Najazdy Barbahów na północne wody
: czw lip 20, 2023 6:41 pm
Barbahska Pożoga
Rok 744
Podsumowanie:
+12 prestiżu dla Barbahów
-13 prestiżu dla Wielkiego Księstwa Tegwarskiego
+1 prestiżu dla Elmurii
+1 prestiżu dla Sułtanatu
-1 prestiżu dla Orentii
Rok 744

Któż mógł przewidzieć, że kolejny rok z rzędu korsarze Barbahscy ubrudzą swe krzywe szable w ciepłej krwi niewinnych ludzi południa? Otóż każdy trzeźwo myślący władca, który obserwował co się dzieje w tym i poprzednich latach. Wpierw pierwsze sygnały o statkach korsarzy dotarły z Elmurii od kupców tam bawiących. Z relacji posłyszanych w przyportowych karczmach wynikło, że Barbahowie jak zwykle zatrzymali się tam by uzupełnić zapasy, a podobno wzięli ich całkiem dużo. Następnie, zapewne ku wielkiej uldze władcy Epeeliockiego, widziano flotę piracką u wybrzeży wysp Tarlandzkich, co później potwierdzili marynarze, którzy zasłyszeli informacje od jakiegoś Tarlandczyka. Co ciekawe, oprócz informacji o tym, że wielka flota korsarzy pływa tak daleko od domu oraz o tym, że ze statków zeszło prawie cztery tysiące korsarzy, to informacja o kłopotach tej "armady" była najistotniejsza. Otóż z licznych plotek można wywnioskować, że Król Tarlandzki przyobiecał Barbahom, pewnie nie za darmo, zaopatrzenie ich u siebie oraz dokonanie bieżących napraw floty. Jednak gdy Barbahowie dotarli na wyspę, to okazało się, że nawet małego portu tam nie ma, ani tym bardziej przyobiecanej podobno faktorii, a jedynie znajdował się tam niewielka osada, która nie byłaby w stanie wyżywić tak wielkiej armii, nie mówiąc już o zaopatrzeniu na drogę. Król Tarlandzki jednak dotrzymał słowa i podobno dniem i nocą docierały na wyspę potrzebne transporty dla korsarzy. Jednak korsarze przez te wiele dni trochę sobie sami radzili i mieszkańcy wyspy przez ten czas żyli w ciągłym strachu o swoje życie i swoje dobra, które były nagminnie "rekwirowane" przez korsarzy.
Właśnie to opóźnienie pozwoliło na to, by informacja o piratach u wybrzeży wysp Tarlandzkich, doszła do uszu okolicznych władców. Zapewne dlatego Wielki Książę Tegwarski był nieznacznie przygotowany na to, że z prawie 100 statków na jego ziemie "wyleje się" prawie 3,5 tysiąca żądnych łupów korsarzy. Nadmorskie miasto Seedorf od początku roku, jakby ktoś to przewidział, było fortyfikowane, a po dotarciu informacji o flocie piratów bawiącej niedaleko, starano się przyspieszyć budowanie murów obronnych. Wielki Książę kazał też postawić nadbrzeżne osady w stan gotowości, a rycerze w okolicy podobno nawet spali w swoich zbrojach. Jednak wszystkie te przygotowania nie na wiele się zdały w kontekście powstrzymania wroga przed zajęciem miasta. Barbahowie przybili do brzegu blisko miasta Seedorf, które nie dokończyło jeszcze budowy murów, i od razu ruszyli na miasto, które mimo posiadania niewielkiej, skleconej na szybko armii z lokalnej szlachty, dość szybko padło. Następnie korsarze zbierali łupy, rabowali i brali w niewolę, każdego w miarę sprawnego i młodego Wagara. Na szczęście część mieszkańców miasta zdołała uciec, chroniąc się w głębi kraju. Mimo tego, że była to rejza Barbahów to w skład armii wchodziły też oddziały Elmurskie i Sułtanatu. Całą wyprawą dowodził Turgut ibn Oren Reis - korsarz z krwi i kości, który ponownie prowadził korsarzy do boju. Pospolite ruszenie Barbahów zostało wsparte trzema setkami wojowników Elmurskich oraz zbieraniną ludzi z Sułtanatu. Razem było ich 12 setek ciężkiej piechoty, 10 lekkiej, 6 łuczników i 4 kawalerzystów. Innymi słowem Wielka Armia.
Po krótkim czasie do Wielkiego Ksiecia dotarła wiadomość od najeźdźców, że odstąpią oni od spalenia miasta do gołej ziemi, jeżeli zapłaci on 1000 talarów [tj. 100 złota]. Władca albo nie miał takich pieniędzy, albo nie miał zamiaru płacić korsarzom. Zamiast tego zwlekał z odpowiedzią, a czas ten pożytkował na zbieraniu dodatkowego wojska z całego kraju, a chętnych by bronić ojczyzny było wielu. Korsarze nie w ciemię bici przeczuwali, że kolejny dzień zwłoki oznacza większe problemy później, lecz na razie dobrze się bawili w mieście, a i kosztowności na razie starczało. Na szczęście dla okolicznych wsi, korsarze nie zapuszczali się daleko od miasta, a i nawet z rzadka opuszczali jego mury. Pewnie właśnie z tego powodu kupiec Łucjusz zwany Łucjuszem Winnym, zbłądził i wpadł wprost z całym towarem w łapy Barbahów przy bramie miasta. Był to dla kupca niezwykły pech połączony z głupotą, ale najistotniejsze były efekty tego zdarzenia. Otóż Łucjusz miał wóz pełen przedniego warangdzkiego wina. Turgut zakazał picia wina pod groźbą chłosty, ale tak wielka armia i to złożona z kilku różnych nacji oraz w większości z ludzi oderwanych od swych prac, a nie z wojska wykwalifikowanego, rozkazu dowódcy nie posłuchała i gdy był on zajęty innymi sprawami, po prostu wychlała cały zapas.
Następnego dnia Turgut ibn Oren Reis dostał informację, że nici z okupu. Korsarze długo nie zwlekali (poselstwo i tak zajęło zbyt dużo czasu) i starali się jak najszybciej załadować łupy na statki i pogonić niosących je niewolników. Wychodząc już z miasta niedbale podłożyli ogień pod kilka strzech licząc, że ogień przeniesie się na całe miasto. Operacja została jednak przerwana przez armię tegwarską, która od chwili gromadziła się pod miastem i teraz ruszyła do ataku. Na nie szczęście dla Barbahów drobna mżawka i prawie bezwietrzna pogoda, ugasiły dość szybko narastający pożar, nie pozwalając mu strawić większej części miasta.
Całe to zamieszanie spowodowało, że szybsza od korsarzy ciężka i elitarna kawaleria czyli Hauswarterzy starli się kilkukrotnie z tyłami armii Barbahów. Turgut widząc co się dzieje, szybko zarządził utworzenie szyków obronnych by stawić czoła jeździe przeciwnika. Po niewielkich roszadach, obie armie stanęły naprzeciwko sobie. Żadna z nich nie zajęła nazbyt dobrej pozycji, ale samo ukształtowanie terenu tj. równina, pozwoliły by jazda tegwarska mogła rozwinąć skrzydła podczas walki.
Armią Tegwarską dowodził sam Andreas Weildertag, głowa rodu Weildertagów i potężny z postury rycerzy. Na flankach Wagarowie ustawili po jednej chorągwi Błękitnej jazdy, a dwie chorągwie Hauswarterów stanowiły centralny punkt armii, resztę wojska stanowili zebrani przez szlachtę wojownicy w liczbie około dwóch tysięcy. Także mimo tego, że armia korsarzy była liczniejsza, to Wagarowie posiadali elitarne oddziały ciężkiej i lekkiej jazdy, która miała możliwość zmienić bieg tej bitwy. Weildertag wykorzystał element zaskoczenia i pewnej dezorganizacji armii korsarzy, która nadal zajęta była ładowaniem towarów i niewolników na statki. Raz za razem ciężka kawaleria szarżowała rozbijając szyki piechoty piratów i robiąc wyłomy w obronie przeciwnika. W tym samym czasie Błękitna jazda kilkukrotnie atakowała organizujące się dopiero flanki armii Turguta zmuszając przeciwnika do załamania szyków. Stan taki nie trwał długo. Piraci w końcu zorganizowali szyki, ich lekka kawaleria osłoniła skrzydła, a szybki rozkaz Turguta by przerwać ładowanie towarów na statki został w końcu wykonany. Gdyby nie doświadczenie dowódcy jak i samych korsarzy to zapewne wojska poszłyby w rozsypkę, a jedynie ułamek piratów dotarłby do domu. Jednak na nieszczęście Wagarów tak się nie stało i doszło do walnej bitwy, która była trudna do wygrania.
Podczas bitwy był chaos, krew, pot i smród śmierci. Czyli stałe elementy towarzyszące bitwie. Przez długi czas żadna ze stron nie była w stanie rozbić szyków wroga i zmusić go do ucieczki. Wojownicy po obu stronach byli wykończeni i potrzebowali coraz więcej czasu by odpocząć. Niewielki siły tegwarczyków, które dotarły w trakcie bitwy, niewiele zmieniły. Momentem, który zmienił bieg bitwy, był dobrze zaplanowany i śmiały rajd młodego Ali Baby, który wraz ze swymi zbójcami, starł się z Andreasem Weildertagiem zrzucając go z konia i uprowadzając wielką chorągiew Wieldertagów. Wagarowie będący na skraju wyczerpania tak fizycznego jak i duchowego, widząc, że ich wódz padł, a chorągiew została uprowadzona, zaczęli się wycofywać i oddali pola wrogowi. Trudno tu mówić o przegranej Wagarów gdy walczący po obu stronach z ulgą przyjęli dźwięk rogów świadczący o wycofaniu.
Wagarowie jednak nie powiedzieli ostatniego słowa. Weildertag zgromadził jednak część swoich wycofujących się żołnierzy i natychmiast uderzył na miasto. Obyło się bez większych walk, a jedynie doszło do kilku potyczek o jakieś podwórko z pijanymi w sztok piratami. Żołdacy odpoczywali i lizali razy oraz powoli dochodziło do nich, że wrócili do zdewastowanego i wyludnionego miasta, tyle dobrego, że ogień udało się ugasić. Tymczasem korsarze wycofali się do swych łodzi i dokończyli załadunek, po czym odpłynęli w siną dal. Po drodze jeszcze Tugrut pokusił się o spalenie paru przybrzeżnych wiosek orenckich (pomimo protestów ze strony Elmurskich dowódców). Tamtejsze rycerstwo było zaalarmowane co prawda, ale nie w pełni przygotowane, zwłaszcza, że ataki były sporadyczne i praktycznie tylko na nadbrzeżne miejsowości. Straty orenckie więc są, ale nie duże.
Tegwarczycy czy jak wolą o sobie mówić: Wagarowie, opłakują zabitych i wyceniają szkody, jednak najgłośniej mówi się o uprowadzeniu setek obywateli miasta, którzy zapewne skończą na galerach albo jako karma dla rekinów. Wszyscy są zdruzgotani, kupcy wracają do opróżnionych magazynów, mieszczanie odbudowują domy, a rycerstwo szuka winnych. Czy dało się zrobić coś lepiej? Tego nie wiadomo. Barbahowie wracają do domów obładowani łupami, z licznymi niewolnikami oraz w dość uszczuplonym składzie. Jednak to ostatnie nie jest tak ważne, ani dla władcy Barbahów Hakima, ani dla dowódców, liczy się udana rejza, przywiezione skarby i chwała z tego płynąca.
Jednak najważniejsze jest to, że zagrożeni rajdami korsarzy władcy widzą, że odpowiednie przygotowania do obrony skutkują sporymi utrudnieniami dla najeźdźców. Korsarzom kolejny raz się udało, ale tym razem byli bardzo blisko tego, by wrócić z podkulonym ogonem. Czy kolejni władcy pójdą po rozum do głowy i zabezpieczą swoich poddanych przed pożogą Barbahów? Czy jednak dołączą do grona tych którzy płacą haracz? Wkrótce zobaczymy. Tak samo jak zobaczymy czy korsarze ponownie odważą się zapuścić na chłodniejsze północne wody.
Właśnie to opóźnienie pozwoliło na to, by informacja o piratach u wybrzeży wysp Tarlandzkich, doszła do uszu okolicznych władców. Zapewne dlatego Wielki Książę Tegwarski był nieznacznie przygotowany na to, że z prawie 100 statków na jego ziemie "wyleje się" prawie 3,5 tysiąca żądnych łupów korsarzy. Nadmorskie miasto Seedorf od początku roku, jakby ktoś to przewidział, było fortyfikowane, a po dotarciu informacji o flocie piratów bawiącej niedaleko, starano się przyspieszyć budowanie murów obronnych. Wielki Książę kazał też postawić nadbrzeżne osady w stan gotowości, a rycerze w okolicy podobno nawet spali w swoich zbrojach. Jednak wszystkie te przygotowania nie na wiele się zdały w kontekście powstrzymania wroga przed zajęciem miasta. Barbahowie przybili do brzegu blisko miasta Seedorf, które nie dokończyło jeszcze budowy murów, i od razu ruszyli na miasto, które mimo posiadania niewielkiej, skleconej na szybko armii z lokalnej szlachty, dość szybko padło. Następnie korsarze zbierali łupy, rabowali i brali w niewolę, każdego w miarę sprawnego i młodego Wagara. Na szczęście część mieszkańców miasta zdołała uciec, chroniąc się w głębi kraju. Mimo tego, że była to rejza Barbahów to w skład armii wchodziły też oddziały Elmurskie i Sułtanatu. Całą wyprawą dowodził Turgut ibn Oren Reis - korsarz z krwi i kości, który ponownie prowadził korsarzy do boju. Pospolite ruszenie Barbahów zostało wsparte trzema setkami wojowników Elmurskich oraz zbieraniną ludzi z Sułtanatu. Razem było ich 12 setek ciężkiej piechoty, 10 lekkiej, 6 łuczników i 4 kawalerzystów. Innymi słowem Wielka Armia.
Po krótkim czasie do Wielkiego Ksiecia dotarła wiadomość od najeźdźców, że odstąpią oni od spalenia miasta do gołej ziemi, jeżeli zapłaci on 1000 talarów [tj. 100 złota]. Władca albo nie miał takich pieniędzy, albo nie miał zamiaru płacić korsarzom. Zamiast tego zwlekał z odpowiedzią, a czas ten pożytkował na zbieraniu dodatkowego wojska z całego kraju, a chętnych by bronić ojczyzny było wielu. Korsarze nie w ciemię bici przeczuwali, że kolejny dzień zwłoki oznacza większe problemy później, lecz na razie dobrze się bawili w mieście, a i kosztowności na razie starczało. Na szczęście dla okolicznych wsi, korsarze nie zapuszczali się daleko od miasta, a i nawet z rzadka opuszczali jego mury. Pewnie właśnie z tego powodu kupiec Łucjusz zwany Łucjuszem Winnym, zbłądził i wpadł wprost z całym towarem w łapy Barbahów przy bramie miasta. Był to dla kupca niezwykły pech połączony z głupotą, ale najistotniejsze były efekty tego zdarzenia. Otóż Łucjusz miał wóz pełen przedniego warangdzkiego wina. Turgut zakazał picia wina pod groźbą chłosty, ale tak wielka armia i to złożona z kilku różnych nacji oraz w większości z ludzi oderwanych od swych prac, a nie z wojska wykwalifikowanego, rozkazu dowódcy nie posłuchała i gdy był on zajęty innymi sprawami, po prostu wychlała cały zapas.
Następnego dnia Turgut ibn Oren Reis dostał informację, że nici z okupu. Korsarze długo nie zwlekali (poselstwo i tak zajęło zbyt dużo czasu) i starali się jak najszybciej załadować łupy na statki i pogonić niosących je niewolników. Wychodząc już z miasta niedbale podłożyli ogień pod kilka strzech licząc, że ogień przeniesie się na całe miasto. Operacja została jednak przerwana przez armię tegwarską, która od chwili gromadziła się pod miastem i teraz ruszyła do ataku. Na nie szczęście dla Barbahów drobna mżawka i prawie bezwietrzna pogoda, ugasiły dość szybko narastający pożar, nie pozwalając mu strawić większej części miasta.
Całe to zamieszanie spowodowało, że szybsza od korsarzy ciężka i elitarna kawaleria czyli Hauswarterzy starli się kilkukrotnie z tyłami armii Barbahów. Turgut widząc co się dzieje, szybko zarządził utworzenie szyków obronnych by stawić czoła jeździe przeciwnika. Po niewielkich roszadach, obie armie stanęły naprzeciwko sobie. Żadna z nich nie zajęła nazbyt dobrej pozycji, ale samo ukształtowanie terenu tj. równina, pozwoliły by jazda tegwarska mogła rozwinąć skrzydła podczas walki.
Armią Tegwarską dowodził sam Andreas Weildertag, głowa rodu Weildertagów i potężny z postury rycerzy. Na flankach Wagarowie ustawili po jednej chorągwi Błękitnej jazdy, a dwie chorągwie Hauswarterów stanowiły centralny punkt armii, resztę wojska stanowili zebrani przez szlachtę wojownicy w liczbie około dwóch tysięcy. Także mimo tego, że armia korsarzy była liczniejsza, to Wagarowie posiadali elitarne oddziały ciężkiej i lekkiej jazdy, która miała możliwość zmienić bieg tej bitwy. Weildertag wykorzystał element zaskoczenia i pewnej dezorganizacji armii korsarzy, która nadal zajęta była ładowaniem towarów i niewolników na statki. Raz za razem ciężka kawaleria szarżowała rozbijając szyki piechoty piratów i robiąc wyłomy w obronie przeciwnika. W tym samym czasie Błękitna jazda kilkukrotnie atakowała organizujące się dopiero flanki armii Turguta zmuszając przeciwnika do załamania szyków. Stan taki nie trwał długo. Piraci w końcu zorganizowali szyki, ich lekka kawaleria osłoniła skrzydła, a szybki rozkaz Turguta by przerwać ładowanie towarów na statki został w końcu wykonany. Gdyby nie doświadczenie dowódcy jak i samych korsarzy to zapewne wojska poszłyby w rozsypkę, a jedynie ułamek piratów dotarłby do domu. Jednak na nieszczęście Wagarów tak się nie stało i doszło do walnej bitwy, która była trudna do wygrania.
Podczas bitwy był chaos, krew, pot i smród śmierci. Czyli stałe elementy towarzyszące bitwie. Przez długi czas żadna ze stron nie była w stanie rozbić szyków wroga i zmusić go do ucieczki. Wojownicy po obu stronach byli wykończeni i potrzebowali coraz więcej czasu by odpocząć. Niewielki siły tegwarczyków, które dotarły w trakcie bitwy, niewiele zmieniły. Momentem, który zmienił bieg bitwy, był dobrze zaplanowany i śmiały rajd młodego Ali Baby, który wraz ze swymi zbójcami, starł się z Andreasem Weildertagiem zrzucając go z konia i uprowadzając wielką chorągiew Wieldertagów. Wagarowie będący na skraju wyczerpania tak fizycznego jak i duchowego, widząc, że ich wódz padł, a chorągiew została uprowadzona, zaczęli się wycofywać i oddali pola wrogowi. Trudno tu mówić o przegranej Wagarów gdy walczący po obu stronach z ulgą przyjęli dźwięk rogów świadczący o wycofaniu.
Wagarowie jednak nie powiedzieli ostatniego słowa. Weildertag zgromadził jednak część swoich wycofujących się żołnierzy i natychmiast uderzył na miasto. Obyło się bez większych walk, a jedynie doszło do kilku potyczek o jakieś podwórko z pijanymi w sztok piratami. Żołdacy odpoczywali i lizali razy oraz powoli dochodziło do nich, że wrócili do zdewastowanego i wyludnionego miasta, tyle dobrego, że ogień udało się ugasić. Tymczasem korsarze wycofali się do swych łodzi i dokończyli załadunek, po czym odpłynęli w siną dal. Po drodze jeszcze Tugrut pokusił się o spalenie paru przybrzeżnych wiosek orenckich (pomimo protestów ze strony Elmurskich dowódców). Tamtejsze rycerstwo było zaalarmowane co prawda, ale nie w pełni przygotowane, zwłaszcza, że ataki były sporadyczne i praktycznie tylko na nadbrzeżne miejsowości. Straty orenckie więc są, ale nie duże.
Tegwarczycy czy jak wolą o sobie mówić: Wagarowie, opłakują zabitych i wyceniają szkody, jednak najgłośniej mówi się o uprowadzeniu setek obywateli miasta, którzy zapewne skończą na galerach albo jako karma dla rekinów. Wszyscy są zdruzgotani, kupcy wracają do opróżnionych magazynów, mieszczanie odbudowują domy, a rycerstwo szuka winnych. Czy dało się zrobić coś lepiej? Tego nie wiadomo. Barbahowie wracają do domów obładowani łupami, z licznymi niewolnikami oraz w dość uszczuplonym składzie. Jednak to ostatnie nie jest tak ważne, ani dla władcy Barbahów Hakima, ani dla dowódców, liczy się udana rejza, przywiezione skarby i chwała z tego płynąca.
Jednak najważniejsze jest to, że zagrożeni rajdami korsarzy władcy widzą, że odpowiednie przygotowania do obrony skutkują sporymi utrudnieniami dla najeźdźców. Korsarzom kolejny raz się udało, ale tym razem byli bardzo blisko tego, by wrócić z podkulonym ogonem. Czy kolejni władcy pójdą po rozum do głowy i zabezpieczą swoich poddanych przed pożogą Barbahów? Czy jednak dołączą do grona tych którzy płacą haracz? Wkrótce zobaczymy. Tak samo jak zobaczymy czy korsarze ponownie odważą się zapuścić na chłodniejsze północne wody.
Podsumowanie:
- Barbahowie kontynuują swe grabieże, tym razem padło na odległe Wielkie Księstwo Tegwarskie
- Przygotowanie Księstwa do obrony mocno ogranicza możliwości Barbahów do rajdu
- Walna bitwa wykrwawiła mocno obie strony, ale jej wynik pozwolił spokojnie wycofać się korsarzom na statki
- Korsarze złupili miasto Seedorf i wywieźli licznych niewolników, w drodze powrotnej łupiąc jeszcze parę wiosek orenckich
+12 prestiżu dla Barbahów
-13 prestiżu dla Wielkiego Księstwa Tegwarskiego
+1 prestiżu dla Elmurii
+1 prestiżu dla Sułtanatu
-1 prestiżu dla Orentii