Pruska inwazja na Frjálsherað

Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Pruska inwazja na Frjálsherað

Post autor: Princeps »

1559 rok


Obrazek
Rozszerzający swoje panowanie na północy, pruscy żołnierze maszerowali jak na razie od zwycięstwa do zwycięstwa - gdzieniegdzie paląc i rabując nieco wbrew rozkazom, a gdzieniegdzie karnie mordując wedle nich, generalnie jednak zawsze skutecznie łamiąc wszelki opór. W tym roku rozkazy, które padły, były jednak dość ambitne - wojacy ruszyć mieli na kraj Norsów, zwany przez miejscowych Frjálsheraðem (którą to nazwę Bóg jeden raczy wiedzieć jak należały wymawiać). Czy było to wykonalne, czy nie - ciężko było ocenić, bo o kraju tym nawet obyci w geografii północy Prusacy nie wiedzieli zbyt wiele. Tubylcy jednak sami się nie podporządkują, a pruski gubernator pewien był swojej armii - trzy tysiące zbrojnego luda napawało optymizmem.

Początkowo wszystko szło gładko. Pomniejsze plemiona, pozostające w luźnej zależności lennej od Norsów, padły szybko - pomoc dla nich nie nadeszła, a ich skromne siły nie były w stanie zatrzymać inwazji. Niemniej jednak siły Tajarla nie zignorowały nadchodzącego zagrożenia i gdy Prusacy przekroczyli granice Frjálsherað, prędko natknęli się na miejscowych obrońców - zbrojnych co prawda głównie we włócznie i tarcze, ale niekiedy również w przestarzałe dla Europejczyków, lecz ciągle względnie skuteczne, żelazne pancerze, a także miecze i topory. O ile zatem przewaga technologiczna stała po stronie Europejczyków, jak przewidywano, o tyle liczebnością obrońcy górowali - czego raczej nie przewidziano, zwłaszcza biorąc pod uwagę że jedna trzecia pruskiej armii złożona była z wcielonych do wojska tubylców. Ostatnim nieprzewidzianym (a może przewidzianym, lecz zignorowanym) aspektem, rzutującym na wynik starcia, był teren - lesisty i to dość gęsto, co mocno ograniczyło skuteczność pół tysiąca pruskich kawalerzystów i dwóch towarzyszących ich armii armat.

Samo starcie było dosyć chaotyczne - tubylcy zwalili się na Prusaków, angażując ich siły na całym froncie. Zimmerman robił co mógł i początkowo starcie wyglądało całkiem dobrze - arkebuzerzy siali postrach wśród tubylców, a doborowe pruskie oddziały stawiały twardy opór. Na nieszczęście pruskiego wodza, Tajarl również nie wypadł sroce spod ogona i umiejętnie wykorzystywał swoją przewagę liczebną, rotując skrwawione oddziały i osobiście prowadząc swoich wojowników do wzmożonego wysiłku na co bardziej obiecujących odcinkach frontu. Ostatecznie jeden z takich odcinków po prostu nie wytrzymał - osłabieni przedłużającą się walką pikinierzy pruskiej milicji pierzchli, gdy rzuciły się na nich odwody ciężkiej piechoty Norsów, zakute w stalowe kolczugi i hełmy. Front został przełamany, a Zimmerman musiał odwołać osłaniającą flanki kawalerie, by przy jej pomocy zorganizować odwrót.

Na szczęście dla Prusaków Norsowie również musieli być wycieńczeni starciem, bo nie ruszyli w pogoń - wycofującym się dokuczały jedynie niewielkie bandy harcowników i partyzantów, odcinające maruderów czy niepokojące mniejsze oddziały. Zimmerman wycofał się na zajęte na początku roku ziemie trybutariuszy Norsów - gotowy cofać się dalej w razie wrogiej kontrofensywy. Ta jednak nie nadeszła... Na szczęście, bo widząc klęskę armii okupacyjnej, część miejscowych zaczęła przygotowania do zbrojnego ich usunięcia. Plany te, wobec braku wsparcia ze strony Tajarla, zostały wprawdzie szybko pokrzyżowane przez lotne oddziały Prusaków, ogniem i mieczem wybijającym podbitym tubylcom wszelkie głupie pomysły z głowy - stwarza to jednak potencjalnie poważne ryzyko, jeśli Prusacy spróbują w przyszłym roku wyprowadzić z tych ziem kolejną ofensywę...
  • Prusacy zajmują pograniczne ziemie Frjálsherað, ale ulegają tubylczej armii.
  • Norsowie nie podejmują kontrataku
  • Opanowane prowincje pozostają niespokojne.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Pruska inwazja na Frjálsherað

Post autor: Princeps »

Rok 1560

Obrazek
Tajarl spogląda ze wzgórza na wojsko Pruskie przygotowujące się do bitwy
Zeszłoroczne fiasko i klęska poniesiona z rąk wojowników Frjálsherað nie odstraszyły Gubernatora pruskiego, który i w tym roku wysłał inwazję na ziemię Norsów. Nauczony porażką przygotował wojsko jednak lepiej niż ostatnio, nie tylko uzupełniając straty poniesione w zeszłym roku, ale także wyposażając swoje wojsko w nowinki technologiczne takie jak muszkiety o zamku kołowym. Wciąż jednak jednak braki było widać w jednym ze skrzydeł armiii - artylerii, bowiem wojsko pruskiej kolonii nie posiadało dalej ani jednej armaty.

Te przynajmniej nie spowalniały Prusaków podczas marszu. Ten, tak samo jak i ostatnio, miał miejsce wzdłuż rzeki. Niemcy zajmowali kolejne wioski, mocno już wyludnione po ostatniej inwazji - ludność z reguły uciekła na północ lub została włączona w armię Tajarla, toteż ostali się przede wszystkim zbyt starzy lub chorzy by zarówno walczyć, jak i uciekać. W pewnym momencie marsz się jednak zatrzymał - w niemal tym samym miejscu co ostatnio. Tajarl rozbił obóz wojska na wzgórzu, które norscy kapłani pobłogosławili ku czci Heimdallra, blokując ponownie marsz armii Pruskiej, która musiała przebić przez jego armię, by ruszyć dalej. Nie mając zatem innego wyboru - podjęto atak.

Choć Norsowie mieli przewagę wysokości i liczebności (choć mniejszą niż poprzedniego roku, ze względu na straty, choroby albo coś jeszcze innego), to nowe wojska prusaków dały się im we znaki. Korzystając z przewagi terenu, łucznicy Tajarla byli w stanie ostrzeliwać niemieckie oddziały arkebuzerów i kuszników, praktycznie niwelując przewagę technologiczną europejczyków. Muszkiety jednak miały lepszą donośność, przez co norsowie musieli zadecydować - opuścić korzystny teren, albo stać i otrzymywać straty bez możliwości oddania agresorowi. Tarjarl zdecydował się na drugą opcję - toteż jego wojacy stali twardo, przez kilka godzin przyjmując salwę po salwie. I choć z tak dużej odległości kule nie były aż tak śmiercionośne, zwłaszcza przeciw grubym tarczom wikińskich wojowników, to jednak powodowały ciągłe straty. Norsowie rozrzedzili zatem szyk, by być trudniejszym celem.

Wykorzystał to Zimmerman, obecnie jeden z najlepiej doświadczonych generałów kolonijnych. Pozornie nie reagował na zmiany w ustawieniu wojsk oponenta. Tarjarl z resztą nie widział też zbyt wiele posunięć armii prusaków - ciemny prochowy dym zasłaniał widok, skrywając wojska obu stron. Korzystając z tej zasłony Pruski generał powoli podsunął na flankę całą swoją kawalerię, która nagle zerwała się i zaszarżowała na lewe skrzydło tubylców, nim ci zdołali się ponownie zgrupować by odeprzeć atak.

Zaraz do walki ruszyła też reszta wojsk pruskich. Arkebuzerzy i kusznicy ponownie rozpoczęli ostrzał, a prawą flankę zaatakowała pruska piechota. Starcie było krwawe i dość wyrównane - w walce wręcz norsowie w niewielkim stopniu odstępowali prusakom, a pancerze ich najzbrojniejszych jednostek dorównywały opancerzeniu Europejczyków. Koniec końców jednak ponawiane szarże ciężkiej kawalerii niemieckiej, która również poniosła spore straty, złamały zupełnie szyk całej lewej flanki. Gdy formacja została przełamana, większość wojsk Norsów rzuciła się do ucieczki, którą nieskutecznie próbował koordynować syn Tarjarla, Rarjarl. Od kompletnej rzezi uratował uciekinierów wódz, który, jak na wielkiego wojownika przystało, wraz ze swoją gwardią przyboczną osłaniał swoich rejterujących pobratymców. A że każdy z huskarlów był od stóp do głów okuty w kolczugę i walczył z siłą sześciu wojowników, to byli oni ciężkim orzechem do zgryzienia. Sam Tajarl powalił tuzin pruskich tarczownikow, odrąbując im łby potężnym dwuręcznym toporem. Zdobycie szczytu było więc dla Niemców iście herkulańskim wyczynem - za każdego zabitego huskarla prusacy mieli kilku rannych bądź martwych. Dopiero pod wieczór zmasowany ostrzał muszkietów i arkebuzów zdołał wysłać resztę Norsów do Valhalli.

Po opatrzeniu własnych rannych i dobiciu wrogów (niektórzy norsowie nawet leżąc we własnych wnętrznościach rzucali się na prusaków z nożami i toporkami) armia Zimmermana przegrupowała się i ruszyła na północ. Ocalałe z bitwy wojska norsańskie rozpoczęły walkę podjazdową. Europejczycy posuwali się zatem powoli, by zapewnić sobie stabilne dostawy prochu, kul, pasz dla koni i żywności dla żołnierzy. Ta ostatnia była najmniejszym problemem, bo zawsze można ją zrabować z okolicznych wsi, ale lokalsi koni nie znali, a rumaki ciężkiej kawalerii kępkami północnej trawy się nie wyżywią, zaś muszkieterzy bez prochu i kul nie stanowią żadnego pożytku. Problemy zaczęły się wraz z dotarciem do miasta Berkåg, które otoczone było palisadą. Fortyfikacja niezbyt imponująca, ale armia pruska nie posiadała artylerii, toteż Zimmerman rozkazał budowę taranów i drabin. Szturm odbył się na początku jesieni - miasto zostało zdobyte, niemniej prusacy ponieśli kolejne straty.

Kolejny krótki odpoczynek i armia ruszyła dalej na północ - wkraczając na bardziej zaludnione tereny, a także pola uprawne. Choć jesień oznaczała na północy zimne dni i mroźne nocy, oznaczała również pełne spichlerze, co pozwoliło Pruskim żołnierzom porządnie się najeść - kawaleria zdołała ograbić wiele wsi.

W pewnym momencie jednak wsie znów okazały się być puste - zarówno bez żywności jak i ludności. Gubernator Pruski nie przeprowadził żadnego rozeznania przed inwazją, toteż Zimmerman polegać mógł jedynie na zwiadzie który sam przeprowadzał. Okazało się, że czas potrzebny na zajęcie Berkåg pozwolił Norsom zreorganizować się. Większość mieszkańców i zaopatrzenia przekierowano do Hymmelvik - swoistej stolicy kraju Norsów - które otoczone było solidnym wałem drewno-ziemnym. Również uciekinierzy z bitwy na Wzgórzu Heimdallra zdołali wzmocnić garnizon miasta. Pruski generał zdecydował się więc nie szturmować miasta, zamiast tego podzielił swoją armię na trzy. Kawalerię wysłał po okolicznych terenach by przechwycić wszelkie dostawy żywności, drugi oddział przygotował warowny obóz pod Hymmelvik, ostatnia grupa zaś została wysłana na południe, by zabezpieczyć dostawy i zdobyte już ziemie.

Na zimę sytuacja jest patowa. Hymmelvik jest dobrze zaopatrzone, branie miasta głodem będzie zatem trudne, zwłaszcza że dręczeni mrozami i partyzantką Prusacy nie są na wakacjach. Nawet próby dostarczenia wyposażenia flotą będą trudne - od jesieni do późnej wiosny rzeka zamarza, uniemożliwiając żeglugę. Bez artylerii jakiekolwiek próby szturmu natomiast nie mają sensu. Norsów jest jednak zbyt mało by mogli podejmować bezpośrednie próby kontrataku.
  • Prusacy biją norsów w bitwie w otwartym polu, ponoszą jednak przy tym duże straty.
  • Berkåg zostaje zdobyte przez wojska niemieckie, niemniej stolica - Hymmelvik - trzyma się. Brak artylerii daje się we znaki pruskiemu wojsku.
  • Mroźna północna zima, partyzanci i niepokoje na podbitych terenach sprawiają niemałe problemy armii pruskiej


Mapa:
Obrazek
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Saharczyk
Mistrz Gry
Posty: 1197
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:43 pm

Re: Pruska inwazja na Frjálsherað

Post autor: Saharczyk »

Rok 1561
Obrazek
Zimmerman coś tam szprechający do swoich żołnierzy

Dwa lata ciężkich walk na północy pomiędzy pruską kolonią a Frjálsherað wykrwawiły obie strony, jednak to strona Norsów zaczęła ustępować pola pruskiej machinie wojennej zarówno technologicznie jak i liczebnie. Elity norsyjskie nie były ślepe wobec niekorzystnych wydarzeń na froncie, takich jak rozbicie ich armii w polu oraz podejściu pruskich wojsk aż pod Hymmelvik, przez co na szczytach władzy narastały naciski na jak najszybsze zakończenie wojny nim wszystko zostanie stracone. Z początkiem roku Norsowie przedstawili pruskiemu gubernatorowi propozycję pokojową, w której praktycznie stawali by się wasalami Prus, ale propozycja została odrzucona - Prusy zamierzały zgarnąć główną nagrodę czyli całe królestwo północy.

Pierwsze miesiące roku były dla armii pruskiej najgorsze - była zima, co uniemożliwiło na dotarcie pod Hymmelvik jakichkolwiek uzupełnień, ponadto rzeka była wciąż zamarznięta, co wykluczyło możliwości dostaw zaopatrzenia drogą morską. Ogołociwszy z żywności całą okolicę prusacy zostali zmuszeni do coraz dalszych wypraw w celu poszukiwania żywności - a to z kolei dawało okazję dla działającej w okolicy norsyjskiej partyzantki na przygotowanie licznych zasadzek.

Po kilku miesiącach gehenny Prusaków w końcu nadeszła długo wyczekiwana przez nich wiosna, która przyniosła ze sobą roztopy, a co za tym idzie zaopatrzenie w końcu zaczęło docierać, a co ważniejsze – na front dotarły nowe wojska w tym niespotykana w pruskim wojsku ilość armat - aż 3! Nie zastanawiając się dłużej Zimmerman rozkazał rozpocząć ostrzał miasta. Fortyfikacje były jednak solidne i minął prawie miesiąc nim artyleria zdołała zrobić porządną wyrwę w murach. Pomimo licznych propozycji złożenia broni tubylcy nawet nie chcieli myśleć o poddaniu się, co zmusiło pruskiego dowódcę do wydania rozkazu szturmu na miasto – bardzo krwawego dla obu stron, dzielni wojownicy północy walczyli niemal o każdą ulicę czy dom organizując wiele skutecznych zasadzek na Prusaków nieznających topografii miasta. Szturm ostatecznie zakończył się sukcesem Prusaków, którzy zajęli całe miasto zabijając niemal wszystkich obrońców.

Podbudowany okazałym zwycięstwem Zimmerman zachował jednak ostrożność jak przystało na jednego z najbardziej doświadczonych dowódców w nowym świecie - kazał odbudować prowizorycznie umocnienia, obsadzając w Hymmelviku mocny garnizon. Dopiero gdy Zimmerman upewnił się, że tyły zostały należycie zabezpieczone, ruszył z armia dalej na północny wschód. Norsowie wiedząc, że nie mają większych szans w otwartym starciu z Prusakami, których naliczono ponad dwa tysiące, przyjęli strategię wojny podjazdowej szarpiąc Prusaków, by spowolnić ich marsz na tak długo ile to było możliwe, ale jednocześnie unikając większego starcia.

Strategia wojny podjazdowej trochę spowolniła pruski marsz, jednak Zimmerman ze swoją armią w końcu natknął się na trzecie miasto tubylców - Bjödalaq, które posiadało tylko godne politowania umocnienia – palisadę. Kilka salw z armat szybko dokonało znacznych wyrw w umocnieniach, jednak gdy pruski dowódca już chciał wydawać rozkaz szturmu to nieoczekiwanie miasto skapitulowało – ku zdziwieniu w środku zastano jedynie kilku mężczyzn i prawie żadnego wojownika. Zimmerman tak jak w Hymmelviku odbudował prowizoryczne umocnienia, zostawił garnizon i ruszył dalej ku nieznanym terenom.

Prusacy zmierzając coraz dalej na północny wschód napotykali ziemie coraz mniej żyzne - a co za tym idzie musieli coraz bardziej polegać na swojej coraz bardziej obciążonej i odsłoniętej na działania partyzantki logistyce. Armia Zimmermana z każdą kolejną zdobytą wioską czy miastem stale się zmniejszała na potrzeby garnizonów jak i ciągłe ataki norsyjskiej partyzantki która od czasu zdobycia Hymmelviku była niemal nierozłącznym elementem dla pruskiej armii.

Gdy wydawało się, że Zimmerman razem ze swoją armią doszedł już niemal do krańca kraju Norsów nie niepokojony, pruski obóz został zaatakowany w środku nocy przez norsańskich wojowników. Armia pruska była osłabiona z powodu rozciągniętych linii zaopatrzeniowych, ciągłych ataków partyzanckich oraz konieczności pozostawienia licznych garnizonów w ważnych punktów, co jednak ciekawe pruska armia w momencie starcia posiadała prochu jedynie na 3 salwy dla każdego oddziału o czym jednak Norsowie nie wiedzieli. Zimmerman, jak przystało na doświadczonego dowódcę, szybko ogarnął sytuację i zręcznie wymieniał ludzi w walce tak, aby każdy żołnierz miał okazję włożyć pancerz. Mimo wszystko starcie było na tyle krwawe i chaotyczne, że przyniosło wiele ofiar po obu stronach. W końcu jednak Norsowie zostali ponownie pokonani – postawili wszystko na jedną kartę atakując wszystkimi siłami obóz nocą, ale i tak przegrali. Po bitwie spora część armii Norsów, utraciwszy wiarę w zwycięstwo, po prostu skapitulowała, a ci którzy woleli zginąć niż się poddać zbiegli by kontynuować walkę biegając po lasach i terroryzując pruskie patrole.

Po rozbiciu ostatniej większej armii Norsów, armia pruska ruszyła dalej na zachód, ale opór jaki napotykali po drodze był już tylko symboliczny. Wioski poddawały się jedna po drugiej nie widząc już większych szans na zwycięstwo. W końcu Prusacy dotarli do nieznanego im akwenu wodnego na zachodzie, gdzie umiejscowione było ostatnie miasto norsów - Heidal. Plotki zasłyszane w okolicznych wioskach mówiło o silnym garnizonie norsańskich wojowników, którzy chcieli bronić miasta do ostatniej kropli krwi, ale tamtejsi kupcy, mający duże wpływy w mieście, przejęli dość sprawnie kontrolę nad miastem i otworzyli bramy przed Zimmermanem, licząc zapewne, że zwycięzcy co najmniej utrzymają ich przywileje, a może nawet jakieś nadadzą za dobrowolne oddanie miasta.

Podsumowując pruskiej kolonii udało się zająć całe Frjálsherað, ale sytuacja w podbitym kraju jest niestabilna. Byłym jarlom którzy jeszcze żyją nie podoba się utrata władzy, dlatego co najmniej trzech takich dalej organizuje walkę partyzancką i utrudnia życie Prusakom. Ponadto ludność Frjálsherað jest wyraźnie niezadowolona z nowych rządów, więc prawdopodobnie będzie potrzebny na ich ziemiach liczny stały garnizon. Kolejnym problemem są byli trybutariusze norsów, którzy zaczęli najeżdżać ziemie ich dawnych suwerenów, zapewne dla łupów.

dla leniwych:
- Prusy pokonują Frjálsherað zajmując wszystkie jego ziemie.
- Nowe zdobycze terytorialne są pełne wrogo nastawionych tubylców.
- Na terenie byłego już Frjálsherað działa liczna partyzantka wymagająca licznych pruskich garnizownów do utrzymania porządku.


Mapa:
Obrazek
I11: Despotat Milingów, I12: Królestwo Coirdilaes, I13: Zakon Blauschild
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wojny”