Historia
Królestwo Alvarskie leżało w słonecznej południowo wschodniej części Imperium. Była to kraina ludzi niezwykle przedsiębiorczych, wywodziło się z niej wielu słynnych kupców i kondotierów. Była to także kraina rozpusty i deprawacji, które przyszły ze znacznymi bogactwami. Z każdym rokiem prosty lud Alvarski tracił na znaczeniu, a wszelkie próby poprawienia sytuacji tłumili liczni bezwzględni kondotierzy. W takich warunkach pojawił się Kult Misecreado, który wyrósł z lokalnej wiary w Stwórcę.
Kult Misecreado nauczał o nadchodzącym rozliczeniu za moralny upadek Alvarów i reszty Imperium, które pozwalało na rozmaite nadużycia tak długo jak lokalni władcy utrzymywali względny porządek. Kult ten był oczywiście surowo tępiony, lecz wizja Aszgar Widja, która zbiegła się bardzo korzystnie dla Kultu w czasie, dała mu potrzebny wiatr w żagle. Wierni Misecreado zaczęli prężnie przygotowywać się do opuszczenia Imperium i popłynięcia na południe, przekupując kapitanów zgromadzonymi pieniędzmi i szukając śmiałków, którzy gotowi byli przedrzeć się za Wrzące Morze.
Królestwo Alvarskie nie opuścili jednak jedynie członkowie kultu i marynarze. Zbiec udało się także nielicznym kupcom, którzy gotowi byli rozstać się z fortunami i posiadłościami nim nastąpił Koniec. O tym jak ciężka i pełna łez była przeprawa przez Wrzące Morze opowiedzieć może każdy bajarz, wystarczy jedynie wspomnieć że wielu z tych którzy wypłynęli nigdy nie dotarło do celu. Gdy pokonane zostały sztormy pojawił się kolejny problem, albowiem zapasy po tak długiej podróży były już na wyczerpaniu. Gdy wydawało się, że wszystko stracone, pierwsze okręty dostrzegły osobliwe łodzie rybackie.
Łodzie te należały do ludu Chaqique, który zamieszkiwał odkryte ziemie. Szczęśliwie dla przybyłych był to lud niezbyt agresywny i skory do handlu, choć zdecydowanie prymitywniejszy. Ocaleli prędko wymienili niemal wszystkie swoje ozdoby i drogocenne drobiazgi na potrzebne zapasy, a Ci bardziej obrotni zaczęli zapoznawać się z językiem i zwyczajami Chaqiqów. Zaciekawieni Chaqiqowie zgodzili się po długich negocjacjach przyjąć przybyszy na swe ziemie, zapewne niespodziewając się, że była to zaledwie pierwsza fala.
Od samego początku oczywiście zdarzały się rozmaite konflikty między Ocaleńcami a miejscowymi, lecz rozlew krwi hamowali kapłani Misecreada, którzy wraz ze swoimi wiernymi starali się osiągnąć porozumienie i pragnęli by ich nowa ojczyzna nie została zbudowana na krwi i kościach. Sytuacja drastycznie zmieniła się, gdy do lądu, którzy pierwsi Ocaleńcy nazwali Salvado, przybyły ostatnie okręty ze straconej ojczyzny. Okręty te płynęły pod banderą królewską, a przewodził tej wyprawie Sartos Perliquez, brat króla.
Sartos był jeszcze przed końcem znanym paranoikiem, który wszystko co robił podporządkowane było zapewnieniu sobie bezpieczeństwo, a metody po które sięgał nierzadko były brutalne i okrutne. Okazało się, że wizja końca świata okazała się dla Sartosa straszniejsza nawet niż wizja pokonania Wrzącego Morza. Los chciał, ku niezadowoleniu niemal wszystkich ocaleńców, że przeżył on tę przeprawę a wraz z nim wystarczająco sług i zbrojnych by stanowić niemałe zagrożenie. Przekonany że miejscowi czyhają na jego głowę rozpoczął kontakty z nimi od przejęcia wioski, wyrżnięcia mieszkańców i splądrowania okolicy by uzupełnić zapasy. Ogłosił też od razu królem "odkrytej przez siebie" ziemi, którą nazwał Nuevo Alvarie - Nową Alvarią.
Chaqique, którzy nie znali obróbki metali a do tego nie byli zjednoczeni, mieli wielkie trudności w pokonaniu wojowników o metalowych pancerzach i uzbrojeniu. Sytuacja też nie podobała się uciekinierom z kultu Miscreada, którzy pod panowanie królewskie nie zamierzali wracać, a także żeglarzom, którzy zażyli sporo wolności w tej nowej ziemi, a niektórzy zaczęli sobie nawet układać na nowo życie rodzinne. Kupcy byli znacznie bardziej podzieleni, niektórzy z chęcią przyjęli protekcję Sartosa licząc na powrót do normalności, a części, widzącej dla siebie niezwykłe możliwości w nowej ziemi, nie uśmiechał się powrót pod kontrolę monarchy, zwłaszcza tak paranoicznego.
W tym okresie w szczególności zapisały się w historii trzy osoby. Pierwszą z nich była Luchia zagorzała wierna Miscreada i wdowa po tym jak mąż jej i najstarszy syn zostali powieszeni przez króla za głoszenie wiary jeszcze w Alvarii. Nie dziwi więc, że była to kobieta niezwykle zdeterminowana by stawić opór Sartosowi. Przekonała ona swoich braci i siostry w wierze, by uciekli w głąb lądu i połączyli siły z Chaqique, aby wspólnie odeprzeć siły nowego królestwa. Kolejną osobą był kapitan Santiago Adelcado, człowiek niezwykle popularny wśród ocalałych żeglarzy, głównie przez wzięcie na siebie ciężaru organizowania nowego domu dla ocaleńców i dbając o samopoczucie swoich krajanów, którzy przeżyli straszną tragedię. W miarę prowadzenia przez Sartosa kampanii przeciw miejscowym i Miscreados zaczynały się pojawiać w armii królewskiej straty, które ciężko było Sartosowi uzupełnić z zaufanych ludzi. Zmuszony został do wcielania do służby innych ocaleńców, a szybko pojawił się wśród nich także Santiago z grupą młodych i silnych marynarzy, pozornie bardzo ochoczych do zaprowadzenia porządku. Dzięki dobremu nazwisku został przyjęty ze swoim nowym oddziałem i odesłany do utrzymywania porządku na zajmowanych ziemiach. Mało kto jednak wiedział, że prawdziwy kapitan Santiago Adelcado nigdy nie dopłynął do nowej ziemi, co wykorzystała załoga statku i bosman Diago, który przyjął tożsamość kapitana. "Kapitan Santiago" ze swoim oddziałem bardzo szybko okazali się niezwykle efektywni w rozpędzaniu niezadowolonych i pokazywaniu Chaqique gdzie ich miejsce, co było przez niego uprzednio ustawiane pod publiczkę. Niedoszłych donosicieli i pospolitych morderców wieszali jako spiskowców i zdrajców korony, a gdy zdobyli więcej zaufania udało im się nawet "pojmać" tubylca, który bardzo szybko wyśpiewał na torturach, gdzie zbierają się siły Chaqique i Miscreados.
Sartos cudem przekonany przez swój niewielki krąg doradców, że ma za mało sił na ostateczną potyczkę, zgodził się w końcu także na udostępnienie bandzie Santiago uzbrojenia odzyskanego z zabitych żołnierzy i dołączenie do armii królewskiej przed nadchodzącym starciem. Miał niebawem pożałować, że jego paranoja zawiodła go w tym momencie, choć większość kronikarzy jest zgodna, że jego los był od początku przypieczętowany. Tak też lwia część armii ruszyła w zasadzkę mając między sobą zdrajców. Faktyczna potyczka była bardzo krótka, wojska królewskie zostały napadnięte przechodząc przez jar i poddały się gdy tylko zginął ich dowódca, utarło się przekonanie że z rąk samego Adelcado.
Dozbrojona sojusznicza armia ruszyła prosto na Ato Perliquez gdzie chował się tyran, lecz zdobycie go nie było prostym zadaniem. Sartos wiedział jak dobrać miejsce i ufortyfikować swój fort na taki właśnie wypadek, a wciąż miał wystarczająco ludzi by obsadzić pozycje. Wtedy też go gry weszła ostatnia z kluczowych osobistości, kupiec Javier Orlos. Widząc jasno kto wyjdzie z tego konfliktu zwycięsko Javier postanowił wkupić się w łaski u nowych włodarzy dając im Ato Perliquez i samego Sartosa Perliqueza na tacy. Błyskawicznie zabrał się do nakłaniania innych kupców i kapitanów do "rozsądnego wyboru" jak sam to ujmował. W tym czasie fort króla zaczęły dręczyć nieszczęścia, od zdechłego szczura w studni przez dezercję. Wystarczyły one by Sartos popadł już ostatecznie w paranoję rozkazując egzekucję na prawo i lewo, co tylko wzmogło dezercje. Gdy sytuacja w forcie zrobiła się odpowiednio napięta pod jej bramami zjawił się Javier z propozycją dla zwykłych żołnierzy. Lojalni Sartosowi oficerzy zostali wybici, a sam król z rodzina wzięci w niewolę. Gdy armia sprzymierzona dotarła pod mury napotkali przed bramą na Javiera, który "wierząc w ich sprawę" wręczył im całą rodzinę królewską i otworzył bramy fortu.
O ile los króla został dość szybko zdecydowany, i przyozdobił on dobrze widoczne drzewo, to niepewne było co stanie się z królową i kilkuletnim księciem. Nie brakowało nawoływań o śmierć, ale znaczna część Miscreados i Chaqique chciała zakończenia już rozlewu krwi. Bo długich dysputach wygrała propozycja Javiera Orlosa, który uważał, że można by ich jeszcze wykorzystać do legitymizacji nowej władzy jakakolwiek by ona nie była. No właśnie. Następne tygodnie spędzone zostały na organizacji nowej władzy. Ogłoszone zostało powstanie republikańskiej Kapitanii Salvado na czele z dożywotnio wybranym przez Radę Ludu Santiago Adelcado, który poślubił w końcu oficjalnie swoją ukochaną, Miyalę, wywodzącą się z Chaqique utwierdzając sojusz obu ludów i tworząc wspólne państwo. Nową władzę poparła także była królowa jednocześnie zrzekając się jakichkolwiek roszczeń swoich i swojego syna do tych ziem, zostając "zwyczajną" obywatelką. Swoje rządy Santiago przeznaczył na jednoczenie Alvaryjczyków i sąsiadujących Chaqique oraz przekształcania osad w pełnoprawne miasta.
Rządy następnych trzech Wielkich Kapitanów to również działania stabilizujące republikę a ekspansja ograniczała się co najwyżej do wchłaniania sąsiadujących plemion. Następnie w wyniku najazdów wrogich plemion ze wschodu, braku wystarczającym złóż metali oraz powiększania się granic innych państw nastąpił okres ekspansji terytorialnej. Na południu zabezpieczono przesmyk Laverski, a na wschodzie przez wiele lat systematycznie odpychano agresywne plemiona i kolonizowano ich ziemie. Oczywiście nie wszystko toczyło się zawsze pomyśli i zdarzały się okresy gdzie Rada i Wielki Kapitan kierując się prywatą lub po prostu będąc niekompetentni tracili przejściowo tereny lub inaczej szkodzili państwu. Największym incydentem była próba wprowadzenia dziedzicznej władzy przez Wielkiego Kapitana Ruela Nariaza i wojna domowa, która temu towarzyszyła 80 lat temu. Mimo że próba ta była nieudana to wyrządziła znaczne szkody w kraju i odnowiła niechęć do monarchii.