Strona 1 z 1

Wojna na Wielkim Stepie

: pn cze 12, 2023 8:53 pm
autor: Princeps
Kto mieczem wojuje...
Rok 742


Obrazek


W czasie, gdy Kaganat był zajęty łupieniem prowincji stołecznej Loujain Wolnych Miast, zdarzyło się, że na północnej granicy stepu pojawiła się banda Wernaków. Był to dogodny moment dla nich, ponieważ większość elitarnych jednostek Kaganatu była zaangażowana w najazd w na Kahydan. Wernacy, mieli więc niesamowite szczęście co do momentu ataku. Bez większego oporu ze strony obronnych sił Kaganatu, łatwo przemieszczali się po stepie, szukając swoich łupów. Jednak łupienie koczowników miało swoje trudności. Nie byli osiadłymi ludźmi, więc ich obóz nie był łatwo dostrzegalny ani łatwo dostępny dla przeciwników. Ponadto, w przeciwieństwie do miast i wiosek, które mogły być dobrze zabezpieczone, koczownicy byli mobilni i mogli uciekać przed jakimikolwiek zagrożeniami. Mimo trudności w odnajdywaniu ludów stepowych Wernacy zdołali zgromadzić sporą ilość łupów. Ataman Fyłyp Zachar, dowodzący rajdem, planował już powrót do swojego terytorium. Jednak jego dowódca pomocniczy, Hryhory Stadnik, wielki wojownik, którego miano sławi wiele niesamowitych czynów, przekonał go do podjęcia próby splądrowania przedmieść stolicy Kagana. W końcu oporu poważniejszego nikt nie próbował stawiać, przeto grzechem dla Wernaków było by nie spróbować. Jednak im dłużej trwał rajd, tym większe stawały się trudności. Ataman Fyłyp Zachar zdawał sobie sprawę, że z każdym dniem wzrasta ryzyko natknięcia się na siły obronne Kaganatu. W miarę jak wieści o ich najazdach docierały do miejscowych władz, zaczęły się organizować oddziały obronne, aby stawić czoła najeźdźcom. Przemarsz Wernaków był powolny, ponieważ byli obładowani zdobytymi łupami. Z każdą chwilą wokół nich rosło zagrożenie, jednak w międzyczasie wieści dotarły do Wernaków z jeńców, że Kahydan zostało splądrowane, a armia koczownicza zmierza w ich kierunku. Zbliżając się do przedmieść stolicy Kagana, Wernacy zdawali sobie sprawę, że ich czas się kończy. Ostatecznie, ataman Fyłyp Zachar podjął decyzję o odwrocie. Wernacy zdążyli zdobyć jeszcze kilka wartościowych dóbr, zanim zdecydowali się wrócić do swojego terytorium. Może nie zniszczyli stolicy ani jej przedmieść, ale bez wątpienia zdobyli spore bogactwa.

Najazd Wernaków nie był jednak jedynym ciosem dla Kaganatu w tym roku. Nieco po nich na stepy wkroczyło cztery setki lekkich jeźdźców z Księstwa Aruzji z podobnym celem wobec jego mieszkańców. Podobnie jak Wernacy, Aruzyjczycy nie napotkali większego oporu, natomiast było ich znacznie mniej, zatem nie próbowali zbyt głęboko wchodzić w step. Dowodzący rajdem Rinaldo di Velletri zresztą bardzo szybko odpuścił plądrowanie, mimo, że było całkiem pomyślne i spokojnie mógłby kontynuować. Nalegała na tą opcję nawet część żołnierzy, jednak ten wolał wrócić jak najszybciej zakończyć rejzę i wrócić do kraju, bez ryzykowania starcia z jakimkolwiek poważniejszym przeciwnikiem.

W Kaganacie pojawiały się mieszane odczucia wobec władcy. Z jednej strony udało mu się złupić wolne miasta, co było powodem do dumy, ale z drugiej strony sukces został częściowo zniwelowany przez najazd Wernaków. Aby uspokoić swoich podwładnych, Kagan obiecał, że w przyszłości zrówna Sicz z ziemią.

Ludność krajów otaczających step oddychała z ulgą, dowiedziawszy się o najazdzie Wernaków na Kaganat. Od dłuższego czasu istniało poczucie niepokoju i zagrożenia związane z możliwością zawarcia sojuszu między Wernakami a Kaganatem. Obie te siły były znane z agresywnego charakteru i zdolności do przeprowadzania skutecznych najazdów na okoliczne ziemie. Obawiano się, że połączenie tych dwóch potężnych sił mogłoby spowodować jeszcze większą liczbę najazdów, które przyniosłyby zniszczenie i cierpienie mieszkańcom tych terenów. Teraz jednak, gdy obie strony będą prawdopodobnie zaangażowane w walkę między sobą, istnieje nadzieja na zmniejszenie tych najazdów i odbudowę poczucia bezpieczeństwa w regionie. Mieszkańcy Wolnych Miast Kahydan, którzy w tym roku ponownie odczuli siłę Kaganatu, Hospodarstwa Tarnaveńskiego oraz innych sąsiednich krain mają nadzieję na spokojniejsze czasy i możliwość skupienia się na budowie swoich społeczności i gospodarek.

Tak więc, w wyniku tych wydarzeń, Kaganat musiał stawić czoła różnym wyzwaniom i wątpliwościom. Wsparcie dla władcy i jego decyzji zależało od jednostek, które brały udział w najazdach i obserwacji, jakimi podzielili się ich podwładni. Czy zdoła utrzymać swoją pozycję i przynieść spokój i stabilność w swoim imperium? Czas i kolejne wydarzenia to wyjaśnią.

Dla leniwych:
  • Wernacy oraz Aruzyjczycy najechali Kaganat, gdy ten był zajęty najeżdżaniem Kahydan
  • mimo trudności w namierzeniu koczowników, najeźdźcy obłowili się wieloma dobrami
  • na wieść o powrocie wojsk Kaganatu, ataman Fyłyp Zachar zdecydował się o odwrocie do kraju tuż przed murami stolicy
  • zdanie ludu o władcy Kaganatu są mieszane, jednoczenie zyskał na najeździe Kahydan i stracił dając się najechać
  • Kagan obiecuje zemścić się na Siczy i zrównać ją z ziemią
  • okoliczne kraje oddychają z ulgą na wieść o wojnie między stepowymi krajami

Efekty:
+10 prestiżu dla Wernaków
+3 prestiżu dla Wielkiego Księstwa Aruzji
-10 prestiżu dla Kaganatu

Re: Wojna na Wielkim Stepie

: śr lip 05, 2023 7:43 pm
autor: Princeps
Złapał Wernak Tugreja...
Rok 743

Obrazek


Zachodnie stepy Imperiusa od zawsze były domem koczowniczych ludów, siejących strach i trwogę w sercach osiadłych sąsiadów - i choć zagrożenie czasem malało, a czasem narastało do rangi katastrofy, nigdy do końca nie odeszło, nawet w czasach największej chwały Imperium. W czasach współczesnych ludami owymi byli Wernakowie na północy oraz Tugrejowie na południu. I choć Wernakowie w teorii byli Abyrytami, nie stępiło to ich ostrzy i nie zaspokoiło chęci rabunku. W ostatnich latach sąsiedzi mogą jednak odetchnąć z ulgą - Wernacy i Tugrejowie wzięli się za łby, postanawiając walczyć ze sobą. Jak w starym lubuszańskim przysłowiu - "złapał Wernak Tugrejczyka, a Tugrejczyk za łeb trzyma". Gdy w zeszłym roku zagon wernacki dotarł pod samą stolicę Tugrejów, kagan Agraj-bej poprzysiągł zemstę i zapowiedział, że w odwecie puści Sicz z dymem. Po stepie ruszyli jeźdźcy wzywając wszystkie ordy aby stawiły się na rozkaz kagana gotując do wielkiej wyprawy. Ataman Stadnik był rzecz jasna świadom tego co się dzieje i nie zamierzał czekać na rewizytę - posłano więc po mołojców, kazano sposobić wozy i kuć miecze, aby przygotować się do walki.

Wraz z ustąpieniem śniegów, gdy wojownicy dotarli do wyznaczonych punktów zbornych, potężne armie ruszyły przeciw sobie. Liczebnie prezentowały się one bardzo podobnie - każda ze stron wystawiła podobną liczbę wojowników - około po sześć tysięcy i pięć setek, podobny był też rdzeń obydwu armii. Zarówno Wernacy jak i Tugrejowie wystawili po dwa i pół tysiąca lekkiej kawalerii i około trzy i pół tysiąca lekkiej piechoty. Wernacy uzupełnili swą armię kilkudziesięcioma zbrojnymi wozami, dwoma setkami siczowej straży, doborowej piechoty wernackiej oraz najemniczą kompanią Duchów Lasu. Na czele armii wernackiej stanął ataman Fyłyp Zachar, który zeszłego roku dowodził rajdem, który nieomal spalił stolicę Tugrejów. Towarzyszyli mu dwaj gieroje co się zowie - czempioni wernackiego wojska, wojownicy ekstraordynaryjni, co to dzwon rozbijają czołem, beczkę gorzałki osuszają i trzy głowy tugrejskie ścinają jednym ciosem. Kronikarka dokładność nakazuje dodać, że jednym z nich był sam Hryhory Stadnik, pierworodny syn atamana Stadnika, który do bitki z Tugrejami pierwszy się rwał z całej Siczy. Choć po stronie Wernaków stali nielisi wojownicy, Orda Tugrejska przeważała jednak w cięższych formacjach - kagan zgromadził trzystu opancerzonych jeźdźców, ponadto kilka setek ciężkiej piechoty. Armią tą prowadził sam Agraj-bej, jednak w kwestii faktycznego dowodzenia zdawał się na swego podkomendnego Nergui Khenbisha, który prowadził niedawny najazd na Kahydan.

Wernakowie nie zamierzali czekać na nadejście Tugrejów i sami ruszyli na południe. Obie armie wiedziały dość dobrze o swojej obecności, zatem ich konfrontacja była tylko kwestią czasu. Na pograniczu obydwu władztw (któż w stanie jest jednak wyznaczyć granicę w stepie szerokim...), obydwie armie spotkać się miał w batalii jakiej już dawno nie widziano. Zaczęło się klasycznie - od walk harcowników, gdy oddziały jazdy dokonywały ataków, próbując szarpać linie przeciwnika i znaleźć słaby punkt gotowy do ataku, badając linie lekkiej piechoty przeciwnika. Druga strona odpowiadała podobnie - a kawaleria ścigała się po całej ziemi niczyjej między szeregami dwiema armii, czasem gdy udało im się dokonać udanego ataku, musząc wycofać się, gdy nadeszła odsiecz. Rzecz jasna próbowano starej taktyki stepowej, pozorowanego odwrotu. I choć krew gotowała się w żyłach żądnych chwały Wernaków, a chęć zemsty rozpalała Tugrejów, to po chwili rozsądek i doświadczenie przeważały, a ścigający powracali do swych towarzyszy, zbyt dobrze znający takie tanie sztuczki. Tak minął cały długi dzień - bez rozstrzygnięcia i szczególnie dużych strat. Drugiego dnia zapowiadało się na powtórkę, gdyby nie jeden z ataków Tugrejów napotkał wymierzony w idealnie przeciwną stronę ruch Wernaków. Oddziały kawalerii wdały się w chaotyczną walkę w której nie było jasne kto wygra, więc obaj wodzowie zaczęli dosyłać kolejne oddziały, licząc na przełamanie, lub w wypadku klęski - aby umożliwić swoim odwrót. Zanim zorientowano się, co się dzieje, znaczne części armii były już zaangażowane w bitwę i za późno było, aby się cofnąć - trzeba było iść do przodu, albo poddać bitwę i ryzykować załamanie się własnych linii.

Ku nieszczęściu Wernaków, los sprzyjał Tugrejów - w tym momencie zerwał się bowiem gwałtowny wiatr zza ich pleców, który niósł tumany kurzu prosto na Wernaków, siejąc chaos i utrudniając im walkę. Trochę ziemi nie mogło jednak powstrzymać mołojców, a bitwa była niezwykle wyrównana. Raz za razem jednak niczym stalowa pięść, zastęp ciężkiej kawalerii Tugrejów wdzierał się w szeregi Wernaków, kładąc pokotem zastępy lekkiej piechoty, rozpędzając lżej opancerzonych jeźdźców z północy i siejąc postrach. Nergui skutecznie używał swym atutem, jednak wernaccy czempioni, gdziekolwiek się pojawili, odwracali losy bitwy na korzyść wojsk atamana. Słońce już prawie zaszło, gdy na skąpanych we krwi i promieniach niknącego słońca polu bitwy doszło do starcia Hryhorego Stadnika z czempionem wojsk tugrejskich. W pewnym momencie, walczący wokół żołnierze przestali nawet próbować wypruć sobie flaki, obserwując starcie dwóch wojowników. I choć Hryhory wił się jak fryga, wywijając swą szablą, celne uderzenie lancy jego oponenta powaliło go na ziemię i musiał zostać przez swych towarzyszy odciągnięty na tyły, krwawiąc z zadanej mu rany. Choć drugi z wernackich gierojów zdołał zapobiec katastrofie, to oczywistym było, że bitwa nie rozwijała się pomyślnie dla Wernaków. Musiano się wycofać - na szczęście na tyłach stał już ufortyfikowany obóz wsparty paroma słynnymi wernackimi wozami , za którymi schronili się mołojcy. Tugrejowie, zmęczeni i skrwawieni wstrzymali pościg, wozów nie było co prawda na tyle żeby zamienić obóz w fortecę, ale Tugrejowie wbrew swojej naturze, nie zaryzykowali ataku. Ordyńcy wygrali - jednak z ledwością, a próba wymuszenia kolejnego starcia mogła przekształcić z trudem wywalczone zwycięstwo w klęskę.

Wernacy szybko zwinęli obóz, aby powrócić na swoje ziemie, przy niewielkim oporze Tugrejów, którzy również lizali swe rany - tym samym wojsko wernackie zdołało powrócić mniej więcej całe. Gdy kagan zreorganizował swoją armią, wysłał on kilkuset jeźdźców, aby splądrowali wernackie pogranicze - tak samo uczynił jednak ataman, nakazując plądrować pogranicze tugrejskie. Reszta roku upłynęła na potyczkach między tymi armijkami, które do niczego szczególnego nie doprowadziły, poza tym że kilka stad owiec zmieniło właścicieli, a kilku wojowników poległo lub odniosło rany.

W tym samym czasie pięciuset chwatów pod wodzą Saszy Buławina przeprawiło się przez Morze Vilajet, aby plądrować wybrzeże. Trudno jednak było ukryć ruch tych wojsk, a Tugrejowie byli w pełni świadomi co się działo - i że atak nadciąga. Gdyby był to jakikolwiek inny lud, Wernakowie popalili by chociaż wioski - tutaj jednak mieli do czynienia z innymi koczownikami, a kagan zwyczajnie nakazał plemionom cofnąć się od morza, w głąb stepu. Rajd miał więc minimalne sukcesy, zwłaszcza że Buławin wolał nie oddalać się od łodzi, wiedząc że wielce by wtedy ryzykował.

Tugrejowie w teorii wygrali, jednak bitwę określić by można mimo wszystko jak remis - jako że Wernacy w porządku cofnęli się na swe ziemie, a kagan nie zdołał na nie skutecznie wkroczyć. Nastroje są jednak dobre, kagan odzyskał twarz, a wielu ordyńców chce kontynuować wojnę i faktycznie ruszyć na Sicz, aby puścić ją z dymem. W samej zaś Siczy słyszeć można głosy krytyki i niezadowolenia - wojna nie poszła zdecydowanie po myśli atamana Stadnika - wielka wyprawa którą zwołał miała przynieść łupy, tak jak w zeszłym roku, a jedynym co przyniesiono były rany, siniaki i trupy tych, którzy mieli mniej szczęścia. Co będzie dalej - wiedzą tylko dwaj stepowi władcy, jednak z pewnością okoliczne ludy mogą odetchnąć z ulgą, wiedząc że jak na razie są oni zajęci walką ze sobą.

Efekty:
+3 prestiżu dla Kaganatu
-3 prestiżu dla Wernaków

Re: Wojna na Wielkim Stepie

: sob lip 22, 2023 9:38 pm
autor: Princeps
Problemy Kagana
Rok 744


Obrazek
Tego roku Argaj-Bejowi się zdecydowanie nie powodzi...



Do trzech razy sztuka, mawiają na Siczy. Trzeci to już bowiem rok, jak Wernakowie wyprawiają się na Turgejów - z różnymi efektami. Za pierwszym razem - obyło się bez strat, łupy zaś były sporawe. Za drugim zgoła przeciwnie - Wernakowie w polu przegrali, a ich pogranicze ograbione lekko zostało. Siczowcy jednak są żywiołem upartym i łatwo porażki widać nie popuszczą. Ponownie siły zebrali, by na Kaganat wyruszyć.

Wiosną wojna, która to między stronami wrzała była dość dziwna. Fyłyp Zachar - który wyprawą dowodził - z wojskiem gotowym czekał przy granicy, na tereny wrogie się nie wyprawiając. Turgejowie zaś tak samo - miast atakować, przy granicy stali, jakby oczekując na coś. W maju na jaw wyszło, na co też Warnakowie czekali - oto bowiem po dłuższym czasie Aruzyjczycy się zebrali. Wojsko zebrali liczne, bowiem koło sześć tysięcy liczące, w tym dwie setki ciężkiej kawalerii, czternaście lekkiej i dwanaście setek piechoty zbrojnej. Siłą tą na tereny Kaganatu ruszyli, a wraz z nimi Warnacy, by na terenie nomadów się złączyć. Kagan wciąż jednak walki nie podejmował, walnej bitwy unikając. Spowalniał jedynie obie armie i starał się, by ich przywódcy nie mogli ich złączyć.

Wtedy jednak to okazało się, na cóż Kagan czekał - a było to zaskoczeniem większym, niźli atak Wielkiego Księcia Umberta. Oto bowiem do Fyłypa Zachara wieść dopadła od Atamana - wróg na północy! Granicę dwa tysiące doborowych wojaków przekroczyło - siły Margrafa, z których to dziesięć mahamaiów i psy wojny się wyróżniały, a wraz z nimi posiłki sprzymierzonego z nim Hospodara Michaela w liczbie jednej kwarty tysiąca. Zauważyć tutaj trzeba, że choć Marchia zachodnia z najbardziej profesjonalnych żołdaków znana nie jest, tak w latach ostatnich Margrabia w dyscyplinę swej drużyny zainwestował, która jedynie w niewielkim stopniu innym wojakom zaciężnym obecnie ustępuje.

Ataman z całą ręką w nocniku się nie obudził, jeno dłonią. Zostawił bowiem w obwodach sześćset żołdaków, lecz że z nich większość lekka piechota stanowiła, wiele więcej niż wroga szarpać i spowalniać w stanie nie byli.

Fyłyp Zachar gdy tylko wieść otrzymał, zaraz odwrót zarządził - cóż po łupach, jeśli Sicz spalona! A ruszać musiał prędko, bowiem z ziem Turgejów drogę miał dalszą niż siły Margrabiego. Na niekorzyść tego drugiego jednak kilka okoliczności świadczyło. Po pierwsze, rubieże półocne ziem Warnaków lasami były porośnięte, które obwodom kozackim bardzo ułatwiały podjazdy na wrogą armię. Psy wojny się tutaj jednak dość dobrze sprawdzały, część ataków wykrywając przed ich rozpoczęciem, a także uciekinierów ścigając. Po drugie wozy prowadzone przez wojska Margrafa, a także mahamaie pochód cały spowalniały - zwłaszcze że wspomniane już lasy dlań terenem przyjaznym nie były. Mimo to, wojska Margrafa powinny pod Siczą prędzej się stawić, niż cała armia Warnaków.

Tak się jednak nie stało, co zaskoczyło zarówno Margrafa (który w wyprawie uczestniczył, ma bogato zdobionym mahamaiu jadąc) jak i jego dowódcę, Coinneacha Cireana. Gdy Sicz już w zasięgu wzroku była, dostrzec dało się nad nią szereg chorągwi Warnackich. Przed miastem stały dwa i pół tysiąca jeźdźców. Zachar bowiem podjął ryzykowną, ale jak się okazało słuszną, decyzję, by piechotę pozostawić samą sobie, zaś ku Siczy udać się przy pomocy wyłącznie konnicy.

Choć obie armie stały zaledwie kilkanaście mil od siebie, to do bitwy nie doszło. Coinneach uznał, że ryzyko porażki przewyższa potencjalne straty - wróg przeważał nad nimi liczebnością, a przy tym miał od nich lepszą mobilność, toteż nawet niewielki błąd mógł się równać się całkowitemu okrążeniu i porażce. Stwierdził tedy, że odwrót zarządzi, po drodze grabiąc i plądrując całe pogranicze. Mała to jednak pociecha, gdy na własne oczy widać było już wielką nagrodę - serce Siczy. Fyłyp Zachar z drugiej strony nie próbował gonić wycofującego się oponenta - nie dochodziły go bowiem żadne wieści z południa, gdzie pozostawiona sama sobie piechota w każdej chwili mogła zostać rozgromiona przez siły Kagana.

Atak Margrabiego także władcę Turgejów pozostawił przed dylematem. Odwrót kozaków do Siczy umożliwił mu atak na tylną straż Warnaków i spalenie południowych rubieży ich kraju. Nie wiedział jednak, że Fyłyp kawalerię od piechoty rozdzielił, a w miał też w świadomości, że Zachar mógł też stosować znaną na stepach taktykę i tylko udawać odwrót, by złapać go w pułapkę. Aruzyjczycy zaś w tym czasie bez wątpienia wdarliby się głębiej w jego tereny, zagrażając być może nawet stolicy. Z drugiej strony mógł wpierw wysłać swe wojska, póki jeszcze wypoczęte, przeciwko większemu zagrożeniu, jakie prezentował obecnie Wielki Książe Umberto, licząc, że Margrabia sam rozwiąże problem Warnaków. Albo przynajmniej osłabi ich na tyle, by Kagan był w stanie rozbić ich siły po bitwie z Aruzyjczykami.

Kagan ostatecznie wybrał drugą opcję i skierował się nie na północ, lecz wschód. Obie armie spotkały się nad rzeką Tarro, przy jej lewym brzegu. Wielki Książe Umberto, tak jak i Kagan, koło 6 tysięcy wojska zdołał zebrać, w tym dwustu rycerzy ciężkozbrojnych, tysiąc czterysta lekkich jeźdźców i dwanaście setek ciężkich piechurów. Aruzyjczycy ostatecznie nieznacznie nomadów jednakowo w jakości, jak i liczbach przewyższali.

Bitwa łącznie trzy dni trwała. Dwa pierwsze jedynie lekka kawaleria w niej uczestniczyła - obie strony nawzajem podgryzać się próbowały, oddając kolejne i kolejne salwy, powoli osłabiając wrogie siły. Trzeciego dnia Negrui zdołał jednak korzystając z tumanów kurzu przez konie wzbitego blisko wroga piechotę swą podprowadzić niezauważanie - na linie Aruzyjczyków nagle spadać poczęły strzały, włócznie i oszczepy nie tylko kawalerzystów, ale i piechoty Agraj-beja. Zniecierpliwione przez te dwa dni harcy rycerstwo nie zamierzało stać cierpliwie pod wrogim ostrzałem - ruszyło tedy do szarży.

Sam widok dwustu zakutych w zbroje rycerzy wzbudził popłoch w siłach Kagana, które prędko zaczęły się wycofywać. Widząc to Wielki Książe Umberto wysłał na wsparcie rycerstwu większość piechoty, oczekując, że w pełni zdoła zrejterować wroga. Tak się jednak nie stało - gdy bowiem większość sił Aruzyjskich opuściła swe szyki by gonić wycofujących się Turgujczyków, Negrui znak dał, by pozorowany odwrót zatrzymać i linie sformować. Na flanki zaś padła lekka kawaleria pod wodzą samego Agraj-beja, okrążając gros ciężkich wojsk Aruzji.

W tym momencie bitwa skończyć mogła się porażką Wielkiego Księcia, gdyby nie jego szybkie działanie. Wraz z sir Robertem di Fettim poprowadził szarżę zaciężnych Harcowników na prawą flankę sił Agraj-beja, zagrażając, że okrążające Aruzyjczyków wojska same w kocioł wpadną. Turgujowie tedy się wycofali, uwalniając ciężką piechotę Aruzyjską z okrążenia.
Ostatecznie walki i próby okrążenia się nawzajem trwały do samego wieczora, kiedy to Negrui uznał, że lepsze uzbrojenie wojsk Aruzyjskich w przeciągającym się starciu daje im zbyt dużą przewagę. Utrudniały jednak pogoń, zaś spora liczba konnicy pozwoliła wojakom Turgujskim wycofać się w miarę bezpiecznie. Obie strony były zmęczone i poniosły niemałe straty.

Po porażce nad Tarro Agraj-bej nie miał dość sił by nawet spróbować stanąć w polu przeciwko wojskom Fyłypa Zachara wracającym z północy. Od tego czasu Turgejowie rozpierzchli się, by prowadzić z wrogiem wojnę podjazdową, która miała mieszane efekty - zarówno Warnakowie jak i Azurczycy mieli niemało lekkiej kawalerii, która skutecznie broniła przed szarpaniem nomadów. Puste stepy utrudniały im jednak utrzymanie linii zaopatrzeniowych, a lokalna ludność znosi okupację tylko ze względu na obecność wojsk - straty zatem ciągle rosną. Nie sposób jednak oczekiwać, że żołnierze kolejne lata spędzą na przestworze suchego oceanu. Opór zwiększył się tym bardziej, gdy Aruzyjczycy poczęli łapać niewolników wśród członków turgujskich klanów.

Sytuacja Agraj-beja jest najgorsza od lat. Trzy lata wojen nadwyrężyły jego skarbiec, a ostatnie porażki, brak sojuszników i perspektyw na wyprowadzenie kontry zniechęciły do niego inne klany. Póki co wróg zewnętrzny jednoczy plemiona, ale gdy widmo najeźdźców zniknie pęknięcia wśród popleczników Kagana mogą zacząć się pojawiać.

  • Wernakowie atakują Kaganat, ale ich ofensywę przerywa inwazja Marchii Zachodniej
  • Wernakowie zatrzymują Wojska Margrabiego tuż przed Siczą, który wycofał się i spalił pogranicze
  • Wielki Książe Umberto pokonał wojska Agraj-Beja pod Tarrą, ale nie zdołał ich całkowicie rozbić
  • Pólnoc Kaganatu okupowana jest przez Aruzję i Wernaków, ale Turgejowie prowadzą ciągłą walkę podjazdową

Efekty:
+15 prestiżu dla Aruzji
+5 prestiżu dla Wernaków
-20 prestiżu dla Tugrejów

Mapa:
https://cdn.discordapp.com/attachments/ ... /image.png

Re: Wojna na Wielkim Stepie

: wt sie 08, 2023 1:46 pm
autor: Princeps
Gdzie trzech się bije, tam czwarty korzysta
Rok 745

Obrazek
"Kurde no, głupo wyszło" - Maqbil, oglądający trupy stratowanych przez jego własną kawalerię żołnierzy sojusznika.


Wojna na stepe szalała już trzeci rok, a wszyscy jej uczestnicy zdawali się nie mieć zamiaru tanio się sprzedać. To przynajmniej można było powiedzieć o głównodowodzących - pospolite ruszenie każdej ze stron było już mniej do walki przekonane. Wernakowie niezbyt mogli się na stepie obłowić, toteż potrzebowali dodatkowej zachęty by dalej walczyć. Zachętę taką Wielki Książe Umberto im zapewnił, przekazują kwotę 40 000 kop denarów Vernazziańskich [40 złota]. Podobnie Rycerstwo Aruzyjskie wojną było już zmęczone, ale Umberto środków nie skąpił - żołd podniosł tak, że nie dość, iż dotychczasowych wojaków utrzymał, to jeszcze nowych sprowadził na front. Na zajętych już terenach począł nawet budować nowy zamek - by podbitymi ziemiami lepiej rozporządzać bez dwóch zdań. Co nieco morale podniosła też odezwa Regenta Durance, że wojna przeciwko poganom jest wojną świętą - co dla abyrytów pewną nowością było, niemniej dość dobrze przyjętą. Kagan zaś, spodziewając się że morale agresorów jest niskie, liczył iż dalszą wojną podjazdową zdoła zamęczyć ich na tyle, że ruszenie wrogów do domów się zawinie - co pozwoliłoby mu negocjować pokój na warunkach lepszych, niźli te niesione na ostrzach mieczy.

Obie strony nie wzięły jednak pod uwagę (lub też nie mogły nic poradzić), że do gry może dołączyć nowy gracz. Na południu bowiem zebrała się armia Kahydan, którzy to od lat z Turgejami boje toczyli, regularnie przezeń grabieni i rajdowani. Atak ten, co oczywiste, był przede wszystkim nie w smak Kaganowi. Otoczenie ze stron wszystkich i przeważające siły wroga sprawiły, że spora grupa ordyńców zdezerterowała z armii Argaj-Beja, by udać się na południowe rubieże i chronić swoich rodzin oraz dobytku. Nikt nie wątpił już, że Kagan wojnę przegra i to z kretesem - pytanie brzmiało tylko kto jako pierwszy dotrze do Tugrei - stolicy nomadów - i zyska na wojnie najwięcej.

Argaj-Bej, jako że wojska miał już na północy, to również za radą swojego dworu, skupil się przede wszystkim na opóźnieniu marszu Abyrytów. Spodziewał się też, że Kahydanie, z chęci do walki niezbyt znani, potrzebować czasu będą by siły zebrać większe. Na południe wysłał toteż Ugujra - wodza jednego z większych plemion na południu stepu, licząc iż skory będzie do ochrony swych ziem. Sam zaś, tak jak ostatnio, podgryzał podjazdami Warnaków i Aruzyjczyków. Ci pierwsi awangardę sił stanowili, toteż większość ciężaru walk z zagonami na nich spoczęła - cięższe siły Aruzyjskie dogonić nie były w stanie lekkiej konnicy nomadzkiej. Sprawę Wielkiemu Księciowi utrudniły też wieści z kraju - z morza korsarze zeszli, na jedno z lokalnych miast napadając. Oddelegować musiał więc część ruszenia do ochrony własnej domeny - choć nawet bez rozkazu część rycerstwa oddaliłaby się by swe majątki ratować.

Perturbacje te, w połączeniu z szybszą mobilizacją Kahydan (którzy polegali przede wszystkim na swoich licznych wojskach zaciężnych, a ponad to w przeciwieństwie do tego co sądził Kagan, Kahydanie powołali pospolite ruszenie w pierwszej kolejności z nadgranicznych prowincji) sprawiły, że marsz Maqbila był znacznie szybszy niźli tego Argaj-bej oczekiwał. Gwoździem do trumny było to, że Ugujr, wysłany by Kahydan spowalniać, strony zmienił i do ich sił dołączył, zdradzając swojego władcę. Wraz z nim do Maqbila dołączył jego klan oraz dwa inne południowe plemiona, a także większość sił wysłanych na południe. Wojacy Ugujra zamiast opóźniać marsz agresora, poczęli prowadzić go przez stepy, wskazując gdzie uzupełnić wodę czy inne zapasy, znacznie przyspieszając prędkość sił Kahydan. Słysząc o tym Kagan rozkazał natychmiastowy powrót do stolicy, ale morale upadło już na sam dół, a kolejni wodzowie opuszczali jego obóz by dołączyć do Kahydan lub wrócić do rodzinnych stron. Do Turgei dotarło wraz z Argaj-Bejem zaledwie dwanaście setek żołdaków, na które składały się siły jego własnego klanu i zaciężni wojacy.

Bitwa o Turgeję zdawała się jednostronna i taka też była. Bynajmniej nie była jednak prostym zmiażdżeniem resztek wrogich Kahydanom sił. Maqbil objął personalne dowództwo, by móc poszczycić się własnym zwycięstwem. Rzecz w tym, że władcą i kupcem mógł być sprawnym, tak wojaczki nie poznał, a jego zdolności były raczej mizerne. Najpierw uznał, że wroga otoczy, a by szybciej to zrobić kazał setce kawalerzystów dobrać sobie po jednym piechurze Turgejskim i wroga objechać. Konie dodatkowa waga szybko zmęczyła, więc gdy przejechały za linie wroga padały niemal z przemęczenia, a wojacy zostali odcięci od sojuszników. Widząc to, spanikowany Kagan (również dowódca “średniej” klasy) kazał do wroga strzelać z płonących strzał. Rzecz w tym że żadnej smoły ani oleju tam wcześniej nie rozlano, więc twarda stepowa trawa niechętnie się zapala - Kahydanowie zdołali się odsunąć w spokoju i większych strat uniknąć.

Widząc to Maqbil kazał obwody do odciętych wojsk podesłać. Nie chcąc własnych wojsk jeszcze do boju rzucać, posłał lekką piechotę Turgejską. Ta jednak kroczyła powoli, a po chwili Kagan wysłał na nią swą lekką kwawalerię. Widząc to władca Kahydan szarżę rozkazał swojej ciężkiej kawalerii. Wojacy chętnie popędzili do przodu - Turgejowie Argaj-Beja zdołali się jednak wycofać. To samo nie udalo się jednak sojusznikom, którzy stratowani zostali przez własne siły.

W tym czasie ogień zdołał się jednak nieco rozprzestrzenić, co wymusiło na wojskach Kagana opuszczenie części pozycji. Ponownie - Maqbil zechciał “okazję” wykorzystać, więc tej samej ciężkiej kawalerii rozkazał szarże - przez płonące trawy. Dość powiedzieć, że konie ognia nie lubią, więc zamiast szarży mały karambol się zrobił, gdy zwierzęta stawały dęba albo skręcały, byle tylko nie wbiegać prosto w płomienie.

Ostatecznie jednak mimo takich i innych, podobnych niepowodzeń, bitwa zakończyła się porażką Argaj-Beja. Siły wroga były zbyt duże, więc nawet straty spowodowane przez głupotę (które mogły stanowić i połowę ogólnych strat), nie pozwoliły Kaganowi na zwycięstwo. Zamiast prestiżu bitwa przyniosła jednak Maqbilowi niesławę - przez kolejne dni bardziej lub mniej jawnie żartowano z żałosnych zdolności wojskowych władcy. Nieco osłody przyniósł fakt, że Turgejowie zdołali złapać Argaj-beja, którego głowę przyniesiono Maqbilowi na srebrnej tacy, co by się nowemu suzerenowi przypodobać. Z Turgei zaś wygoniono całą ludność, nie pozwalając jej zabrać nic więcej niż koszule na własnym grzbiecie, po czym przystąpiono do grabieży, która trwała kilka kolejnej dni i brało w niej udział zarówno wojsko Kahydańskie jak i Turgejowie Ugruja.

Aruzyjczycy i Wernacy do miasta przybyli około tydzień później. Na zgliszczach Wielki książe Umberto ogłosił zwycięstwo i rozwiązanie problemu Turgejskich najazdów, nie trudno było jednak odczytać, że zarówno on, jak i jego wojsko liczyli że to im przypadnie zaszczyt i okazja złupić stolicę nomadów.

Ostatecznie Kaganat Turgejów jako taki przestał istnieć. Większość terenów kontrolują Kahydańczycy, w których imieniu włada Ugujr. Po zdobyciu miasta i zwołaniu rady klanów ogłosił się Wielkim Chanem (nie zaś Kaganem - Chanem Chanów, jak Argaj-Bej). Większość klanów z braku laku jest mu posłuszna - układ Maqbila i Ugujra spowodował, że Kahydanowie poza stolicą nie grabili plemion Turgejskich, ograniczając się jedynie do niewielkich wypraw karnych przeciwko wodzom, którzy początkowo nie chcieli uznać zwierzchnictwa Ugujr-beja.

Podobny wybieg zastosowali Warnacy, którym podczas wyprawy towarzyszył niejaki Atma-Bej - podający się za bękarciego syna zmarłego Agraj-beja. W plotkę tę wierzy niewielu, ale prawda jest taka, że te plemiona które go za następcę uznały na ziemiach okupowanych przez Warnaków mogą liczyć na względny spokój, więc wielu również uznało go nominalnie za przywódcę.

Najgorzej - zarówno dla okupanta, jak i okupowanych - sytuacja ma się na terenach kontrolowanych przez wojsko Wielkiego Księcia. Pospolite ruszenie nie ma ochoty biegać za krnąbrnymi i prędkimi Turgejami, którzy regularnie napadają na stacjonujące tu wojsko. Wojsko zaś w odwecie grabi stada plemion, zaś ich członków morduje i niewoli, nakręcając dalej spiralę nienawiści.

  • Kaganat Turgejów ostatecznie upada, podzielony między Kahydan, Warnaków i Aruzyjczyków
  • Pióro silniejsze od miecza - Maqbil mimo mniejszych sił i żałosnych zdolności taktycznych przy pomocy układów zdobywa kontrolę nad większością ziem Turgejów
  • Ugujr tytułuje się Wielkim Chanem i administruje terenami w imieniu Kahydan
  • Warnakowie posiadają własnego pretendenta - Atma -Beja
  • Aruzyjczycy brutalnie tłumią opór na okupowanych przez siebie terenach.

Efekty:
+5 prestiżu dla Wernaków
+10 prestiżu dla Aruzji
+20 prestiżu dla Kahydan
Kaganat Tugrejski przestaje istnieć.


Mapa: