Tunezyjska inwazja na Nową Szkocję
: sob kwie 09, 2022 9:12 pm
1560 rok
Witamy w dżungli
Witamy w dżungli

Sprzymierzony ze Szkotami tubylec na chwilę przed zepsuciem dnia najeźdźcom.
Ból i Żal
Tak można określić emocje, które targały sercem nowego gubernatora szkockiego. To co “odziedziczył”, a w szczególności żałosna flota i armia, sprawiło, że zastanowił się po kilkakroć czy jego poprzednikiem był jakimś szaleńcem, głupcem czy może to Warnezja sprawiła że oszalał. Patrząc na swój własny nie do pozazdroszczenia stan zastanawiał się czym sobie na takie niewdzięczne stanowisko zasłużył. Wszak ziemia ta sprawiła już, że jego poprzednik, z początku obiecujący, zapadł w okrutny letarg.
Przechodząc jednak do konkretów. Kolonia posiadała ledwie 3 statki, mało tego w stanie tragicznym, przez co walka na morzu odpadała. Tak więc floty angielska i tunezyjska połączyły się i bez żadnych przeszkód czy walk rozpoczęły działania blokadowe. Flota szkocka wzięła nogi za pas i schroniła się w jedynym dość bezpiecznym porcie w Nowym Dumfries.
W związku z tym obrona oparła się o armię i walki lądowe. Gubernator i tutaj widząc istny bajzel rozpoczął masowe zaciągi praktycznie potrajając armię. Rekrutowano kogo się dało, za pieniądze, rum, obiecując zyski, mówiąc o obowiązku obrony przed niewiernymi.
Gdy gubernator prowadził zaciągi, wojska lądowe Tunezji bez oporu wkroczyły na ziemie na zachód od Anduiny, gdzie przejęły przede wszystkim strategicznie istotne miasto Stormness. Przemarsz wojsk odbył się przez tereny jednego z państw tubylczych, ale w obliczu takiej siły ludzkiej, tubylcy uznali że przymkną na to oko. Nie była to ich wojna by w niej umierać.
Niemniej zdarzył się pewien drobny problem po stronie Tunezyjskiej. Dowództwo nad siłami tunezyjskimi otrzymał anglik Philip Blake, po pierwsze niewierny, po drugie niezbyt utalentowany. Żeby on był jeszcze jakimś doświadczonym dowódca, ale nie dość że nie czcił Allaha to jeszcze trudno się z nim gadało. Przeszkadzało to tak w meldunkach jak i w operowaniu tak obcymi siłami. Z resztą jego angielska doktryna walki i dżungla miały potem okazać się kolejnym problemem.
Siły muzułmańskie przeprawiły się, korzystając z dominacji floty na morzu, na Nowe Hebrydy. Tam po dotarciu do miasta Anduine nie napotkano dalej żadnego oporu, co zaczęło to w części muzułmanów budzić pewne drobne obawy czy coś przypadkiem nie jest tutaj nie tak. W końcu... przeciwnik oddający wszystko bez walki jest czymś rzadkim. Nie mniej wierząc w błogosławieństwo Boga i czując swoją przewagę w zasobach uznano, że nie ma się czym martwić. A może Philip Blake za bardzo przyzwyczaił się do bicia tubylców dysponując przewagą technologiczną i właśnie takich walk się spodziewał, któż to wie...
W tym momencie jednak przewaga jaką miały połączone siły skończyła się, trzeba było zająć Nowy Bruszwik. Przekroczono rzekę bez większych trudności jednak znajdujące się za nią ziemie zdawały się... inne. Tunezyjczycy patrzyli na dżunglę a dżungla patrzyła na nich. Wojska przerzucono przy pomocy pożyczonych od floty szalup, niewielkich łodzi od rybaków, czy nawet czółen od tubylców. Z wojsk wydzielił się 200 osobowy oddział tubylczych wojowników pomocniczych, które zacząły plądrować okolice. Chaty płonęły, a kobiety były porywane, gwałcone i zabijane, niekoniecznie w tej kolejności. Działania te wyniszczały tak zaplecze ekonomiczne przeciwnika, jak i biednych szkotów szukających życia w Nowym Świecie.
W tym momencie wkroczyły wojska szkockie, prawie identyczne liczbowo, ale lepiej przystosowani do walki w gęstwinach lasu deszczowego. Nie stosowali pikinierów, którzy kiepsko sobie radzili w takim terenie i nie mogli sformować szyków. Szkoci nie stosowali też tylu oddziałów do walki na dystans - zdecydowanie słabiej spisujących się w gęstym lesie. Gdyby do walki doszło na otwartym polu wynik mógłby być inny. Angielski dowódca prawdopodobnie nie spodziewał się też takiego stylu walki. Doszło do bitwy, ale nie na ubitej ziemi lecz pośród gęstego lasu. Widoczność była prawie zerowa, było parno i gorąco - tunezyjscy piknierzy pocili się tak, że ledwo trzymali swoje piki próbując ustawić szyk. Skuteczne manewrowanie nimi graniczyło z cudem. Nie było jednej wielkiej walnej bitwy, walczono między poszczególnymi drzewami, strumykami, przedzierano się z polany na polanę. Strzelcy próbowali wspinać się na drzewa by mieć jakąkolwiek widoczność, lecz często z marnym skutkiem, a czasem strącani byli przez strzelców przeciwnika. To nie była walna bitwa, to były krwawe podchody. Szkoccy tarczownicy korzystając ze swojej przewagi w tym terenie stawali się okrutnymi przeciwnikami. Niedoświadczony Philip Blake próbował sprawnie zarządzać podwładnymi, którzy nie mieli za bardzo ochoty słuchać się niewiernego, z bardzo marnymi skutkami. Dowodzenie więc sprowadzało się do wykrzykiwania rozkazów w celu łatania odwodami kluczowych odcinków. Szkoci słyszeli też czego dopuszczać się miały tubylcze oddziały tunezyjczyków. Wielu pałało chęcią zemsty za to co spotkało ich osadników, wielu z nich straciło dalekich krewnych, a o tym jak mocno Szkoci podchodzą do rodziny i swoich klanów można usłyszeć nie mało. Aktualnie sprawiało to, że atakowali bezwzględnie, niczym inkarnacje szkockich herosów. A wierzcie mi gdy powiem że nie chcecie poznać gniewu górali.
Aeneas Wielka Stopa, swoim toporem rozłupał czaszkę jednego z muzułmanów jak klocek drewna. Nawet trzask był podobny. W szaleńczym krzyku wrzeszczał coś o zabitym kuzynie, był spocony, dosłownie lało się z niego, a nie pomagał temu lekki południowy tropikalny deszczyk. Na polu bitwy było mokro, od deszczu i od krwi. Zerknął gniewnie na jednego z ostatnich muzułmanów, który błagał swojego Boga o ratunek. Ratunek nie przyszedł, zamiast tego cios rozpłatał jego klatkę piersiową.
Po starciu tarczownicy rozejrzeli się i spostrzegli, że jakimś cudem żaden z trupów nie wygląda na oficera. W okolicy znaleźli tylko lej krasowy. Jeden z tubylczych wojowników, który wspomagał oddział rozeznaniem i pochodził z okolicy, wyjaśnił że lej ten zmieniał się w tunel. Co im szkodziło spróbować? Tarczownicy zeszli w głąb leju i zaczęli przedzierać się tunelami. Wyszli niedaleko, jakieś 400 metrów od obozu dowodzenia wroga. Wyszli i ruszyli na gwardię dowódcy.
W normalnych warunkach zostaliby odparci, ale w tym konkretnym przypadku wystarczyło to by złamać wiszące na krawędzi morale wroga. Philip, myśląc że wyszły na niego główne siły wroga, chwycił trąbkę i dał sygnał do odwrotu. Może przynajmniej ten rozkaz zostanie wykonany. Chęć przeżycia podziałała i udało się zorganizować sensowny odwrót. Nagła fala wycofującej się piechoty wybiła grupę Aeneasa, która dzielnie przebiła się za linię wroga. Zginęli w chwale, dając Szkocji zwycięstwo. Tymczasem, gdy ich duchy wróciły do szkockich gór, Muzułmanie odłączyli się od walk i ruszyli w stronę Anduiny, by ją przekroczyć i tak uchronić się od zagłady. Liczono głównie na to że Szkoci nie zdecydują się na atak przez rzekę. Siły tunezyjskie przedzierały się przez dżunglę ciągle nękane przez podjazdy szkockie. Zaczęto chwalić krótkie miecze za to jak dobrze radzą ciągle sobie zarówno w cięciu lian i małych krzewów jak i wrogich lekkozbrojnych. Problem w tym, że ciągle ponoszono straty.
Na szczęście za tunezyjczykami poruszały się wykupione lub zarekwirowane kutry, które miały zaopatrywać armię i pomagać w przeżyciu w niegościnnym terenie. Teraz zaczął się szaleńczy odwrót. Dunkierkowano co się dało. Porzucano wszystko co było zbyt ciężkie by zabrać to na łodzie. Straż tylna na brzegu z trudem odpierała ataki tworząc istny oblężony obóz. W końcu po 6 dniach operacji ostatni żołnierz tunezyjski przekroczył rzekę. Wojna stanęła w martwym punkcie.
Wydawać by się mogło, że wygraną stroną są Szkoci ale z drugiej borykają się oni z problemami ze złotem gdyż z powodu blokady są odcięci od świata, a przez to od handlu. Z drugiej strony armia Tunezyjska tylko cudem trzyma się w kupie, jest zdemoralizowana i potężnie uszczuplona, tak w ludziach jak i w sprzęcie. Zarówno bitwa jak i odwrót odcisnęły na niej ogromne piętno.
Jeśli chodzi o tubylców, to ci którzy odłączyli się od sił Tunezyjskich i zaczęli plądrować zniknęli bez śladu, zapewne zabici przez szkotów lub miejscowych. Natomiast Szkoci mają wyższe morale a swoich Warnenzjan traktowali dobrze, przez co teraz cieszą się ich wsparciem, a to może się przydać, szczególnie gdy walczy się w dżungli i znajomość terenu jest nieoceniona.
[*] Flota tunezyjsko-angielska blokuje szkockie porty
[*] Wojska tunezyjskie zajmują bez walki tereny po zachodniej stronie rzeki Anduiny
[*] Po wschodniej stronie natrafiają jednak na lepiej przygotowane wojska szkockie i zostają pobici
[*] Tunezyjczycy salwują się ucieczka na zachodni brzeg
[*] Tunezja poniosła niemałe straty a morale są niskie, jednak Nowa Szkocja odcięta jest od znacznej części przychodów