Strona 1 z 1

Encyklopedia [opisanie Dziedziny]

: pt mar 26, 2021 10:07 pm
autor: Kocurrrek
Hokka Oy! [nazwa własna, dosł: "Skrzacia Dziedzina"] / Wielka [Skrzacia] Puszcza
Państwo główne

Luźny wasal (3) - Ghromballand (Góry Trollowe)
Wielorasowość (6) - Druhu (Drzewokształtni)i
Starożytna księga magii (3)
Starożytne Ruiny (5)
Talent magiczny (2) - Th'vl'rkv-Prt'klv (najwyższy szaman Druhu)
Aktywizacja handlowa (1) - (prow. 53)

Wolne miasto (3) - Verloo'Nath Zoon'Kalooma-Hey (miasto handlowe w prow. nr 53)
Skromna architektura (4) - skrzaci budują domostwa na/w drzewach
Mierni szkutnicy (2) - morze to zuooo
Bierność handlowa (1) - ludność tej prowincji większość produkcji przeznaczają na handel żywnością z górami Trollowymi (prow. 49)

Małe państwo = +2 pkt. cech (limit 20)
Obrazek

Geografia Dziedziny:
  • (...) zatem "Las Entowej Dumy Gdzie Drzewa Wzrastają Dzielnie w Błogosławionym Deszczu, A Słońce Pieści Dotykiem Ich Liście" [prow. nr 50] można nazwać kolebką naszej rasy jeżeli uprzeć się aby taką wyznaczyć, bo to tam zawarto odwieczny pakt nas, Skrzatów, z Drzewokształtnymi i jest to najważniejsze, święte wręcz miejsce dla Entów. Kraina ta nierozerwalnie łączy się z "Lasem Gdzie Zajęcy W Bród Tak Bardzo, Że Kamieniem W Krzaki Się Nie Da Rzucić, By Ich Stada Nie Przepłoszyć" [prow. nr 51], w którym pierwszy dziedzic skrzaci ogłosił Jihad na drzewce. "Zajezierze, Będące Lasem Pięknym i Cudnym, choć Przodkowie Nasi Musieli Z Pomocą Entów Rzeki Przekraczać, Aby Jego Piękno Pod Czapki Wziąć i Się Nim Cieszyć" (prow. nr 53 i 55), bo były to w dawnych czasach pierwsze tereny, gdzie dokonaliśmy ekspansji rasowej zawierając braterstwo z tam żyjącymi Drzewokształtnymi. Na wymienionych wyżej terenach gęsto jest od kolonii i osad, a i miast nie braknie w miejscach gdzie stare driady pozwoliły na budowanie domostw w ich drzewach, co zaczątkiem było większych skupisk skrzacich (...)
    (...) najważniejszym skupiskiem skrzacim jest stolica, wielkie miasto ciągnące się na dużej przestrzeni lasu, więcej niż ćwierć miliona skrzatów liczące. Tak jak i w innych miastach większość budynków drążonych jest w ziemi, w korzeniach drzew, w samych drzewach, albo budowanych w koronach. Pałac Dziedzica znajduje się w/i na ogromnym dębie hodowanym przez najbardziej szanowanego z entów - wielkiego szamana Th'vl'rkv-Prt'klv (...)
    (...) W widłach wschodniego ujścia "Jeziora Ogromniastego, Pełnego Ryb i Węgorzy, Na Którego Brzegach Dobrze Się Żyje, Ale W Głębi Już Nie", znajduje się miasto budowane bardziej na modłę większych humanoidów, niż nas, skrzatów. Duże budynki skryte za palisadą zamieszkiwane są nie tylko przez naszą rasę, ale kupców wszelakich innych krajów, przybyszy, a także tych niewolnych co zwolnieni ze służby zostali i tu zdecydowali się osiedlić. Jako że wiele ras tu mieszka, to i miasto się rządzi samo, bardziej niezależnie, a porządkiem i prawem tam Wielki Burmistrz zawiaduje. Klany skrzatów w pobliżu wolnego miasta częściej burmistrza się słuchają niźli samego Dziedzica (...)
    (...) najrzadziej zaludnione są "Wzgórza Zachodnie Na Których Na Razie Drzew Niewiele Rośnie, Nie Żeby Nam To Przeszkadzało, Ale Źle Tam Mieszkać Póki Drzewców Mało, Choć Zalesianie Idzie Im Świetnie I Już Wkrótce tam Puszcza Będzie w Opór". Tereny te są miejscem ekspansji drzewców, którzy zalesiają teren od jakiejś dekady. Same z siebie by tego nie czyniły, ale przekonane przez nas zaczęły to robić, a efekty są zdumiewające. Enty same to przyznają, zadowolone, że dały się przekonać i kto wie, czy już wkrótce nie trzeba się będzie zwrócić ku innym wzgórzom lub równinom, by i je zalesiać, przez co Puszczy rozmiar i Dziedziny naszej zwiększać (...)
Starożytne Ruiny i Wielka Księga Czarodajności:

  • (...) W "Lesie Entowej Dumy... nieopodal stolicy znajdują się zagadkowe ruiny. Nawet najstarsi z entów nie mają pojęcia kto wybudował i zamieszkiwał te budynki i kiedy to mogło być, ale przyznają, że to do nich dotrzeć chciał i objąć w posiadanie Wielki Potężny Mag, który przed tysiącem lat poprowadził najazd trollów z gór. Same drzewce nieprędkie były aby badać to miejsce, dopiero od kiedy wspólnie zaczęliśmy las zamieszkiwać nasi pobratymcy wzięli się za przepatrywanie ruin. Około dwóch dekad temu jeden ze skrzatów odkrył kombinację nacisków na kamienne reliefy, które otwiera ukrytą komnatę, jednak nic w niej ciekawego nie było. Samo to wydarzenie uzmysłowiło badaczom, że nie tylko przeznaczenie i historia tej budowli są nieznane, ale i może ona skrywać więcej ukrytych pomieszczeń. Do tego gęste reliefy pokrywające ściany jakimś obrazowym, magicznym pismem też są zagadką samą w sobie (...)

    (...) Wielka Księga Magii (Czarodajności!), to starożytny artefakt, który enty przejęły po zniszczeniu prowadzącego najazd na ich puszczę maga. Jako że drzwce pisma nie znają, a zdobienia księgi wielce przypominały reliefy z ruin w środku lasu, po prostu umieściły tam zdobyczny grimuar (uważając, że tam jego miejsce) i zapomniały o nim nie zawracając sobie tym głowy. Tę właśnie księgę odnaleźli nasi przodkowie po zawarciu braterstwa z Druhu, gdy Wielka Puszcza oficjalnie stała się naszym domem. Od dwustu lat najtężsi uczeni-magowie starali się odcyfrowywać mądrości zawarte w grimuarze z efektem hm... różnym. Można powiedzieć, że część tajemnic zgłębiona została, ale nie wszystkie tak jak byśmy tego chcieli. Jeden z badaczy zmienił się w oślizgłą galaretę, inny w fajerwerki... no cóż, trochę nam zajęło zanim doszliśmy do tego jak ostrożnie trzeba się z tym reliktem obchodzić i jak wyciągać z niego tajemnice aby nam służyły dobrze (...)
    (...) w ciągu ostatniego wieku księgą i zawartą w niej moca zainteresowały się też enty, aktualnie jej tajniki studiuje Th'vl'rkv-Prt'klv przy pomocy skrzacich obdarzonych największym talentem magicznym uczonych (sam nie mógłby tej księgi odczytywać). Jest to z wszech miar słuszne, bo dostojny i spokojny stary ent ukróca popędliwość skrzacią badaczy przez co bliżej do wyrwania tajemnic czarodziejskich z trzewi magicznej księgi, zamiast kolejnych kałuż szlamu czy sztucznych ogni nad lasem (...)
Historia Dziedziny:
  • (...) tak więc skrzaty cichcem żyjące od niepamiętnych czasów w domostwach innych ras, do tej pory bawiące się i żyjące w szczęściu zaplatając koniom warkocze na grzywach i sikające do mleka, stanęły przed grozą mgły tak samo jak ich nieświadomi gospodarze jak świat długi i szeroki. Szara mgła była czymś przed czym nie potrafiła naszych przodków uchronić żadna rasa wśród której zamieszkiwaliśmy, nastały czasy mroczne, ponure i niebezpieczne. Dzikie szczepy skrzatów, żyjące w głębi Wielkiej Puszczy cierpiały jednak mniej od strasznego kataklizmu, nie bez powodu wszak kto żył uciekał w góry lub lasy, gdzie bezpieczniej było. Tak samo czynili przodkowie nasi uchodząc ku dzikim, nie związującym się losem z innymi rasami, skrzacim szczepom, które przyjmowały uchodźców więcej niż niechętnie. Ten najazd cywilizowanych przodków naszych na puszczę w innych warunkach skutkowałby wojnami totalnymi, gdy dzikie klany broniłyby swego miejsca w lesie do śmierci, ale gdy świat ginął w szarej mgle, nie był to czas na wielkie wojny. Skończyło się na jedynie siedemnastu ograniczonych wojnach dzikich skrzatów z Puszczy ze skrzacimi uchodźcami z cywilizowanych terenów. Było ich aż siedemnaście, bo ciężko przemóc kogoś, kto tak dobrze zna swój dom, swoją dziedzinę, swój las... nawet gdy najeźdźca jest lepiej zorganizowany, ucywilizowany i liczniejszy. Dzikie klany w końcu jednak skapitulowały, czas skrzacich wojen w ucieczce przed mgłą - skończył się. (...)
    (...) Przybycie cywilizowanych skrzatów do Wielkiej Puszczy i pokój z dzikimi klanami (przez co mogli się osiedlać w całym lesie), niedługo później wywołało nową wojnę. Z drzewokształtnymi. Niemożliwym było dla driad upolować sprytnego, szybkiego, dzikiego skrzata, aby poświęcić go w rytuale R'ngh, gdy jednak przodkowie nasi w lesie niezaznajomieni w głąb puszczy zaczęli brnąć by terenów bezpiecznych szukać, driady wyłapywały ich jak ślepe kocięta i poświęcały w krwawych rytuałach (...)
    (...) tak tedy Wielka Rada Skrzatów wybrała najlepszego spośród siebie, aby objął on komendę wojskową w wojnie z drzewokształtnymi. Ten zaś ogłosił Jihad - Wielką Woję Totalną. Skrzaty ginęły w tym nierównym boju tysiącami, ale jakże pokazała się ich zawziętość. Nawet drzewce bezpieczne czuć się nie mogły gdy opadała ich horda naszych przodków. Choć rzecz jasna nierówne, to straty były po obu stronach (...)
    (...) Podstawą zawartego pokoju było to, że w R'ngh poświęcane skrzaty nie sprawdzały się tak dobrze jak większe rasy. Duch w nas wielki, w każdym jednym i nikt zaprzeczyć temu nie może. Siła duchowa tak wielka, że nie bez kozery można rzec: każden duch skrzata - Enta by przebudzał... ale ciała małe mamy i krwi w nas niewiele, przez co rytuały drzewokształtnych bardzo rzadko powodziły się gdy do R'ngh użyto skrzata. Drzewce zatem powodów nie miały by nas dalej mordować, a ciągłe starcia utrudniały im polowanie na większe humanoidy. Nasi przodkowie zaś, choć waleczni i zawzięci, widzieli, że zły to hazard ginąć setkami w walce nawet za cenę tę mordując pojedyncze driady i enty. Ważnym był też fakt, że rasa nasza nigdy nie wycięła żadnego drzewa z innych powodów niż wojennych - przodkowie nas za mali byli, by mieć powody to robić. Z naszej perspektywy zaś, groziła wojna na dwa fronty, bo inne rasy chroniąc się w lesie coraz częściej wypędzały przodków naszych coraz dalej w puszczę, niszczyły sioła i zagrożeniem stawały się większym, niż Druhu, które porywanie nas na R'ngh zarzuciły... (...)
    (...) Tak doszło do pokoju i wielkiego, wiecznego paktu. Drzewce obiecały na obecność naszych przodków w lesie nie nastawać, o ile nie będą oni drzewom krzywdy czynić i pomogą innych uciekinierów mamić i ku zasadzkom driad kierować. Za to bronić przyrzekły nasz mały lud (...)
    (...) gdy mgła opadła niewielu z tych co w lesie szukali schronienia, decydowało się by wrócić skąd przybyli. Puszcza okupiona krwią przelewaną w bratobójczych walkach, a potem w Jihadzie na drzewce stała się domem. Co prawda byli tacy, co decydowali się powrócić skąd przybyli w ucieczce przed mgłą, ale niemała ilość takich reemigranów wracała do puszczy gdy znajdowali w domach humanoidów (w których zamieszkiwali przed kataklizmem) jedynie pustkę i odór śmieci... a często nie odnajdowali ich w ogóle. Na jednego co las opuszczał na powrót szukając szczęścia w siedliskach innych ras, dziesięciu a może i stu takich było co do Wielkiej Puszczy ściągali. Bać się wszak nie musieli przodkowie nasi już złego przyjęcia w lesie, a nie wiadomo było czy mgła nie wróci w kolejnym strasznym uderzeniu. Lud nasz zawsze bezpieczeństwa i dostatku wyglądał, którego ciężko poza lasem wtedy szukać było. Tak tedy jak wcześniej, na każdego dzikiego skrzata z Wielkiego Lasu, dziesięciu przypadało co po chałupach innych ras cichcem zamieszkiwali, tak już w dwa pokolenia po zakończeniu kataklizmu odwrotnie wręcz było (...)
    (...) a Wielki Las kwitł gdy przodkowie nasi co ku niemu z innych ziem uciekli cywilizacje doń przynieśli, co wcześniej tu znana nie była. Resztki dzikich klanów wmieszały się w przybyszów co ti setkami tysięcy tu osiadali i wnieśli sztukę oswajania leśnych zwierząt, zaś po pół wieku rozpłynęli się całkiem w żywiole cywilizowanych skrzatów-przybyszów (...)
Ustrój Dziedziny: demokracja fasadowa
  • (...) wśród skrzatów panuje pełna demokracja. Każde nowo nadane prawo, zmiana podatków, nominacje na wysokie urzędy, etc. etc. muszą być zaakceptowane przez wielki skrzaci wiec w którym udział zagwarantowany mają też przedstawiciele entów i driad. Drzewokształtni jednak bardzo rzadko zjawiają się na takich wiecach, bo dziki harmider w jaki zmienia się każde takie zgromadzenie przyprawia je o myli samobójcze. Druhu zatem z własnego wyboru nie uczestniczą w tej całej hucpie pozostawiając rządzenie skrzatom, ale nic bardziej mylnego, że nie mają wpływu na to co w puszczy się dzieje. Jeżeli z jakiegoś prawa Druhu zadowolone nie są, to dają temu wyraz w inny sposób niż wykłócanie się na wiecu. Nie podporządkowują się temu lub otwarcie walczą z jakąś decyzją, zatem skrzaty nie potrzebują poparcia drzewokształtnych do wprowadzania praw, ale muszą uważać co wprowadzają by nie rozsierdzić tym drzewcy. W tej skrzaciej demokracji Druhu robią za coś w stylu samozwańczego senatu mającego siłę by zgnoić decyzję parlamentu siłą lub aktywnym oporem, jeżeli wprowadzone prawo jest mocno nie po ich myśli (...)
    (...) inicjatywy prawodawcze miał dawniej każdy członek społeczności skrzaciej ale prowadziło to do trwania samego zgłaszania ustaw przez kilka miesięcy, okupionymi wybuchającymi awanturami na wiecu podczas wystąpień prelegentów. Zniesiono to dając te uprawnienia głowom klanów i bract (co nieznacznie zmniejszyło chaos, ale wciąż było gorzej niż źle), a w końcu kilkunastu obieralnym zwierzchnikom skrzacich plemion. Jak się można domyślić, nawet ta ostatnia opcja była zarzewiem takich kłótni i trwała tak długo, że w końcu zdecydowano, aby to Dziedzic miał jako jedyny prawo zgłaszania praw pod głosowanie, a różne skrzacie lobby to u niego starały się aby pod głosowania na wiecu brać te sprawy, które chcieli przeforsować (...)
    (...) Najważniejszą zasadą wielkiego wiecu skrzatów jest zasada jednomyślności. Wszyscy zgromadzeni muszą być za wprowadzeniem prawa w życie albo za jego odrzuceniem. Zasada jednomyślności jest o tyle ciekawa, że oznacza 90% skrzatów na wiecu za/przeciw, a nie 100%, bo do 10% przeciwnych reszcie traktuje się jako (dosłownie) "kłótliwe gnoje, co chuja mogą i w dupie mamy to co mówią" Przez ostatnie 150 lat tylko dwa razy zdarzyło się, aby wiec osiągnął w jakiejkolwiek sprawie konsensus choćby i tych 90%, przez co jakakolwiek decyzyjność byłaby nierealna. Tu jakiekolwiek możliwe sprawowanie władzy umożliwia zasada pierwszeństwa odrzucania ustaw zamiast przyjęcia. Skrzaty na wiecu muszą osiągnąć 90% zgodności w chęci odrzucenia prawa jakie pod głosowanie daje Dziedzic i mają na to trzy dni. W efekcie, w warunkach skrzaciej demokracji, wzajemnych ambicji czy stronnictw, które zawsze głosują przeciw innym stronnictwom, odrzucanie inicjatyw prawodawczych dziedzica nigdy nie dochodzi do skutku. Z drugiej strony jednak nigdy (z tych samych względów) nie dochodzi do skutku drugie głosowania nad przyjęciem ustawy dające Dziedzicowi legitymizację wiecu. W efekcie więc Dziedzic wprowadza w życie inicjowane przez siebie prawo jako nie zablokowane przez wiec (co samo w sobie daje temu prawu siłę), ale oficjalnie nie zatwierdzone, zatem możliwe do podważenia. W efekcie Dziedzic wprowadza wszystko co tylko mu się podoba, ale gdyby jakimś prawem uderzał w poddanych, to ci czasem mogą wystąpić przeciw niemu - tak jak w systemach rządów typu monarchia absolutna (...)
    (...) Ktoś mógłby rzec, że wiec jest zatem zbędny, ale nic bardziej mylnego. Okazja do powykłócania się na poziomie (teoretycznie) rządowym - skrzaty przenigdy nie zrezygnowałyby z tego (...)
    [najbardziej mi pasuje do koncepcji taki demokretyczny charakter i nawet ingame użeranie się z poddanymi w sprawie choćby wydojenia kozy. Git. Wiem jednak dobrze, jak to wygląda w praktyce i przez brak czasu GM nie ma opcji ustalić czegokolwiek w normalnym terminie, a sprawy na tajnym gniją powodując wkurwy. Zatem dla fluffu i roleplaya, jest to niby skrzacia demokracja, ale nie wykupuję pod to wad i w praktyce rządy idą nie skażone demokratycznymi wadami - będę dawał po prostu fabularne otoczki do prawodawstwa]

    (...) urząd Dziedzica wywodzi się od wybrania wodzem skrzacich emigrantów tego, kto prowadził ich do boju w siedemnastu wojnach z dzikimi skrzatami leśnymi, a nim zdeydowano się zabrać mu realną władzę, wynikła długa wojna z drzewcami. Dwa pokolenia podczas których Pierwszy Dziedzic zarządzał skrzacimi społecznościami były najświatlejszym okresem w historii, bo nasz lud zszokowany był, że można realnie zarządzać więcej niż jednym klanem. Co prawda były mocne głosy by po zakończeniu ery wojen odwołać Dziedzica, ale stykały się z oporem innych skrzatów w imię starej dobrej zasady "jeżeli sąsiedni klan chce czegoś - protestuj ile wlezie". Po dziesięcioleciach urząd Dziedzica wrósł w strukturę społeczną tak mocno, że mało kto oburzał się na taki stan i jednoosobową władzę. Z czasem stał się wręcz nierozerwalny z tradycją.
    (...) urząd Dziedzica Lasu jest dziedziczny i obejmuje go najmłodsze dorosłe dziecko, co gwarantuje długą władzę będącą podstawą stabilności. Jednakże ma to miejsce tylko w przypadku nagłej śmierci władcy nie wskazującego wcześniej następcy, bo pierwszeństwo ma zawsze ten skrzat który zostanie przez Dziedzica wskazany na ten urząd. Niekoniecznie z własnej krwi. Miało to już miejsce dwa razy, a dzisiaj panująca dynastia czyni to, bo przed dawnymi czasy władca miał takie mniemanie o swoim potomstwie ("za co pokarano mnie takimi imbecylami?!"), że nominował na następczynię swoją zaufaną doradczynię. Choć więzy krwi dla skrzatów są ważne, to w ludzie tak licznym i tak kulturowo nastawionym na zbiorowość względem jednostek, nie ma u nikogo parcia aby wskazywać potomka lub potomkinię jako swojego dziedzica nie tylko w przypadku najwyższej władzy. Wszak ważne jest by ten kto przychodzi po nas nie rozwalił w drobny mak dzieła naszego życia... Tak więc jak szewc uważa, że jego potomstwo zakład rozniesie w strzępy - wolą swą prędzej da go sąsiadowi niż umrze ze świadomością co po jego śmierci uczynią jego huncwoty. W ramach urzędu Dziedzica Lasu panuje identyczna filozofia i jest to niepodważalne. Inna sprawa, że do takich zmian dynastii dochodzi rzadko, bowiem dzieci Dziedzic kształci na swoich następców i są najlepiej wychowane, wykształcone i zorientowane aby "dalej ciągnąć ten wózek" (...)
    (...) Przez inne rasy Dziedzic Puszczy nazywany jest "Starcem z Gór", co ma korzenie w złym tłumaczeniu skrzaciego "Starszy z Góry Patrzący na Las Będąc Nad Skrzatami Władzą Najwyższą". Dla skrzatów aka przewrotna nazwa nie jest czymś co by koniecznie prostowali, traktują ją całkiem neutralnie i stosują w relacjach z obcymi rasami całkiem chętnie (...)
Społeczeństwo Skrzatów:
  • (...) panuje powszechne uprawnienie i w niczym skrzat nie ma przewagi nad skrzatką, również jeżeli idzie o przewodzenie lokalnym społecznościom, dowodzenie na polu bitwy, etc. etc. Co więcej - w wyniku negocjacji narzeczeńskich może dojść do umowy, że to skrzat przyjmuje nazwisko rodowe żony wżeniając się w jej rodzinę. Kto jest wtedy głową domu i tak zależy od obopólnych ustaleń lub raczej tego kto ma większy temperament. (...)
    (...) choć nikt tnie umniejsza znaczenia rodu i wynikających z tego więzi krwi, to większą wagę ma przynależność klanowa zrzeszająca kilkanaście do nawet setek rodów skrzacich. Wspólnota klanowa może oznaczać wspólną historię takich rodzin i długie zamieszkiwanie jednego terenu, ale nie brak też klanów podobnych bardziej do cechów i skupiających rody specjalizujące się jakimś zawodzie, nawet gdyby to oznaczało iż klan będzie mocno rozrzucony zamiast zamieszkiwać jedno niewielkie terytorium (wskazać tu można silny klan hodowców zajęcy z Poziomkowego Lasu). Klany te często rozsypują się, inne powstają często spontanicznie, ale te najstarsze mające ponad sto lat historii zdaja się być monolitami i nic nie wskazuje, aby któryś miał się wykruszyć z tej społecznej, skrzaciej mozaiki. Tych największych, najstarszych i najpotężniejszych klanów jest około sześciuset i cieszą się poważaniem, ale daleko im do pozycji jaką miałaby szlachta w społeczeństwach feudalnych (...)
    (...) to szanowanie poszczególnych rodów, klanów, etc. uzależnione jest od szacunku do tego co wnoszą do społeczności. Przykładowo całkiem nowy klan Uther'Pendrini-Kajtalooh istniejący mniej niż lat dwadzieścia ma ogromny szacunek w całej puszczy przez to, że dostarczają najwięcej tresowanych puchaczy. Innym przykładem może być stary blisko 120 letni klan Iniagh'Leiloo-Tandarynów, który przepełnia dziś marazm i żyją jedynie z wynajmowania swoich polan poziomkowych w Lesie Grzmotów kilkunastu innym mniejszym klanom - oni cieszą się marnym szacunkiem (...)
    (...) na czele każdej społeczności stoi "Starszy", który ciesząc się szacunkiem największym przewodzi koloniom i pomniejszym osadom. W większych skrzacich osiedlach, jak choćby miastach, jest kilku lub nawet kilkunastu starszych tworzących radę miejską, ale, że ciężko oczekiwać by do zgody ze sobą często dochodzili, to Dziedzic każdej większej takiej osadzie naznacza burmistrza, który władzę sprawuje z pomocą ławy starszych. Przy tak wielkiej liczbie osad, dla porządku Dziedzic nominuje zwykle namiestników poszczególnych lasów, którzy są jego urzędnikami ogarniającymi chaos skrzacich kolonii, osad i miast na sobie wyznaczonym terenie (...)
Społeczeństwo Drzewców:
  • (...) Nijak u drzewokształtnych nie ma jakichkolwiek widocznych grup społecznych, czy warstw z których mogliby oni władzę sobie obierać. Indywidualizm entów i rywalizacja driad nie pozwoliłyby Drzewokształtnym wykształcić choćby zrębów zwartej społeczności, gdyby nie my. To my spajamy tę rasę, bo dopiero od nas przyjęły pojęcie wspólnoty mieszkańców jednego terenu. Zanim się z nami zbratały, czyniły bardzo rzadko wiece entów, gdzie wspólne stanowisko uzgadniały w sprawie, która ich dotyczyła (tak ustalili zresztą, że lepiej im w braterstwie z nami żyć, niż bezsensowną z ich punktu widzenia wojnę dalej prowadzić) (...)
    (...) największym szacunkiem wśród entów cieszą się ci, co ich potęga wrodzonych magicznych zdolności umożliwia opiekowaniem się jak największą przestrzenią lasu. Z drugiej strony są te enty, co swoje moce wykorzystują nie do 'wypasania drzew', a skupiania się na jednym potężnym drzewie, w którym ambicje mają wyhodować Ygdrasill. Istnieje jakaś niepojęta dla nas kwestia, w jaki sposób Drzewce uznają, czy najdostojniejszym z nich jest ten, który największą przestrzeń lasów dogląda, czy ten kto największe drzewo hoduje... Na tą chwilę nieoficjalny prymat jest przy Th'vl'rkv-Prt'klv, który jest pierwszym z entów-hodowców, a kłaniają mu się nawet najpotężniejsi enty-pasterze. Zaiste, jego drzewo przyćmiewa wszystko. Jego dąb wielkości mocno przerośniętej sekwoi zapiera dech w piersiach.
    Driady rywalizują ze sobą na wielu płaszczyznach: o drzewce, o L'th rosnące w ich okolicy, o najlepiej utrzymaną swoją przestrzeń lasu.. U nich też nie widać warstw społecznych, choć wyjątkiem są tu driady zwane "Hvl'kr", które specjalizują się w doglądaniu tych drzew, które inne driady zostawiły choćby na wojnę idąc, lub z innego względu czasowo dom opuszczając. Hvelkry cieszą się poważaniem, szacunkiem i zaufaniem, bo własne drzewo to dla driady więcej niż domostwo i kogoś komu wielce ufa się trzeba, aby mu nad nim dogląd zostawić.
    (...) Największym szacunkiem wśród driad cieszą się te, które opanowały zdolność opieki nad swoim leśnym terenem bez potrzeby doglądania go w materialnej formie. Te najstarsze nie wychodzące z drzew i zapadające w letarg wciąż przy tym opiekujące się okolicą zmierzają wprost ku wiecznemu snowi i nie angażują w życie Drzewokształtnych, a jednak cieszą największym poważanie, co dla nas jest kolejną zagadką (...)

    Gdy idzie o relacje między naszymi rasami, to my skrzaty opiekujemy się drzewami driad niszcząc szkodniki wyżerające ich korę czy pędy. Dostarczamy im w miarę naszych możliwości niewolników na R'ngh, bawimy driady opowieściami i towarzystwem gdy spełnione macierzyństwem zamiast złości i presji przepełnione są radością. Ryjąc domy w drzewach-leżach starych, wycofanych z aktywnego życia driad, zanosimy im modły, które dłużej utrzymują je w stanie względnej świadomości i opóźniają krańcowy, permanentny sen.
Niewolnictwo:
  • (...) Słowo 'niewolnik' nie oddaje do końca tego co panuje w naszej dziedzinie w ujęciu tych humanoidów, które w naszą pełną moc się dostały i służą nam. Istnieją trzy typy niewolnych: pierwszy to ci z których żadnego pożytku nie ma, lub najbardziej zwyrolskie i złe z nich skurwysyny - te oddajemy driadom i ślad po nich niknie na wieki, chyba żeby liczyć, że ich duch odrodzi się w kolejnym drzewokształtnym. Drugi z typów niewolnych zwą się "Keeble" i są to przepełnione złością na nas lub ogólnie na świat jednostki, które inni nazwaliby po prostu złymi. Niebezpieczni, z jadem w duszy i pałający do nas zadrą w sercu - tych umieszczamy w koloniach niewolniczych gdzie pracują w pocie czoła, czy to kopalnia, czy kamieniołom, czy wiatrołom. Nikt nad nimi pieczy nie trzyma i z batem nad plecami nie stoi, mają tylko wyrobek swojej pracy dawać co dzień, za co żywność dostają, przyodziewek i inne rzeczy których potrzebę wołają. Swoją ciężką pracą zasługują sobie na to, aby ich karną kolonię nie tylko jadłem utrzymywać, ale i by... nie zlikwidować. Póki pracują w pocie czoła, driady w porozumieniu z nami nie nachodzą ich nie przekraczając granic kolonii. Ot wiele z nich pod postacią pięknych dziewcząt spomiędzy drzew nawołuje i do ucieczki zachęca, ale starsi niewolni młodym szybko uświadamiają czym to grozi. Gdy niewolni tacy pracować więcej nie chcą to takie kilkudziesięcioosobowe kolonie uznajemy za zlikwidowane, a driady mogą uczynić z nimi co im się podoba. Żadna taka kolonia nie ginęła w milczeniu, bo wrzaski słyszane były długo po lesie w czasie trwających R'ngh (...)
    (...) trzecim, najliczniejszym typem niewolnych są "Kahooney", którzy pomagają nam we wszelkich pracach na które za mali jesteśmy, albo które dzikim wspólnym wysiłkiem może i wykonać byśmy mogli, ale dla dużego humanoida to prostsze do wykonania bez wielkich nakładów pracy. Każdy z takich niewolnych ma zagwarantowane, że po latach tuzinie odejść mogą gdzie im się podoba, albo i zostać jeżeli taka wola wśród nas dalej, już jako wolni swoją pracę wykonując i nawet drobną zapłatę za to dostając. I wierzcie albo nie, ale wielu zostaje. Bo gdy niewolny chorobą zmozon, opiekujemy się nim i leśnymi dekoktami faszerujemy by mu ulżyć. Bo w czasie biesiad wieczornych i radosnej zabawy nikt im nie broni do rozrywek się przyłączać w takim zakresie na jaki pozwala im ich wzrost. Ot powodów jest wiele i żadna krzywda ich nie spotyka (...)
    (...) bo i owszem skupujemy od ościennych państw więźniów, na czym obie strony dobrze wychodzą, ale i wykupujemy humanoidy również dając im płatną ofertę niewolnictwa. Niejeden się oddał w skrzacią niewolę do pracy na lat tuzin, za brzęczący trzos dzięki któremu jego rodzice i liczne rodzeństwo czasową ulgę zaznać mogli od ciężkiej biedy. Zdarza się i tak, że starzec jakiś nie chcąc ciężarem być dla dzieci i wnuków, szedł w las by skrzatów uprosić o cichcem dane wsparcie rodzinie swojej, za co on driadzie się z wolnej woli odda.
Wojskowość skrzatów:
  • (...) bo nic byśmy nie osiągnęli gdyby nie organizacja, organizacja i raz jeszcze organizacja. Gdy na wici bojowe odpowiada nawet do pół miliona naszych wojów niełatwo opanować taką hordę, gdyby rozpatrywać każdego zbrojnego osobno. Podstawową i najmniejszą jednostką w armii naszej nie jest zatem woj, a skrzacia drużyna licząca do kilkunastu osobników i nijak nie rozróżnia się tego w niższym stopniu. I tak na ten przykład drużyna wojsk inżynieryjnych, to obsada jednego borsuka lub bobra bojowego, wraz z osłoną; eskadra lotnictwa zwiadu na puszczykach (ewentualnie czaplich bombowców z ładunkami uli szerszeni albo orlego lotnictwa szturmowego); szwadron lekkiej jazdy na zającach lub też obsada ciężkokawaleryjska sekcji dwóch wilków, lub trzech rysi bojowych. W ujęciu operacyjnym, wyróżnia się częściej jednak oddziały złożone z dwóch do czterech skrzacich drużyn, zwanych "Plo'ooton". W jednostkach dragonów, czy wojsk pancernych takim plutonem będzie obsada niedźwiedzia bojowego, z którego jedna ze skrzacich drużyn walczy z grzbietu, a reszta robi za desant piechoty. Najbardziej elitarnymi jednostkami są drużyny, lub plutony dowodzenia lub pancerne na driadach lub entach, oraz drużyny snajperzych dragonów na wiewiórkach. (...)
    (...) Uzbrojenie nasze przedstawia się bardzo różnie, choć rzadko stosowana jest krótka broń ręczna, bo takowa (przy wielkości jej dostosowanej do naszych rozmiaów) nie jest zbyt dobra do zadania krzywdy rasom nawet dziesięciokrotnie większym niż my. Królują zatem piki o różnej, lecz najczściej 70cm długości. Więcej nawet skrzatów korzysta z broni dystansowej, najczęściej kusz, których groty maczane są w jadach wężów, pająków i innych jadowitych stworzeń. Co prawda taki pocisk nie ma szans na przebicie nawet lekkiego, skórzanego pancerza humanoidów, ale już chmura bełtów pozwala mieć pewność, że któryś z pocisków jednak trafi w twarz, lub inne nieosłonięte miejsce wroga (...)
    (...) i nie miałoby sensu używanie tarcz czy jakichkolwiek pancerzy, bo przy sile większych ras w odniesieniu do naszym małych, kruchych ciał, nawet ciężkoopancerzony skrzat byłby (jak to mówią) "na strzała" (...)
    (...) armia nasza jest w pełni kawaleryjska, choć to jedynie jeżeli idzie o przemarsze. Gdyby nasi wojowie mieli przebywać na wezwanie do boju całą puszcze na piechotę, to trwałoby to zbyt długo, dlatego każda drużyna skrzatów organizuje sobie własny transport zwierzęcy. Niestety nie daje nam to przewagi nad wojskami piechoty humanoidów, bo potrzebujemy wiele czasu, aby szybko w miarę przemieszczane oddziału uporządkować, zreorganizować i przygotować do starcia. Dlatego żadna z większych ras, nigdy nie traktowała naszych wojsk w kategoriach kawalerii. Aczkolwiek czasem wydziela się z wojsk jednostki jazdy na zającach, wilkach i rysiach, drużyny wiewiórczej kawalerii snajperów i dywizjony lotnictwa, aby kierować je w miejsce walk co by szybciej zareagować gdy reszta sił wciąż w marszu jest i nadciąga do stref starć (...)
    (...) mimo tak rozwiniętej i zorganizowanej wojskowości, rzadko uciekamy się do otwartych walk i walnych bitew, celując raczej w działania partyzanckie w swoim lesie. Nocne ataki aby wymordować śpiących żołnierzy wroga, zamieszanie poczynić, ataki na konwoje zaopatrzenia i wyłuskiwanie wrażych żołnierzy jeden po drugim - to nasza siła w obronie domów. Dopiero gdy wróg przetrzebiony, zdemoralizowany, głodny... wtedy pancerne kolumny entów i driad wsparte dziesiątkami tysięcy skrzatów przypuszczają sztum aby dokonać dzieła zniszczenia (...)
Wojskowość Drzewców:
  • (...) Drzewce nigdy nie osiagnęły wyżyn w kwestiach wojskowych i trudno szukać u nich nie tylko wyrafinowanej strategii bądź taktyki jak i różnorodności w oddziałach bojowych. Można powiedzieć, że gdyby nie my, skrzaty, to kwestią czasu byłoby podzielenie przez drzewokształtnych z Wielkiej Puszczy losu swoich pobratymców z innych puszcz bez litości wyciętych w pień przez niektóre rasy w różnych częściach świata. Ot ta puszcza większą jest niż jakakolwiek inna, dlatego siłę drzewce większą wystawiac mogą, ale ze swoim 'zmysłem wojskowym' przecież i tak by ulegli humanoidom idącym na las siła wielu tysięcy z ogniem i siekierami. (...)
    (...) dlatego też dochodzi tu do paradoksu, bo choć to Druhu w myśl starego paktu nas chronią, to my, skrzaty siła militarną lasu kierujemy (...)
    (...) Ent jeden na sto zdarza się w rasie drzewców, zatem choć są potworne wręcz w walce to raczej driady są bitewną pięścią lasu, a enty zwiększają jedynie ich bojowy potencjał. Nie stosują broni dystansowej (chyba, że rzucanie wielkimi kamieniami), a i broni jako takiej używaja rzadko i bardzo niechętnie. Nie dziwne to, bo driada w swej zwykłej humanoidalnej formie sama w sobie jest stworzeniem jakby stworzonym do zabijania, a twarde zakończone szponami konary w miejscu ramion to broń w jakiej spełniają się wzorowo (...)
    (...) pod naszym wpływem drzewokształtni zarzucili masowe stawanie do bitew i naszym wzorem celują dziś w walkę z zasadzki, skrycie mordując wroga. Gdy ktoś najedzie las to i w lesie obozowiska rozkładać musi, a jakże to problematyczne wnet stwierdzi, gdy ciemną nocą gdy sen wojska zmoże, w obozie zacznie szaleć choćby jedna wściekła driada. Bo, że ją zmogą, to wiadome, lecz ile narżnie ospałych i zdezorientowanych wojów, to już jej. Często takie ataki koordynowane są ze specjalnymi, partyzanckimi pułkami skrzaciej partyzantki, a czasem i ent włączy się w atak nocny na wypełniony chaosem obóz, a gdy wróg się otrząśnie i opór tężeje... uchodzi z naszych drzewokształtnych i kryje się w drzewach, lub między nimi. A weź tu bądź mądry i szukaj drzewce w lesie (...)
    (...) W otwartych bitwach jak już do nich przyjdzie, driady wspierane pojedynczymi entami robią za kolumny pancerne przełamujące opór rozdzierające wrogie szyki w faeri tryskającej krwi i urywanych kończyn (...)


Gromballand [nazwa własna, dosł: "Głodna ziemia"] / Trollowe Góry
Państwo wasalne

Geografia kraju:
  • (...) Góry Trollowe są niewielką w porównaniu z naszą puszczą krainą. Znajduje się w niej kilkanaście większych trollich osad, które zazwyczaj oznaczają kotlinkę górską z wieloma głębokimi pieczarami w których zamieszkują trollowe rodziny. Największa z takich osad jest wręcz dużym trollowym miastem - Gumbar-Dhaar (...)


Historia Gromballandu:
  • (...) Nie wiadomo skąd tak daleko na południu wzięły się pustynne trolle, ale legendy mówią o starożytnym potężnym magu, który tu w górach miał swoją siedzibę i chciał zbudować sobie armię za pomocą której mógłby podbić świat. Ściągał on zatem z północy pustynne trolle omamiając je i dominując ich umysły, lecz większość umierała w tych zimnych (jak dla nic) warunkach. Część z tych trollowych niewolników, najsilniejsza i najbardziej odporna przetrwała jednak i zaczęła się nawet rozmnażać, choć powoli jak to u trolli pustynnych (...)
    (...) Gdy wielka armia gotowa była, Potężny mag zszedł na jej czele z gór aby podbijać i niewolić okoliczne ludy. Tak nastała wojna jego z Drzewcami z Wielkiej Puszczy, którą Drzewokształtni z pewnością by przegrali, gdyby nie przypadek i śmierć zadufanego maga w pojedynku magicznym z jednym z wielkich kręgów entów-szamanów. Trolle pozbawione przywództwa uciekły z powrotem w góry, gdzie wymierały przez kolejnych kilkaset lat. Pozbawione pomocy snotlingów problemy miały choćby i ze zwykłym polowaniem na górskie kozice i nieczęsto udawało się któremuś z zasadzki - kamień udając zwierzę upolować. W dzisiejszych czasach rasa ta byłaby zapewne na skraju wymarcia, gdyby nie my - ciekawskie skrzaty. Kilka dekad po opadnięciu Szarej Mgły nasze klany eksplorowały Góry Trollowe i stały się obiektem polowań ze strony trolli, ale ciężkiemu, niezgrabnemu potworowi niełatwo było złapać kogoś z naszej rasy, a jak nawet to się udało to wielkość posiłku nie była warta zachodu polowania. Co więcej - nasi przepatrywacze uciekając przed drapieżnikami, na przykład lwami górskimi, specjalnie uciekały ku trollom naprowadzając na nich zagrożenie aby się od prześladowcy uwolnić. Nasi traperzy masowo naganiali trollom górskie kozice po porozumieniu się z nimi, że zeżrą je dopiero jak zdejmą skórę, którą zabiorą nasi pobratymcy. Współpraca rosła, a trolle zaczęły zaspokajać swój głód na tyle, aby przetrwać. Z czasem nasi kupcy zaczęli zaopatrywać trolle w jadło z z Wielkiej Puszczy w zamian za minerały z gór, co dodatkowo wyrwało tę wielką górską rasę z marazmu. Do tej pory żyjąc jak dzicy skupiali się tylko na trwaniu i polowaniu, a nagle zaczęli pracować i powstawały nowe kopalnie (...)

    (...) Dziesięciolecia współpracy wykształciły między obydwoma rasami pewną symbiozę, choć nie jest ona pełna - skrzaty bardzo rzadko osiedlały się do tej pory w górach. Dla trollów mały leśny ludek pomagający im w zdobywaniu pożywienia stał się substytutem czegoś co ich przodkowie utracili setki lat temu, gdy zły mag ściągnął tu pustynne trolle. Towarzystwo i pomoc snotlingów. Poza tym trolle z natury uległe szybko dały się omamić zmyślnym i przebojowym skrzatom zapuszczającym się w góry. Dziedzic puszczy widząc, że zwierzchność i wpływ jaką budowały sobie nad trollami zachodnie klany skrzatów, mogą zaburzyć równowagę skrzaciego społeczeństwa, doprowadził do wykształcenia się wśród kamiennych potworów jednowładzy Tana, którego zachowuje we własnej strefie wpływów. Zachodnie klany skrzatów sarkały na to, ale w końcu zadowoliły się mniejszymi zasięgami swoich wpływów akceptując w końcu, że Trollowe Góry to lenno całej Wielkiej Puszczy (...)


Ustrój Gromballandu:
  • (...) uległość trollów nie była dobrym podłożem do przebudzania się tendencji demokratycznych. Dla trolla nawłaściwszym stanem jest gdy ktoś inny obmyśla co ma być zrobione i decyduje co trzeba zrobić. Gdy pozostawia się im pełną decyzyjność i odpowiedzialność - czują się nieco zagubione. To dlatego część kopalni zarządzanych jest przez skrzaty, choć podlegają one bezpośrednio Tanowi (...)
    (...) Tan jest całkowitym jednowładcą gór, a z powodu niewielkiej przestrzeni Gromballandu oraz nieliczności kamiennych trolli, nie wykształciła się warstwa urzędnicza będąca łącznikiem władcy z poddanymi. Tytuł tana jest niedziedziczny, po śmierci władcy rada starszych z największych osad obiera czterech kandydatów na nowego Tana, którzy leją się między sobą o prymat [niekoniecznie do śmierci. Każdy nowy Tan zatwierdzany jest wedle tradycji przez Dziedzica Puszczy W stolicy skrzatów żyje niewielka liczba trollów z najstarszych rodów, gdzie przez jakiś czas "uczom się umieć w rządzenie" i to z nich często obierani są kandydaci, ale nie jest to regułą (...)


Społeczeństwo trolli:
  • (...) co prawda tradycja klanów trollowych wywodzi się z dawien dawna, ale przewodnictwo nad nimi było nader skomplikowane i ciężko tak naprawdę stwierdzić jak te klany rządziły się same, bo wzajemne zależności głów poszczególnych rodów mogły przyprawiać o ból głowy. Jeden klan górski składał się z trzech lub czterech rodów i to dopiero wpływ społeczny skrzatów pozwolił na wykształcenie się w ich obrębie jednego starszego klanu, który miał wśród swoich ziomków największy posłuch. W górach istnieje kilkadziesiąt klanów trollów kamiennych skupiających od kilkudziesięciu do blisko setki osobników, z których (prócz starszych) nie zauważa się żadnych warstw społecznych (...)
    (...) największym szacunkiem cieszą się ci, którzy zdobywają dla społeczności najwięcej pożywienia. Będą to zatem najlepsi myśliwi lub przodownicy pracy lub zarządcy tych kopalni i kamieniołomów, które zdobywają najwięcej jadła na wymianie handlowej ze skrzatami. To właśnie spośród nich obierani są 'starsi'.


Wojskowość trolli:
  • (...) tym wielkoludom brak jakiejś głębszej finezji w boju i starają się zgnieść wroga bezpośrednim atakiem. Cóż biorąc pod uwagę ich wielkość, siłę, a także odporność - mają podstawy do tego. Wyjątkiem jest walka w górach, szczególnie w obronie swojego terenu, który doskonale znają, wtedy nierzadko sięgają po zasadzki kryjąc się i udając kamienne głazy by przypuścić atak z zaskoczenia, albo spuszczają na wroga skalne lawiny (...)
    (...) choć ich fizjonomia pozwala zabijać i niszczyć gołymi rękami, to często używają broni - wielkich maczug, młotów lub kilofów, ale nigdy nie korzystają z pancerzy, co nie dziwi, jako że ich ciało pokrywa lity kamień (...)