Strona 1 z 1

Wojna egipsko-kastylijsko-francuska

: śr mar 23, 2022 10:01 pm
autor: Princeps
1560 rok
Gdzie trzech się bije tam czwarty korzysta

Obrazek


Iberyjskie kolonie w Warenzji nie mają łatwego życia. Aragończycy zamknięci na dalekiej i mroźnej północy niemal wyhamowali całą swoją aktywność. Portugalczycy czy Kastylijczycy uwikłani byłi w długoletnie wojny, które kosztowały ich wiele straconych możliwości i środków. I tak mimo, że obie te wojny wynikały poniekąd z sentymentów z Starego Świata, tak różnie się one potoczyły. Portugalia po latach zmagań zapewniła sobie dominację nad słabszym Marokiem. Jednak los kastylijskie kolonii był mniej fortunny. Z konfliktu tego wyszła nie tylko wielce osłabiona, ale i opuszczona przez sojuszników i przegrana. Niejeden kupiec w Aves już mienił Veracruz stolicą żywego truchła… a do truchła jak wiadomo ciągnie padlinożerców.

Jednym z takich sępów okazał się egipski gubernator. Zaangażował się przejściowo już szybciej w konflikt z Habsburgami (jako sprzymierzeniec Francji), jednak nie wszedł wtedy otwarcie na wojenną ścieżkę. Teraz kiedy Wicekrólestwo Nowej Kastylii zostało upokorzone przez tzw. Drugie Porozumienie z Mount Weather sposobność do dobicia odwiecznych wrogów islamu jakby się sama nadarzyła.

I tak jak można sądzić, że egipski atak był przypuszczony w idealnym czasie – akurat z Veracruz odpłynęły na północ kontyngenty neapolitańskie – tak może i islamiści dużo więcej by zyskali gdyby poczekali ten miesiąc czy dwa więcej? Wszak w kastylijskim garnizonie swe zapasy pakować zaczęły kompanie metropolitarne, które wracać miały do Europy. Pech jednak chciał, że droga powrotna została odcięta przez egipskie okręty. Nie mając wobec tego innego wyjścia, zaprawieni w bojach weterani zostali na miejscu by bronić tych ziem w imię Króla Filipa.

Tak to egipska ofensywa się zaczęła. Tabuny mahometan przekroczyła granicę i zaczęła zajmować kolejne wsie i przysiółki zamieszkane przez katolików. Pochód ten nie był zaś nie niepokojony nawet przez małe oddziały kolonialne, gdyż hiszpański wódz – Diego de la Vega postanowił zebrać wszystkie swe siły w pobliżu stolicy – Veracruz. Przemawiała przez niego ostrożność? A może strach o tyły, które mogłyby być narażone na atak ze strony morza? W każdym razie Hiszpanie czekali aż góra sama przyjdzie do proroka. I wreszcie przyszła.

Kiedy na pobliskim polu rozwinęły się oba zagony doszło do małego zmieszania. Wszak to atakujący okazali się być mniej liczni. Ludzie Kerim'ala Ezirra byli jednak lepiej uzbrojeni i wyposażeni niż obrońcy (poza kompaniami metropolitarnymi). Ponadto Egipcjanie mieli jeszcze jeden atut w rękawie – artylerię, która na płaskim polu walki mogła wiele zdziałać. De la Vega szybko zdał sobie sprawę, że jedyną szansą dla niego jest porzucenie własnych okopów i dążenie do jak najszybszego zwarcia oddziałów, gdzie będzie mógł wykorzystać własną przewagę liczebną.

Tak więc nie czekając za wiele, zagrały rogi bojowe. Zaraz za nich obie strony spowił dym z salw z muszkietów i armat (tylko egipskich), po czym Hiszpanie z krzykiem rzucili się do szarży. Mimo znacznych strat w czasie biegu, wkrótce katolicy z mahometanami zwarli się w śmiercionośnym uścisku. Mimo brutalnie bezpardonowej walki, po pewnym czasie w serca katolików zaczęła się tlić nadzieja. Kompanie metropolitarne pod flagą z Matką Boską zaczęły wyłamywać przejście w szeregach egipskich. Wtedy jednak dały się we znaki straty jakie Hiszpanie ponieśli od początkowego ostrzału – weteranów było za mało by okryć nagle odsłonięte boki. Natarcie zaczęło znowu wytracać impet, a sztandar upadł. Klęski jednak dopełniło zdarzenie na prawej flance bitwy. Tam to hiszpańskie chorągwie lekkich jeźdźców uległy ciężkozbrojnym mamelukom, którzy mogli swobodnie zagrodzić drogę żołnierzom de la Vegi drogę ucieczki. Widzą to Diego z ciężkim sercem dał sygnał do odwrotu. Znowu dała o sobie znać europejska dyscyplina, gdyż odwrót przebiegał w pełnym porządku. Niestety porządek ten zakłócany był przez egipskie kule armatnie wstrzeliwujące się w umykające formacje. Tak to bitwa pod wsią Alhombra zakończyła się porażką Wicekrólestwa.

Po wygranej Kerim'al podszedł z swoimi wojskami pod Veracruz, w którym zamknęły się uchodzące oddziały. Mimo armat i wysokich morali, nie zdecydowano się na szturm. Miasto posiadało fortyfikacje z własną artylerią, a obrońców znowu było po prostu więcej niż napastników. Tedy mahometanie poprzestali na rozpoczęciu oblężenia. Z pewnością małe miasteczko wyładowane sporym garnizonem nie wytrzyma długiej blokady? Przez to niestety postępy ofensywy wyhamowały. Każdy żołnierz był na wagę złota, by tą blokadę utrzymać.

W tym samym czasie na morzu panował względny spokój. Hiszpańska eskadra nawet nie wychodziła z portu. Okręty egipskie większe i liczniejsze z łatwością rozpoczęły blokadę miasta od strony morza.

Natomiast na ziemiach zajętych przez Egipcjan sytuacja nie wygląda tak różowo. Owszem napastnicy okazali rzadko spotykaną łaskawość dla podbitych ludów i z ich strony nie dochodziło do większych grabieży. Mimo to, nie kupili miłości lokalnych katolickich osadników, którzy są jawnie wrodzy okupantom. Więc zdarza się, że prowiant dla wojska gdzieś zaginął, albo jakiś Egipcjanin poszedł się odlać i nie wrócił.

• Egipt dokonuje inwazji Nowej Kastylii, wygrywając walną bitwę i oblegając stolicę kolonii;
• Na morzu większa flota napastników rozpoczęła skuteczną blokadę morską;
• Południowe i zachodnie ziemie Wicekrólestwa dalej są niezajęte.

Re: Wojna egipsko-kastylijsko-francuska

: sob kwie 09, 2022 8:56 pm
autor: Princeps
1561 rok
Niezręczna sytuacja
Obrazek

Mieszkańcy Nowej Kastylii nie mają najłatwiejszego życia. Niemal od początku istnienia tej kolonii była ona świadkiem licznych rajdów, wojen czy bitew. Przybywający na te ziemie hiszpańscy osadnicy, zamiast obiecanego raju pełnego nowych możliwości, mają za to grabieże, gwałty i epidemie. Nikt się nie spodziewał, że inaczej będzie w tym roku. Wszak nowy rok, obchodzono w pałacu gubernatora w dość skromnej atmosferze – mając za murami obóz islamistów, a okręty z półksiężycem blokujące port. Mimo wszystko wydarzenia 1561 roku zaskoczyły wielu.

Kiedy śniegi topniały na ulicach odległego Paryża, rozpoczął się kolejny akt warenzyjskiego spektaklu (jak w pałacach Toledo mówi się o wydarzeniach z Nowego Świata). Granicę z osamotnioną kolonią habsburską przekroczyły francuskie wojska. Można było się tego spodziewać – wszak już przed rokiem siły walezjuszy naruszyły pokój z Mt. Weather, „zabezpieczając” ziemie w kastylijskiej strefie wpływów. Teraz widocznie chcieli sięgnąć po właściwe ziemie Wicekrólestwa. Nie wkraczali oni jednak do kastylijskich wiosek jako zdobywcy… ale jako sojusznicy? Żołdacy z Indii Wschodnich nie grabili nikogo, a kapelani towarzyszący armii głosili, że oto przybywają wyzwolić chrześcijan przed islamskim gwałtem.

Wieści o tym niespodziewanym wydarzeniu dotarły i do obozu pod Veracruz (ale jeszcze nie do samego miasta), gdzie egipski wódz Kerim, stanął przed nie lada dylematem. Otrzymał on doprawdy posiłki po zeszłorocznej kampanii, lecz nie był pewien czy zdobędzie miasto przed przybyciem wojsk francuskich. Dodatkowo miasto nie zdradzało oznak nadchodzącej kapitulacji. Tedy postanowił wysłać do swego zeszłorocznego rywala poselstwo, które proponowało prostą ugodę – „razem pobijmy Francuzów”. De la Vega chwilę dumał nad ofertą, lecz zatrwożony, że zaraz jedno oblężenie zostanie zastąpione przez drugie (albo nie słyszał, albo nie wierzył, że jego długoletni wrogowie idą z prawdziwą altruistyczną pomocą) zgodził się wreszcie. Ustalono, że wspólnie Egipcjanie oraz Kastylijczycy wyprą Francuzów, za co islamiści obiecali zwrócić wszystkie zagarnięte ziemie kolonii. Mimo ugody, wraz z siłami Kermia wymaszerowała tylko część garnizonu – wszak Diego nie wiedział czego można się po muzułmanach spodziewać.

Niebawem więc obie armie stanęły naprzeciwko siebie. Sztab francuski był w istnym szoku widząc łopoczące na jednym horyzoncie zarówno sztandary hiszpańskie jak i egipskie proporce. Pewien był, że przyjdzie mu się mierzyć jedynie z islamistami w czym jeszcze go utwierdzała lokalna ludność, która dużo przyjaźniej się odnosiła do Francuzów niż do Egipcjan w zeszłym roku. Jednak obie armie stały naprzeciwko siebie w niespodziewanej konfiguracji. Było to chyba jednak za dużo dla francuskiego wodza, który stwierdził, że w takim wypadku nic tu po nim i zawrócił do kolonii.

Wobec czego reszta sezonu przeminęła dość niezręcznie. Armie niedawnych sojuszników obozowały w pewnej odległości od siebie czekając czy francuzi znowu nie nadejdą. Nie było jednak rozkazów by kontynuować atak, więc nie pozostawało nic innego. Niezręczność sytuacji pogłębia fakt, że jeszcze rok temu obie armie wojowały między sobą. Natomiast teraz niedawni najeźdźcy sprzymierzyli się z katolikami, przeciwko ich sojusznikom ze starego świata (wszak Wysoka Porta i Walezjusze pozostają w przyjacielskich relacjach). Konfuzji dodaje też zachowanie Francuzów – ludność ziem cywilnych zarzeka się jakoby faktycznie przybywali z dobrymi intencjami, jednak ani oni nie poinformowali Hiszpanów o tej „odsieczy” ani nikt nie zapomniał blisko dziesięcioletnich walk obu kolonii i złamania dopiero co podpisanego pokoju.

Dość powiedzieć, że przynajmniej na morzu sytuacja wyglądała na trochę jaśniejszą. Okręty egipskie wszak opuściły wody Veracruz by zmiażdżyć francuską flotę. Kapitanowie okrętów walezjuszowskich jednak nie ryzykowali – nijak ich mała flotylka nie mogła odnieść zwycięstwa, tedy szybko cofnęli się do portu. Jeden raz egipski admirał spróbował wygonić Francuzów z ich kurnika. Ciężka karaka Egipcjan - potężny okręt, jakich mało w Nowym Świecie, podpłynął do portu i ostrzelał zacumowane w nim okręty. Mógł tak zrobić, bo jego główne ciężkie działa były bardziej donośnie niż zarówno cokolwiek co Francuzi mieli na okrętach, ale nawet na umocnionych wałach. W wyniku tego ostrzału obrońcy stracili karawelę, natomiast lekka karaka doznała takich uszkodzeń, że ledwo się na wodzie trzyma. Egipcjanie nie sprowokowali mimo to obrońców do wyjścia w morze, dlatego na jednej takiej akcji poprzestali. Rok zakończył się zatem odcięciem Francuskich Indii Wschodnich od Europy.

Podsumowanie:
• Niespodziewana „pomoc” Francuzów doprowadza do odwrócenia sojuszy i zawarcia ugody między Egiptem, a Kastylią;
• Francuska odsiecz ustępuje pola siłom hiszpańsko-egipskim cofając się do kolonii;
• Flota egipska przegania Francuzów do portu, odcinając Indie Wschodnie od metropolii.

Re: Wojna egipsko-kastylijsko-francuska

: ndz maja 01, 2022 11:22 pm
autor: Princeps
1562 rok
Koniec Francuskiej Kolonii(?)


Obrazek

Zdrada stulecia, rechot historii albo sojusz piekła z niebem – różnych określeń na przedziwny sojusz gubernatorów kolonii hiszpańskiej i egipskiej nie brakuje. Poddany arcykatolickiego monarchy sprzymierzony ze sługą sułtana, podkomendni największych wrogów zjednoczeni ramie w ramie: oto jak Nowy Świat obraca politykę metropolii, łamiąc zdawało się niemożliwe do przełamania podziały.
Gubernator kolonii francuskiej, Jean Ribault należał do osób najbardziej zdziwionych i zszokowanych tym wydarzeniem. Wszak to przeciw niemu zawiązano ten przedziwny sojusz, ba, mówi się wręcz że to przez niego mógł on mieć miejsce. Nieszczęsny Francuz zamknął się w swoim pałacu i nie wychodził z niego przez wiele miesięcy, niedopuszczając do siebie swoich służących i urzędników, wśród których szybko rozeszły się plotki, że ich przełożony popełnił samobójstwo.

Niezależnie od tego, czy plotki te zawierały jakieś ziarno prawdy czy nie, w obliczu faktu, jakim był ten nieoczekiwany sojusz, a także wobec znacznie groźniejszego faktu jego ruszającej na francuskie posiadłości ofensywy, ktoś musiał zająć się przygotowaniami do obrony. Zadanie to spadło na barki doświadczonego francuskiego wodza, Jacques Cartiera, którego w tym trudnym czasie wsparł dowódca wojsk metropolitarnych. Dwaj Francuzi szybko stwierdzili, że kastylijsko-egipska armia jest znacznie silniejsza od sił, którymi dysponują. Zadecydowano zatem wykorzystać przewagę w konnicy, by szarpać przeciwnika. Pierwsze kilka rajdów było całkiem dotkliwych, jednak sprzymierzeni wodzowie nie byli w ciemię bici i szybko odkryli, że aby zneutralizować wrogą jazdę, najlepiej będzie użyć… Floty. Armia obrała trasę wybrzeżem, maszerując pod osłoną płynących blisko brzegu okrętów, których artyleria samą groźbą skutecznie odstraszała wrogie podjazdy. W ten sposób nie można było co prawda zanurzyć się w głąb francuskiego terytorium, ale też nie taki był zamiar najeźdźców. Skierowali się oni bowiem na jedyny duży francuski port w Nowym Świecie, będący jednocześnie stolicą całej kolonii – Nowy Paryż.

Chcąc nie chcą, do obrony swojego stołecznego miasta Francuzi musieli stanąć. Doszło więc do batalii: francuskie działa ryknęły w stronę najeźdźców, a ciężka konnica przypuściła chwalebną szarżę w starym, rycerskim stylu. Cóż jednak z tego – sprzymierzeni również mieli swoje armaty, a świadomi obecności francuskiej kawalerii przywiedli na pole bitwy liczne zastępy pikinierów i muszkieterów, które w skoordynowany sposób zatrzymywały i rozstrzeliwały każde, wielokrotnie powtarzane francuskie natarcie. Starcie trwało aż do zmierzchu, pod którego to osłoną resztki francuskiej armii wycofały się – nie do miasta, które chronione jedynie przez śmieszną w swej wysokości palisadę nie mogło stawiać długo oporu najeźdźcom, ale na północ, w głąb kolonii. Sprzymierzeni przejęli część francuskiej artylerii, której nie zdołano w porę zagwoździć i z jej pomocą, a także dzięki działom z okrętów, szybko zburzyli fortyfikacje i opanowali Nowy Paryż, którego mieszkańcy woleli poddać się, niż zginąć pod zmasowanym ostrzałem.

Reszta kampanii zapowiadała się na niezwykle prostą – Kastylijczycy z Egipcjanami ruszyli na północ, odbijając hiszpańskie posiadłości utracone wcześniej na rzecz Francji praktycznie bez oporu. Obydwa tubylcze miasta-państwa, opanowane przez Francuzów również szybko się poddały, choć lokalna ludność niezbyt przyjaźnie widziała muzułmanów i wspierających saracenów Hiszpanów. Na południu z kolei wolni Ohlonowie w obliczu zagłady francuskiej kolonii, uznali zgodnie, że oznacza to, że są teraz… Wolni. Ich wojska wprawdzie nie ruszyły, by nie prowokować zwycięskich sił do walki z nimi, ale kto wie, co przyniesie to w przyszłości.

Epopeja tegorocznej wojny miała jednak jeszcze jeden nieoczekiwany rozdział, którego głównym aktorem był nie kto inny jak właśnie francuski jenerał Cartier. Ów mąż bowiem, schroniwszy się z resztką wojska na północnym skrawku francuskich posiadłości, niezajętych jeszcze przez postępujące siły napastników, ogłosił się bowiem nieoczekiwanie księciem Carterii. Ten nieoczekiwany ruch poprzedzał kolejny, jeszcze bardziej niespodziewany – otóż samozwańczy książę złożył hołd lenny królowi Ramanu, oddając mu się pod opiekę i ochronę.

Ten dziwaczny ruch postawił egipskiego wodza, Kerim'al Ezirra, w kropce. Walczyć z całą potęgą Ramanu, która swą skuteczność w starciach z europejskimi wojskami już udowodniła – tego nie było w planach. Z drugiej strony na ziemiach „Carterii” nie było żadnych miast, żadnego rzemiosła, ba, nawet żadnych portów – więc szanse na to, że Francuzi będą mogli zaopatrzyć się w sprzęt i broń były minimalne. Zamiast więc szturmować zawzięcie ostatnie francuskie pozycje, narażając się na wciągnięcie w kolejny konflikt i niezbyt przyjemną jesienno-zimową kampanie, egipski wódz uznał że lepiej będzie po prostu poczekać – wszak francuskim „poddanym” Cartiera z pewnością nie podoba się dziwaczny pomysł, by poddawać się pół-dzikim tubylcom. Możliwe w końcu, że problem ten w ciągu roku sam się rozwiąże, a odcięci od swojej ojczyzny koloniści pójdą po rozum do głowy i dobrowolnie poddadzą się swoim przeciwnikom.

Z kolei w Starym Świecie wojna wywołała pewne echo. Francuscy Walezjusze machnęli wprawdzie ręką na swoją kolonie, uznając że i tak była żałośnie mało dochodowa, a w Nowym Świecie z pewnością nie ma nic, co uzasadniało by wysłanie tam kolejnej ekspedycji. Znacznie gwałtowniej zareagował jednak sułtan osmański, Sulejman Prawodawca, którego poddani walnie przyczynili się do zniszczenia kolonii jego francuskiego sojusznika – do tego w plugawym przymierzu z największymi wrogami Porty, Habsburgami. Pałace Konstantynopola aż kipią od wściekłości monarchy, który z pewnością wykona jakiś ruch – spóźniony wprawdzie, lecz potencjalnie nieprzyjemny dla władz egipskiej kolonii.
  • Egipsko-kastylijskie siły pokonują francuską armie i zajmują stolice razem z wiekszością francuskich ziem.
  • Wolni Ohloni ponownie stają się wolni
  • Na północy francuskiej kolonii powstaje księstwo Carterii, wasalne wobec Ramanu

Mapa:

Obrazek