CZAS MGŁY / CZASY DZIEDZICÓW WIECOWYCH
(od 10 roku przed opadnięciem Szarej Mgły do 27 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
.
ABBC3_SPOILER_SHOW
w Wielkiej Księdze Historii Skrzatów historyk Herr'Odoot pisze:(...) tak więc skrzaty cichcem żyjące od niepamiętnych czasów w domostwach innych ras, do tej pory bawiące się i żyjące w szczęściu zaplatając koniom warkocze na grzywach i sikające do mleka, stanęły przed grozą mgły tak samo jak ich nieświadomi gospodarze jak świat długi i szeroki. Szara mgła była czymś przed czym nie potrafiła naszych przodków uchronić żadna rasa wśród której zamieszkiwaliśmy, nastały czasy mroczne, ponure i niebezpieczne. Dzikie szczepy skrzatów, żyjące w głębi Wielkiej Puszczy cierpiały jednak mniej od strasznego kataklizmu, nie bez powodu wszak kto żył uciekał w góry lub lasy, gdzie bezpieczniej było. Tak samo czynili przodkowie nasi uchodząc ku dzikim, nie związującym się losem z innymi rasami, skrzacim szczepom, które przyjmowały uchodźców więcej niż niechętnie. Ten najazd cywilizowanych przodków naszych na puszczę w innych warunkach skutkowałby wojnami totalnymi, gdy dzikie klany broniłyby swego miejsca w lesie do śmierci, ale gdy świat ginął w szarej mgle, nie był to czas na wielkie wojny. Skończyło się na jedynie siedemnastu ograniczonych wojnach dzikich skrzatów z Puszczy ze skrzacimi uchodźcami z cywilizowanych terenów. Było ich aż siedemnaście, bo ciężko przemóc kogoś, kto tak dobrze zna swój dom, swoją dziedzinę, swój las... nawet gdy najeźdźca jest lepiej zorganizowany, ucywilizowany i liczniejszy(...)
(...) wszystko zmieniło się, gdy nasi przodkowie powołali Dziedzica, który miał przewodzić wszystkim cywilizowanym skrzatom w puszczy i poprowadzić ich do zwycięstwa. Wojna rozgorzała z jeszcze większą zaciętością, ale przewaga była już tylko po jednej stronie. Dzikie klany w końcu jednak skapitulowały, czas skrzacich wojen w ucieczce przed mgłą - skończył się. (...)
(...) Przybycie cywilizowanych skrzatów do Wielkiej Puszczy wywołało jednak jeszcze inną wojnę. Z drzewokształtnymi. Niemożliwym było dla driad upolować sprytnego, szybkiego, dzikiego skrzata, aby poświęcić go w rytuale R'ngh, gdy jednak przodkowie nasi w lesie niezaznajomieni w głąb puszczy zaczęli brnąć by terenów bezpiecznych szukać, driady wyłapywały ich jak ślepe kocięta i poświęcały w krwawych rytuałach (...)
(...) wtedy Dziedzic ogłosił Jihad - Wielką Woję Totalną. Skrzaty ginęły w tym nierównym boju tysiącami, ale jakże pokazała się ich zawziętość. Nawet enty bezpieczne czuć się nie mogły gdy opadała ich horda naszych przodków. Choć rzecz jasna nierówne, to straty były po obu stronach (...)
(...) gdy mgła opadła niewielu z tych co w lesie szukali schronienia, decydowało się by wrócić skąd przybyli. Puszcza okupiona krwią przelewaną w bratobójczych walkach, a potem w Jihadzie na drzewce stała się domem. Co prawda byli tacy, co decydowali się powrócić skąd przybyli w ucieczce przed mgłą, ale niemała ilość takich reemigranów wracała do puszczy gdy znajdowali w domach humanoidów (w których zamieszkiwali przed kataklizmem) jedynie pustkę i odór śmieci... a często nie odnajdowali ich w ogóle. Na jednego co las opuszczał na powrót szukając szczęścia w siedliskach innych ras, dziesięciu a może i stu takich było co do Wielkiej Puszczy ściągali. Bać się wszak nie musieli przodkowie nasi już złego przyjęcia w lesie, a nie wiadomo było czy mgła nie wróci w kolejnym strasznym uderzeniu. Lud nasz zawsze bezpieczeństwa i dostatku wyglądał, którego ciężko poza lasem wtedy szukać było. Tak tedy jak wcześniej, na każdego dzikiego skrzata z Wielkiego Lasu, dziesięciu przypadało co po chałupach innych ras cichcem zamieszkiwali, tak już w dwa pokolenia po zakończeniu kataklizmu odwrotnie wręcz było (...)
(...) a Wielki Las kwitł gdy przodkowie nasi co ku niemu z innych ziem uciekli cywilizacje doń przynieśli, co wcześniej tu znana nie była. Resztki dzikich klanów wmieszały się w przybyszów co ti setkami tysięcy tu osiadali i wnieśli sztukę oswajania leśnych zwierząt, zaś po pół wieku rozpłynęli się całkiem w żywiole cywilizowanych skrzatów-przybyszów (...)
"Siedemnaście wojen z dzikimi skrzatami" używane zwyczajowo w historii skrzatów, jest określeniem nieprecyzyjnym. W ten sposób liczy się czasy poszczególnych starć, skupiających poszczególne bitwy i potyczki jako oddzielne wojny, przedzielane okresami względnego spokoju. Dziś częściej mówi się o jednej wojnie trwającej około dwudziestu lat, podzielonej na trzy fazy. Pierwsza (lub pierwsze trzy wojny, jak chcą inni) to było ścieranie się w Zagajnikowej Krainie (w dzisiejszym Derinie) uciekinierów z zachodniej części kontynentu z tubylcami. Dzikie klany żyjące w tej rubieży Wielkiej Puszczy nie były liczne i choć to one zaczęły walki, wkrótce okazało się, że nie mają szans z licznie przybywającą skrzacią diasporą. Część 'dzikich' padła w boju, część uciekła za rzekę do Lasu Zajęcy, a część wybrała asymilację z cywilizowanymi przybyszami.
Zagajniki rubieży choć dawały ochronę przed Szarą Mgłą to nie tak dobrą jak zwarte lasy głębi puszczy, a i uciekinierów skrzatów było coraz więcej. Tak doszło do wkroczenia do Lasu Zajęcy i drugiej fazy walk (lub kolejnych trzynastu wojen) trwającej blisko piętnaście lat. W tym okresie cywilizowane skrzaty przegrywały większość starć z dzikimi pobratymcami bijącymi się na własnym terenie, a i straty zadawane przez driady polujące na nie były dotkliwe. Skrzaty są jednak uparte, a i lepiej było ryzykować kolejne przegrane z dzikusami, niż pewną śmierć od mgły. Dlatego choć cywilizowana diaspora przegrywała starcia - parła naprzód okupując bezpieczne od mgły partie lasu srogą daniną krwi. Ten okres zakończył się blisko dwuletnim pokojem, w którym i przybysze i tubylcy nawet handlowali ze sobą, są też potwierdzone informacje o zawieraniu nielicznych małżeństw (to dlatego część historyków nie zgadza się z 'fazami' wojny wskazując ten okres jako czas stałego pokoju). W tym czasie południowa, wschodnia i część środkowej części Lasu Zajęcy przypadły diasporze przybyszów, a północ i wybrzeża dzikim klanom.
Ten stan nie mógł trwać wiecznie i wkrótce doszło do fazy trzeciej (lub ostatniej, finalnej wojny), choć tu nie da się jednoznacznie stwierdzić kto zaczął i dlaczego. Cywilizowane skrzaty świadome poprzednich porażek, uznały pełne zjednoczenie się jako najlepszą drogę do wygrania walk z dzikimi pobratymcami. Do tej pory każda osada walczyła na własną rękę co było głównym czynnikiem strat i ogromnej daniny krwi płaconej za zdobywane tereny. W poprzednich wojnach o Las Zajęcy diaspora uciekinierów po prostu wypychała 'dzikich' swą liczebnością i ciężko było mówić o sukcesie opanowania części lasu, gdy cena za to była po prostu tragiczna. Obrano jednego wodza wszystkich osad i komun, który miał do dyspozycji całą siłę militarną skrzacich przybyszów. Urząd ten nazwano "Dziedzicem" ("Daddi"). W dziesięciu bitwach i większych potyczkach pierwszy Dziedzic wprost zmasakrował wojów dzikich klanów i to nie tylko w Lesie Zajęcy, ale i w Lesie Entowej Dumy, śmiałym rajdem prowadząc swe wojska w tamten rejon. Choć trwała już wojna skrzatów z drzewcami (co angażowało część sił), to zwycięstwa nad 'dzikimi' były wprost rzeziami. Po raz pierwszy nie tylko pokazała się zjednoczona potęga diaspory, ale i została zastosowana taktyka uderzeń w głąb terenów wroga, zamiast walk nadgranicznych o opanowywanie kolejnych zagajników. Dla dzikich skrzatów było to doświadczenie po prostu przerażające. Część w końcu uciekła na Zajezierze, a reszta skapitulowała poddając się cywilizowanym skrzatom.
Nie można mówić o tym, że nastał pokój, bo trwała już wojna z drzewcami. Przed nadejściem Szarej Mgły Driady rzadko miały możliwość złapania zmyślnych i będących u siebie dzikich skrzatów, zatem przybycie uciekinierów do lasu było niczym podsunięcie im pod nos suto zastawionego stołu. Cywilizowane skrzaty porywane były dziesiątkami i setkami na R'ngh i właściwie od początku walczyły z driadami we własnej obronie. To sprawia, że ciężko uznać kiedy tak naprawdę zaczęła się wojna z Druhu. Są trzy podejścia do tej kwestii: 1. od początku, gdy pierwszy cywilizowany skrzat postawił nogę w lesie i został porwany przez driadę, 2. od kiedy Dziedzic użył zorganizowanych sił całej diaspory do walki z drzewcami równolegle do walk z 'dzikimi', 3. kiedy ogłoszono Jihad. Większość historyków skłania się ku trzeciej opcji, bo było to ważne wydarzenie dla skrzatów. Drugi Dziedzic doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia ze strony driad. Las nie mógł być nazywany domem dopóki wszędzie czaiło się tak wielkie, drzewne niebezpieczeństwo i rasa nie tyle chcąca przestrzeni życiowej, co żyć i krwi skrzatów. Daddi 2. ogłosił zatem w Sin'na Fak'Ap wojnę totalną, do całkowitego i ostatecznego wyniszczenia. Jihad. Wojna ta była wyjątkowo brutalna i zginęło wielu skrzatów, ale i driady padały w tym boju, a i w całej wojnie skrzaty ubiły nawet cztery enty. Problem w tym, że drzewce rozmnażały się rzadko i wolno i każda śmierć Druhu była im ciężka do przełknięcia. Do tego już przez wieki driady zauważyły, że z rzadka łapane dzikie skrzaty nie nadają się na R'ngh, a przybycie cywilizowanej diaspory małego ludu było możliwością masowego sprawdzania i eksperymentowania, czy rytuał na takim jeńcu ma jednak jakąkolwiek szansę na przyniesienie skutku. Po ćwierć wieku takich prób, gdzie żadne drzewko L'nt karmione krwią i duszami skrzatów nie przebudziło się w prawdziwego Druhu - driady w końcu pogodziły się, że z tego nic nie będzie. Wojna ze skrzatami i straty nie miały żadnego sensu, a wszak już przez stulecia driady i enty żyły obok malutkiej rasy i nic im ona nie przeszkadzała. To enty zainicjowały rozmowy pokojowe, które doprowadziły do zawieszenia broni. Skrzaty postawiły trzy warunki - 1. żaden Druhu nie będzie więcej polował na skrzaty, 2. drzewce poprzysięgną obronę siedlisk skrzatów w Wielkiej Puszczy, 3. drzewce poddadzą się władzy skrzatów. Dziś mówi się, że drugi z warunków wynikał nie tylko z chęci zapewnienia sobie ochrony na przyszłość, ale z przyzwyczajenia, że w miejscu gdzie żyją skrzaty - żyją też przedstawiciele innych ras zapewniający ochronę domostwa. Trzeci z warunków wynikał ze skrzaciej megalomanii i od dawna panującego wśród tej rasy fantastycznego podejścia do swojego rozumienia świata, że to w domostwach większych ras one były najważniejsze dbając o dobrobyt. Oczywiście to dla drzewców było za dużo i walki rozgorzały z nową siłą.
Jednakże najbardziej wykrwawione komuny driad z Zajęczego Lasu zaczęły lokalnie przystawać na ten układ, bo miały dosyć tej wojny, której nie mogły wygrać z rasą stukroć liczniejszą i upartą do przesady. Enty z tego lasu też po naradzie zaakceptowały warunki, ale postawiły swoje: 1. Drzewce będą wierne tylko jednemu skrzatowi, 2. ten jeden skrzat będzie w co ważniejszych kwestiach musiał zgadzać się z opinią wielkiego kręgu entów. Gdy obie strony doszły do porozumienia, coraz liczniejsze drzewce akceptowały porozumienie zawierane oficjalnie jako "Braterstwo Wielkiej Puszczy. Opierała się jedynie część entów i driad z Lasu Entowej Dumy, ale byli coraz mniej liczni, a skrzaty w swym Jihad całkowicie nieustępliwe. W końcu szamani entów z Lasu Dumy zaakceptowali układ ale pod dodatkowymi warunkami - 1. skrzaty nie będą wycinać żadnych drzew w Wielkiej Puszczy bez zezwolenia Druhu, 2. będą bronić jej przed innymi co chcieliby to robić.
Skrzaty na to skwapliwie przystały i akt braterstwa w zachodnich lasach dokonał się całkowicie. Wspomnieć należy tu niechęć entów do zbierania się w jednym miejscu i porzucanie dla takiego wiecu wypasania drzew lub dbania o Yggdrasil, zatem niejaka kontrola władzy Dziedzica przez enty... pozostała jedynie pustosłowiem. Jednak akt braterstwa i jego warunki wymusiły pozostawienie urzędu Dziedzica, który miał do tej pory być jedynie na czas wojen ustanowiony. Tak tedy w drugiej dekadzie po opadnięciu Szarej Mgły w zachodniej części puszczy zapanował pokój, a skrzaty na stałe skonsolidowały się pod jednowładzą Dziedziców. Część nie chciała tego zaakceptować i opuściła las, aby żyć jak przodkowie w domostwach większych ras, skoro Szara Mgła odeszła. Większość jednak nie miała zamiaru opuszczać puszczy bojąc się, że mgła powróci, a także będąc już mocno związana z tymi lasami, w którą wsiąkło tyle skrzaciej krwi przelanej w czasie walk o azyl z dzikimi i o przetrwanie z drzewcami.

"Pobratymcy witający w puszczy skrzacią diasporę" - Pen'Tsel Matt'ey'Koo, r. 163

"Starcie z driadą" - Van'Tebli Pic'as'Soo, r. 181
(jeden ze słynniejszych obrazów stylu lustrzanego)
Pierwsi Dziedzice obierani byli przez wiec głów klanów i rodów wszystkich skrzatów w Lesie Zajęcy i musiało być to strasznie traumatyczne doświadczenie dla każdego, kto musiał to oglądać. Kłótniom nie było końca, bo oczywiście każdy chciał przewodzić zjednoczonej armii skrzatów. Kłótnie, bójki, permanentne awantury - tak rodził się urząd jednowładczy. Oczywiście szansę na wybór mieli tylko ci, co cieszyli się największą powagą, a zatem skrzaty przewodzące klanom, co były już dosyć posunięte w latach, jednocześnie ukuto tradycję, że wódz osobiście wiedzie wojska do boju. Dlatego w ciągu pierwszych siedmiu lat było aż czterech Dziedziców, z których trzech ginęło w walce. To zmieniono dopiero po wyborze czwartego Dziedzica, gdy dwóch poprzednich zmarło w boju prowadząc wojska w pierwszej linii i zginęli odpowiednio: po dwóch latach i po kilku miesiącach sprawowania wodzostwa. Układ braterstwa z drzewcami i wynikający z niego przymus niejako ewolucji wodzowskiego tytułu Dziedzica w jednowładczy, wymusił też rozwikłanie problemu następstwa i obieralności takiej władzy. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że choć po srogich, długich awanturach, to udawało się wybrać Dziedzica jedynie wskutek potrzeby wojennej. W czasie pokoju wiec głów klanów i rodów prędzej pozjadałby własne onuce, niż doszedł do konsensusu w sprawie wyboru kolejnego władcy. Zdecydowano zatem (też zresztą po miesięcznej awanturze wiecowej), że urząd Dziedzica będzie dziedziczny i po śmierci władcy przechodzący na jego brata, lub najstarszego syna. Miało to obowiązywać od następnego, bo Daddi 4. miał nominować następcę zamiast wiecu, ale spoza własnego rodu. Przez kilka lat Daddi 4. żył zatem jak pączek w maśle, nie tylko dlatego, że został jednowładcą we wszystkich aspektach (nie tylko wojskowym, jak dotychczas), ale dlatego, że właściwie wszystkie najpotężniejsze klany przychylały mu nieba, aby nominacja dotyczyła kogoś z ich rodów. Do dziś Daddi'Luky'Bastaard uznawany jest za najszczęśliwszego skrzata w historii dziejów. W tej jego szczęśliwości, należy wskazać, że to za jego wodzostwa zarzucono prowadzenie wojsk do boju przez wodza w pierwszej linii, przez co jego władza trwała nie kilka miesięcy lub lat, a ponad trzy dekady.
Zaznaczyć należy, że urząd Dziedzica zapoczątkowany jako 'dowódca wojsk', był z bardzo dawnych tradycji wzięty, kiedy to wojowali tylko mężczyźni. Już podczas walk z dzikimi skrzatami i drzewcami równość płci o wiele większa była, co widać było choćby po osobie Daddi'ego 2., na którego wybrana została szanowana skrzatka Winna'Rydder. Tradycjonaliści jednak odmawiali tytułowania jej "Dziedzicówka", uznając, że takie fanaberie językowe nie przystoją powadze urzędu i zarówno Winna' jak i inne władczynie w historii skrzatów zawsze używał męskiej tytulatury Dziedzica.
Dziedzice Mgielni/Wiecowi:
- Daddi'Obi'Wan, jako Daddi' 1. [ur. -55 zm. -6] panowanie od -10 r. do -6 r.
- Daddi'Winna'Rydder, jako Daddi' 2. [ur. -50 zm. -4] panowanie od -5 r. do -4 r.
- Daddi'Harr'Ald, jako Daddi' 3. [ur. -52 zm. -4] panowanie od -4 r. do -4 r.
- Daddi'Luky'Bastaard, jako Daddi' 4. [ur. -40 zm. -27] panowanie od -4 r. do 27 r.

"Diadem Dziedzicowy" z czasów mgielnych, do dziś będący insygnium władzy Dziedzica