Przed otrzymaniem wstępu do Thulantar i dostąpienia zaszczytu spotkania z Arcyksięciem bądź Arcymagiem każdy poseł winny jest przedstawić swoją akredytację Kanclerz Arcyksięstwa, Ervinie Larloch, przedstawiając przede wszystkim kraj pochodzenia i cel wizyty.
Do Thulantur zajechała konno Mistrzyni Run Silrhan. Dzień był przyjemny - mroźny i wietrzny, zatem w mieście pojawiła się bez kaptura - jej cienka, blada skóra bez włosów (albo o białych, krótkich i cienkich włosach - niemal niezauważalnych, ciężko powiedzieć) opasała czaszkę bardzo ciasno, tak, że było widać wyraźne jej kontury. Tam, gdzie ludzie posiadają oczy świeciły tylko dwa błękitne kryształy, w których można byłoby się przejrzeć. Emitowały także nienaturalne światło, ale na twarzy Mistrzyni malował się spokój, wręcz błogość. Przejechała z zadowoleniem przez rynek, patrząc też z bliska na budowę Akademii Wyższych Arkanów, postępującą w akceptowalnym tempie. Gdyby nie to, ze Otharczycy są ludem nawykłym do magii tak jak i Ost'aturi, to widok tej mistrzyni magii mógłby wpędzić spoglądających z ciekawością gapiów w popłoch. Ciemnoniebieski płaszcz Silrhan zafalował, gdy zeskoczyła z konia, podając uzdę służącemu. Od razu skierowała się też do pałacu.
Speszonemu kanceliście, który widać nie spodziewał się jej przybycia powiedziała tylko w lokalnej mowie - Czarodziejka nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy kiedy ma na to ochotę. Spytaj swego pana, kiedy będę mogła zacząć pracę w Akademii. Ach, jeszcze coś. - dodała - Weź to ze sobą. - ciężki od kamieni szlachetnych worek był pierwszą ratą obiecanej zapłaty za powstanie Akademii.
When I became a man I put away childish things, including the fear of childishness and the desire to be very grown up. - C.S. Lewis