a Hakimem Shaikh i Alhukaam Wolnych Miast Kahydańskich. Wprowadzono wtedy między innymi system glejtów uwalniających posiadających ich kapitanów od ataków barbahskiego żywiołu morskiego. Kilka lat temu śladem miast Kayhadańców poszły miasta aruzyjskie, a przynajmniej te pozostające pod władzą Wielkiego Księcia. Doszło bowiem do “Hudny Aruzyjskiej” w której wielki książę Umerto do Velletri za cenę corocznych podarków wartych 1500 kop denarów Vernazziańskich kupił własnym kupcom względny spokój od korsarzy w podobny sposób co Hakim Shaikh blisko siedem dekad temu. W roku ubiegłym za to w ten system glejtowy włączył się żywioł kupiecki z Elmurii po “Przymierzu Morza Al-Dalfi” zawartym przez króla Tankreda z Hakimem Hayreddinem. Umowa ta jest jednak dużo korzystniejsza dla kupców elmurskich i samego króla Tankreda, niż te które Barbahowie zawarli z Kahydanami czy Aruzją.
Barbahom wyruszającym na żer coraz częściej zaczęły się przyprawiać ‘puste przepływy’ gdy atakowany statek kupiecki nie bronił się, a poddenerwowany kapitan prezentował glejt. W zachodnich częściach morza to już od pewnego czasu stało się nagminne, dlatego dziś korsarze mniej chętnie wybierają tamtą część akwenu jako swoje ‘tereny łowieckie’. Naturalnie spowodowało to większą aktywność Barbahów w centralnej części morza, co stało się istną plagą dla Oświeconej Republiki Aruzji. Wypłynięcie w rejs handlowy lub powrót do niej staje się coraz większym hazardem, a statki republiki łupione sa bez litości. Korsarze z południa zdają się wykorzystywać tu fakt niedostatecznej ochrony szlaków przez wielkiego magistra Makariusza Danbatosa, bo choć okręty mające przeciwdziałać pirackiemu procederowi wciąż wypływają na patrole z Consentras, lub towarzyszą wybranym konwojom - to są zbyt nieliczne aby chronić wszystkich swoich kupców.
Nie dostaje się jednak tylko obywatelom republiki, bowiem dostaje się też kupiectwu Sułtanatu Azairów, a i jeden z orenckich kupców przekonał się czym jest spotkanie z Barbahami na morzu bez posiadania odpowiedniego glejtu. Trzeba dodać - glejtu, który nie zawsze chroni. Barbahowie bowiem rozochocili się i dochodzi do nadużyć względem tych co powinni mieć spokój. Powody są głównie dwa. Po pierwsze gdy któryś z kolei z "kontrolowany" na wyprawie statków okazuje się być opatrzony glejtem, to korsarzom zaczynają puszczać nerwy, gdy widzą że znowu przemyka im niezły łup pod nosem. Po drugie niektórzy korsarze mają poczucie, że statki z glejtami obrobić jest po prostu łatwiej. “Glejtowi” kupcy, aby więcej zarobić i wierząc w ochronę jaką tenże glejt im daje czasem przyoszczędzają na załodze zbrojnych i nie uciekają przed statkami Barbahów, lecz dopuszczają je do siebie, aby pokazać glejt. Chyba co najmniej kilku korsarzy uznało to za zbyt wielką pokusę. Ofiara raz - nie ucieka, dwa - sama wpuszcza na pokład, trzy - jest prawie bezbronna. Ani to ścigać nie trzeba uciekającego, ani łamać oporu abordażem. Sposoby nadużyć zaczęły się więc mnożyć. Niektórzy kapitanowie statków kupieckich zaczęli się więc dziwić, gdy podczas kontroli dowiadywali się, że podobno nie chcieli się dobrowolnie zatrzymać, co według umowy zdejmuje z nich ochronę glejtową. W najlepszym przypadku kończy się to zarekwirowaniem części towaru, w najgorszym utratą wolności. Inni zaś korsarze zaczęli przekonywać, że glejt posiadany przez kapitana okrętu jest nieaktualny, choć sam glejt nie ma ograniczenia czasowego. Nie przeszkadza to jednak, w znacznej większości, nie umiejącym czytać korsarzom, aby potrącić część towaru jako karę za nieaktualny dokument. Oczywiście nie każda kontrola kończy się nadużyciami, lecz pechowych okrętów przybywa.
Kupcy w Republice Aruzyskiej i w Sułtanacie nalegają na swoich władców by podjąć jakieś działania mające ograniczyć skalę kupieckiej hekatomby, a nienawiść do Barbahów w tych krajach rośnie sobie solidnie podlewana krwią płynącą z żył ich handlu. Ale nie tylko tam jest poczucie, że trzeba coś w tej sytuacji zrobić. Kupcy z miast aruzyjskich wielkiego księcia, z miast kahydańskich, a także innych krajów obrębu południowego morza zadają głośno pytania co robić w tej sytuacji.
- Ten rok był wyjątkowo nieszczęśliwy dla kupców Oświeconej Republika, lecz działanie Barbahów odczuli także kupcy Sułtanatu
- System glejtowy na morzach południa rozrasta się w związku z dołączeniem do niego Elmurii
- Zaczyna rosnąć liczba nadużyć wobec posiadaczy glejtów ze strony korsarzy, najmniej jednak nieprzyjemności mają okręty elmurskie, które obejmuje korzystniejsza umowa
- Kupcy w Oświeconej Republice i Sułtanacie domagają się działania, a kupcy z reszty krajów leżących przy morzach południowych coraz głośniej dyskutują o tym problemie