Inwazja Laurencji na Maqtalę
: pn maja 02, 2022 7:54 pm
1562 rok
Inwazja włoska na Maqtalę
Inwazja włoska na Maqtalę

Włosi wyruszający na Maqtalę ze wcześniej zajętej Mandry
Od wielu lat laurencka machina wojenna niepowstrzymanie toczyła się przez ziemie południowej Warnezji, miażdżąc na swojej drodze wszystkie pomniejsze plemiona i państewka tubylców. Kolejne ziemie trafiły pod włoską władzę, a stawiający opór byli zakuwani w kajdany. Książę Franciszek znudził się jednak wyraźnie podbijaniem biednych czarno i czerwonoskórych plemion i zdecydował się sięgnąć po zdecydowanie większą nagrodę - Maqtalę. Jej bogate ziemie i ludne miasta stanowiłyby zaiste smakowity kąsek. Oczywistym jest jednak, że kąskiem takim można się zadławić - a więc czasem lepiej jest zaprosić do stołu dodatkowych biesiadników - w tym przypadku byli to gubernatorzy Gionu i Nowej Wenecji. Tak więc oto zebrał się nowy italski triumwirat, którego celem stało się najechanie królestwa Maqtali.
Oczywiście zgromadzenie armii z trzech odległych kolonii musiało zająć sporo czasu - i nie mogło ujść uwadze Maqtalczyków - generalnie każdy sąsiadujący z Laurencją tubylcem musi być gotowi, że pewnego dnia do jego drzwi zapuka armia Florentczyków. Pierwsza rzecz jasna przybyła armia Laurencka, pod dowództwem Abela Verreaula (który miał również objąć naczelne dowództwo). Kilka tygodni zajęło sprzymierzonym zgromadzenie swoich sił - Abel uprzyjemniał sobie ten czas wypadami na pogranicze, gdzie spalono kilka wiosek i rozbito pomniejsze oddziały pospolitego ruszenia które się tam gromadziło. Na tym etapie była to jednak w gruncie rzeczy tylko rozrywka mająca pozwolić na zabicie czasu. Gdy w końcu nadciągnęły armie Gionu i Nowej Wenecji sprawnie ruszono w głąb Maqtali, kierując się wzdłuż rzeki Vivy. Armia, którą zgromadzili sprzymierzeni była zaiste ogromna - pięć i pół tysiąca żołnierzy - takiej potęgi nie widziała jeszcze Warnezja.
Tymczasem floty laurencka i wenecka ruszyły ku wybrzeżu Maqtali, aby przeprowadzić rajd na jej nadmorskie miasta. Flotylla szybko zmiotła wszystkie okręty, które mogli wystawić przeciw nim miejscowi, po czym... kapitanowi uświadomili sobie, że nie mają na pokładach żołnierzy, którzy pozwoliliby im na zdobycie czy chociaż złupienie portów Maqtali. Tak więc dokonali oni paru ostrzałów umocnień... aż w końcu skończyła się im amunicja i zdeprymowanych Włochom pozostał powrót do domów, pozostawiając nieco wstrząśniętych Maqtalczyków...
Tymczasem italska armia maszerowała naprzód, dążąc ku wielkiej, decydującej i chwalebnej batalii, którą nakazano stoczyć Verreaulowi... Miejscowi jednak nie zamierzali stawać w otwartym polu - taktyka walki Itzatanów była zupełnie inna - lud ten nie zwykł ochoczo ruszać do otwartej bitwy, zamiast tego preferując szarpanie przeciwnika w wielu mniejszych starciach. Ich armia dzieliła się na mniejsze oddziały, których zadaniem było atakować Włochów z zaskoczenia - po czym wycofać się. Florentczycy mieli co prawda sporej wielkości korpus kawalerii, jednak wrogów było zwyczajnie za dużo - nawet jeśli rozbiło się liczące kilka setek zgrupowanie, to Itzatanowie zaraz przegrupowywali się i do walki ruszały kolejne zgrupowania... tym razem dwa razy większe! W dodatku mieli oni przewagę własnego terenu, który znali i na którym wiedzieli jak operować. Miejscowa ludność informowała maqtalskich wojowników o każdym ruchu Włochów - tak żeby łatwiej było unikać ataków odwetowych. Żołnierze zaczynali cierpieć na paranoję - wielu z nich twierdziło, jakoby cwani Maqtalczycy używali dziwnych sztuczek i szczwanych taktyk, zdecydowanie za sprytnych na tubylców - mieli wciągać patrole w sprytne pułapki czy też obrzucać zwiadowców ulami pełnymi szerszeni, od ugryzień których nawet rośli mężowie padali trupem. Zastosowano też starą dobrą taktykę spalonej ziemi, upewniając się, że najeźdźcy nie zdołają złupić żadnych zapasów na swej drodze. Sprawiało to, że rozmiar armii sprzymierzonych zaczął działać przeciw nim - wobec ograniczonej możliwości splądrowania żywności, koniecznych stało się dostarczenie jej z przyjaznych terenów... co stanowiło niejaki problem w przypadku armii liczącej pięć i pół tysiąca żołnierzy. Na Vivę wysłano co prawda dwa okręty mające zapewnić dostawy żywności - jednak było to zdecydowanie za mało - a w kiszkach Florentyczykom coraz częściej marsza grało - nie ma co ukrywać, armia nierzadko głodowała, jednak mimo tego parła naprzód.
Jednak nie tylko Włosi mieli problemy - sytuacja komplikowała się również w samej Maqtali. W dwóch z jej miast doszło do nazwać by to można dziwnych, trudno wyjaśnialnych zamieszek. W Mandrze, ludność dokonała jatki miejscowych Aidanów, paląc ich dzielnicę, mordując każdego kto wpadł w ich ręce. Aidanowie do tej pory nie wadzili nikomu - mieszkali w mieście od pokoleń, nie wadząc nikomu i mając swoją własną dzielnicę - nagle jednak, miejscowi Itzatanowie oskarżyli ich o kolaborację z Włochami, a rozwścieczona tłuszcza dokonała rzezi. W drugim mieście, Tilei, gniew ubogich mieszczan obrócił się przeciw obywatelom miasta Zampota, które to Tileańczycy darzyli szczerą i głęboką nienawiścią. Doszło do zamieszek, podczas których Tileańczycy usiłowali zamordować każdego Zampotczyka, który wpadł w ich ręce - z niezłymi rezultatami. Oczywiście jak to zwykle bywa, takowe zamieszki mają skłonność do eskalacji... Rządzący miastem oligarchowie spróbowali stłumić bunt tłuszczy... Co skończyło się tym, że rzeczona tłuszcza na chwilę przestała mordować Zampotczyków... aby zamiast tego spalić rezydencje rzeczonych oligarchów! W końcu zareagować musiały władze centralne i stłumić bunty - co prawda to się udało, jednak pochłonęło cenne zasoby, potrzebne do walki z Florentczykami, oraz osłabiło integralność Maqtali.
Pomimo dotychczasowych problemów, armia sprzymierzonych cały czas parła naprzód, w końcu docierając do pierwszego miasta na swojej drodze - Gusaq. Miasto chronione było przez silne ziemno-drewniane umocnienia, a Itzatańczycy byli zdecydowani bronić swojego kraju przed najeźdźcami. Florentczycy sprowadzili jednak ze sobą imponującą baterię artyleryjską - czternaście armat. W ciągu kilkunastu dni ostrzału w murze zrobiono wyłom, przez który do środka wdarli się rozwścieczeni i wygłodniali żołnierze. Obrońcy próbowali stawiać opór, jednak mimo ich męstwa, Europejczycy wdarli się do środka i wycięli garnizon... Po czym ruszyli prosto do grabieży - w końcu głodny żołnierz, to zły żołnierz. Przez cały dzień Włosi grabili, mordowali i gwałcili, a dowódcy zdołali przywrócić jakikolwiek porządek dopiero następnego dnia, gdy armia nieco nasyciła się grabieżami. Zdobycie miasta i złupienie go nieco poprawiło sytuację zaopatrzeniową włoskich armii i wkrótce wojska ruszyły dalej, wychodząc na żyzne równiny, gdzie Maqtalczycy nie zdołali skutecznie zastosować taktyki spalonej ziemi. Wkrótce armia dotarła pod Mandrę. Pomimo niedawnych zamieszek, Maqtalczycy zdołali przygotować ją do obrony - a samo miasto otaczał solidny, kamienny mur. Miasto stanowiło ostatnią linię obrony przed stolicą - a więc Itzatańczycy byli zdeterminowani bronić go do samego końca. Armaty Laurentyczyków obracały kolejne sekcje murów w perzynę - jednak obrońcy wznosili prowizoryczne wały i robili co mogli aby na bieżąco naprawiać uszkodzenia. W końcu jednak umocnienia zostały osłabione na tyle aby dokonać szturmu... który został odparty, a Włosi ponieśli przy nim spore straty. Niezrażony porażką, Verreaul kazał wznowić ostrzał miasta i szykować się do drugiego szturmu. Tym razem najeźdźcy zmogli obronę Mandry - a miasto zostało zdobyte i złupione - tym razem jednak skala zniszczeń była mniejsza niż w nieszczęsnym Gusaq.
Wraz z upadkiem Mandry, droga ku stolicy Maqtali - miasta o takiej samej nazwie stała otworem. Problemem było jednak oddalenie miasta od rzeki Vivy - co jeszcze bardziej utrudniało już i tak cały czas problematyczną logistykę. Ponadto, Itzatańczycy kontynuowali to co umieli najlepiej - partyzantkę. Oddziały Maqtalczyków atakowały zajęte wcześniej terytoria - w najgorszym momencie, dwutysięczna armia Maqtali podeszła pod Gusaq, próbując odbić miasto - a Verreaul, aby ich powstrzymać musiał odesłać wtedy na tyły całą kawalerię. Tym samym, aby zapobiec odcięciu pośrodku wrogiego terytorium, Laurentczycy musieli zostawiać za sobą coraz to liczniejsze garnizony - osłabiając swoje główne siły. Nadal jednak była to ogromna armia, bardziej niż zdolna do marszu naprzód.
Mimo tych problemów, Włosi dotarli w końcu pod mury Maqtali - jej utrata byłaby druzgoczącym ciosem, na który tubylcy nie mogli sobie pozwolić (choć król i parlament uciekli z miasta już wcześniej, kierując się ku nie zajętym jeszcze terytorium) - tak więc oblężenie miasta dawało w końcu nadzieje, na wymuszenie walnej bitwy na Warnezyjczykach. Sami Maqtalczycy ogołocili wcześniej region z żywności, a obrońcy zabarykadowali się w mieście, zamierzając czekać na nadciągające posiłki... A wiedzieli, że odsiecz ma wkrótce nadejść. Laurentyczycy otoczyli miasto siecią wałów i umocnień - a następnie wybudowali drugą, skierowaną na zewnątrz, mającą ich bronić przed rajdami miejscowych. Taktyka przypominała do złudzenia metodę, której sam wielki Cezar użył podczas dobywania Alezji, a o której to kampanii Laurentczycy czytali w przetłumaczonych dziełach starożytnych. Choć jednak Maqtala była otoczona i skutecznie oblężona, to problemem nadal pozostawało zaopatrzenie wojsk sprzymierzonych - linie zaopatrzeniowe były już bardzo wydłużone, a okolicę prewencyjnie ograbili obrońcy miasta, zwożąc za mury wszystko co mogli, aby przygotować się do obrony. Pod Maqtalę ciągnęła jednak kolejna armia - i jak przewidywali Włosi, tubylcy zdecydowali się im wydać otwartą bitwę.
Był już wrzesień, gdy na horyzoncie załopotały sztandary armii Maqtali... oraz sprzymierzonych z nimi kohort potężnego imperium Hyrkanii. Wiele czasu imperium zgromadzenie wojsk - i była już jesień, gdy wkroczyły one na ziemie swojego sprzymierzeńca i połączyły się z jego oddziałami. Armia Maqtali nie miała w sobie dużo jakości - jedynie nieliczna gwardia królewska reprezentowała sobą jakąkolwiek jakość - resztę wojsk stanowili itzatańscy chłopi, słabo wyposażeni i wyszkoleni. Braki te jednak w pełni nadrabiała armia imperium Hyrkanii - dobrze wyszkolona, zdyscyplinowana i zbrojna w broń z brązu i pancerze - a nawet najnędzniejszy żołnierze nosili przynajmniej przeszywanice. Armia tubylców dysponowała ponadto ogromną przewagą liczebną - liczyła co najmniej dziesięć tysięcy wojowników, podczas gdy Włosi zebrali pod Maqtalą nie więcej niż cztery tysiące żołnierzy - straty podczas kampanii, oraz konieczność pozostawiania garnizonów na podbitych ziemiach zrobiły swoje. Bitwa pod Maqtalą miała być tym samym największym jak do tej pory starciem w Nowym Świecie.
Po stronie Włochów, oprócz rzecz jasna europejskiego uzbrojenia stał również fakt, że zdołali się solidnie okopać - a dwie linie umocnień chroniły ich zarówno przed armią Hyrkanii, oraz potencjalnym wypadem obrońców stolicy. Tubylcy jednak nie przejęli się tym - zadęły rogi, a chmary ludzi ruszyły do natarcia w wielu punktach obozu Włochów. Szeregi za szeregami padały, skoszone kolejnymi salwami z muszkietów, a ci którzy dotarli pod wały, odpierani byli przez oddziały pikinierów - jednak tubylcy dysponowali ogromnymi rezerwami ludzkimi i nie zamierzali ustępować. Widząc trwającą walkę, obrońcy miasta otworzyli bramy i ruszyli do natarcia - jednak laurencki dowódca przewidywał taki bieg wydarzeń i oddelegował oddziały, które odparły ten atak. Bitwa była długa i krwawa, a w pewnym momencie Hyrkańczycy zdołali przebić się przez oddziały Gionu i przedrzeć przez wały - jednak ich maqtalskim sojusznikom nie szło tak dobrze - szarża kawalerii, którą w porę wyprowadzono za wały wdarła się w ich szeregi i doprowadziła do panicznej ucieczki i załamania się ataku tubylców. Widząc to, Hyrkańczycy wstrzymali swój atak i wycofali się w ślad za swoimi sojusznikami. Armia tubylców została pobita, ale jednak nie rozbita i szybko zaczęła ponownie się gromadzić. Oczywistym było, że zamierzają oni spróbować kolejnego ataku - nie było więc czasu do stracenia.
Laurentczycy zdecydowali się wziąć stolicę szturmem. Na szczęście umocnienia Maqtali ucierpiały solidnie w wyniku morskiego rajdu flot włoskich i nadal nie zostały w pełni naprawione. Po ostrzale z armat, udało się rozbić mury, a Laurentczycy szturmem wdarli się do środka. Maqtala upadła - jednak tym razem udało się zapanować nad zwycięskimi żołnierzami i złupiono jedynie pałac królewski i siedzibę parlamentu, pozostawiając resztę miasta relatywnie nienaruszoną. Nad stolicę załopotały florenckie flagi - a Laurentyczycy tryumfowali. Rok dobiegał już jednak końca, a Verreaul zdecydował się wstrzymać dalszą ofensywę, koncentrując się na zabezpieczeniu już kontrolowanych ziem i pacyfikowaniu oporu.
Pod koniec roku sytuację określić można jako "skomplikowaną". Choć sprzymierzeni odnieśli serię zwycięstw, to ponieśli przy tym ogromne straty, a armie Maqtali i Hyrkanii nie zostały rozbite - i są gotowe do dalszej walki. Upadek stolicy Maqtali z pewnością był ciosem dla królestwa i osłabił morale Itzatańczyków, jednak jego władca i notable z parlamentu opuścili miasto wcześniej, zbiegając pod ochronę swych hyrkańskich sojuszników na nadal wolne ziemie królestwa. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie to szybka i łatwa wojna jak dotychczasowe podboje Laurencji, a losy wojny nadal nie są przesądzone...
Przy okazji warto też nadmienić o pewnym incydencie na południowej granicy Laurencji, otóż z nowo powstałego Królestwa Madżarów na ziemię kolonii florenckiej wkroczył niewielki oddział który zaczął plądrować przygranicze. Trochę szkód narobili zanim zostali przepędzeni przez miejscowy garnizon laurencki złożony z oddziału kuszników, ale ponieważ są to tereny zajęte niedawno, nie było tam wielu osadników, i straty dotyczyły bardziej mieszkających tam tubylców.
Dla leniwych:
- Rajd floty włoskiej na miasta Maqtali nie powodzi się;
- Połączona armia włoska rusza wzdłuż Vivy na północ. Głód, wojna podjazdowa i taktyka spalonej ziemi znacznie jednak ten pochód spowalniają;
- W niektórych miastach Maqtali dochodzi do zamieszek, które powodują lekki chaos na tyłach tubylców;
- Włosi biorą szturmem 2 miasta Maqtali srogo je łupiąc;
- Dopiero, gdy Włosi podeszli pod stolicę Maqtali, tubylcy wraz z Hyrkanami decydują się na bitwę, którą jednak przegrywają;
- Ostatecznie włosi biorą szturmem również stolicę,
- Straty są ponoć ogromne po obu stronach.
- Na południowych ziemiach laurenckich dochodzi do rajdu Królestwa Madżarów, który zostaje jednak odparty.
Mapa:
