Strona 1 z 1

Event startowy

: śr paź 27, 2021 6:20 pm
autor: Princeps
Nowy Wspaniały Świat

Kiedy 3 sierpnia 1492 roku w Sewilli Krzysztof Kolumb podnosił kotwice by wypłynąć w, miał nadzieję, podróż swojego życia, przedstawiciele królewskich małżonków wraz z tłumami ludzi uroczyście żegnali marynarzy kwiatami i życzeniami. Kolumb, z pochodzenia Włoch, ale obecnie na służbie kastylijsko-aragońskiego królestwa musiał długo walczyć o tę chwilę, chodząc od dworu do dworu i zbierając poparcie wśród dworzan. Wreszcie dopiero Iberyjczycy przydzielili mu fundusze i marynarzy i zlecili misję odnalezienia drogi morskiej do Indii. Wśród głośnych okrzyków i aplauzu wreszcie odbito od brzegu i popłynięto w dal na zachód – do Indii. Tymczasem w Hiszpanii wyczekiwano powrotu podróżników. Mijały tygodnie, potem miesiące, aż w końcu kiedy wyprawa nie dała znaku życia po 3 latach, ostatecznie uznano ich za martwych. Choć renesans i metody naukowe zaczęły dopiero pojawiać się w Europie, władcy Anglii i Francji postanowili pomóc w zweryfikowaniu teorii o braku morskiej drogi do Indii przez zachód. Zrobili to poprzez zwiększenie liczby prób, zatem każde z nich wysłało jeszcze po jednej wyprawie z takim samym celem – dopłynięcie do Indii. Wyprawą angielską dowodził jeden ze zdolniejszych kapitanów królewskich – John Crookedteeth , natomiast francuską pewien wojskowy pochodzenia arystokratycznego – Jean Pierre de Muire. Obie wyprawy były lepiej wyposażone niż ta co wypłynęła z Sewilli, jednak obie podzieliły los poprzedników i nigdy nie wróciły do swoich krajów. Od tego czasu Europa dała sobie spokój z wyprawami na zachód. Uznawano, że na otwartym Atlantyku statki nie są w stanie przetrwać, bowiem grasują tam niespotykane wcześniej morskie potwory – ogromne węże morskie, ośmiornice wyżerające drewno ze statku oraz ryby tak wielkie, że mogłyby całą karawelę zjeść za jednym otworzeniem paszczy. Do tego dochodziły niszczycielskie wichry i silne wiatry, które zmieniają kierunek co kilka minut. Jednym słowem, uznano, że droga morska do Indii przez zachód jest niemożliwa. Zresztą długo nie żałowano tego, bo wkrótce po nieszczęsnych wyprawach, Portugalczycy dobili do brzegów Indii okrążając Afrykę, dekadę później doszczętnie zniszczyli połączoną flotę Egiptu, Osmanów i Gujaratu w bitwie pod Diu, dzięki czemu zapewnili sobie panowanie nad handlem z Indiami. Ostatecznie więc wszystko potoczyło się swoim rytmem, władcy wrócili do swoich wojen, a Portugalczycy szybko zaczęli zbijać niesamowitą fortunę dzięki kontroli swojego szlaku naokoło Afryki.


Pożegnanie Krzysztofa Kolumba w Sewilli

Wszystko jednak miało się zmienić, kiedy to w 1543 roku, na dworze cesarskim jeden z możnych imieniem Krzysztof Warnenza ponownie zaczął głosić teorię, że do Indii można dotrzeć, płynąć na zachód. Warnenza – urodzony w Aragonii, choć mówi się, że ma korzenie na wschodzie - był świetnym żeglarzem i niezaprzeczalną duszą podróżnika. Zwiedził świat od Islandii po Kanton w Chinach, nieraz dowodził flotą w walce z muzułmańskim piractwem i brał udział w oblężeniu Rodos. Sam wiedział, że wszystkie te bajki o potworach morskich i sztormach są najprawdopodobniej wymysłem jak zwykle zabobonnych marynarzy. Również jego zdaniem Kolumb i inni wcześniejsi odkrywcy opierali się na błędnych obliczeniach związanych z obwodem ziemi, a również od tego czasu umiejętności Europejczyków w żeglowaniu i konstruowaniu statków znacznie się rozwinęły. Mimo przekonujących argumentów i słów poparcia był to pomysł obarczony dużym ryzykiem, tak, że żaden z możnych Iberyjskich nie chciał inwestować w to przedsięwzięcie. Również monarchowie byli sceptyczni co do tego pomysłu. VI wojna włoska wchodziła właśnie w ostatnią – decydującą fazę, dlatego Cesarz odmówił poparcia. Z tego samego powodu ofertę odrzucił król Francji, Anglicy nie byli w stanie zaufać katolikowi, a Portugalczycy nie mieli interesu w powstaniu nowego szlaku do Indii. Ostatecznie poirytowany Krzysztof Warnenza rzucił wszystko na jedną kartę. Zastawił cały swój majątek, jakiego dorobił się podczas 20 lat służby oraz wszystkie odziedziczone przez siebie posiadłości, co pozwoliło mu na zakup 2 karawel wraz z pełnym ekwipunkiem i załogą (której też musiał się sporo naszukać). 29 lipca 1544 roku, po starannych przygotowaniach, wreszcie wyprawa na czele z Warnenzą wypłynęła z Cartageny po czym ruszyła na wyspy kanaryjskie, by uzupełnić zapasy i pożeglowała w siną dal na zachód. Europa już przed startem wyprawy pogodziła się ze śmiercią wielkiego żeglarza, więc nikogo nie zdziwiło, gdy nie wrócił po roku. Nawet Cesarz uhonorował wtedy jego pamięć wystawiając mu okazały grób bez ciała.

Jakiż był jednak szok i zaskoczenie, gdy wyprawa Warnenzy przybiła do portu w Maladze po niespełna dwóch latach od opuszczenia Hiszpanii. Warnenza zaraz po zejściu na ląd w symbolicznym geście padł na kolana i ucałował ziemię. Jego załoga była co prawda mniejsza o połowę, ale najciekawsze było to co później opowiadali członkowie tej wyprawy a mianowicie, że wcale nie dopłynęli do Indii, a odkryli nowy ląd na środku Atlantyku. Zamieszkany ponoć był przez ludzi z żółtą i czerwoną skórą, z którymi podróżnicy weszli w interakcje, a nawet zaczęli z nimi handlować. Nie były to jednak ani trochę rozwinięte cywilizacje, większość z nich nawet nie znała żelaza a za broń mieli łuki, maczugi i dzidy. Jeśli wierzyć też opowieścią, są to poganie, z których niektórzy składają własne dzieci w ofierze. Przez następne tygodnie Stary Świat żył więc opowieściami o tej wyprawie. Ale najbardziej interesujące były zwłaszcza historie o jej niezmierzonych bogactwach naturalnych. Niektórzy twierdzili że jest to żyźniejsza i bogatsza kraina od samych Indii. Ciężko było zresztą temu zaprzeczać, bowiem Warnenza przywiózł ze sobą na statkach wszelkiej maści bogactwa: skóry zwierząt, srebro, przyprawy zarówno znane, jak i nowe, zioła, tropikalne drewno i egzotyczne, niespotykane wcześniej zwierzęta. Ogółem okazało się, że po sprzedaniu tych dóbr, wyprawa zwróciła się Warnenzie 10-krotnie. Będąc jednak człowiekiem który umie wykorzystać okazję dodatkowo miał w posiadaniu coś znacznie cenniejszego od dóbr luksusowych – mianowicie mapy tego nowego lądu, które kazał naszkicować podczas wędrówki. Każdy znaczący monarcha w Europie i poza nią był zainteresowany kupnem tych map. To spowodowało, że Warnenza wkrótce stał się jednym z najbogatszych ludzi Europy, a niedługo potem mapy miało każde państwo chcące powtórzyć kolonialny sukces Portugalczyków. Cała uwaga Starego Świata była teraz skupiona na Nowym Świecie. Niemal wszyscy władcy na chwilę porzucili swoje ulubione zajęcie – wojnę, tylko po to, żeby przygotować się na podbój tych nowych ziem.

I tak na wiosnę 1547 roku, w stronę zachodu wyruszyły armady państw Starego Świata, by zająć bogactwa Warnenzji, jak z czasem zaczęto nazywać ziemie Nowego Świata. Niektórzy byli już tak pewni siebie, że zabrali na pokłady pierwszych kolonistów, a inni stwierdzili, że najpierw zabezpieczą sobie kawałek lądu, zanim przystąpią do kolonizacji. Państw kolonizujących było sporo, do wyścigu wystartowali co potężniejsi, jak: Portugalia, Hiszpania, Austria, Francja i Anglia, a nawet Imperium Osmańskie, które nie zamierzało oddawać takiej szansy w ręce niewiernych. Razem z nimi płynęły też mniejsze nacje, dla których zrobienie wyprawy było większym wysiłkiem, jak: Florencja, Dania, Szwecja, Maroko, Wenecja, Genua, Szkocja, a nawet Pomorze i zwykle zaniedbująca swoją potęgę morską – Polska. Ale na tym się nie skończyło, bowiem tak wielkie było parcie na kolonizację, że nawet niektóre rządy regionalne, albo państwa zupełnie zależne wysłały swoje ekspedycje. Do takich należy np. wspólna wyprawa zorganizowana przez możnych i miasta Niderlandów, którzy obecnie są pod panowaniem Cesarza V Habsburga, również zależne od Polski protestanckie Prusy wysłały własną wyprawę. Jednak najciekawsze przypadki to Egipt, który jest autonomiczną, ale dalej częścią Imperium Osmańskiego, to samo tyczy się Aragonii i Neapolu w przypadku Hiszpanii. Ciężko powiedzieć dlaczego naprawdę władcy de iure pozwolili na takie zabawy zależnym od siebie rządom, ale najwidoczniej po prostu nie chcieli psuć sobie z nimi relacji, albo wprost widzieli zysk w ich przedsięwzięciu.

Obrazek

Niestety samemu Warnenzie nie było dane doczekać się finału historii którą zapoczątkował, bowiem zmarł na gruźlicę w lipcu 1548. Swoim następcom pozostawił majątek godny króla. Natomiast marynarze którzy z nim byli nie pożałowali swojej decyzji, bowiem oprócz otrzymania znacznej wypłaty pieniężnej, stali się najbardziej poszukiwanymi najemnikami Starego Świata jako nawigatorzy, przewodnicy, doradcy, a niektórzy nawet zostali kapitanami okrętów.

Obrazek
Pierwsi kolonizatorzy ekplorujący Warnenzje z pomocą tubylców

W każdym razie wyprawy przybiły bezpiecznie do brzegu w różnych miejscach nowego świata i od razu przystąpiono do roboty. Wszędzie powstawały tymczasowe bazy, które powoli zaczęły się przeradzać w mniejsze lub większe miasta. Wtedy właśnie natrafiono na pierwsze problemy – tubylców. Ku zaskoczeniu niejednego osadnika, przyjście i zabranie ziemi miejscowym nie było przez nich dobrze postrzegane, więc zaczęły się napady i potyczki między obiema grupami. Różne nacje poradziły sobie na różny sposób, jedni zawarli z tubylcami umowę o wykup ich ziemi i o pokojową egzystencję, inni byli trochę mniej wyrafinowani i po prostu siłą odebrali co chcieli. Tak czy inaczej, do zimy 1549 roku kolonie całkowicie sobie podporządkowały miejscową ludność na swoim obszarze. Kolejni koloniści napływali, a wraz z nimi zaszła potrzeba ukształtowania jakieś administracji kolonialnej. Na to jednak trzeba było ustanowić gubernatora, więc wszystkie metropolie wkrótce powołały na to miejsce odpowiednich ludzi. Czasem byli to dowódcy dowodzący wyprawą od początku, czasem nowi ludzie, którzy dopiero ostatniej zimy dopłynęli do Warnenzji. Wraz z ich ustanowieniem zaczął się podbój Nowego Świata przez Stary Świat.
Jak jednak potoczą się przyszłe losy Warnenzji i jej mieszkańców? Co przyniesie przyszłość? Jaki jest sens życia? Allah Bóg jeden wie.

Podsumowanie:
- Zaczynamy grę!