Rok 745

Księstwo Łubuczy raczej rzadko jest źródłem informacji dla krajów ościennych, a nieudane zbiory rzepy lub łubinu raczej są ciekawe tylko dla niektórych kupców (rynek rybny jest jednak tak zaawansowany w księstwie, że w przeróżnych formach produkty rybne trafiają na stoły nawet południowych sułtanów). Jednak bardzo rzadko zdarza się, że ziemie Łubuczan rodzą ciekawe informacje. Od kilku lat po szynkach i tawernach od kupców skór i ziela, można było usłyszeć, że coraz niebezpieczniej się robi na bagnistych terenach należących do plemion łubuczańskich. Zatargi pomiędzy różnymi wodzami i wynikające z tego problemy na szlakach powodowały, że kupcy raczej zaczęli omijać te tereny. Jednak dopiero w tym roku po całym Imperiusie rozeszła się wiadomość, że Książę Sławomir Krarowicz ma spore problemy z lokalnymi wodzami, a nawet, że doszło do mordobicia wśród wodzów. Sama wiadomość raczej nie wywołała zdziwienia wśród pospólstwa jak i władców okolicznych i tych dalszych. Od zawsze ziemie bagienne znajdujące się na północy Imperiusa były siedliskiem najbardziej prymitywnych ludów. Mówi się, że nikt inny nie chciał tam zamieszkać, a tam żyjące aktualnie ludy zostały przegonione z innych ziem. Co bardziej światli, ale też i dobrze napici, sugerują, że w dawnych czasach były co najmniej dwa ludy zamieszkujące kontynent: ludzie imperiusowi i ludzie palusowi (czyli bagienni). Wszyscy żyjący ludzie należą do tej pierwszej kategorii, a jedynie Łubuczanie wywodzą się z ludów palusowych. Nikt jeszcze nie podjął opracowań naukowych na ten temat, ale konsekwencje ostatnich wydarzeń być może udostępnią badaczom wiele materiału do badań.
Wraz z napływem informacji, nadal szczątkowych, bo Łubuczan raczej niewielu odwiedza, wyjaśniło się, że kłótnie pomiędzy wodzami wynikały z odmiennego ich stosunku do działań Księcia Sławomira oraz Rady Wodzów. W wyniku czego utworzyły się dwa obozy wśród wodzów. Pierwszy, zwany sowami i przywiązany do tradycji, który idzie niezmienną ścieżką dawnych wodzów. Oraz drugi obóz, zwany kogutami, utworzony w kontrze do sów, który chce zmian i reform i który widzi jak okoliczne ludy wzrastają i się rozwijają, a u łubuczan wszystko stoi.
Kilka lat te stronnictwa się kształtowały i ścierały, głównie słownie. Jednak w tym roku podczas wiecu, wodzowi Czciborowi synowi Siemiomysła z Rogatego Jaru, należącemu do obozu sów, żyłka pękła w rzyci, kiedy usłyszał od swego sąsiada wodza Mieszka syna Mira z Janwaru, jednego z najbardziej wspierających obóz kogutów, obelgę nie do zniesienia. Otóż Mieszko nazwał żonę Czcibora Wiesławę, kurwą i padalcem. Podobno za to, że złorzeczyła i bluźnierstwami jak jadem z paszczy rzygała na żonę Mieszka Dobrawę. Czcibor chciał usłyszeć przeprosiny od Mieszka za ten czyn niegodny, ale w zamian usłyszał jedynie śmiech. Rozeźlony okrutnie i mocno podpity Czcibor złapał nóż myśliwski wbity w dzika i rzucił w stronę niespodziewającego się ataku Mieszka. Czcibor mimo, że posturą niedźwiedzia przypomina, to akurat nożami rzucać nie umiał wcale, ale i tak cudem czy to przekleństwem trafił Mieszka prosto w szyję. Mimo, że inni wodzowie szybko wyjęli sztylet, a ranę skrzętnie ogniem zaprawili, to i tak Mieszko wystygł i do Bogura się udał na wieczne łowy.
Przed samosądem Czcibora ochronili inni wodzowie z obozu sów, ale Książę zgodnie z prawidłami i tradycją musiał zareagować i wysłał swych zaufanych ludzi by pochwycili mordercę i przed jego obliczę doprowadzili. Mimo tego, że dziesiątka wojaków miała aresztować Czcibora to żaden nie wrócił, a ich głowy podobno przyozdobiły palisadę wokół Rogatego Jaru.
Wódz Łubuczan gdy się o tym dowiedział to niemal we wściekłość wpadł i rozesłał wici do wodzów z obozu kogutów by przygotowali się do wymierzenia sprawiedliwości. Najbardziej jednak zażartym wrogiem Czcibora stał się najstarszy syn Mieszka Bożywoj, który stał się po śmierci ojca wodzem na Janwarze i który to żąda nie tylko śmierci Czcibora, ale też żony Wiesławy i całej rodziny.
Na Imperiusie dochodziło już do wielu konfliktów pomiędzy możnymi, szlachtą, a nawet w rodzinach głów państw. Jednak w ostatnim czasie nic podobnego nie miało miejsca i stąd zainteresowanie na dworach nieco egzotycznym i prymitywnym bagnem Łubuczan.
Pogłoski mówią, że oba obozy w księstwie się zbroją, a wojna domowa już wisi na włosku. Kraje ościenne jak Zachodnia Marchia, Wielkie Księstwo Smirnovskie, Wielkie Księstwo Tarnaveńskie i Imperium z niepokojem patrzą w stronę sąsiada, który od wielu lat nie budził większego zainteresowania, a tym bardziej obaw.
Kupcy i rzemieślnicy z całego kontynentu już szukają nowych miejsc gdzie można dostać ryby, które co ciekawe pochodziły głównie z jezior Łubuczy.
Wraz z napływem informacji, nadal szczątkowych, bo Łubuczan raczej niewielu odwiedza, wyjaśniło się, że kłótnie pomiędzy wodzami wynikały z odmiennego ich stosunku do działań Księcia Sławomira oraz Rady Wodzów. W wyniku czego utworzyły się dwa obozy wśród wodzów. Pierwszy, zwany sowami i przywiązany do tradycji, który idzie niezmienną ścieżką dawnych wodzów. Oraz drugi obóz, zwany kogutami, utworzony w kontrze do sów, który chce zmian i reform i który widzi jak okoliczne ludy wzrastają i się rozwijają, a u łubuczan wszystko stoi.
Kilka lat te stronnictwa się kształtowały i ścierały, głównie słownie. Jednak w tym roku podczas wiecu, wodzowi Czciborowi synowi Siemiomysła z Rogatego Jaru, należącemu do obozu sów, żyłka pękła w rzyci, kiedy usłyszał od swego sąsiada wodza Mieszka syna Mira z Janwaru, jednego z najbardziej wspierających obóz kogutów, obelgę nie do zniesienia. Otóż Mieszko nazwał żonę Czcibora Wiesławę, kurwą i padalcem. Podobno za to, że złorzeczyła i bluźnierstwami jak jadem z paszczy rzygała na żonę Mieszka Dobrawę. Czcibor chciał usłyszeć przeprosiny od Mieszka za ten czyn niegodny, ale w zamian usłyszał jedynie śmiech. Rozeźlony okrutnie i mocno podpity Czcibor złapał nóż myśliwski wbity w dzika i rzucił w stronę niespodziewającego się ataku Mieszka. Czcibor mimo, że posturą niedźwiedzia przypomina, to akurat nożami rzucać nie umiał wcale, ale i tak cudem czy to przekleństwem trafił Mieszka prosto w szyję. Mimo, że inni wodzowie szybko wyjęli sztylet, a ranę skrzętnie ogniem zaprawili, to i tak Mieszko wystygł i do Bogura się udał na wieczne łowy.
Przed samosądem Czcibora ochronili inni wodzowie z obozu sów, ale Książę zgodnie z prawidłami i tradycją musiał zareagować i wysłał swych zaufanych ludzi by pochwycili mordercę i przed jego obliczę doprowadzili. Mimo tego, że dziesiątka wojaków miała aresztować Czcibora to żaden nie wrócił, a ich głowy podobno przyozdobiły palisadę wokół Rogatego Jaru.
Wódz Łubuczan gdy się o tym dowiedział to niemal we wściekłość wpadł i rozesłał wici do wodzów z obozu kogutów by przygotowali się do wymierzenia sprawiedliwości. Najbardziej jednak zażartym wrogiem Czcibora stał się najstarszy syn Mieszka Bożywoj, który stał się po śmierci ojca wodzem na Janwarze i który to żąda nie tylko śmierci Czcibora, ale też żony Wiesławy i całej rodziny.
Na Imperiusie dochodziło już do wielu konfliktów pomiędzy możnymi, szlachtą, a nawet w rodzinach głów państw. Jednak w ostatnim czasie nic podobnego nie miało miejsca i stąd zainteresowanie na dworach nieco egzotycznym i prymitywnym bagnem Łubuczan.
Pogłoski mówią, że oba obozy w księstwie się zbroją, a wojna domowa już wisi na włosku. Kraje ościenne jak Zachodnia Marchia, Wielkie Księstwo Smirnovskie, Wielkie Księstwo Tarnaveńskie i Imperium z niepokojem patrzą w stronę sąsiada, który od wielu lat nie budził większego zainteresowania, a tym bardziej obaw.
Kupcy i rzemieślnicy z całego kontynentu już szukają nowych miejsc gdzie można dostać ryby, które co ciekawe pochodziły głównie z jezior Łubuczy.
Podsumowanie:
- na wiecu doszło do morderstwa wodza z obozu chcącego zmian
- wszystkie plemiona w Księstwie rozpoczęły zbrojenia
- wojna domowa wisi na włosku
- kupcy przewidują znaczący wzrost cen ryb i zmniejszenie ich dostępności