Strona 1 z 1

Duńsko-polska inwazja na Nową Szwecję

: sob kwie 09, 2022 8:43 pm
autor: Princeps
1561




Obrazek

Wybuch kolejnej wojny między Królestwem Szwecji a Danią zaskoczyć mógł chyba tylko tych, którzy europejskiej historii nie znali w stopniu nawet najmniejszym – wszak rywalizacja między skandynawskimi monarchiami była wręcz przysłowiowa. Najnowszy konflikt wniósł jednak do dawnej realizacji nowe pole zmagań – nowy świat. O ile bowiem można było się spodziewać, że rozpoczęcie działań zbrojnych między ich metropoliami w ten czy inny sposób wpłynie na stosunki gubernatorów czy kupców w Nowej Danii i Nowej Szwecji, o tyle skala zwrotu we wzajemnych relacjach przekroczyła wszystkie oczekiwania postronnych obserwatorów. Nie tylko bowiem duński gubernator uznał, że wojnę metropolii należy prowadzić również na tym kontynencie – ale też namówił gubernatora polskiego do wspólnego ataku na kolonie swojego oponenta. Tak jak starcia duńsko-szwedzkie nikogo raczej nie dziwią, tak udział w nich polskich kolonistów może zastanawiać – czy polski król wie o decyzji swojego gubernatora i popiera jego plany? Co oznacza to dla Korony i Litwy? A może była to akcja samowolna? Ta niepewność połączona z atakiem łamiącym podpisane wcześniej między gubernatorami traktaty o nieagresji z pewnością może odbić się sposobie postrzeganie Polaków w Nowym Świecie – w końcu cóż wart jest traktat o nieagresji, jeśli jego zerwanie nie niesie że sobą żadnych konsekwencji?

Kwestie legalistyczno-prawne mogą pozostawiać wątpliwości, ale jeśli chodzi o działania wojenne, te rozegrały się szybko i zdecydowanie. Początek kampanii był dla Szwedów wielce niekorzystny – ich znacznie słabsza od duńskiej i polskiej flota musiała skryć się w porcie w Christiani, żeby uniknąć anihilacji. Wyjście stołecznego portu zostało rzecz jasna szybko zablokowane przez napastnicze okręty, które skutecznie odcięły ją od możliwości zaopatrywania się od strony morza.

Jednocześnie wojsko szwedzkie, choć relatywnie silniejsze niż flota, wraz z początkiem roku zaczęło przejawiać zadziwiająco niską sprawność – wielu kluczowych oficerów podupadało na zdrowiu, żołnierze grupowo chorowali po spożyciu nieświeżych posiłków, które nie wiadomo było kto dostarczył i przygotował, a gorączkowo przeszukujący stosy papierów oficjele gubernatora ze zdumieniem odkrywali, że wielu niezbędnych dla skutecznej organizacji oporu dokumentów po prostu brakuje. Gubernator szwedzki miał ręce pełne roboty, próbując opanować ten chaos i przygotować kolonie do obrony. Pewne sukcesy zdołał co prawda osiągnąć, zostały one jednak brutalnie przerwane gdy… Nagle zmarł! Zaiste, przypadek był to tak nieszczęśliwy i dla Szwedów niezręczny, że nawet bez przeprowadzania większego śledztwa (na które nie było po prostu czasu) uznano, że przyczyną zgonu było otrucie przez wrogów – pytanie „których” musiało poczekać. Ostatecznie kontrolę nad armią i stolicą przejął jenerał wojsk z metropolii, Edgar Nella. Doświadczony weteran robił co mógł, by opanować chaos, ale skutki całej tej degrengolady po prostu musiały znaleźć przełożenie na możliwości obrony – chociażby w postaci zbyt późnego powołania pod broń części milicji, która nie zdążyła wziąć udziału w walkach.

Zaistniały chaos sprzyjał napastnikom, którzy podzielili siły – duńska armia maszerowała zarówno wzdłuż zachodniego, jak i wschodniego krańca kolonii, zamierzając jak najszybciej zająć wraże ziemie. Dla jenerała Nella podzielone siły duńskie momentalnie wydały się celem łatwiejszym, niż maszerująca z południa połączona armia polska – dlatego też postanowił wyprowadzić wyprzedzające uderzenie na słabszą z nich.

Doszło do starcia nieopodal wioski Upsahalali. Lesisty teren nie napawał optymizmem duńskich pikinierów, którzy w liczbie nieco poniżej tysiąca stanęli naprzeciw niemal dwóch tysięcy Szwedów – jednak duża ich część to byli milicjanci, awanturnicy i mniejszej jakości oddziały. Obydwaj wodzowie nie byli w ciemię bici, jednak dowodzący Duńczykami Niels Andersen po pierwszych walkach dostrzegł, że jego pozycje są zagrożone i zdecydował się na dokonania odwrotu – w porę, zanim przeciwnik mógł wykorzystać swoją przewagę liczebną do oflankowania jego oddziałów. Zdyscyplinowani Duńczycy wykonali odwrót bardzo przepisowo, a niewystarczające wsparcie kawaleryjskie po stronie Szwedów nie pozwolił im na zatrzymanie przeciwników, którzy pod osłoną salw strzelców wycofali się, ponosząc straty głównie wśród kompanii wyznaczonych do roli tylnej straży. Ostatecznie bitwa pod Upsahalalą zakończyła się więc taktycznym sukcesem obrońców, którzy poza zadaniem przeciwnikowi pewnych strat mogli poszczycić się również przechwyceniem średniej armaty, którą wycofujący się Duńczycy musieli porzucić. Nie było jednak czasu na świętowanie pierwszego sukcesu w wojnie – w głąb Nowej Szwecji wciąż maszerowały dwie armie. Pierwotny plan jenerała Nella zakładał pobicie drugiego z duńskich kontyngentów – który osamotniony powinien stanowić względnie łatwy łup dla podbudowanych niedawnym zwycięstwem obrońców. Niestety tu ponownie dał o sobie znak rozgardiasz i opóźnienie z początku kampanii – maszerujący z południa Polacy nie zostali należycie spowolnieni i czynili większe postępy niż zakładano, zbliżając się do stolicy kolonii. W tej sytuacji Szwedzi nie mieli wyboru i musieli błyskawicznie zawrócić, relokując swoje siły na południe, by przechwycić nieprzyjaciela niemalże pod samymi murami Chrystiani.

Polakami podczas tej kampanii dowodził niejaki Adnrius Kmitsitus, litewski awanturnik, kawalkator i zajezdnik. Pod swoją komendą miał on dwa i pół tysiąca zbrojnego luda, w tym tysiąc konnych, połowę z czego stanowiła konnica tubylcza. Przeważających w piechocie pikinierów uzupełniała także bateria dziesięciu armat – ostateczny argument, który zamierzał wykorzystać do pobicia wrogiej armii i zdobycia ichniej stolicy.

Ogromna przewaga w konnicy pozwoliła Andriusowi na uprzednie wybranie pola bitwy – odpowiednio płaskiego i otwartego, by pikinierzy, jazda i armaty mogły pokazać swą przydatność. Szwedzi woleliby z pewnością walczyć w oparciu o większą ilość osłony, ale szarpiące ich podjazdy konnicy i świadomość, że w każdej chwili pozostawiona samej sobie druga armia duńska może przybyć na pole bitwy skutecznie ich demoralizowały – musieli przyjąć bitwę na warunkach najeźdźców, póki jeszcze w ogóle mieli szansę ją wygrać.

Bitwa pod murami Chrystani była zaskakująco krwawa, biorąc pod uwagę, że strona polska dysponowała właściwie każdą możliwą przewagą – w konnicy, artylerii, w ogólnej liczbie żołnierzy. Stwierdzić tu jednak należy, że Szwedzi walczyli w obronie swojej stolicy i domu wielu z nich – porażka oznaczała upadek całej kolonii. Dodatkowo odezwał się tutaj akcent religijny – oto papistowskie, katolickie diabły zdradziecko napadły na protestancki kraj ludzi pracy. Nawet jednak największa determinacja musi w końcu ustąpić pod ogniem dział – tak też zwarty z początku szyk szwedzkich wojsk pękł ostatecznie, a w wyrwę linii wycofującego się wojska wdarła się polska konnica. Nie udało się tu powtórzyć duńskiego manewru sprawnego oderwania się od przeciwnika – podczas odwrotu doszło do prawdziwej masakry. Wciągnięci do polskiej armii tubylcy wykazywali się niezwykłą brutalnością – mordowali poddających się, tratowali rannych końmi i ściągali skalpy z żywych jeszcze niekiedy szwedzkich żołnierzy. Wśród nielicznych jeńców, jakich udało się Polakom wziąć i uchronić przed bestialstwem ich sojuszników, znalazł się sam szwedzki jenerał Edgar Nell.

Po wygranej batalii Polacy podeszli pod samo miasto, w którym schronili się ocalali z boju żołnierze i miejskie milicje. Plan napastników zakładał oczekiwanie na siły duńskie i wspólne oblężenie – Kmitsitus miał jednak inne plany. Na jego rozkaz pod drewniane obwarowania miasta podciągnięto armaty i rozpoczęto ostrzał – wkrótce wsparty od strony morza przez blokującą port polsko-duńską flotę. Szybko dało to pierwsze efekty – palisadę w paru miejscach przerwano, liczne budynki miejskie zostały zrujnowane, obrońcy z trudem powstrzymali wybuch pożaru wśród drewnianej zabudowy miasta. Armaty obrońców z rzadka i mało skutecznie odpowiadały napastnikom – widać było brak doświadczenia organizujących obronę miasta oficerów i upadek morale wśród artylerzystów. Wkrótce obrońcy posłali emisariuszy do oblegających, oferując poddanie miasta – warunkiem miało być pozwolenie na odpłynięcie szwedzkiej armii z bronią i armatami z powrotem do Europy. Kmititus był wyraźnie zaznajomiony z obowiązującą w Europie nowoczesną modą i kurtuazją, wyraził bowiem zgodę, jednak pod warunkiem, że szwedzki dowódca pierdolnie przed nim fikołka. Odpowiedź ta skonfundowała zarówno miejską radę, jak i szwedzką starszyznę – o ile bowiem szybkie rozpytywanie poprzez tłumaczy wśród będących co bardziej na czasie kupców mających z Koroną Polską jakieś kontakty pozwoliło ustalić, że „pierdolić” jest nowym określeniem na opowiadanie banialuków, którego poczyna się używać na polskim dworze, o tyle o naturze owego „fikołka”, nikt składnie wypowiedzieć się nie umiał. Brzmiało to jak coś z francuskiego, jednak francuskich kupców w Chrystani akurat nie było, blokada morska nie pozwalała zaś na zasięgnięcie języka u źródła.
Deliberacje szwedzkich wodzów trwały nie dłużej niż tydzień, po którym dali oni za wygraną. Pomoc nie nadchodziła, za to w każdej chwili nadejść mogły siły duńskie, do tego ostrzał artyleryjski niszczył kolejne partie miasta i równał z ziemią fortyfikacje. Ostatecznie zdecydowano się więc na kapitulacje bezwarunkową.

Poddanie stolicy, dostanie się w polskie ręce garnizonu, resztek armii i floty szwedzkiej oznaczało w praktyce upadek Nowej Szwecji jako takiej. Polacy zajęli miasto i wszystkie szwedzkie posiadłości na południe od rzeki Iny, Duńczycy zaś wszystko na północ od niej.

Ciekawie sytuacja wygląda jeśli chodzi o kontrolę i nastroje na podbitych terenach. Duńczycy zajmujący szwedzkie ziemie nie są właściwie niczym nowym – wzajemne spory o dominacje sięgające czasów Unii Kalmarskiej dostarczają precedensów, które nowa władza może wykorzystać, by tereny te opanować. Sprzyja też temu wspólne wyznanie protestanckie, jednoczące Skandynawów na gruncie religijnym. Gorzej sytuacja wygląda jeśli chodzi o znajdujących się na zajętych ziemiach tubylców – ci pod panowaniem szwedzkim cieszyli się względnymi przywilejami, zaś o Duńczykach słyszeli same najgorsze rzeczy – jak chociażby o masowych mordach na Koczitach, czy o znikaniu populacji tubylczej na terenach duńskich. Stąd też nikogo nie powinno dziwić, że w niektórych miejscach tubylcy długo i zapamiętale wspierali szwedzki opór przeciw duńskiemu agresorowi dłużej nawet niż sami Szwedzi – aprowizując niewielkie oddziały, dostarczając informacje, a nawet łącząc się w bandy zwalczające duńskich zwiadowców i maruderów.

Na południu sytuacja wygląda zgoła odwrotnie – tubylcy witali pochód polskiej armii raczej ciepło, zwłaszcza biorąc pod uwagę duży kontyngent wywodzącej się z ich ludu konnicy służącej w polskich szeregach. Tego samego nie da się jednak powiedzieć o samych Szwedach – obecną w kolonii szlachtę i elity zraziło wiarołomstwo Polaków wobec traktatów, chłopstwo zaś – bestialstwa, na jakie Polacy zezwalali tubylcom służącym w ich armii. Zdarzało się parokrotnie że posłany przodem tubylczy patrol wracał z wyraźnie większą ilością skalpów, a parę następnych wiosek, jakie odwiedzano, mając nadzieję na uzupełnienie zaopatrzenia, okazywało się być całkowicie pustych, pozbawionych życia, bądź wypalonych do gołej ziemi. Protestancka ludność nie ma też rzecz jasna żadnych powodów do zadowolenia wobec panoszących się po ich włościach katolików – brak stabilności na nowych ziemiach jest więc wręcz gwarantowany.

Ostatecznie więc w ciągu roku kolonia szwedzka przestała istnieć, zalana przez napastnicze armie. Czy ten istny "potop" wojsk oznaczać będzie jej definitywny koniec? A może sukcesy szwedzkie w Europie wymuszą ustępstwa na ich rzecz w Nowym Świecie? Powracają tu pytania o wielką politykę monarchów zasiadających na tronach z dala od ziem będących pod ich nominalnym władaniem - ich plany, poglądy i punkty widzenia, które niekoniecznie muszą przypadać do gustu podlegającym im rządcom kolonialnym...
  • Skuteczna akcja dezorganizacyjna utrudnia Szwedom obronę.
  • Szwedzi pokonują I armie duńską, ale przegrywają z polską armią.
  • Kmitsitus zajmuje stolicę Nowej Szwecji, napastnicze armie zajmują całe terytorium kolonii - podział na linii rzeki Iny.