Zmartwienia Markgrafa

Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Zmartwienia Markgrafa

Post autor: Princeps »

Problemy Zachodniej Marchii


Obrazek

Pomimo tego, że większość mieszkańców wschodniego i południowego Imperiusa nigdy nie słyszało o istnieniu tego towru, na odległym północno-zachodnim krańcu Imperiusa, u podnóża Mroźnych Szczytów rozciąga się wielki i ludny kraj zwany przez tuziemców, Zachodnią Marchią. Margrabiowie z siedzibą w Peanais poosiadają swą zwierzchność nad rozległymi obszarami, które w różnym stopniu akceptują tą władzę. Jednak z samego nawet czysto nominalnego władztwa powstaje pytanie, które potrafi i najmądrzejszych administratorów może przyprawić o ból głowy – jak ogarnąć tak wielki kraj. Podróżujące wieści i podróżni między poszczególnymi hrabstwami, często spędzają wiele dni w drodze, co sprawa, że ich sprawy tracą na znaczeniu. Urzędnicy na prowincji zaś mniejszą czują presję czy to kontrolę, jak ich nadzorca siedzi wiele mil dalej, w oddalonym mieście. Wszystko to sprawia, że aparat administracyjny tej imperialnej pozostałości pozostawia wiele do życzenia.

Jakby to w Imperium badacze w dawnych arkanach zaznajomieni by powiedzieli, koncentrują się jak w soczewce, te problemy kraju zwłaszcza w jednej instytucji jaką jest wojsko. Armia Marchii (o ile można o armii w ogóle mówić) stanowi raczej zlepek różnych milicji, pospolitaków czy strażników, którzy często nie wiedzą czy im żołd wypłaca Markgraf czy jakiś lokalny hrabia. Co krewkiejsi możni nawet mówią, że najlepiej to by było jakby Marchia armii nie miała, bo ta co teraz jest nie tylko pożera pieniądze jak dziura bez dna, a i same problemy nawet generuje.

Przekonali się o tym urzędnicy Markgrafa, na których to barki spadło wypełnienie zeszłorocznego życzenia władcy. Oto pan na Peanais, zapragnął zmienić postrzeganie przez społeczeństwo swego wojska i podjął pierwsze reformy w tym celu. Oto kazał on opracować model wojska przyjęto na wzór innych krajów ościennych, który to odchodził od skostniałej i skomplikowanej struktury, na rzecz prostego i łatwego do ogarnięcia podziału. Akcja ta doprawdy wydała się efektywna, jednak w połączeniu z nowymi zaciągami, jakie zarządzono dała nieoczekiwany rezultat. Urzędnicy odpowiadający za logistykę i nabór do wojska nie nawykli jeszcze do nowych patentów i zamiast liczyć na nową modłę, jeden liczył tak, drugi inaczej. Dodatkowo w czasie rozdawania broni okazało się, że jej dość szybko z arsenału ubywa, dlatego kwatermistrze zaczęli uzbrajać nowych rekrutów na lżejszą modłę, wykorzystując często to co w magazynie im zalegało. Efektem czego zaciągnięto za dużo ludzi, co pokazał dopiero podział zebranych żołnierzy na setki i drużyny. Urzędnicy za to odpowiedzialni zaczęli panikować, bo skąd wziąć żołd dla tych wszystkich, tedy zwolnili wszystkich ponadmiarowych, zostawiając im wspaniałomyślnie otrzymaną broń tytułem pierwszego żołdu.

Wtem na marchijskiej prowincji została pozostawiona sama sobie grupa młodych mężczyzn, którzy mieli w ręku broń, lecz brakowało im zajęcia. Wtedy to wśród nich wystąpił niejaki Caeldah, syn szanowanego szlachcica ze wschodu kraju, który to przez konflikt z ojcem został wydziedziczony ze spadku. Sprawa ta na tyle bezprecedensowa była, że juryści zaczęli się zastanawiać, czy miał ojciec do tego prawo. Na nic jednak protesty Caeldaha się zdały, kiedy strażnicy ojca wykopali go na bruk. Teraz to kiedy znowu urzędnicy puścili go z kwitkiem z woja, wspiął się on na przywództwo tej bezpańskiej watahy (którą kazał zwać Żelaznymi Wilcami) i znalazł im proste acz opłacalne zajęcie. Rozgłosił on, że w akcie dbania o spokój sformował własnym sumptem „milicję”, która to dbać miała o porządek na szlakach. Oczywiście za tą usługę raczyli pobierać drobną opłatę (a kto nie chciał jej uiszczać to od razu stawał się podejrzany o rozboje).

Akcja ta o dziwo nie spotkała się z żadną reakcją. Ot szlachta ucieszona siedziała w swoich zamkach i dworach, a urzędnicy mieli pilniejsze sprawy (np. jak rozstrzygnąć czy przykaz idący przez tydzień ze stolicy jest dalej aktualny), przez co nikt z nimi nic nie zrobił. Tak to Caeldah wiódł spokojny i dochodowy proceder, który zaczął i innych mu podobnych inspirować. Wszak jeśli on mógł „strzec” drogi to czemu inni nie mogli wykorzystać i tej okazji? Wtem zaczął się prawdziwy wylew nowych „kompanii ochronnych” jak to zwano zwykłe bandy polujące po drogach. Tak jednak jak sam Caeldah rozsądnie umiał upilnować swych ludzi, by ci zbyt chętnie nie hasali, tak innym hersztom brakło pomyślunku. Wkrótce to napady na kupców i karawany na szlakach stały się chlebem powszechnym, a niektóre bandy nawet raczyły zastraszać lokalne dwory. Nie jeden oporny dworek spłonął w tych dniach w Marchii.

Dopiero wtedy, szlachta ociężale zaczęła dostrzegać problem i podjęła walkę z tymi bandami. Pospolite ruszenie i bandyci ścierają się po szlakach, prężąc muskuły. Te starcia odbijają się jednak na lokalnych dochodach, które nie są równie wielkie jak rok wcześniej. W takich to okolicznościach, hrabia prowincji Beanntan àrda, nie mający zbyt wielkiego zaufania do dworu w Peanais, stwierdził, ze armia Markgrafa więcej szkód narobi niż pomoże. Tedy odprawił on z kwitkiem poborców podatkowych, którzy raczyli przyjechać po część podatków należącą centralnemu skarbowi, tłumacząc, że fundusze te zostaną użyte do rozwiązania problemów, jakie wojsko na nich ściągnęło.

A gdzie w tym całym grajdole reakcja Markgrafa, ktoś by zapytał? A no właśnie, jej nie było, gdyż na dwór dopiero po miesiącu wieści przyszły o trwających walkach. Cóż ten fakt sam mówi o marchijskiej administracji?
  • W Zachodniej Marchii w obliczu reform armii i nowych zaciągów, powstaje nadmiar uzbrojonych ochotników, którzy zostają bez pracy, natomiast nowe oddziały są gorzej uzbrojone.
  • Na prowincji Beanntan àrda tworzą się szajki bandyckie, które terroryzują szlaki.
  • Wobec rosnącej liczby napaści, lokalna szlachta wydaje otwartą i kosztowną wojnę rozbójnikom.
  • Wobec tego zamieszania i z powodu niskiego prestiżu władcy, hrabia prowincji Beanntan àrda odmawia płacenia tegorocznych podatków do skarbca Markgrafa.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Zmartwienia Markgrafa

Post autor: Princeps »

Zmartwień Markgrafa ciąg dalszy
743 EI


Poprzednim rokiem świat obiegły doniesienia o dość niecodziennej aferze jaka wydarzyła się w Zachodniej Marchii. Tam też pod sufitem świata, jak czasami zowie się północne ostępy, rozpanoszyły się liczne zastępy i bandy rozbójnicze. Wyjęci spod prawa wagabundowie nie tylko kupców na szlakach łupili, ale i coraz odważniej poczynać sobie zaczęli z dworami szlacheckimi czy bardziej oddalonymi osadami. Oj wielka nieprawość i zamęt rozciągały się po tej krainie jak daleko okiem by sięgnąć.

Sytuacja taka oczywiście wzburzyła suzerena tych ziem (tego faktycznego, bo Imperator nie zaprząta sobie głowy takimi błahostkami na granicach świata) Senganna Mac'Dela. Margraf oto jak tylko usłyszał o problemie to zaczął energicznie działać, jakoby chcąc nadrobić stracony czas, jaki upłynął zanim posłańcy mu o tym donieśli. Tedy z jego siedziby niebawem wyjechały dwa zastępy posłańców, w dwóch różnych kierunkach.

Pierwszą akcją jaką zlecono centralnym urzędnikom, było jakoby "wymazanie" złych kalkulacji z roku poprzedniego i najęcie znacznej części z wojaków, których wcześniej odprawiono z kwitkiem. Proceder taki faktycznie był działaniem rozsądny. Za jednym razem Marchia wzmacniała swoje wojska, niezbyt wygórowanym kosztem (wszak dostali już oni broń w zeszłym roku) jak i zmniejszała liczbę band grasujących na drogach. Niestety jednak bandy te grasowały na nich bez mała i rok, przez który wiele niegodziwości i występków popełnili. Lokalna szlachta podniosła wtem krzyk, że jak to tak - bandyci nie tylko ułaskawienie dostają, bez kar za mordy i spalone chutory się obejdą, ale jeszcze Markgraf na własny żołd ich bierze i będzie im pieniądze wypłacał z ich podatków? Sytuacja ta wywołała skandal, który zdaniem niektórych przebił ten zeszłoroczny. Jednak nie było to jedyne działanie, jakie przedsięwziął.

Mianowicie na cierpiące prowincje wysłano także zaciężne wojska marchijskie w liczbie pięciu setek, by wespół z lokalnym rycerstwem rozwiązać siłą problem pozostałych rozbójników. Pech jednak chciał, że już wtedy rozniosła się wieść o najmowaniu bandytów, przez co wielu lokalnych możnych odmawiało koordynowania akcji z wodzem zaciężnych, woląc walczyć niezależnie od jego rozkazów. Dowódcy Markgrafa mieli jednak pilniejsze problemy w swoich własnych oddziałach by dyscyplinować krnąbrnych szlachciców - bo coś znowu ktoś na dworze w Peanais źle policzył. I tym razem znowu się wielce ten ktoś pomylił.

Wśród pięciuset ludzi jakich mu oddać miano pod komendę, miało znaleźć się dwie sotnie Wernaków, których Markgraf najął i którzy z południa maszerowali. Kiedy jednak doszło do spotkania tych jednostek okazało się, że Wernaków nie są dwie setki, a przylazł na te ziemie cały słobodzki kureń w liczbie pięciuset chłopa. Już samo spotkanie omal jatką się nie skończyło, kiedy nieliczna szlachta, która jednak zdecydowała się towarzyszyć zaciężnym, w przerażeniu uznała Wernaków za kolejnych bandytów lub co gorsza, za Wernaków, którzy jednak przybyli tu łupić. Gdyby nie szybka interwencja dowódcy, pospolitacy rzucili się by na najemników,. Ten jednak wolał odesłać ruszenie w inny rejon, by nie nadwyrężać i tak napiętej sytuacji.

Tą sytuację udało się załagodzić, ale biedakowi, którego Markgraf wysłał na prowincję wiele siwych włosów przyniosła ta "kampania". Większość sezonu walk zamiast na ganianiu po lasach za bandytami, wojsko marchijskie spędziło na "pilnowaniu" Wernaków, którzy i tak byli liczniejsi niż ich ochrona. Pospolitacy sami sobie wojowali, bo stwierdzili, że tym bardziej nie będą zniżali się do poziomu walki w ramię w ramię z "rabusiami z południa", a dowódca ich do tego jakoś nie przymuszał, bo w sumie nie otrzymał w tej sprawie żadnych wytycznych i wolał nie prowokować scysji. Natomiast tej mozolnej układance nie pomagali sami najemnicy, a zwłaszcza ich ataman - Sasza Buławin, który za nic miał rozkazy i rady płynące od oficerów marchijskich, woląc to chodzić własnymi ścieżkami. Te ścieżki zaś wiodły do walki z rozbojami, jak to Buławin nazywał batożenie chłopów, przymusowe rekwizycje czy pokiereszowanie paru paniczów, którzy obelgi w jego kierunku puścili. Istny to cud, że nie doszło do jakieś gorszej jatki!

Z wielkimi bólami udało się jednak rozwiązać większość problemów rozbójniczych. Jak już Wernacy wzięli się do roboty, to skutecznie i szybko wyłapywali i pacyfikowali pojedyncze bandy rabusiów, pokazując swój kunszt. W swoich rejonach też pospolitacy i zaciężni jakiś porządek zaprowadzili. W grudniu zaś udało się dopaść i niesławnych Żelaznych Wilców, których to w boju walnym rozgromiono, a ich wodza Caeldaha nadziano na pal. Tym samym największa zgraja terroryzująca prowincję przestała istnieć. Reszta pozostałych przy życiu rozbójników, albo powróciła na wieś do swych upraw, albo zdycha z głodu kryjąc się po odległych lasach.

Nie mogli jednak Wernacy i zostawić po sobie takiego wrażenia. Tedy Buławin stwierdził, że trzeba uczcić sukces zanim dzielni mołojce powrócą na Sicz. Zajechano tedy do pobliskiej wiosce, gdzie Wernacy szybko "zidentyfikowali" paru chłystków jako pewnych (w ich mienianiu) bandytów i ustawiono ich przed kureniem, by swe winy odkupili idąc po gorących jak żar wiary Buławina węglach. Dwóch chłopów widać za mało żałowało za swe wyimaginowane zbrodnie bo pomarło niemal od razu - reszta zaś jest trwale okaleczona i nie wiadomo jaki ich los czeka. Z dobrych wieści, to Wernacy mieli świetną przy tym zabawę.

Tak to w roku 743 od założenia Imperium, na marchijskie prowincji rozwiązano problem bandyctwa. Czy jednak władza Markgrafa na tym zyskała? Okaże się niedługo, gdyż Markgraf jest szeroko krytykowany za środki jakimi to osiągnął, a do Peanais ściągają coraz to nowi możni, którzy oczekują od władcy wypłacenia odszkodowania za straty jakie spowodowali jego najemnicy.


Podsumowanie:
  • Marchia do rozwiązania kwestii bandyckiej rzuciła zastępy świeżo kupionych bandytów (którzy zaczęli bić tych niekupionych) oraz Wernaków
  • Wernacy ku zaskoczeniu marchijskich oficerów przyprowadzają nie dwie sotnie, a w gości przybywają całym słobodzkim kureniem
  • dzięki nieortodoksyjnym działaniom Margraf, rozbija większość bandyckich zgraj, ale wywołuje skandal w kraju
  • lokalna szlachta oczekuje, że Mac'Dela wynagrodzi im szkody doznane przez jego najemników

Efekty:
-5 prestiżu dla Zachodniej Marchii (powszechna krytyka działań Markgrafa ze strony szlachty i hrabiów)
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kroniki”