1563 rok

Przybyli zza wielkiej wody na wschodzie. Z każdym rokiem - kolejne okręty, wypełnione osadnikami i żołnierzami, niosącymi ze sobą broń ze stali i grzmiące kije - zwane przez przybyszów muszkietami. Niczym fala przelewają się przez te ziemie - zmietli już niezliczone plemiona, a nawet trwające od setek, jeśli nie tysięcy lat imperia nie są w stanie opierać się potędze przybyszów, którzy choć nieliczni - podbijają kolejne ziemie i bez litości miażdżą każdy przejaw buntu. Jednak nie zawsze kontakty kończą się wojną... przynajmniej przez jakiś czas. Przybysze pragną bowiem złota i srebra - są wręcz opętani na jego punkcie, a ich kupcy przynoszą ze sobą cuda zza oceanu - broń, narzędzia, ozdoby czy leki... W zamian żądając cennych kruszców. Nie raz już i nie dwa w ręce tubylczych ludów Warnezji trafiały duże ilości uzbrojenia - raz po raz kolonizatorzy ścierają się z zaskakująco karnymi armiami, wyposażonymi i wyszkolonymi przez innych Europejczyków. Nic więc dziwnego, że w obliczu ciągle trwającego naporu ze wschodu, władcy niektórych spośród wielkich imperiów Warnezji postanowili spróbować uczyć się od przybyszów - choćby po to, aby nie ulec tym spośród nich, którzy za nich mają handel i dyplomację. Niektórzy z przybyszów również mają swoje własne interesy we wspieraniu modernizacji tubylczych państw - licząc na pozyskane nowych sojuszników czy przywilejów handlowych.
Zdecydowanym "prymusem" pośród tubylców są Maskijczycy - Republika modernizuje się szybko, głównie dzięki temu że w tym procesie wspierają ich aż dwie kolonie - egipska i neapolitańska - choć ta druga czyni to w bardzo ograniczonym zakresie - w lukę przez to wytworzoną wpasowali się idealnie Egipcjanie. Z racji kosztownej i długotrwałej wojny na południu, gubernator egipski również musiał jednak urealnić swoje plany - opłacając jedynie kilku inżynierów. To jednak wystarczyło i w ślad za nimi do Republiki Maskijskiej podążyli egipscy kupcy, którzy sprowadzali ze sobą specjalistów i dobra ze Starego Świata - oczywiście za odpowiednią cenę. Ta oto prywatna inicjatywa osiągnęła całkiem spore sukcesy, a Egipcjanie zaczynają dominować gospodarczo w Republice, wypierając dotychczasowe wpływy Nowej Kampanii - chociaż rządząca oligarchia zdaje się bardziej sprzyjać Włochom, to wpływy Egipcjan rosną z dnia na dzień. W Republice powstało kilku nowoczesnych warsztatów i manufaktur, produkujących między innymi (choć nie tylko uzbrojenie dla wojska). Wojsko jest rzecz jasna najszybciej modernizującym się "sektorem" Republiki - do kraju sprowadzono kilka stad koni, zakładając stajnie z prawdziwego zdarzenia - w zeszłym roku wystawiając nawet tubylczy oddział kawalerii, stalowe broń i pancerze zaczynają być powszechnie stosowane przez gwardie możnych rodów, a pod nadzorem instruktorów ze Starego Świata, Maskijczycy zaczęli szkolić pierwsze oddziały uzbrojone w broń palną. Zmiany dotknęły również rolnictwo - choć Republika była krajem w przeważającej części rolniczym, metody uprawy roli stosowane przez tubylców było prymitywne. Teraz, gdy na polach pojawiły się nowoczesne narzędzia, a także i wiedza z Europy, plony wzrosły kilkukrotnie, prowadząc do skokowego wzrostu wydajności rolnictwa - brzuchy tubylców są pełne, tak samo jak ich spichlerze, które wręcz pękają w szwach. W dłuższej perspektywie może to doprowadzić do gwałtownego wzrostu populacji. W miarę jak wpływy ludzi zza morza szerzą się po Maskii, co bardziej otwarte wysokie rody sprowadzają egipskich nauczycieli, mających nauczać ich synów i przekazywać im wiedzą wszelaką. W zasadzie każdy ród ma też nadwornego Araba - tłumacza, a niektórzy również i Włochów. Choć jak na razie modernizacja przyniosła Republice jedynie korzyści, to oczywistym jest też, że z czasem może to doprowadzić do napięć - choćby pomiędzy tymi rodami, które najchętniej przyjmują wiedzę i obyczaje obcych - i odnoszą z tego ogromne korzyści, a tymi które czyniąc to wolniej, pozostają w tyle. Pytaniem pozostaje też, czy uzbrojenie ludu w broń palną i skokowy wzrost jego liczebności nie naruszy typowo oligarchicznego ustroju Maskii - w końcu kiedyś była ona rzekomo prawdziwą republiką, w której władzę sprawowała nie tylko oligarchia...
Sąsiadujące z Maskią królestwo Ramanu doświadczyło na własnej skórze wojen z Europejczykami - i choć zakończyły się one niejakim sukcesem dla Ramańczyków, oczywistym było że... potrzeba zmian. Po zwycięstwie nad Kastylią i jej sojusznikami odbyła się rzecz jasna huczna parada. a hiszpański poseł błagał o przebaczenie... jednak szybko podliczono straty i nastroje nieco opadły - utracono dużo "siły ludzkiej" i oczywistym było, że gdyby walczono przeciw większej armii, sytuacja mogłaby być zupełnie inna. Co prawda Raman jest wielkim krajem i powołanie kolejnych ludzi do wojska nie stanowi problemu - jednak król nie był w ciemię bity i zdecydował, że jego władztwo potrzebuje nowoczesnej armii - przy czym, w przeciwieństwie do swoich sąsiadów z Maskii, nie zawracał sobie głowy "niebojowymi" dokonaniami Europejczyków. Z pomocą przyszła Francja - wysłała ona doradców i nauczycieli, mając zreformować armię Ramanu, sprzedała też techniki produkcji żelaza i stali, a nawet wytwarzania broni palnej. Co prawda francuska kolonia upadła, jednak doradcy pozostali - teraz bez kraju, do którego mogliby wrócić. Większość z nich szybko przemyślała sprawę i... zdecydowała się zostać na żołdzie króla Ramanu - sowicie opłacani, nie mieli powodów do narzekań i tym samym Raman stał się ich nowym domem - ku zadowoleniu obydwu stron. Francuzi są tym samym cały czas obecni na królewskim dworze i kontynuują reformę lokalnej armii. W jej ramach tworzone są liczne, uzbrojone we wzorowaną na europejskiej (i produkowaną w ramańskich warsztatach) oddziały, szkolone przez francuskich instruktorów. Każdy miecz ma jednak dwa końce - powstanie tych nowych formacji zagraża pozycji Surdaków - elitarnej gwardii królewskiej i jego dotychczasowych najlepszych wojowników, którzy zaczęli niepokoić się o swoją pozycję. Surdacy nie są jednak nielojalni wobec króla - ich oddanie wobec niego jest wręcz legendarne i przez myśl nie przyszłoby im wystąpienie przeciw monarsze... Co innego jednak "źli doradcy", którzy mają według Surdaków zatruwać umysł króla - zarówno "zdradzieccy" dworzanie jak i przeklęci Francuzi, których król chętnie słucha. Ci doradcy w porozumieniu z Europejczykami mają rzekomo w sekrecie kontrolować kraj i króla, działając przeciw obydwu. Surdacy otwarcie wręcz zaczęli wzywać do wydalenia wszelkich cudzoziemców i zamknięcia kraju na jakiekolwiek relacje z "przybyszami". Do czego to doprowadzi - nie wiadomo, sam król na razie milczy i nie popiera żadnej ze stron, ale wydaje się że konflikt ma małe szanse aby "wygasnąć" i w końcu będzie z tego jakaś większa draka.
Trzecim z tubylczych krajów, który podjął próbę modernizacji jest Królestwo Regginów, leżące w południowej Warnezji. Państwo to powstało głównie w celu obrony przed najazdami ludu Ugadów - który kilka lat temu został dosłownie zmiażdżony przez Florentczyków - a większość ugadyjskich wojowników poległa lub znalazła się w kajdanach. Tym samym wraz z upadkiem odwiecznego wroga, pod znakiem zapytania stanął sens istnienie królestwa. Król postanowił zastosować manewr ucieczki do przodu i aby umocnić swoją władzę zaprosił... Laurencjan! Ci, mieli mu pomóc w modernizacji kraju... No ale jak to się mówi - nie wyszło. Królestwo składa się bowiem z dwóch ludu - czerwonoskórych Talakatów, którzy stanowią większość ludności miast (i spośród których wywodzi się też król) oraz ciemnoskórych Idiaminów, wojowniczego ludu zamieszkującego na wschodnim pograniczu. Uwadze Idiaminów nie uszło że zamiast znanego problemu Ugadów, mają oni teraz za miedzą potężną i ekspansywną kolonie florencką, którą uważają za jeszcze większe zagrożenie od Ugadów. Nie trudno więc się domyśleć, że przybycie doradców z Laurencji wywołało prawdziwą furię, zwłaszcza wśród twardogłowych konserwatystów. Ci, z zapiekłą nienawiścią odmawiają zaakceptowania wszystkiego co nowe - na przykład brązowych zbroi, które przy pomocy Włochów zaczęto produkować w królewskich warsztatach. Rzeczeni tradycjonaliści ruszyli na stolicę i dokonali tam przewrotu - zamykając króla w pałacu i przejmując kontrolę nad miastem. Doprowadziło to, bez zaskoczenia, do jeszcze większych problemów. Król-marionetka zaczął wydawać edykty mające "oczyścić" kraj z obcych wpływów, jednak tam gdzie nie sięgają włócznie Idiaminów nikt ich nie wprowadza (a nawet nie wszyscy Idiaminowie popierają radykałów). Reszta królestwa nie zamierza podporządkowywać się tym dekretom i słuchać grupy puczystów - i tym samym kraj najprawdopodobniej czeka wojna domowa...