Strona 1 z 1

Renovatio Imperii?

: wt maja 03, 2022 6:34 pm
autor: MrMatinh
1562
Wróg na wschodzie!


Obrazek




Pogłoski o znikających okrętach w okolicach Aves pozornie zdawały się przechodzić bez echa – poza Osmanami, których kupcy tracili statki, nikt zbytnio nie interesował się tematem. Plotki, stanowiące lokalny folklor, zmobilizowały wprawdzie całkiem sporą eskadrę tureckich okrętów do wzmożenia patrolów w okolicy – kiedy jednak flota ta nie natrafiła na żadnych napastników, sytuacja wydawała się wrócić do normy – ot zapewne niecodzienni piraci zmyli się, obawiając się konsekwencji rozgłosu, jaki zdobyli.

Wkrótce jednak na miejsce starych zniknięć zaczęły pojawiać się nowe – tym razem jednak wieści o nich wypłynęły nie z ust kupców pływających w pobliżach Aves, lecz od mieszkańców południa Nowego Świata. Narzekającymi byli Wenecjanie – stare kupieckie rody, familie które zbiły gigantyczne fortuny na wielu pokoleniach morskiego handlu momentalnie podniosły wrzawę – wszak na Atlantyku, gdzieś na wschód od kolonii, ginęły ich najcenniejsze okręty, każdy wiozący niewielką fortunę w kości z enji i innych towarach! Kupiecki rodowód miasta-państwa i jego kolonii, a także wspomnienie o wcześniejszych podobnych wydarzeniach na północy sprawiły, że włoscy urzędnicy nie zlekceważyli sprawy, momentalnie przedstawiając sprawę przed oblicze gubernatora, a także jego admirałów. Pierwszym, który zareagował, był niejaki Riziole Benevento – dowódca eskadry patrolującej wody na wschodzie kontynentu. Dysponujący brygantyną, karawelą oraz merchantmanem admirał śmiało ruszył w niespokojny rejon, zdecydowany rozprawić się z piractwem, potworami morskimi czy co tam te weneckie okręty zatapiało by zyskać sławę, rozgłos i doświadczenie, a także z pewnością łaskę gubernatora.

Już po kilku dniach spędzonych w nawiedzonym „zniknięciami” rejonie majtek na bocianim gnieździe brygantyny okrzyknął widok żagli na horyzoncie – znaleziono flotyllę złożoną z dwóch wojennych jednostek a więc potencjalnych piratów. Momentalnie ruszono za nimi w pościg – nieznajomi miast czarnych, wywieszone mieli co prawda złoto-czerwone bandery, ale na widok weneckiej eskadry zaczęli się gwałtownie wycofywać, co dla admirała było wystarczającym powodem, by dokonać przynajmniej zatrzymania – w końcu piraci bywali podstępni jak sam diabeł. Rozpoczęty pościg trwał mniej niż godzinę i w miarę jego trwania admirał Benevento stawał się coraz bardziej skonsternowany. Przez lunetę widział, że pirackie jednostki są dobrze zaopatrzone i niezwykle sprawne – brygantyna z pewnością mogła osiągnąć większą prędkość niż jego jednostki natomiast karawela co najmniej dotrzymywała tempa. A jednak z jakiegoś powodu dystans między nimi nie zwiększał się, lecz malał. Mogło to oznaczać tylko jedno – przeciwnicy specjalnie pozwalali, by weneckie okręty ich ścigały, dając im złudną szansę na dopadnięcie ich. „Zasadzka!” olśniło nagle admirała – nim zdołał jednak wydać zmieniający kurs rozkaz, obserwatorzy z dziobu dali znak, że na horyzoncie pojawiła się kolejna jednostka, kierująca się w ich stronę. Poważnie już zaniepokojony admirał czym prędzej przekierował w jej stronę lunetę, długo wpatrując się w majaczący w oddali kształt. Początkowo jednak nie był w stanie określić typu jednostki ani tego, czy ma ona banderę podejrzanej eskadry. Jednak gdy okręt zbliżył się już na wystarczającą odległość w końcu oderwał wzrok od instrumentu, jego twarz była blada, a jego ręka bezwiednie przeżegnała jego i jego eskadrę.

W ich stronę zbliżała się fregata – sama jedna dysponująca siłą ognia większą niż dowodzona przez admirała eskadra. Gdy tylko szok i przerażenie ustąpiły na tyle, by Riziole odzyskał głos, wydał on rozkaz do zaprzestania pościgu i odwrotu – był to jednak próżny trud, bo gdy tylko jego okręty zaczęły zawracać, wroga brygantyna również dokonała zwrotu i rozwinęła dodatkowe żagle, ukazując pełnie swoich możliwości. Za salwującymi się ucieczką włoskimi jednostkami wkrótce poleciały salwy kul skutych łańcuchami, które rozdzierały liny i żagle, spowalniając je i utrudniając załogom wykonywanie manewrów. W końcu jeden z pocisków ściął maszt merchantmana, który praktycznie stanął – załoga w panice próbowała wywiesić białą flagę, ale gdy tylko płynąca na tyle peletonu fregata zrównała się z okrętem, oddała ona bezlitosną salwę, praktycznie momentalnie posyłając bezbronny okręt na dno. Wiedząc, że on może być następny, admirał Riziole podjął ryzykowną decyzje, by rozdzielić pozostałe okręty – osobno mieli większe szanse na wymknięcie się pogoni, która w innym razie mogła unicestwić całą jego flotylle. Na dany sygnał brygantyna zrobiła zwrot przez wiatr, a karawela zwrot z wiatrem, oddalając się od siebie. Wroga eskadra również podzieliła się, jednak szczęście dopisało tu weneckiemu wodzowi – najszybszy nieprzyjacielski okręt, brygantyna, popłynął w ślad za wenecką karawelą, dając flagowemu okrętowi Włochów szansę na ucieczkę, z której skwapliwie skorzystano.

Pokonany admirał z pokładu swojego ostatniego okrętu mógł tylko bezsilnie patrzeć jak niknąca z wolna na horyzoncie flotylla dopada osamotnioną karawelę – rosnąca odległość i zapadający zmrok, który dał wycofującym się osłonę, nie pozwalał jednak określić, czy napastnicy zatopili ją, czy przejęli abordażem.

Wieści o starciu i stracie 2/3 floty patrolowej szybko dotarły do gubernatora Matteo Dandolo. Oskarżany o wygubienie powierzonej mu floty admirał musiał gęsto i barwnie tłumaczyć się z tego co się stało, raz za razem relacjonując wszystkie zdarzenia krok po kroku. Z relacji jego, a także innych marynarzy, powoli i znojnie odtwarzano niepokojący obraz sytuacji – napastnicy byli niezwykle dobrze zaopatrzeni i silni jak na zwykłych piratów – wręcz niepodobna jest myśleć, by zwykli morscy rozbójnicy dysponowali okrętem tak wielkim i kosztownym w utrzymaniu, jak fregata. Co więcej, niektórzy ze studiujących historie dawnych lat urzędników i sędziów nad pechowym Benevento zdołali z jego opisów odcyfrować znaczenie bander, których używali napastnicy – przedstawiały one basilikon phlamoulon, symbol wschodniorzymskiej floty. Cóż mogło to oznaczać? Czy są to sprawki jakichś mocny nadprzyrodzonych? Tego ani Riziole, ani nikt z przesłuchujących go urzędników nie potrafił powiedzieć. Wszak niewielu pamięta dziś o weneckiej roli w pamiętnej zbrodni z roku 1204…
  • Pogłoski o znikających okrętach prowokują weneckiego admirała Riziole Benevento do rozprawienia się z napastnikami
  • Wenecjanie przegrywają bitwę morską, tracąc zatopionego merchantmana i (prawdopodobnie) przejętą karawelę
  • Napastnicy używają bander floty Cesarstwa Bizantyjskiego