Wydarzenia

Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Wydarzenia

Post autor: Badet »

***
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Znany świat
Rok 201

Obrazek

Pojęcie istoty czasu wydaje się jakimś wielkim sekretem, pilnie strzeżonym skarbem, a może po prostu jedną wielką niewiadomą. Jak to jest, że życie potrafi ot tak przemknąć, przelecieć między palcami, a jednocześnie kluczowa dla niego chwila potrafi trwać – wydawałoby się – w nieskończoność, rozciągnięta do granic możliwości? Czas umyka nam jako koncept, ale i tak próbujemy narzucić na niego swe ramy, zaprzęgnąć do naszej pracy. Architekt tego wielkiego, kosmicznego porządku, jaki by nie był, musiałby mieć spory ubaw patrząc jak rasy tego świata próbują i próbują go porządkować.

Według większości kalendarzy naszego świata właśnie kończy się epoka. Dobiega końca rok dwusetni od ustąpienia mgły, złowieszczego i tajemniczego wydarzenia, które cofnęło wiele cywilizacji Imperiusa o wieki postępu, ale i dało początek kilku innym. Rozpoczyna się oto bowiem rok dwieście pierwszy.

Ci, którzy uwielbiają wiązać przeznaczenie z liczbami (albo po prostu nieźle na tym zarabiają), mieliby dużo do powiedzenia na temat tej epokowej chwili i bez wydarzeń, które zamierzamy opisać. Ale los był dla nich łaskawy, albowiem faktycznie wydarzyć się miało wiele.

Kartografowie na swych mapach, jeśli nie mają już absolutnie żadnych źródeł na temat rubieży, rysują fantastyczne stworzenia i piszą „tu żyją smoki”. O jednym z takich skrajów mapy nawet lokalni mieszkańcy mówią zaś „tu zawracają snoty”. Te piekielne stworki, które upodobały sobie góry i pustynie na równi z jeżdżeniem na oklep na trollach, nawet tam rzadko zaglądają. Może to i lepiej, bo już w połowie pierwszego miesiąca roku doszło w tejże prowincji do wielkiego trzęsienia ziemi. Jego efekty były odczuwalne całe mile dalej, ale nie ma wątpliwości, że to właśnie w krańcach Najpotenrzniejszego Krurestfa znajdowało się jego epicentrum. Trzęsienie ziemi spowodowało niemały chaos i wlało grozę w serca wielu, zwłaszcza tych spodziewających się już i bez niego wszystkiego, co najgorsze z powodu początku III wieku. Ale nie tylko. Kilka klanów snotów udało się na miejsce, by oszacować straty, a gdy tam dotarli czekało na ich nie lada odkrycie. Otóż trzęsienie ziemi odsłoniło potężny system tuneli, podziemnych korytarzy, ciągnących się przez wiele, wiele mil. Co więcej, nie wyglądają one absolutnie na dzieło rąk miejscowych. Duża część snotlingów zaciera ręce na myśl o bogactwach, które skrywają starożytne, podziemne ruiny. Inni drżą ze strachu, co mogą w sobie kryć. Całe szczęście samo trzęsienie ziemi, mimo że solidne i odczuwalne nawet w dosyć odległych dżunglach, nie spowodowało zbyt wielu strat.

Nie miał być to koniec wielkich wydarzeń, o nie. Dwa miesiące później na niebie ukazało się niezwykłe widowisko. Rój spadających gwiazd, tudzież komet, kierujących się z północno-wschodniego na południowo-zachodni firmament nieba Imperiusa zaskoczył wszystkich, nawet najbardziej uczonych astronomów i mniej uczonych astrologów. Gdy już się pojawiły, obserwowali je łapczywie, zwłaszcza, że takie roje zwykle pokazują się raczej latem, niźli wczesną wiosną. Ale ich nieumiejętność w odpowiadaniu na rzeczowe pytania, czemu nie przewidziano tego ruchu ciał niebieskich tylko podkręciła pełne niepokoju nastroje. Nie trzeba być wielkim uczonym by obserwować gołym okiem ten rój gwiazd, złowieszczo (dla optymistów: z nadzieją!) przemierzających niebo Imperiusa. Wśród ludu już opowiada się o czortach pędzących na ognistych warkoczach, o czarnym zastępie niebiańskich jeźdźców o ponurych i zimnych obliczach, nieskłonnych do czucia czy miłości, albo i też o gwieździstym księciu, który szuka skarbów wraz ze swoim orszakiem. Magowie z Otharu czy Ghamiskosh mówią raczej o Przedwiecznych, mitycznej i starożytnej rasie, której wielcy bohaterowie Netheru wyrwali dzieło magii i stworzenia.

Ciężko twierdzić, że te dwa wydarzenia tuż na początku roku to przesada i wiejskie bajdurzenie. Ale z pewnością wystarczyły one by napędzić całą falę innych zjawisk, o których raczej w większości można już mówić spokojnie jako o wymyślonych. Wisząca groźba nowych, ciekawych czasów jak i nadal świeża pamięć o Mgle (i strach przed jej rychłym powrotem) wystarczyły, by z całego świata zaczęły spływać za sprawą karawan i kupców niesamowite wieści.

Na Smoczym Wybrzeżu rybacy ponoć wyłowili w głębin rybę tak wielką i długą, o rzędach ostrych jak miecze kłów, że najstarsi dziadowie i baby nie mogą sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widzieli co podobnego. W księstwie Ventalów urodziła się koza, co ma dwie głowy, a nawet pono mówi ludzkim głosem. We Włościach w środku lata spadł w kilku tylko wsiach śnieg, który przykrył domy aż pod dachy. W Szogunacie Kumkum zamiast deszczu z nieba spadały ptaki, co odczytano za dobry omen. W Królestwach Derinu, Samotnej Góry i Zer’Sai widziano giganta, który był tak wysoki, że jego głowa kryła się już w chmurach. W Szegvar natomiast kilka ludzkich kobiet poczęło tańczyć bez opanowania nad sobą, przez dni kilka, bez potrzeby jadła, napoju czy snu – ale zaraz polecono je stracić przez spalenie na stosie, jako sługi diabła. Natomiast w Imielinie i Elst ponoć przez dwa tygodnie, dzień w dzień, słychać było cichy, ale i stały pisk, jakby dobiegał z trzewi ziemi, albo też niósł go wiatr. W Otharze w rzekach zrobiło się pełno od martwych ryb, a woda cuchnęła siarką. W Appuru, Loir i Skrzaciej dziedzinie z kolei roje much miały przesłonić niebo, taka była ich liczba. Jakby tego było mało, Meranijczycy i Murlocy rozpowiadają, jakoby po ich ziemiach przechodziły procesje zakapturzonych gremlinów, które znikają wraz z nadejściem nocy. W Ghamiskosh małą wagę przywiązuje tamtejszy lud do plotek, ale kupcy znowuż opowiadają o tym, że góry ożyły i kamienne golemy toczą tam ze sobą wojnę, rzucając w siebie nawzajem wielkimi głazami. No i wreszcie, w Belghoście, Drakonis i Królestwie Słońca krowy zamiast mleka dawały krew. Ale któż to wszystko mógłby sprawdzić, gdy plotka goni plotkę, a przy tym zwariowanym początku roku i zapowiadającym się dalej niezłym galimatiasie, każda wioska stawia sobie za punkt honoru mieć własne kuriozum.

Wszystko to każe myśleć, że czekają nas w trzecim wieku po ustąpieniu Mgły wielkie wydarzenia. Nawet jeśli nie przywiązuje się wagi do wydarzeń na niebie czy też w głębinach, to fakty są takie: na tronach wielu krajów zasiadają nowi władcy, nowe dynastie, nowe kabały potężnych i wpływowych osób. Do ich ojców, matek, dziadów i babek należało odnowienie oblicza ziemi, zaludnienia jej, odbudowy cywilizacji. Teraz im przypadło dzieło gwałtownej ekspansji, wykuwania imperiów, swoich własnych legend i dziedzictwa. Zwiększa się zainteresowanie nie tylko mistycyzmem, ale i naukami tajemnymi, coraz częściej słyszy się o pragnieniu zapanowania nad magią i tym co niezwykłe. Lud może się obawiać. Ale może też być wdzięczny, jeśli wielcy herosi i heroiny tego świata będą w przyszłości mogli zapobiec niepokojącym rojom gwiazd, trzęsieniom ziemi otwierającym wrota podziemi, czy nawet samej przeklętej Mgle.

Będzie się działo, bez dwóch zdań!
  • Witamy w 201 roku Po Szarej Mgle
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Szegvar-Belghost-Derin
Rok 201
Obrazek

Nie tacy są jak my, wynika stąd, że źli są! - taka maksyma wieloma ludami kieruje. Co nasze - to dobre. Co obce - to wrogie i złe. Może i słuszna - wszak krew nie woda, a z obcymi to nigdy nie wiadomo... No właśnie - gorzej już gdy się z inną myślą połączy - "Podpis jest, by się go wypierać!" - powstaje tedy mieszanka iście wybuchowa. A rzecz taka, że na zachodzie, w trzech krajach, takie mieszanki są dość popularne - i właśnie się tlić zaczęły.

Sprawa się rozbija o ostatnie układy i układziki przez Królestwo Szegvarów zawierane. Nacja to wielce wojownicza, okrutna, porywcza i nietolerancyjna dla wszystkiego, co obce. I tychże Szegvarów król się z Królem Belghostu dogadał i pakt obronny zawarł. Jego poddani, choć wielce różni, wcale jednak od Szegvarów nie tacy różni - czyli dumni, uparci i niechętni wszystkiemu co inne od nich samych. Jeszcze inkaust na pakcie nie wysechł, a już na wieść o paktu zawarciu głowy najważniejszych w Królestwie Rodów okrzyk podniosły - "Dzicy są!". Krasnoludy bowiem zupełnie zamiaru nie mają umierać za jakichś ludzików na konikach, którzy jak zawsze na jakiegoś sąsiada napadną, a potem o pomoc zawołają, jak jaką "ekspedycję karną" sąsiad na Szegvarów zorganizuje. Tedy jak król sobie chce ich bronić, to niech broni samemu - i póki Wielki Wiec paktu nie zatwierdził, to winno się go jeszcze unieważnić, podrzeć czy jeszcze inaczej zutylizować - byle dzielnych krasnoludów nie wiązał, bo one się z Szegvarami bratać nie zamierzają. Wiec co prawda żadnych takich uprawnień nie posiada, ale jak się Krasnolud na coś zdecyduje, to już odwieść może go być trudno...


Obrazek

A jeszcze gorzej jest w Królestwie Derinu, którego władca podpisał z Szegvarami podobny pakt. Tutaj również podnoszone są głosy, by Szegvarowie byli dzikusami, dla których papier nic nie znaczy (choć derińczycy z poszanowania dla umów też znani nie są), a wielu możnych Derińczyków uważa "pasterzy bydła" za co najwyżej godnych zostania podnóżkami w ich zamkach, nie zaś pełnoprawnych partnerów dyplomatycznych. Tym bardziej Derińscy Arystokraci urażeni się poczuli obietnicą Króla Derinu, by jego bratanek (który imię nasi "Derin", jakby tej zbitki liter już mało dość było w tym zdaniu), który obecnie jest trzeci w kolejce do tronu, ożenił się z włochatą, śmierdzącą koniem babą z Szegvarów, zamiast porządną Derinką! I nie po to przecież inwestowali w wychowanie i edukację swoich córek, by Książę żenił się teraz z jakąś szumowiną co się odchowała w siodle, a nie na dworze. Sam zainteresowany Książę też, póki co, milczy - a to zostało przez wielu przyjęte za cichą aprobatę dla mariażu - a to z kolei spowodowało powszechne uznanie Derina za jakiegoś dziwaka i fetyszystę, któremu Szegvarskie wielkie śmierdzące babska z końskim ryjem się podobają. Nie przeszkadza w tym fakt, że w sumie nikt Kingi na oczy nie widział i może być uroczą dziewczyną - wielu dworzan już na dziesięciolatkę wydało wyrok śmierci i spodziewa się jej rychłego otrucia, jak tylko postawi krok w Królestwie Derinu. Dowodów na rzekomy spisek oczywiście brak, ale w Derinie raczej nikt by po niej długo nie płakał.

Obrazek

Podwładni głównego zainteresowanego - Króla Daniela z Apponyich - również w są w gorącej wodzie kompani. Zwłaszcza że przyrzeczona Kinga zdaje się być niezwykle korzystną partią dla każdego w królestwie. Jedyne dziecko obecnego władcy może i nie byłoby dziedzicem - bo na tego obecnie naznaczono Oktara, brata króla. Gdyby jednak Kinga syna porodziła, to taki mógłby już pewne prawa do tronu mieć - zwłaszcza że Szegvarowie jakoś mocno do zasad pierwszeństwa się nie przywiązują - obecny król sam starszego brata obalił i koronę po nim przejął. Tedy wielu możnych i rycerzy w wydaniu Kingi za granicę zagrożenie widzi - jeszcze Derinczykom na myśl wyjdzie o Szegvarski tron się ubiegać. Sami woleliby taką kartę przetargową posiadać. A i na to też nałożyły się tendencje ksenofobiczne - w czym to wyperfumowany miękki książę lepszy od naszych twardych synów rycerskich? I czemu Król, jakie pakta obronne podpisuje z pokurczami z gór i gładkopalcymi Derinczykami - czyżby plwał na rycerzy Szegvarskich i sądził, iż sami ojcowizny nie obronią, czy też, co gorsza - zamierzał przeciw kwiatu własnego rycerstwa knuć z obcymi władcami?

Co prawda Królewscy starości wszelkie zuchwalsze głosy sprzeciwu temperują jak trzeba - palowaniem za obrazę majestatu - sami sytuacją żywnie są zainteresowani i woleli by córka Króla za któregoś z nich lub ich synów wydana została, niźli obcego. A i na królewskim dworze rozłam: Królowa Gizella i Marszałek Oktar gorąco za mariażem optują. Jeno każdy w inny sposób - bo Królowa domaga się, by jej córki narzeczonego na dwór Szegvarski sprowadzić, na Ikantyzm nawrócić. Bo jakby Smoki przychylnym okiem spojrzały, to syn jej córka mogłaby królową obu krajów zostać. Królewski Brat natomiast Daniela gorąco namawia, by młodą Kingę czym prędzej do Derinu wysłać i mariaż - nawet przed wyznaczonym wiekiem - przypieczętować. Bo Król jak raz słowo swe rzekł, to oznaką słabości byłoby teraz zdanie zmieniać. Choć złośliwi gadają, że po prostu liczy, iż Derinczycy za niego sprawę załatwią i przyszłego "kryzysu dynastycznego" się pozbędą. Pewnym jest jednak, że jego poplecznicy stają za nim twardo - bo reputację ma jak mało kto. Spora część członków rodu głośno jeszcze nikogo nie poparła, ale spodziewać się można że albo popierają jedną ze stron, bądź też chcą zakończenia całej farsy i wydania Kingi za porządnego, Szegvarskiego rycerza.

Jakby nie było, pewnym być można, że dotrzymanie podpisanych paktów trudne być może, a przyjaźń między narodami - jeżeli nastanie - krwią okupiona być może. I bynajmniej nie żywiołów innych, lecz właśnie szegvarską, krasnoludzką czy derińską...
  • Podpisane pakty budzą poruszenia w królestwach Szegvaru, Belghostu i Derinu
  • W królestwie Belghostu pojawiają się głosy, że powinno się zebrać wiec, żeby omówić podpisany pakt obronny z Szegvarami.
  • W królestwie Derinu na wieść o zaręczynach królewskiego kuzyna zaczynają krążyć pogłoski o dworskich intrygach zazdrosnych arystokratów
  • W królestwie Szegvaru polityka szukania sojuszników wzbudza niechęć wielu rycerskich rodów - a polityczny mariaż dzieli otoczenie władcy.
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Błyszczące Morze
Rok 201

Obrazek

Imperia mają to do siebie, że upadają. Prędzej czy później, spokojnie czy z grzmotem. Jednym z takich upadłych Imperiów jest Vanarium, czyli kraj elfów, który niegdyś władał sporym kawałem kontynentu oraz morzami dookoła niego. Kres temu przyniosła jednak, a jakże, Szara Mgła, która osłabiła długouchych i doprowadziła do rychłego utraty przez nich nie tylko hegemonii, ale też i niepodległości - dawni władcy zostali zniwelowani do niewielkiego Księstwa Alenii podległego Merańskim Królom.

Ciaranowi śni się Venarium...

Nie wszystkie elfy żyją jednak w Księstwie. Niektóre wybrały emigrację, nie zaś życie w kadłubowej protezie imperium. Wolą diasporę, niźli życie pod księciem, którego przodkowie zdradzili dawne mocarstwo. Pracują więc dla innych i marzą dalej - o dawnej sławie, sile i potędze. Jednym z takich marzycieli jest Ciaran. Urodzony w rodzinie wywodzącej się jeszcze z dawnego Imperium, o morskich tradycjach wraz z ojcem od małego zajmował się szkutnictwem. I choć wychował się w Alanii, rodzice zaszczepili w nim Vanaryjski lojalizm, który dał się prędko poznać. Jeszcze jako młodzian całą rodziną wyemigrowali z kraju, szlajając się po różnych nadmorskich miastach, aż w końcu trafili na Vespuccię, gdzie szybko zasłynął jako niezwykle wprawny szkutnik i konstruktor statków, zostając Głównym Szkutnikiem Doży Vespucci. Projektowane przez niego statki zawsze zaskakiwały nie tylko wyglądem, ale również zaskakującymi rozwiązaniami, niespotykanymi nigdzie indziej. Często mówi się, jakoby jego projekty oparte były na zaginionych sekretach dawnego Imperium Vanarium przekazanych mu przez zmarłego już ojca, niemniej Ci którzy go spotkali mówią, iż jest on raczej po prostu geniuszem w swoim fachu. To spod jego ręki wyszły najwspanialsze jednostki przemierzające wybrzeża całego kontynentu - w tym osobisty statek samego doży, o którym mówi się, że jest istnym pałacem pod żaglami.

Ostatnio jednak rozeszła się fama, jakoby Ciaran zrezygnował z przedłużenia umowy z Dożą i chciał znaleźć nowego pracodawcę. Nie wiadomo do końca jaki jest powód rozwiązania współpracy, niektórzy mówią jednak iż wraz z wiekiem Ciaran coraz bardziej zaczął nudzić się w służbie pozbawionego ambicji i nie mogącego sprostać jego oczekiwaniom władyki. Na pewno można jednak odnieść wrażenie, jakoby mało kogo uważał za równego sobie. Z takim podejściem współpraca z nowym mecenasem jego pracy układać może się różnie - mówi się o tym, iż Ciaranowi budowa olbrzymiej floty, godnej następczyni dawnego Vanarium, posłuży mu do "odzyskania utraconej ojczyzny", której nigdy nie poznał. Albo i pomoże stworzyć nowe Imperium...
  • Ciaran Szkutnik opuszcza służbę doży Vespucci, szukając nowego mocodawcy
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Królestwo Zer'Sai
Rok 201
Obrazek Pomarańczowe słońce oświetlało pole namiotowe przed jednym z najbardziej wysuniętych na południe miasteczek Zer'Sai na ziemiach wdzięcznie nazwanych "Południowo-Zachodnimi Górami". Widok ten obserwowała grupka zaufanych ludzi króla-lorda, którym powierzono zadanie przeprowadzenia ekspedycji w nieznane południowe tereny. "Wydaję mi się, że nie ma co tracić więcej czasu, kto miał przybyć ten przybył" - powiedział starszy Zer'Sai co spotkało się potwierdzającymi mrukami i kiwnięciami współorganizatorów. "Na moje oko stawiło się prawie pół tysiąca ochotników, wybierzmy potrzebną setkę póki mamy jeszcze światło dzienne."


Inspekcja ochotników z klanów Massassiów była raczej powierzchowna. Ludzie króla-lorda nie chcąc tracić więcej czasu niż jest to potrzebne wybierali osobników, którzy na pierwszy rzut oka poradzą sobie w nieznanym terenie. Zihzu i jego brat Yakit byli bardzo zadowoleni z faktu że nie zostali rozdzieleni i razem będą mogli wyruszyć. Nie przygnała ich tu jednak chęć okrycia się sławą czy zew przygody. Znaleźli się tutaj z powodu problemów finansowych w domu, a z tego co mieli okazję poplotkować nie byli jedynymi którym taka ekspedycja wyglądała jak okazja na zarobienie łatwego pieniądza. Następnego ranka Ci którym się poszczęściło zostali zebrani przez wysłanników króla-lorda, aby wyjaśniono im co i jak. Bracia mogli wtedy rzucić okiem na swoich współtowarzyszy podróży. Nikt z tłumu nie wyglądał jakby narzekał na zbyt ciężką sakiewkę, a niektórym źle z oczu patrzyło, ale w dużej mierze byli to młodzieńcy. Nie mieli czasu jednak tego kontemplować gdyż wysłannicy przeszli do rzeczy ważnych, to jest do wynagrodzenia za tę wyprawę. Przestawiono im również zwiadowców, przewodników i kartografów, których ochroną mieli być w razie czego. Okazało się jednak że ,poza wyżywieniem i namiotami, ochotnicy będą musieli sobie radzić z tym co przytargali ze sobą z domów. Nie tracono też czasu na zbędne szkolenie przybyłych, w końcu nie idą na wojnę, a specjalistów już najęto. Tak oto wkrótce wyruszyła wyprawa złożona z ludzi króla-lorda, zwiadowców, przewodników, kartografów i w głównej mierze młodych i niewyszkolonych ochotników uzbrojonych przeważnie w kije i sztylety. Mimo wszystko była to ponad setka Zer'Sai, a mało kto, poza wojskiem, zdecydowałby się ruszyć taką bandę.

Ziemia na którą ekspedycja wkroczyła ciężko nazwać krainą mlekiem i miodem płynącą. Dominowały przede wszystkim skaliste wzgórza i niezbyt wysoka temperatura, która nie była jednak niczym czego Zer'Sai nie mogli by wytrzymać. Roślinność na owych wzgórzach była dość rzadka i nie wyróżniała się niczym specjalnym, głównie krzewy i samotne drzewa, choć zdarzały się niewielkie połacie lasów iglastych. Ziemia nie wyglądała na bardzo żyzną, ale dzięki odrobinie pracy pewnie udało by się wyrwać kawałek terenu pod pola uprawne czy hodowle. Wyprawa nie poruszała się nazbyt szybko, aby mieć czas sporządzić mapy i zbadać jaskinie czy co ciekawiej wyglądające miejsca, ale przez pierwsze tygodnie nie napotkali niczego nadzwyczajnego. Przywódcy ekspedycji zaczęli się zastanawiać czy na następną wyprawę, jeśli taka zostanie zorganizowana, nie wypadało by zabrać geologów. Napotkana fauna też nie wzbudzała specjalnych sensacji, ot kozy, owce, dziki w niewielkich lasach, a z drapieżników głównie wilki i niedźwiedzie. Niewiele było też zwierząt na tyle zdesperowanych by rzucić wyzwanie ponad setce ludu, więc wyprawa nie miała okazji zmierzyć się z niczym poważnym.

Obrazek
Niebo nad obozem ekspedycji przykryte było chmurami, gwiazdy i księżyc pojawiały się co najwyżej na parę chwil, żeby potem znowu uciec za zasłonę. Przez to wszystko noc była wyjątkowo ciemna. Nie było to jakimś wielkim zmartwieniem jako że przez ostatnie trzy tygodnie od przekroczenia granicy nie napotkano żadnego większego zagrożenia. Co prawda nie napotkano też nic wartego uwagi króla-lorda. Z tego powodu w głównym namiocie ciągle trwało zebranie specjalistów. W tym samym czasie bracia, którzy mieli dzisiaj wartę po zachodniej stronie obozowiska, starali się nie umrzeć z nudów.
- Trzeba by jakoś nasze rzeczy zabezpieczyć, Chotizowi zniknęła dzisiaj pamiątka po ojcu - Wymruczał Yakit starając się znaleźć jakąś wygodną pozycję.
- Jakbym miał pieniądze to bym postawił na to że Jaitqâz mu to podwędził - odpowiedział Zihzu pocierając zmarznięte dłonie. - Podobno należał do jakiejś bandy, ale ją rozbili i teraz ucieka przed prawem.
- Mam wrażenie, że największym zagrożeniem są niektórzy nasi "koledzy", bo jak na razie nic ekscytującego nie widzieliśmy.
- Mi się taki stan rzeczy podoba, nie mam nic przeciwko zgarnięciu wypłaty bez narażania życia. Jak to mówił dziadek Ts...
- Czekaj - uciszył nagle swojego brata Yakit - Też to słyszysz? Brzmi jak...

Obrazek
Około miesiąca po swoim wyruszeniu, do miasteczka w którym zebrano ochotników, powróciła wyprawa. Chociaż może bardziej trafnie było by powiedzieć, że powróciła CZĘŚĆ wyprawy. Ekspedycja wyglądała na mniejszą o połowę. Miejscowi szybko doszli do wniosku, że mniejszy stan liczebny nie był raczej wynikiem dezercji czy chorób, ponieważ gołym okiem można było dostrzec że wyprawa stoczyła i przegrała jakąś potyczkę. W miejscowej karczmie dawno nie panował taki gwar jak tego dnia. Jeden ze stolików był wyjątkowo oblegany i słychać było z jego strony głośną dyskusję.
- Mówię wam, nie wróciło więcej jak połowa wysłanych, a Ci co wrócili ledwo nogami powłóczali.
- Prawda to! - dorzucił młodszy Zer'Sai - Też ich widziałem! Rany mieli najróżniejsze. Mówi się, że zaatakował ich potwór jakowyś, co połączeniem jest wielu zwierząt i nie dość że szarpał i gryzł to jeszcze ział ogniem i kwasem pluł!
- Ha! Czego wy młokosy nie wymyślicie - odkrzyknął Zer'Sai o obsydianowym kolorze skóry - Pewnikiem napadli ich bandyci w zwierzęce skóry poprzebierani, a resztę wasza wyobraźnia wyolbrzymiła.
- Cokolwiek by to nie było - zabrał głos starszy Massassi - powinno się ich za ucieczkę w niewolników zamienić albo kapłani im powinni rytualnie krew upuścić. Byłby wtedy z nich jakiś pożytek, a nie tylko hańba dla Massassi.

Takowe dyskusję i opinię powtarzają się w całym królestwie. Czasami opowiada się że potwór był skrzydlaty, a czasem że miał pięć głów. Większość osób jednak uważa jednak, że dali się pogonić zwyczajnym rozbójnikom. Prawdę o tym co zaszło znają z pewnością ludzie króla-lorda, którzy czym prędzej udali się by mu o tym zajściu opowiedzieć. Wiele osób zastanawia się czy król podzieli się publicznie otrzymanymi informacjami i jaki los czeka niedobitków biorąc pod uwagę komentarze o ich tchórzostwie. Jedyne co teraz każdemu Zer'Sai pozostało to czekać na oficjalne stanowisko Monnqa Kardasa.

Plotki dotarły jednak prędko do sąsiadów królestwa Zer'Sai. Wielu szuka odpowiedzi na to co mogło pokonać, może nie najbardziej, ale mimo wszystko zbrojną ekspedycję. Najnudniejsze wyjaśnienia to naturalnie duża szajka bandytów, która znalazła sobie spokojne miejsce poza granicami państw, albo jakieś miejscowe izolacjonistyczne plemię Zer'Sai lub innych istot rozumnych. Alchemicy i co bardziej kreatywni naukowcy liczą na to że jest to jednak jakaś mityczna bestia o nadzwyczajnych możliwościach, której truchło mogli by wykorzystać do swoich badań. W wyniku tych wszystkich plotek zainteresowanie tym terenem niczyim wzrosło, ale nie wiadomo jeszcze jak zareagują głowy reszty państw mając do dyspozycji tylko domysły i fantazje. Lecz kto wie, może cokolwiek tam jest broni jakiegoś wielkiego skarbu?
  • Wyprawa Zer'Sai do prowincji nr 7 wraca zdziesiątkowana i w panice.
  • Starszyzna wyprawy czym prędzej składa raport królowi, a zatrudnieni do jej ochrony "zbrojni" opowiadają niestworzone historie.
  • W miarę jak rozchodzą się wieści, cały region aż huczy od plotek i spekulacji na temat tego co się stało.
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Arcyksięstwo Othar-Netheru
Rok 202

Obrazek

Otharczycy mają specyficzną relację z górami ludami gór.. to jest zwykle starają się je omijać szerokim łukiem. Lud ten naturalnie związany jest, na swej rodzimej wyspie, bardziej z pełnym możliwości wybrzeżem niż górskimi pasmami. Mimo to rok 202 zaczął się dla dworu Arcyksięcia niezłą niespodzianką – na audiencję przybył książę Dethold, prosząc swego suzerena o zgodę na eksplorację Wschodnich Szczytów. Nie wiadomo czy kierowała nim ambicja, czy też naukowa pasja, niemniej Arcyksiążę na tą zaskakującą propozycję odpowiedział jeszcze bardziej zaskakującym wsparciem. Nie tyle udzielił zgody, co rozwinął jeszcze planowaną ekspedycję. Przydzielił do niej jenerała Artela i 15 osobowy oddział. Zasugerował też, że warto udać się wpierw z wizytą do klanów Orr – i również ich poprosić o wsparcie. Zabranie ze sobą jakichś dziesięciu gigantów mogłoby uczynić wyprawę o wiele łatwiejszą i mniej ryzykowną.

Dzięki dworskim intrygom księciu Detholdowi udało się utrzymać pozycję dowódcy wyprawy, a jenerał Artel – mimo, że o wiele bardziej doświadczony, zredukowany został jeno do roli doradcy. Pytanie brzmi, czy to ta decyzja czy też może sugestia Arcyksięcia co do Orrów sprowadziła nieszczęścia.

Gdy książę Dethold dotarł do klanów Orr, czekała go pierwsza gorzka lekcja. Wódz klanowy potraktował go z góry, po pierwsze nie mogąc zrozumieć po jaką cholerę Netherczycy chcą zdobywać Wschodnie Szczyty, po drugie nie widząc zupełnie czemu to miałby być jego problem. Dethold poczerwieniał od stóp do głów i wygłosił płomienną mowę, wskazującą na powinności klanów wobec Arcyksięstwa. Przytomny jenerał Artel w tym czasie zdołał też przekazać upominki, które mogły zmiękczyć wodza i jego radę. Uzyskano tak czy owak niewiele – zgodę na zwerbowanie tych gigantów, którzy z własnej woli chcieliby iść z nimi. Pozbywając się reszty podarków, a także sporej części aprowizacji (gigant lubi dużo zjeść) i złota (gigant lubi też błyskotki), pozyskano do współpracy dwóch Orrów – Bruza i Ologa.

Wiedząc, że na większą kompanię nie ma co liczyć, albo i nie ma już jej z czego opłacić, ruszyli. Warunki nie rozpieszczały księcia ani jego ludzi – całe dnie zmagali się z oblodzonymi skałami, spadającymi tu i ówdzie lawinami, brakiem łownej zwierzyny. Często przechodziły też śnieżne zamiecie, a gdy świeciło słońce, odbijało się ono okrutnie od zalegającego śniegu i oślepiało ich. Po tygodniu wszyscy byli wyczerpani, zapasy kurczyły się w przerażającym tempie, co rusz wychodziło, że ekspedycja była po prostu słabo przygotowana do tych warunków. Książę robił co mógł, ale mógł niewiele. Jenerał nie miał widać za złe odsunięcia od komendy, dlatego też wiernie wspierał Detholda. Gorzej było z Bruzem i Ologiem. Orrowie z politowaniem patrzyli na zmagania Netherczyków i ich nieszczęścia, wręcz ich bawiły. Co bardziej krewkich Netherczyków z drużyny trzeba było mocno powstrzymywać przed sięgnięciem po broń gdy Olog zaśmiewał się z „głupich rybaków, co wymyślili sobie wycieczkę w góry”. Dla Orrów bowiem warunki zastane we Wschodnich Szczytach nie różniły się za bardzo od tych, które mieli u siebie w domu. Bruz był lekko bardziej dyplomatyczny i mówił tylko „ta wyprawa wam nie służy, zawróćcie pókiście cali”. Wobec tego kompletnego rozłamu Orrowie tak naprawdę zaczęli działać na własną rękę, zamiast pełnić wachty przy zwiadzie i ochronie grupy. Niemniej, można powiedzieć, że mogli zupełnie się ulotnić i zostawić Netherczyków na pewną śmierć. Tego nie zrobili. Drobne usprawnienia – jak szybkie wznoszenie śnieżnych schronień, ostrzeżenia przed lawinami, czy upolowanie raz na jakiś czas czegoś jadalnego – były wynikiem resztki ich dobrej woli.

Przełom przyszedł między drugim a trzecim tygodniem ekspedycji, ale nie taki, na jaki liczyłby Dethold czy jego ojciec. Nagle ciężko zachorzał jenerał Artel. Jego stan był na tyle ciężki, że książę nie myślał dwa razy – nie zamierzał być obwiniany za bezsensowną śmierć weterana i bohatera Arcyksięstwa – i nakazał pośpieszny odwrót. W niższych partiach gór Bruz i Olog odłączyli się od grupy. Zapewne będą mieli co opowiadać innym Orrom, o tym śmiesznym razie, gdy rybacy chcieli zdobyć góry.
Tymczasem jednak książę robił dobrą minę do złej gry – wkroczył do stolicy z pełną pompą. Przedstawił na dworze sporządzone (niekompletne rzecz jasna) mapy, a także raport. Ten jednak nie mógł sprawić radości Arcyksięciu. Wszędzie śnieg i lód, a doliny dobre są tylko dla Orrów. Dethold nadal jednak jest propagatorem własnego (wątpliwego) sukcesu, jenerał leży w łożu i modli się by śmierć po niego nie przyszła, wreszcie ocaleli członkowie wyprawy opowiadają niestworzone historie po tawernach. Jedni pomstują na zdradzieckich Orrów, którzy ponoć nawet mieli zabrać ze sobą jakiś górski skarb, inni na księcia za fatalne przygotowanie ekspedycji, a jeszcze co niektórzy opowiadają o starciach ze śnieżnymi bestiami.

Jakie dalsze kroki podejmie Arcyksiążę wobec Wschodnich Szczytów i swego syna? Być może dowiemy się wkrótce.
  • Wyprawa w celu eksploracji Wschodnich Szczytów kończy się umiarkowanym sukcesem (a realnie porażką).
  • Jenerał Artel mocno podupada na zdrowiu
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Królestwo Słońca - Królestwo Loir
202 rok


Obrazek

Daleka północ. Kraina smagana słońcem, pełna pustynnych piasków i parnych dżungli. Nie o tych drugich jednak mowa, lecz bezkresnych krainach gorejącego pyłu. Na tych terenach swe ziemie mają dwa ludy - zmutowane ludzie-skorpiony Sakathi oraz pustynne elfy z Loir. Oba te ludy wyznają dość podobne do siebie religie, uznające Słońce za Boga, Ojca życia i ludów pustynni. Każde z królestw uważa jednak swojego władcę za bezpośredniego potomka Boskiego Sol i boga samego w sobie. Chwały bogów się broni, zaś ich rozkazy wykonuje. Są też bogami okrutnymi i nadwyraz sprawczymi - w odróżnieniu od innych bogów pewnym być można, iż na wszelkie nieprawidłowości zareagują.

Rzadko zdarza się jednak, by dwóch bogów zasiadło wspólnie do stołu i porozumiało się tak, jak to robią pospolici monarchowie. A przynajmniej ich wyznawcy nigdy czegoś takiego nie widzieli - Bogowie-władcy są z reguły bogami zazdrosnymi, przynajmniej w oczach swoich poddanych. Niemniej - zawarto Pakt Słońca i Feniksa pomiędzy Królem Shen'Leg i Krolem Kaallem. Poza paktem handlowym zawarto też pakt obronny oraz - co najciekawsze - zezwolono uczonym z Królestwa Słońca na prace przy wielkiej Piramidzie.

Król Skorpion wysłał więc do pracy swoich bliskich współpracowników, na czele z Architektem Endri'Dieehr'em, swoim szwagrem, oraz jego żoną Ria'Leg, siostrą Boskiego Stawonoga. Wraz z niewielką świtą Selani wyruszyli oni do Loir, by zbadać Czarną Piramidę. Na miejscu jednak zamiast spodziewanego, pustynnego ciepłego przyjęcia spotkało ich raczej chłodne zdziwienie. Lokalni zarządcy nie otrzymali od Boskiego Króla Kaalla żadnych rozkazów czy informacji co do przyjęcia zagranicznych gości, toteż nie poczyniono żadnych przygotowań. Zdenerwowany brakiem wsparcia Endri'Dieehr posłał swych służących ze skargą i żądaniem wydania pomocy. Niewielkie mrówki zostały jednak wyśmiane przez zarządców Loir, którzy ani myśleli działać bez aprobaty boskiego króla, a ilość zasobów, jakich żądali goście z kraju skorpionów była zatrważająca - wszak wielkie stawonogi jedzą wielką ilość strawy, tak drogiej na pustynnej ziemi.

Takie zbycie służących nie zostało dobrze przez Architekta przyjęte. Nawet nie chodziło o niego - lecz o traktowanie jego żony, która wszak była z boskiego rodu. Wściekły skorpion wpadł tedy do osady elfów i domagał się widzenia z lokalnymi władzami. Po uzyskaniu go upomniał się o odpowiednie traktowanie dla siebie oraz reszty gości, niemniej ponownie odmówiono skorpionowi wsparcia. I pewnie skończyłoby się tutaj - Endri wysłał by notę do swojego władcy, król Shen'Leg porozumiałby się z Królem Kaallem i zostałyby wydane odpowiednie rozkazy. Pojawił się jednak jeden problem pod postacią kapłana Marella, który upomniał Architekta, iż jego żądania są niewłaściwie, albowiem wbrew jego twierdzeniom Ria'Leg wcale nie pochodzi z boskiego rodu, lecz jest zwykłym śmiertelnikiem. Endri'Dieehr słysząc to nie wdał się w dysputę teologiczną z kapłanem, lecz po prostu rozerwał poganina oraz jego straż na strzępy. Widząc ten pokaz przemocy zarządcy wydali mu pośpiesznie zaopatrzenie oraz kilku pracowników. Zadowolony z takiego obrotu spraw Sakathi wrócił do obozu, gdzie począł wysługiwać się elfami bardziej, niż mrówkoludźmi, traktując ich raczej jak niewolników czy służących, niźli zwykłych pracowników.

Zarządcy wysłali jednak także list "do góry" - bezpośrednio do Boskiego Władcy, informując o całym zajściu. Im ten jednak dotarł do stolicy, o wszystkim dowiedział się także notabl z miejscowej osady Strażników Oazy imieniem Zoresh. Zebrał on grupę wybitnych wojowników piasków i wraz z nimi wyruszył do obozu skorpionów. Nocny atak zupełnie zaskoczył Sakathi, którzy na "zaprzyjaźnionym terenie" nie spodziewali się żadnych wrogich sił. Wszystkie Selani wyrżnięto, zaś Sakathi zostali pojmani, oplątani sieciami i związani. Szczególnie upokarzająco potraktowano siostrę Króla Skorpiona, którą jako "fałszywą boginię" niczym trofeum wystawiono na środku oazy i ośmieszono obrzucając łajnem i tym podobnymi przedmiotami.

Gdy te wieści dotarły do Królestwa Słońca, wielu Sakathi poderwało się i samodzielnie zebrało pod stolicą, szykując na wyprawę przeciw zdradzieckim elfom, które pojmały Królewską Siostrę. Najbardziej zuchwali zebrali małe oddziały i otwarcie przygotowują się do wojny, a przynajmniej karnej napaści na obrazoburczych i zdradzieckich sąsiadów. Tam również czuć powiew jingoizmu. Choć Zoresh nie działał z ramienia władcy, to wysłał do stolicy grupę wojowników wraz z "łupami" w trybucie, uważając, iż działał w granicach prawa i w interesie władcy. Wtórują mu kapłani i pobożni mieszkańcy kraju, którzy nie zgadzają się na wszelkie "obce bóstwa" w swoich granicach.

Czy Król Shen'Leg zdoła ustudzić zapał swoich wojowników? Czy Kaall zdecyduje się ogłosić Zoresha buntownikiem, czy też "hetmanem"? Czy wyprawa w celu zbadania Czarnej Piramidy cokolwiek da?

Czas pokaże...
  • Królewski Architekt Endri'Dieehr i jego żona, Ria'Leg (córka króla-skorpiona) pojmane przez Zoresha, wodza Strażników Oazy.
  • Spory religijne zaognią sytuacje po obu stronach.
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Szegvar-Derin
Rok 202



Obrazek

Jaki jest sposób aby zaakcentować, że mówi się coś na poważnie? Ano można na różne sposoby: a to ekspresją i wrzaskami, a to zimną powagą i twardym stawianiem sprawy. W końcu zaś można przejść do czynów wskazujących, ze bynajmniej się nie żartowało - i to właśnie uczynili Szegvarzy, bo przyznać trzeba, że wcześniej i powrzeszczeli i pozarzekali się twardo, a władca ich po prostu zignorował i postulatów nie spełnił. Wobec tej bierności gniew w poddanych króla Daniela musiał mocniej zapłonąć, a jak to bywa gdzie coś zapłonie mocniej to i się ogień może rozprzestrzenić szybko. Tutaj nie inaczej było, bo od gniewu rzeczonego zaraz zajęło się pożarami kilka wsi w Derinie.
Viktor Tisza, Starosta Baji nabrał wody w usta gdy okazało się, że to z jego prowincji wyruszyła spora banda rycerzy-awanturników (na nasze byśmy powiedzieli poszukiwaczy przygód, ale realnie to rabusiów przypadkowo należących do rodzin rycerskich) aby sobie radośnie popalić wsie w ościennym kraju. Nie dziwne to zresztą, wszak to on powinien trzymać powierzone mu ziemie "za ryj" i do takich sytuacji nie dopuszczać. Coś tam ze swojej strony zrobił, niby straż gdzieś posłał, niby pościg by wyłapać przestępców zorganizował, choć bez efektów żadnych, poza tym jego postawę można śmiało zamknąć w oszczędnym komentarzu: "spaliło się to spaliło, na chuj temat drążyć". Nieprzychylni mu twierdzą jakoby nie nagłość i spontaniczność rejzy awanturników była dla Tiszy problemem w nie dopuszczeniu do ataku, a coś innego tu mogło być grane, coś mającego związek z faktem jakoby po tym incydencie starosta Viktor jakoś się wzbogacił.
Derińczykom oddać trzeba, że zorganizowali się bardzo szybko, ale lokalna samoobrona gdy zobaczyła siłę watahy zbirów - odpuściła, bo do samobójstwa było im niespieszno. Chłopi bezsilnie jeno patrzyli na dymy z doszczętnie splądrowanych i spalonych wiosek, a gdy Szegvarzy zawrócili, poszli chować zmarłych sąsiadów jako i trupy z kilku kupieckich karawan co miały pecha przejeżdżać tędy akurat w tak feralnym czasie.
Szegvarzy nigdy nie lubili Derińczyków (w zasadzie nie lubią nikogo obcego, ale to szczegół), jednak nie lubić kogoś, a "podpalać mu chałupę" to są jednak dwie różne sprawy. Bogu ducha winni Derińczycy poginęli zatem (jak można wywnioskować), bo Szegvarzy chcieli tym pokazać jak bardzo są szczęśliwi, że odgórni zawartymi paktami mają się z nimi niejako bratać.

Obrazek

Czy mogłoby być coś gorszego niż właśni poddani fajczący kraj sojusznika? Ależ oczywiście, dla Daniela z Apponyich wszak gorszym może być to co dzieje się na jego dworze. Królowa Gizela i brat króla, marszałek Oktar już nie dzielą się tylko na dwa różne spojrzenia na to jak powinien wyglądać Szegvarsko-Deriński mariaż. Na dworze Daniela mamy do czynienia z zaczątkiem regularnej wojny, bo oba stronnictwa okopały się na swoich stanowiskach i szykują do decydującego szturmu, na razie podciągając odwody i rozszerzając zakres własnych sił. Królowa stara się zyskać poparcie kapłanów i idzie jej z tym całkiem nieźle. Ostatnio szeregi jej partyzantów zasilił nie byle kto, ale sam Niklot Pilis, co mocno pokazuje jak sprawa jest poważna. Wszak kapłan ognia od dawna znany jest jako człowiek bierny i skory do kompromisów, do dworskich koterii wciągać się nie dający - skoro zatem on opowiedział się po stronie Gizeli, to wiele mówi o tym jak konflikt dojrzał, a i kapłani przez to masowo opowiadają się za frakcją królowej. Z drugiej strony Oktar gruszek w popiele nie zasypia i też działa energicznie. Szilard Niczky, Stefan Lazarsky i Koloman Hoyos już są w jego obozie, a podobno Viktor Tisza też jest do frakcji królewskiego brata przymierzany, bo będzie raczej potrzebował protekcji za najazd zbójów na Derin. To by zaś pieczętowało komplet starostów po stronie "wysłania Kingi w diabły do Derinu jak najszybciej", a że za starostami podążac z pewnością będą niżsi urzędnicy to i siłą znaczną nazwać to trzeba.
Sytuacja dojrzewa już mocno do takiej z którego ciężko będzie wyjść polubownie. Zarówno Gizela jak i Oktar serwują coraz to mocniejsze obietnice i wchodzą w coraz to mocniejsze układy z potencjalnymi kręgami poparcia. Nijak im zatem będzie niedługo wycofać się z nich ot tak, gdy król weźmie stronę jednej z frakcji i zdecyduje o losie Kingi nie po ich myśli. Jeszcze trochę zwlekania, a może się okazać, że dylemat będzie z tych: "na pal nabić żonę czy brata".
Co najlepsze - obie te koterie są zgodne co do tego, ze małżeństwo Kingi powinno do skutku dojść, nie zgadzają się tylko czy ją wysłać do Derinu, czy jej narzeczonego ściągać do Szegvaru. Owszem, jest to kwestia zasadnicza i nie dziwi dojrzewająca na dworze wojna w tak ważnej kwestii... lecz nie należy zapominać, że oprócz tego wciąż jest nie mająca reprezentacji na dworze, ale silna w kraju frakcja rycerstwa, która uważa, że do ślubu dojść nie powinno, a pakt z Derinem należałoby umieścić w pałacowym wychodku, bo tam najwięcej pożytku by poczynił.
W samym centrum tego będąc, król Daniel wciąż w tej sprawie milczy i decyzji nie podejmuje, ale może i jest w tym jakiś sens - dać się wyrżnąć różnym frakcjom w wojnie domowej, by później w spokoju sobie rządzić na zgliszczach.
  • Wobec bierności króla, konflikt dworski postępuje, a frakcje rozszerzają swoje wpływy, zmierzając ku nieuchronnej, jak się zdaje, konfrontacji.
  • Grupa szegvarskich awanturników dokonuje rajdu na derińskie pogranicze, łupiąc je.
  • Derin: -5% Porządku (łupienie), Szegvar: -2% Porządku (konflikt dworski)
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Skrzacia Dziedzina - Samotna Góra - Królestwo Drakonis
Rok 202

Obrazek
Czasy po ustąpieniu mgły były, dla znamienitej części krajów, czasem odbudowy, łączenia się czy odbijania swoich ziem. Uwaga była przez to głównie skierowana na przeróżnej maści sprawy wewnętrzne, a dopiero potem na to co się dzieje u sąsiada. Podobnie też było z handlem. Wielu kupców z obawy i niepewności trzymało się bezpiecznie granic swoich państw, czasem tylko handlując z krainami sąsiedzkimi. Czasy się jednak zmieniają, a wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują że najbliższe lata będą w owe zmiany obfite. Względne bezpieczeństwo i działania wielu władców sprawiają, że handel na dystanse dalsze niż sąsiednie miasto zaczął, co prawda powoli, ale jednak odżywać.

Pytanie "Co się u licha dzieje w tym lesie?" mogło paść wielokrotnie u wszystkich sąsiadów Skrzaciej Dziedziny, którzy usłyszeli o bardzo licznym rozdawnictwie przywilei dla skrzacich miast. W czasie gdy większość władców obmyślała by szczwane plany na ograniczenie autonomii wolnego miasta, Dziedzic Heen'luci'ferr postanowił wolnemu miastu Laar'na Sassy'ten nadać kolejne przywileje. Dostało ono bezwzględne prawo składu dla kupców rzecznych, zatrzymuje część pieniędzy z ceł oraz bije własną monetę! Niewielkie przywileje otrzymało też miasto Laar'na Derin'Val, takie jak prawo składu na towary z Derinu i Gromballandu oraz prawo targowe. Przywileje te mają prawdopodobnie zamierzone działanie, ponieważ oba miasta powoli się rozrastają, choć niezbyt szybko ponieważ wielu kupcom brakuje pieniądza. Lepiej zorientowani jednak wiedzą że wszystkie te prawa i przywileje nie pojawiły się ot tak. Jak na skrzaty przystało wpierw nastąpiły negocjacje, zgodnie z tradycją bardzo długie, głośne i prawdopodobnie wulgarne. Dziedzic jednak ostatecznie za owe przywileje kazał sobie słono zapłacić, choć szczegóły tej zapłaty niezbyt są znane komukolwiek spoza wysokich szczeblów Dziedziny. Pomijając te mniej przyjemne i znacznie głośniejsze niż ktokolwiek by chciał negocjacje to jeśli taki stan rzeczy się utrzyma zyski z handlu mogą ciągle wzrastać. Jak można się domyślić wieści te nie dla wszystkich są dobrymi nowinami. Najmniej przywileje składowe dla Sassy'ten uśmiechają się kupcom Appurskim, którzy swoje towary przez to miasto bardzo często spławiają. Utrudni to kupcom centaurów jeszcze bardziej dostęp do morza, pozostaje zobaczyć jak na to zareagują.

Gnomy znane są ze swojej pracowitości, a przynajmniej tak o sobie mówiące, nie traciły czasy i zabrały się do roboty. Zaczęły one od lokowania miasta Ostburg, ostatniego miast w Ostatkach. Nie poprzestały jednak na tym i w tym samym czasie ruszyła budowa traktu do południowych sąsiadów, to jest do Ghamiskosh. Oba te przedsięwzięcia okazały się jednak czasochłonne i żadne z nich nie zostało na razie ukończone. Nie przeszkodziło to jednak w zwróceni uwagi kupców maści wszelakiej. Wielu stwierdziło że dzieje się coś co tylko głupiec by zignorował i ruszyło na pogranicze Gnomio-Ost'aturiańskie, aby jak najbardziej z rodzącej się sytuacji skorzystać. Pomogło to znacznie ożywić handel w regionie i wymianę towarów między gnomami a mroko-lubami. Sceptycy twierdzą jednak, że tak szybko jak owa moda się pojawiła, tak szybko może zniknąć gdy tylko pojawi się gdzieś inna okazja.

Rozwojem handlu zainteresowały się również władze Królestwa Drakonis. Będąc jednym z najbardziej wysuniętych na północ państw i granicząc w dużej mierze z ziemiami niezamieszkanymi postanowiono wybudować wielkie miasto portowe, które ułatwi podróże do krain południowych. Mówi się że na to przedsięwzięcie nie szczędzono pieniędzy, suma podobno przyprawia o zawroty głowy. Mimo wielkiego rozmachu, rzesze kupców nie są aż tak wielkie jak w wyniku podobnej sytuacji w Samotnej Górze. Powód tego niezbyt szybkiego przypływu kupców jest w zasadzie jeden i nazywa się: Murloki. Wielu handlarzy zbyt obawia się tego, że musieliby opłynąć praktycznie całe Murlockie ziemię (zamieszkane przez znanych piratów i grabieżców), aby dostać się przynajmniej do Meranii. Optymiści twierdzą jednak, że jeśli wszystkie inwestycje zostaną dokończone z planowanym rozmachem i przekona się kupców do wypłynięcia na południe to Argor może stać się handlową perłą całej północy, której pozazdrościć będą mogli najwięksi władcy.

Jak więc widać światowy handel powoli się odbudowuje, a wraz z nim rozkwitają rozmaite pomysły przywódców. Niektórzy twierdzą jednak, że trzeba korzystać póki świat znajduje się we względnym pokoju, bo kto wie kiedy taki stan rzeczy może się skończyć. Ci jednak mniej bojaźliwi widzą multum nowych szans i okazji na zarobek. Czy już niebawem widok kupieckich snotów w Smoczym Wybrzeżu, albo Ost'aturi handlującym we Włościach stanie się czymś zwyczajnym? Jeśli tendencje handlowe się utrzymają, to kto wie, wszystko może się zdarzyć.
  • Poziom handlowy Lasu Zajęcy (51) rośnie do aktywnego.
  • Poziom handlowy Zajezierza Zachodniego (53) rośnie do bardzo aktywnego.
  • Poziom handlowy Edrii (117) rośnie do bardzo aktywnego.
  • Poziom handlowy Ostatków rośnie do bardzo aktywnego.
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Awatar użytkownika
Badet
Posty: 2594
Rejestracja: sob mar 06, 2021 12:46 pm

Re: Wydarzenia

Post autor: Badet »

Królestwo Belghostu
Rok 202

Obrazek
Umarł król, niech... A nie, nikt nie żyje.

Okrutny los nie oszczędza króla Belghostu, Kadruma. Po śmierci obydwu swych synów monarcha wielce podupadł na zdrowiu. Czując zbliżającą się śmierć i nie mając następcy, zwołał on Wielki Wiec - i ku zaskoczeniu zgromadzonych na nim klanów zaproponował rozwiązanie problemu sukcesji - powrót do elekcji władcy. Nie byłoby to całkowite novum dla krasnoludów - ojciec Kadruma, Guthrum został obrany pierwszym władcą Belghostu przez krasnoludzkie klany - a Wiec po dziś dzień zatwierdzać miał następcę tronu. Tak wiec rzec by można, że tradycja raz jeszcze triumfuje. Krasnoludy w pierwszej chwili odetchnęły z ulgą - wielu obawiało się tego co może nastąpić po śmierci króla - w końcu jego córka tronu nie obejmie... Wiec co wtedy? Wojna domowa? Rozpad królestwa? Elekcja zdawała się najlepszym rozwiązaniem i zgromadzeni szybko zgodzili się na propozycję króla - aby obrać następnego władcę i to jak najszybciej - póty Kadrum jeszcze nie trafił tam gdzie reszta jego szacownej familii. Szybko ustanowiono zasady elekcji - rody dysponują liczbą głosów w zależności od liczby zdolnych do walki mężów w danym klanie, każdy klan zagłosować może na jednego kandydata. Po każdym głosowaniu kandydat który otrzymał najmniej głosów zostaje odrzucony, po czym po czasie na "dyskusję", głosowanie trwa dalej - i tak do skutku, aż zostanie tylko jeden...

Przedstawiciele klanów uroczyście przysięgły wybór uszanować i przystąpiono do elekcji. Oczywiście na sam początek prawie każdy klan zgłosił swojego kandydata, nikt w końcu nie mógł być gorszy od sąsiadów - i w niczym niby nasz Fili gorszy od Burbura?! Kandydatury te okazały się być jednak równie krótkotrwałe co żywot uczciwego szlachcica w Derinie - po kilku rundach głosowania pieniacze ci odpadli z wyścigu, albo sami zaczęli rezygnować, widząc jak marne są ich szanse, a efekt obrony honoru klanu już osiągnęli... Tak więc kandydaci mający realne szanse wyboru byli już gotowi przystąpić do walki o głosy...

...aż nagle, pewnego poranka król Kadrum dołączył do swych przodków. Gdy tylko do zgromadzonych dotarły wieści, nastrój z pełnego skupienia jak przy stole szulerów zmienił się w pełen konfuzji, przechodzącej w panikę - nikt nie spodziewał się, że "wieczny" Kadrum jednak umrze - starzec wydawał się trzymać przy życiu samą siłą woli. Kapłani zasugerowali przerwanie elekcji na czas żałoby i pogrzebu króla - aby uhonorować pamięć władcy. Zgromadzeni szybko zgodzili się na taką propozycję - był to dobry sposób na przemyślenie całej sytuacji, przetasowanie sojuszy i zaplanowanie przyszłych działań. Tak więc, gdy trwają przygotowania aby pogrzebać Kadruma, elekcja chwilowo została wstrzymana - jednak Wiec cały czas obraduje. Niektórzy zasugerowali aby w ogóle porzucić pomysł elekcji i zamiast tego oddać całą władzę w ręce Wiecu - co jednak spotkało się raczej z chłodnym przyjęciem - rody wolą rywalizować o koronę królewską niż dzielić się władzą z wszystkimi innymi klanami na raz. Pojawiła się też propozycja obwołania władcy Naugrimskich Krzatów, o których mówi się jakoby byli dalekimi kuzynami krasnoludów, królem Belghostu - propozycja ta zyskała jednak równie małe poparcie z racji egzotyczności tegoż kandydata, oraz dystansu między Belghostem oraz Królestwem Naugrimów... Chociaż, jeżeli sytuacja przyjmie niespodziewany obrót to kto wie - być może jedna z tych opcji może stać się rzeczywistością?

Większość klanów gotuje się jednak do walki o głosy podczas elekcji, jeżeli tylko dojdzie do jej wznowienia (a wiele może się końcu wydarzyć). Już przed śmiercią Kadruma trzej kandydaci zaczęli wyraźnie dominować nad resztą i zakładano, że to między nimi rozegra się walka o tron.

Pierwszym z nim jest Magnund z rodu Belehardów, kuzyn zmarłego króla, a więc jego najbliższy męski krewniak - samo to zyskuje mu sporo poparcia między tym, którzy chcieliby widzieć krew Veidlingów na tronie... Pewne obawy budzą jednak jego osławione magiczne zdolności - jakże to, król-czarownik?! Innym problemem jest fakt, że Magmund nie jest już młody i dawno temu przekroczył siódmą dekadę życia - ile więc czasu mu pozostało? Mimo tego, wokół niego zgromadzili się wszyscy ci, którzy swą fortunę zawdzięczali Kadrumowi, klany związane z dworem i rodziną Veidlingów, dla których zmiana władzy oznacza zapewne utratę pozycji przy tronie - w końcu władca z innego klanu z pewnością sprowadzi ze sobą swych stronników i pociotków... Magmund znany jest ze swej religijności, umiłowania tradycji oraz spokojnej i wyważonej osobowości. Sam on zdaje się nieco onieśmielony możliwością objęcia tronu, jednak obiecuje sprawować go godnie. Jeżeli zostanie obrany, zapewne Belghost czeka czas izolacjonizmu i podtrzymania odwiecznych tradycji.

Jest jednak jeszcze jedna osoba z krwią Veidlingów w żyłach - Sigrid, córka króla. Ta co prawda dziedziczyć nie może, jednak możny ród Falgrimów zdecydował się użyć jej jako metody do dopchania się do tronu - otóż na tron miano by obrać Borina z Falgrimów, który pojął by za żonę Sigrid - tym samym łącząc dwie stare godziny w jedną. Sami Falgrimowie są jednym z najstarszych i najpotężniejszych klanów, znanym ze swych legendarnych wprost bogactw. Za Falgrimami stoją podobne im, stare i wpływowe rody, oraz liczni klienci tychże rodzin. Kandydat Falgrimów jest niczym uosobienie tegoż klanu - jego miłość do pieniędzy jest więc legendarna, do tego stopnia posunięta że nawet wśród krasnoludów uważana jest za nieco... przesadną. Jeżeli na tron zostanie obranym, z pewnością zrobi wszystko aby jego kufry zapełniły się złotym kruszcem - a więc spodziewać się można dalszej ekspansji handlowe, którą zapoczątkowano za króla Kadruma.

Przebojem, podczas pierwszej fazy elekcji wdarł się do niej niejaki Bombur z rodu Belehardów. Choć z tego samego rodu co Magnund pochodzi, jego postulaty są zupełnie inne. Jak na kandydata młodzieniaszek, który swoją popularność budował dzięki niepodważalnej charyzmie - płomiennymi przemowami przed zgromadzonymi zyskując coraz większe poparcie. Nie stoi za nim żaden wielki ród czy bogactwa - jednak popierają go liczne mniejszy klany, a poparcie to wystarczyło aby wywindować go do rangi poważnego zawodnika. Bombur wzywa do zwiększenia roli wiecu, obniżki podatków oraz wypowiedzenia traktatu z Szegvarem - który jego zwolennicy uważają za hańbiący godność Belghostu - bo jakże to dumny i honorowy lud ma bratać się z Szegvarczykami, których słowo warte jest tyle co nic? Nawet jeśli na tron obrany nie zostanie, Bombur zdołał zasiać już ferment pośród krasnoludów, a jego zwolennicy mogą tak czy siak próbować przeforsować reformy proponowane przez Bombura i z pewnością naciskać będą na nowego króla.

Trzej kandydaci przemawiali, gardłowali i przekonywali do siebie przywódców klanów. Podczas tego wszystkiego doszło do wydarzenia którego nikt jednak nie przewidział - na Wiecu pojawił się niejako Guthrum... z Veidlingów. Krasnolud ten twierdzi jakoby był synem z nieprawego łoża Kadruma, którego matkę król kazał, gdy jeszcze w ciąży była z dworu odprawić. Teraz jednak, gdy ród królewski wydawał się wygasnąć, Guthrum jest jedynym i prawowitym spadkobiercą - a jego prawem i świętym obowiązkiem jest objąć tron ojca i dziada. Roszczenia te wywołały mieszaninę zdziwienia, oburzenia i rozbawienia wśród zebranych - niektórzy stwierdzili wręcz że należy Guthruma po prostu wychłostać za obrazę pamięci Kadruma, inni że jakże to dołączać do elekcji w jej trakcie... Z tym że nie ustalono żadnych zasad tego dotyczących, jak zwrócili na to uwagę ci bardziej drobiazgowi - w istocie pierwsza to elekcja, a więc i zasady mają jak widać pewne luki... Szybko jednak znaleźli się tacy, którzy Guthruma poparli - klany będące w wiecznej opozycji, malkontenci i ci skłóceni z martwym już królem oraz wielkimi rodami stojącymi za Falgrimami, klany zbyt radykalne nawet aby Bombura poprzeć, albo które na Belehardów z racji dawnych dziejów nigdy nie zagłosują... Krasnoludy te twierdza, że cała elekcja to hucpa jeno, a walka rozgrywa się o to kto z bogaczy tyłek na tronie usadzi i kto przy tym tronie stać będzie - czy wielcy panowie z dworu króla Kadruma, czy drudzy wielcy panowie z rodu Falgrimów. Obie te strony zaś jeno myślą jak wybory "ukraść" czy to oszustwem czy przekupstwem. Precz z nimi, niech żyje króla Guthrum II! Jak można się domyśleć rodów takowych jest jednak nie tak wiele, a Guthrum wydaje się stać na straconej pozycji, a będąc człowiekiem... znaczy krasnoludem znikąd, który tak późno do elekcji dołączył, pozycji swej nie zdołał jeszcze umocnić i jego szanse małymi się zdają... Ale do odważnych świat należy! Sam Guthrum może przynieść prawdziwą zmianę do Belghostu - wydaje się sprzyjać obcym i w przeciwieństwie do wielu innych krasnoludów, którzy ze swej ksenofobii są wręcz dumni, o innych ludach wypowiada się znacznie lepiej - być może otworzy on Belghost szerzej na świat... Albo jeżeli głosów mu do bycia wybranym nie starczy, poszuka pomocy u ościennych władców, aby siłą zdobyć tron królestwa krasnoludów...

Obyś żył w ciekawych czasach, jak mawiają w Kumkum - i takie czasy z pewnością nastały w Belghoście! Pewnym jest tylko to, że spokój Belghostu został zburzony - i nawet wybór króla może nie zakończyć chaosu który zapanował w Belghoście... Zwłaszcza że nieszczególnie wiadomo kto rządzi krajem - wielu powiedziałoby, że Wiec, ale czy na pewno? Im dłużej trwać będzie klincz, tym większa jest szanse, że sytuacja może gwałtownie się pogorszyć.
  • Król Belghostu ogłasza na Wielkim Wiecu rozpoczęcie elekcji jego następcy jeszcze za jego życia.
  • Sprawnie przebiegającą elekcje przerywa niespodziewana śmierć monarchy, która komplikuje sytuacje, tak samo jak pojawienie się pretendenta twierdzącego że jest jego nieślubnym synem.
  • TECHNICZNE: Piastun wybiera sobie nowego awatara, którym steruje. Niezależnie od decyzji, pełną kontrolę nad państwem trzeba będzie odzyskać działaniami IG.
I7: Związek Saliski, I8: Hrabstwo Nowego Sohail, I9: Królestwo Naugrimów, I10: Konglomerat AAAR (Auralen-Asturia-Artois-Rzesza), I11: Konfederacja Kantonów Naugrimskich-GM, I12: Cesarstwo Ta'in, I13: Hospodarstwo Tenes
Zablokowany

Wróć do „Wydarzenia”