"Taki mamy klimat!"
1557 rok

Otóż... nie, tak zimno to już dawna od dawna nie było. Od kilku lat zaobserwować można było, że zimy stawały się coraz chłodniejsze. W 1556 sytuacja znacząco się pogorszyła - ale wielu pocieszało się, że zgodnie z odwiecznym prawem natury, skoro raz bywa zimniej - tak w przyszłym roku musi być z pewnością cieplej... A tu figa! Zima roku pańskiego 1557 była jeszcze gorsza, ba, najstarsi Warnezyjczycy i Górale zgadzają się, że już dawno takiej nie było - i to niezależnie od półkuli - wszędzie było chłodniej. Mróz chwycił iście straszliwy, śniegu napadały całe masy, a w wielu miejscach nie stopniał on nawet do kwietnia! Ludzie jednak jakoś wytrzymali... Ale wiosna nie przyniosła ulgi - była chłodna i krótka - podobnie lato - a krótki okres wegetacji skutkował słabymi zbiorami. Odczuli to wszyscy - od władców, aż po chłopów. Jako że mało co zebrano z pól, to i wpływy z królewszczyzn i podatków zmalały i w skarbcach pojawiły się niespodziewane pustki... Z tym sobie jednak poradzono - i po prostu podwyższono podatki, co szczególnie zabolało zwłaszcza najbiedniejszych chłopów. Wielu z nich musiało jeść korę brzozową nie tylko na przednówku, ale i uczynić z niej podstawę diety przez resztę roku - albo wręcz sprzedać swoje mizerne poletka, aby tylko mieć z czego przeżyć ten rok... Pytanie jednak - co z następnym? Przyszłość maluje się w ciemnych barwach - wielu patrzy jednak z nadzieją w kierunku Nowego Świata - krain pełnych pustych (albo prawie pustej, trzeba tylko wymordować miejscowych) ziem, tylko czekających aby je zaorać - i nawet jeżeli prawda nie jest tak różowa, to takie plotki krążą po Europie - i kto wie co z tego wyniknie.
Cóż zaś w Warnezji? Ano panie... też zimno - jak wszędzie. Na szczęście jednak ziemi tu w bród, podobnie jak dzikiej zwierzyny czy ryb w strumieniach - a tutaj z lasu raczej cię nikt nie przegoni - ziemi jest też w większości więcej niż można obrobić - tak więc większość osadników jakoś sobie poradziła - ot, od czasu do czasu upolowali królika albo saharczyka - i jakoś to było. Z pewnością pomógł też fakt, że gubernatorzy nie wpadli jeszcze na pomysł dodatkowego obciążenia miejscowych podatkami, aby wyrównać bilans budżetowy - tak więc, lato było chude, ale nie głodowe - co i tak oznaczało, że było o wiele lepiej niż w Europie. W głąb lądów ruszyli też myśliwi i traperzy - popyt na skóry i futra w Europie rośnie, w miarę tego jak temperatury spadają - a ciepłe futerka wykupywane są na pniu przez kupców ze Startego Świata - jeżeli chłody będą utrzymywać się dłużej, futra mogą okazać się złotym interesem. Rośnie też popyt na skóry Murguli - a więc nie tylko ci, którzy po lasach biegają, ale i farmerzy mogą sowicie zarobić. Najbardziej z tego wszystkiego cieszy się jednak car Iwan - w końcu to Moskwa zaopatruje Europę w większość skór zwierzęcych, a dostawy z Warnezji są jeno kroplą w morzu płynącym z Rusi... Choć z pewnością importowi temu szkodzi fakt, że carowi nie udało się wybić sobie upragnionego okna na zachód - i pozostają mu tylko zamarzające porty na dalekiej północy.
A propo morza i zamarzania - przenieśmy się na dalekie południe, gdzie szczwani Wenecjanie kontroluję przesmyk, którym opłynąć można Warnezję... Właśnie - wąski przesmyk. Na dalekim południu. Wąska przestrzeń, ściśnięta między lodami południa i skałami. Już w zeszłym roku lód zajął znaczny fragment tegoż przejścia i może się okazać, że za jakiś czas stanie się ono niemożliwe do przebycia - kto wie czy nie nawet na stałe - tym samym odcinając weneckie kolonie na zachodzie kontynentu. W miarę jak rośnie kra lodowa, rośnie też ból głowy gubernatora Nowej Wenecji i jego doradców, którzy głowią się, aby znaleźć jakiś sposób aby zapobiec zdawałoby się nieuchronnej katastrofie... Ale jak na razie żaden pomysł nie przyszedł im do głowy - jakże bowiem ludzie mają walczyć z bezlitosnymi siłami natury?