
Encyklopedia [historia]
Re: Encyklopedia [historia]
HISTORIOGRAFIA SKRZATÓW
.Czasy sprzed Wielkiej szarej Mgły, która nawiedziła świat i pogrążyła go w mroku oraz strachu, nie są dokładnie znane. Owszem w tradycji oralnej, poprzez legendy i opowieści są obecne w skrzacim społeczeństwie, ale brak pisemnych kronik, czy innych poświadczeń tamtych czasów. Wzięło się to stąd, że skrzaty bardzo rzadko takie zapiski czyniły. Żyjąc po cichu wśród innych ras dziejopisarstwo zostawiały gospodarzom terenów na których mieszkały, bo wydarzenia większe, doniosłe, wpływające na całe miasta czy krainy mało skrzaty obchodziły - ważne było jedynie dbanie o dostatek domostwa i wspólna zabawa. Większość na przekór temu podejściu kronik pisanych przez tych co mieli historyczne odchyły, przepadła w czasie ucieczki w las, bo zapiski miały niską wartość gdy uchodzić trzeba było z takim dobytkiem jedynie, co na własnych plecach da się unieść. Dopiero gdy skrzacia diaspora usadowiła się w lesie mocniej i powstała "Dziedzina" uczeni za zgodą Dziedzica stworzyli dom pamięci, w którym gromadzili te wszystkie kroniki co w jakiś sposób jednak z uchodźcami do puszczy trafiły. Dużo tego nie było, ale zawsze to było coś... póki ta kronikarnia nie spłonęła podczas walk z drzewcami. Właściwie to nikt za tym specjalnie nie płakał. Skrzaty nawet po opadnięciu Szarej Mgły długo lasu opuszczać nie chciały, wyrosły nowe pokolenia i nie tak wielu paliło się do tego aby wracać pod strzechy domów większych ras, skoro Wielka Puszcza stała się domem tak bardzo okupionym krwią. Historia sprzed mgły i exodusu dla większości skrzatów była historią 'większych ras', zatem prócz kilkunastu takich co na punkcie kronikarstwa mieli pierdolca - mało kto przejął się przepadkiem pisemnego świadectwa dawnych czasów. Zamiast tego, zaczęto chętnie spisywać nowe kroniki, które już do historii skrzaciej rasy i ich nowego domu, "Dziedziny", się odnosiły.
Mimo wszystko w społeczności skrzaciej wciąż funkcjonują opowieści o przedmgielnych czasach. Z braku możliwości udowodnienia prawdziwości tych historii, wszystkie uznawane są za legendy. Często takie opowieści dotyczą najwcześniejszej historii lub samego pochodzenia najstarszych skrzacich rodów, które swoje początki wskazują przed Szara Mgłą. I tu dochodzi do paradoksu, bo żaden skrzat nie zarzuci innemu, że jego rodowa historia jest jedynie legendą, czymś jak mit, czy baśń. W społeczeństwie skrzatów doszło zatem do kulturowego konsensusu: nikt nie poddaje w wątpliwość legend rodowych, choćby i takową było, że ancesor własnoręcznie, w 'kułaczym boju' ubił giganta, z drugiej strony panuje obyczaj nie epatowania swoimi rodowymi legendami wszem i wobec. Powszechnie oznacza to uznawanie takich legend "prawdziwymi" i nie jest podnoszona sprawa cudzysłowu, dopóki ktoś tymi prawdami za często mordą nie kłapie. Wszelkie pozostałe opowieści są już traktowane jako normalne legendy, gdzie to prawda się z fantazją splata i ciężko orzec czego więcej. Skrzaty jednak fantastyczne opowieści uwielbiają i nawet nie tyle nie przeszkadza im zatem, ze przedmgle jest historycznie niepewne, co wręcz cieszy. Dzięki temu mogą wymyślać nowe niestworzone historie osadzając je w wiadomym okresie czasu. Prowadzi to często do zabawnych (choć nie zawsze dla opowiadającego) sytuacji, gdzie przedstawiciel innej rasy głosi historię sprzed Szarej Mgły, co jest dla jego ludu pewnikiem udokumentowanym. Skrzat często znudzony zbyt logiczną opowieścią z pewnością spyta czemu brak w niej zupełnie odrealnionych aż do poziomu głupoty niuansów, wskazując tym nieopacznie jak bardzo w prawdziwość tej historii wierzy. Skrzaty najbardziej z historii innych ras upodobały sobie opowieści o "Latających Miastach Netheru" - no bo tworzący te opowieści mieli przynajmniej super wyobraźnię!
Mimo wszystko w społeczności skrzaciej wciąż funkcjonują opowieści o przedmgielnych czasach. Z braku możliwości udowodnienia prawdziwości tych historii, wszystkie uznawane są za legendy. Często takie opowieści dotyczą najwcześniejszej historii lub samego pochodzenia najstarszych skrzacich rodów, które swoje początki wskazują przed Szara Mgłą. I tu dochodzi do paradoksu, bo żaden skrzat nie zarzuci innemu, że jego rodowa historia jest jedynie legendą, czymś jak mit, czy baśń. W społeczeństwie skrzatów doszło zatem do kulturowego konsensusu: nikt nie poddaje w wątpliwość legend rodowych, choćby i takową było, że ancesor własnoręcznie, w 'kułaczym boju' ubił giganta, z drugiej strony panuje obyczaj nie epatowania swoimi rodowymi legendami wszem i wobec. Powszechnie oznacza to uznawanie takich legend "prawdziwymi" i nie jest podnoszona sprawa cudzysłowu, dopóki ktoś tymi prawdami za często mordą nie kłapie. Wszelkie pozostałe opowieści są już traktowane jako normalne legendy, gdzie to prawda się z fantazją splata i ciężko orzec czego więcej. Skrzaty jednak fantastyczne opowieści uwielbiają i nawet nie tyle nie przeszkadza im zatem, ze przedmgle jest historycznie niepewne, co wręcz cieszy. Dzięki temu mogą wymyślać nowe niestworzone historie osadzając je w wiadomym okresie czasu. Prowadzi to często do zabawnych (choć nie zawsze dla opowiadającego) sytuacji, gdzie przedstawiciel innej rasy głosi historię sprzed Szarej Mgły, co jest dla jego ludu pewnikiem udokumentowanym. Skrzat często znudzony zbyt logiczną opowieścią z pewnością spyta czemu brak w niej zupełnie odrealnionych aż do poziomu głupoty niuansów, wskazując tym nieopacznie jak bardzo w prawdziwość tej historii wierzy. Skrzaty najbardziej z historii innych ras upodobały sobie opowieści o "Latających Miastach Netheru" - no bo tworzący te opowieści mieli przynajmniej super wyobraźnię!
.

"Dan'Njal Stor'y'Tella opowiadający legendy przedmgielne na dworze Vili'ego 3." - fragment obrazu Gwin'Taa "Bezrodowca", r. 198.
Skrzacia diaspora używała wielu kalendarzy przyjętych od większych ras w których domostwach żyła i ciężko było dojść do ładu i składu w numeracji lat. Nie można było się oprzeć na dacie nadejścia Szarej Mgły jako punkcie przełomowym, bo w różnych rejonach świata różnie ona nadchodziła. Od momentu ustanowienia Dziedziny? - obraziłyby się drzewce, dla których ustanowienie przez skrzaty jednego wodza nad sobą z pewnością wielkim wydarzeniem nie było. Tak tedy kwestia roczników i oznaczenia lat była problemem przez ponad pół wieku. W końcu utarło się liczenie lat od opadnięcia Szarej Mgły, ale też ciężko było uznać to za jakiś konkretny czas (mgła wszak nie uwalniała świata od razu, lecz był to kilkuletni proces). Traf chciał, że odejście mgły było jednym z pierwszych wydarzeń spisanych w "Wielkiej Kronice Puszczy", którą mędrzec Tolk'Yen zaczął prowadzić po spłonięciu starego Domu Pamięci. Sprzyjał temu fakt, że kilka ościennych ras również w tym samym roku opad mgły zauważało i liczenie lat nowej ery zaczęło - co było nieocenione we wzajemnych kontaktach na poziomie dyplomatycznym i spisywaniu wszelkich umów.
W kwestii dzielenia znanej już pomgielnej historii na pewne okresy, skrzaty stosują tu "Czas Dziedzicowy". Panowanie jednego dziedzica (o ile jest bardzo długie) lub dwóch-trzech dziedziców z jednej dynastii stanowi jeden okres historyczny. Wyjątkiem są tu rządy "Dziedziców Wiecowych" sprzed opadu Szarej Mgły hurtowo łączone w jeden okres oraz rządy Ozzi'Roxa'Lany, której rządów nie chciano łączyć z rządami dziedziców poprzedniej dynastii, ani z rządami jej następcy i wnuka skoro sam rządził aż 60 lat. Czy rządy Heen'a 1. będą w historiografii łączone w jeden okres z rządami dwóch jego poprzedników, czy zapoczątkują nowy okres historyczny - na ta chwilę nie wiadomo. Wszystko zależeć będzie z pewnością od długości tego panowania, tego jak zapisze się w kronikach i czy po nim nie nastapi kolejna zmiana dynastii dzierżącej tytuł dziedzicowy.
W kwestii dzielenia znanej już pomgielnej historii na pewne okresy, skrzaty stosują tu "Czas Dziedzicowy". Panowanie jednego dziedzica (o ile jest bardzo długie) lub dwóch-trzech dziedziców z jednej dynastii stanowi jeden okres historyczny. Wyjątkiem są tu rządy "Dziedziców Wiecowych" sprzed opadu Szarej Mgły hurtowo łączone w jeden okres oraz rządy Ozzi'Roxa'Lany, której rządów nie chciano łączyć z rządami dziedziców poprzedniej dynastii, ani z rządami jej następcy i wnuka skoro sam rządził aż 60 lat. Czy rządy Heen'a 1. będą w historiografii łączone w jeden okres z rządami dwóch jego poprzedników, czy zapoczątkują nowy okres historyczny - na ta chwilę nie wiadomo. Wszystko zależeć będzie z pewnością od długości tego panowania, tego jak zapisze się w kronikach i czy po nim nie nastapi kolejna zmiana dynastii dzierżącej tytuł dziedzicowy.
.

"Wielka Kronika Puszczy" rozpoczęta w roku 1.
Ostatnio zmieniony wt kwie 06, 2021 9:26 am przez Kocurrrek, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Encyklopedia [historia]
CZAS MGŁY / CZASY DZIEDZICÓW WIECOWYCH
(od 10 roku przed opadnięciem Szarej Mgły do 27 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
.(od 10 roku przed opadnięciem Szarej Mgły do 27 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
ABBC3_SPOILER_SHOW
"Siedemnaście wojen z dzikimi skrzatami" używane zwyczajowo w historii skrzatów, jest określeniem nieprecyzyjnym. W ten sposób liczy się czasy poszczególnych starć, skupiających poszczególne bitwy i potyczki jako oddzielne wojny, przedzielane okresami względnego spokoju. Dziś częściej mówi się o jednej wojnie trwającej około dwudziestu lat, podzielonej na trzy fazy. Pierwsza (lub pierwsze trzy wojny, jak chcą inni) to było ścieranie się w Zagajnikowej Krainie (w dzisiejszym Derinie) uciekinierów z zachodniej części kontynentu z tubylcami. Dzikie klany żyjące w tej rubieży Wielkiej Puszczy nie były liczne i choć to one zaczęły walki, wkrótce okazało się, że nie mają szans z licznie przybywającą skrzacią diasporą. Część 'dzikich' padła w boju, część uciekła za rzekę do Lasu Zajęcy, a część wybrała asymilację z cywilizowanymi przybyszami.
Zagajniki rubieży choć dawały ochronę przed Szarą Mgłą to nie tak dobrą jak zwarte lasy głębi puszczy, a i uciekinierów skrzatów było coraz więcej. Tak doszło do wkroczenia do Lasu Zajęcy i drugiej fazy walk (lub kolejnych trzynastu wojen) trwającej blisko piętnaście lat. W tym okresie cywilizowane skrzaty przegrywały większość starć z dzikimi pobratymcami bijącymi się na własnym terenie, a i straty zadawane przez driady polujące na nie były dotkliwe. Skrzaty są jednak uparte, a i lepiej było ryzykować kolejne przegrane z dzikusami, niż pewną śmierć od mgły. Dlatego choć cywilizowana diaspora przegrywała starcia - parła naprzód okupując bezpieczne od mgły partie lasu srogą daniną krwi. Ten okres zakończył się blisko dwuletnim pokojem, w którym i przybysze i tubylcy nawet handlowali ze sobą, są też potwierdzone informacje o zawieraniu nielicznych małżeństw (to dlatego część historyków nie zgadza się z 'fazami' wojny wskazując ten okres jako czas stałego pokoju). W tym czasie południowa, wschodnia i część środkowej części Lasu Zajęcy przypadły diasporze przybyszów, a północ i wybrzeża dzikim klanom.
Ten stan nie mógł trwać wiecznie i wkrótce doszło do fazy trzeciej (lub ostatniej, finalnej wojny), choć tu nie da się jednoznacznie stwierdzić kto zaczął i dlaczego. Cywilizowane skrzaty świadome poprzednich porażek, uznały pełne zjednoczenie się jako najlepszą drogę do wygrania walk z dzikimi pobratymcami. Do tej pory każda osada walczyła na własną rękę co było głównym czynnikiem strat i ogromnej daniny krwi płaconej za zdobywane tereny. W poprzednich wojnach o Las Zajęcy diaspora uciekinierów po prostu wypychała 'dzikich' swą liczebnością i ciężko było mówić o sukcesie opanowania części lasu, gdy cena za to była po prostu tragiczna. Obrano jednego wodza wszystkich osad i komun, który miał do dyspozycji całą siłę militarną skrzacich przybyszów. Urząd ten nazwano "Dziedzicem" ("Daddi"). W dziesięciu bitwach i większych potyczkach pierwszy Dziedzic wprost zmasakrował wojów dzikich klanów i to nie tylko w Lesie Zajęcy, ale i w Lesie Entowej Dumy, śmiałym rajdem prowadząc swe wojska w tamten rejon. Choć trwała już wojna skrzatów z drzewcami (co angażowało część sił), to zwycięstwa nad 'dzikimi' były wprost rzeziami. Po raz pierwszy nie tylko pokazała się zjednoczona potęga diaspory, ale i została zastosowana taktyka uderzeń w głąb terenów wroga, zamiast walk nadgranicznych o opanowywanie kolejnych zagajników. Dla dzikich skrzatów było to doświadczenie po prostu przerażające. Część w końcu uciekła na Zajezierze, a reszta skapitulowała poddając się cywilizowanym skrzatom.
Nie można mówić o tym, że nastał pokój, bo trwała już wojna z drzewcami. Przed nadejściem Szarej Mgły Driady rzadko miały możliwość złapania zmyślnych i będących u siebie dzikich skrzatów, zatem przybycie uciekinierów do lasu było niczym podsunięcie im pod nos suto zastawionego stołu. Cywilizowane skrzaty porywane były dziesiątkami i setkami na R'ngh i właściwie od początku walczyły z driadami we własnej obronie. To sprawia, że ciężko uznać kiedy tak naprawdę zaczęła się wojna z Druhu. Są trzy podejścia do tej kwestii: 1. od początku, gdy pierwszy cywilizowany skrzat postawił nogę w lesie i został porwany przez driadę, 2. od kiedy Dziedzic użył zorganizowanych sił całej diaspory do walki z drzewcami równolegle do walk z 'dzikimi', 3. kiedy ogłoszono Jihad. Większość historyków skłania się ku trzeciej opcji, bo było to ważne wydarzenie dla skrzatów. Drugi Dziedzic doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia ze strony driad. Las nie mógł być nazywany domem dopóki wszędzie czaiło się tak wielkie, drzewne niebezpieczeństwo i rasa nie tyle chcąca przestrzeni życiowej, co żyć i krwi skrzatów. Daddi 2. ogłosił zatem w Sin'na Fak'Ap wojnę totalną, do całkowitego i ostatecznego wyniszczenia. Jihad. Wojna ta była wyjątkowo brutalna i zginęło wielu skrzatów, ale i driady padały w tym boju, a i w całej wojnie skrzaty ubiły nawet cztery enty. Problem w tym, że drzewce rozmnażały się rzadko i wolno i każda śmierć Druhu była im ciężka do przełknięcia. Do tego już przez wieki driady zauważyły, że z rzadka łapane dzikie skrzaty nie nadają się na R'ngh, a przybycie cywilizowanej diaspory małego ludu było możliwością masowego sprawdzania i eksperymentowania, czy rytuał na takim jeńcu ma jednak jakąkolwiek szansę na przyniesienie skutku. Po ćwierć wieku takich prób, gdzie żadne drzewko L'nt karmione krwią i duszami skrzatów nie przebudziło się w prawdziwego Druhu - driady w końcu pogodziły się, że z tego nic nie będzie. Wojna ze skrzatami i straty nie miały żadnego sensu, a wszak już przez stulecia driady i enty żyły obok malutkiej rasy i nic im ona nie przeszkadzała. To enty zainicjowały rozmowy pokojowe, które doprowadziły do zawieszenia broni. Skrzaty postawiły trzy warunki - 1. żaden Druhu nie będzie więcej polował na skrzaty, 2. drzewce poprzysięgną obronę siedlisk skrzatów w Wielkiej Puszczy, 3. drzewce poddadzą się władzy skrzatów. Dziś mówi się, że drugi z warunków wynikał nie tylko z chęci zapewnienia sobie ochrony na przyszłość, ale z przyzwyczajenia, że w miejscu gdzie żyją skrzaty - żyją też przedstawiciele innych ras zapewniający ochronę domostwa. Trzeci z warunków wynikał ze skrzaciej megalomanii i od dawna panującego wśród tej rasy fantastycznego podejścia do swojego rozumienia świata, że to w domostwach większych ras one były najważniejsze dbając o dobrobyt. Oczywiście to dla drzewców było za dużo i walki rozgorzały z nową siłą.
Jednakże najbardziej wykrwawione komuny driad z Zajęczego Lasu zaczęły lokalnie przystawać na ten układ, bo miały dosyć tej wojny, której nie mogły wygrać z rasą stukroć liczniejszą i upartą do przesady. Enty z tego lasu też po naradzie zaakceptowały warunki, ale postawiły swoje: 1. Drzewce będą wierne tylko jednemu skrzatowi, 2. ten jeden skrzat będzie w co ważniejszych kwestiach musiał zgadzać się z opinią wielkiego kręgu entów. Gdy obie strony doszły do porozumienia, coraz liczniejsze drzewce akceptowały porozumienie zawierane oficjalnie jako "Braterstwo Wielkiej Puszczy. Opierała się jedynie część entów i driad z Lasu Entowej Dumy, ale byli coraz mniej liczni, a skrzaty w swym Jihad całkowicie nieustępliwe. W końcu szamani entów z Lasu Dumy zaakceptowali układ ale pod dodatkowymi warunkami - 1. skrzaty nie będą wycinać żadnych drzew w Wielkiej Puszczy bez zezwolenia Druhu, 2. będą bronić jej przed innymi co chcieliby to robić.
Skrzaty na to skwapliwie przystały i akt braterstwa w zachodnich lasach dokonał się całkowicie. Wspomnieć należy tu niechęć entów do zbierania się w jednym miejscu i porzucanie dla takiego wiecu wypasania drzew lub dbania o Yggdrasil, zatem niejaka kontrola władzy Dziedzica przez enty... pozostała jedynie pustosłowiem. Jednak akt braterstwa i jego warunki wymusiły pozostawienie urzędu Dziedzica, który miał do tej pory być jedynie na czas wojen ustanowiony. Tak tedy w drugiej dekadzie po opadnięciu Szarej Mgły w zachodniej części puszczy zapanował pokój, a skrzaty na stałe skonsolidowały się pod jednowładzą Dziedziców. Część nie chciała tego zaakceptować i opuściła las, aby żyć jak przodkowie w domostwach większych ras, skoro Szara Mgła odeszła. Większość jednak nie miała zamiaru opuszczać puszczy bojąc się, że mgła powróci, a także będąc już mocno związana z tymi lasami, w którą wsiąkło tyle skrzaciej krwi przelanej w czasie walk o azyl z dzikimi i o przetrwanie z drzewcami.
Zagajniki rubieży choć dawały ochronę przed Szarą Mgłą to nie tak dobrą jak zwarte lasy głębi puszczy, a i uciekinierów skrzatów było coraz więcej. Tak doszło do wkroczenia do Lasu Zajęcy i drugiej fazy walk (lub kolejnych trzynastu wojen) trwającej blisko piętnaście lat. W tym okresie cywilizowane skrzaty przegrywały większość starć z dzikimi pobratymcami bijącymi się na własnym terenie, a i straty zadawane przez driady polujące na nie były dotkliwe. Skrzaty są jednak uparte, a i lepiej było ryzykować kolejne przegrane z dzikusami, niż pewną śmierć od mgły. Dlatego choć cywilizowana diaspora przegrywała starcia - parła naprzód okupując bezpieczne od mgły partie lasu srogą daniną krwi. Ten okres zakończył się blisko dwuletnim pokojem, w którym i przybysze i tubylcy nawet handlowali ze sobą, są też potwierdzone informacje o zawieraniu nielicznych małżeństw (to dlatego część historyków nie zgadza się z 'fazami' wojny wskazując ten okres jako czas stałego pokoju). W tym czasie południowa, wschodnia i część środkowej części Lasu Zajęcy przypadły diasporze przybyszów, a północ i wybrzeża dzikim klanom.
Ten stan nie mógł trwać wiecznie i wkrótce doszło do fazy trzeciej (lub ostatniej, finalnej wojny), choć tu nie da się jednoznacznie stwierdzić kto zaczął i dlaczego. Cywilizowane skrzaty świadome poprzednich porażek, uznały pełne zjednoczenie się jako najlepszą drogę do wygrania walk z dzikimi pobratymcami. Do tej pory każda osada walczyła na własną rękę co było głównym czynnikiem strat i ogromnej daniny krwi płaconej za zdobywane tereny. W poprzednich wojnach o Las Zajęcy diaspora uciekinierów po prostu wypychała 'dzikich' swą liczebnością i ciężko było mówić o sukcesie opanowania części lasu, gdy cena za to była po prostu tragiczna. Obrano jednego wodza wszystkich osad i komun, który miał do dyspozycji całą siłę militarną skrzacich przybyszów. Urząd ten nazwano "Dziedzicem" ("Daddi"). W dziesięciu bitwach i większych potyczkach pierwszy Dziedzic wprost zmasakrował wojów dzikich klanów i to nie tylko w Lesie Zajęcy, ale i w Lesie Entowej Dumy, śmiałym rajdem prowadząc swe wojska w tamten rejon. Choć trwała już wojna skrzatów z drzewcami (co angażowało część sił), to zwycięstwa nad 'dzikimi' były wprost rzeziami. Po raz pierwszy nie tylko pokazała się zjednoczona potęga diaspory, ale i została zastosowana taktyka uderzeń w głąb terenów wroga, zamiast walk nadgranicznych o opanowywanie kolejnych zagajników. Dla dzikich skrzatów było to doświadczenie po prostu przerażające. Część w końcu uciekła na Zajezierze, a reszta skapitulowała poddając się cywilizowanym skrzatom.
Nie można mówić o tym, że nastał pokój, bo trwała już wojna z drzewcami. Przed nadejściem Szarej Mgły Driady rzadko miały możliwość złapania zmyślnych i będących u siebie dzikich skrzatów, zatem przybycie uciekinierów do lasu było niczym podsunięcie im pod nos suto zastawionego stołu. Cywilizowane skrzaty porywane były dziesiątkami i setkami na R'ngh i właściwie od początku walczyły z driadami we własnej obronie. To sprawia, że ciężko uznać kiedy tak naprawdę zaczęła się wojna z Druhu. Są trzy podejścia do tej kwestii: 1. od początku, gdy pierwszy cywilizowany skrzat postawił nogę w lesie i został porwany przez driadę, 2. od kiedy Dziedzic użył zorganizowanych sił całej diaspory do walki z drzewcami równolegle do walk z 'dzikimi', 3. kiedy ogłoszono Jihad. Większość historyków skłania się ku trzeciej opcji, bo było to ważne wydarzenie dla skrzatów. Drugi Dziedzic doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia ze strony driad. Las nie mógł być nazywany domem dopóki wszędzie czaiło się tak wielkie, drzewne niebezpieczeństwo i rasa nie tyle chcąca przestrzeni życiowej, co żyć i krwi skrzatów. Daddi 2. ogłosił zatem w Sin'na Fak'Ap wojnę totalną, do całkowitego i ostatecznego wyniszczenia. Jihad. Wojna ta była wyjątkowo brutalna i zginęło wielu skrzatów, ale i driady padały w tym boju, a i w całej wojnie skrzaty ubiły nawet cztery enty. Problem w tym, że drzewce rozmnażały się rzadko i wolno i każda śmierć Druhu była im ciężka do przełknięcia. Do tego już przez wieki driady zauważyły, że z rzadka łapane dzikie skrzaty nie nadają się na R'ngh, a przybycie cywilizowanej diaspory małego ludu było możliwością masowego sprawdzania i eksperymentowania, czy rytuał na takim jeńcu ma jednak jakąkolwiek szansę na przyniesienie skutku. Po ćwierć wieku takich prób, gdzie żadne drzewko L'nt karmione krwią i duszami skrzatów nie przebudziło się w prawdziwego Druhu - driady w końcu pogodziły się, że z tego nic nie będzie. Wojna ze skrzatami i straty nie miały żadnego sensu, a wszak już przez stulecia driady i enty żyły obok malutkiej rasy i nic im ona nie przeszkadzała. To enty zainicjowały rozmowy pokojowe, które doprowadziły do zawieszenia broni. Skrzaty postawiły trzy warunki - 1. żaden Druhu nie będzie więcej polował na skrzaty, 2. drzewce poprzysięgną obronę siedlisk skrzatów w Wielkiej Puszczy, 3. drzewce poddadzą się władzy skrzatów. Dziś mówi się, że drugi z warunków wynikał nie tylko z chęci zapewnienia sobie ochrony na przyszłość, ale z przyzwyczajenia, że w miejscu gdzie żyją skrzaty - żyją też przedstawiciele innych ras zapewniający ochronę domostwa. Trzeci z warunków wynikał ze skrzaciej megalomanii i od dawna panującego wśród tej rasy fantastycznego podejścia do swojego rozumienia świata, że to w domostwach większych ras one były najważniejsze dbając o dobrobyt. Oczywiście to dla drzewców było za dużo i walki rozgorzały z nową siłą.
Jednakże najbardziej wykrwawione komuny driad z Zajęczego Lasu zaczęły lokalnie przystawać na ten układ, bo miały dosyć tej wojny, której nie mogły wygrać z rasą stukroć liczniejszą i upartą do przesady. Enty z tego lasu też po naradzie zaakceptowały warunki, ale postawiły swoje: 1. Drzewce będą wierne tylko jednemu skrzatowi, 2. ten jeden skrzat będzie w co ważniejszych kwestiach musiał zgadzać się z opinią wielkiego kręgu entów. Gdy obie strony doszły do porozumienia, coraz liczniejsze drzewce akceptowały porozumienie zawierane oficjalnie jako "Braterstwo Wielkiej Puszczy. Opierała się jedynie część entów i driad z Lasu Entowej Dumy, ale byli coraz mniej liczni, a skrzaty w swym Jihad całkowicie nieustępliwe. W końcu szamani entów z Lasu Dumy zaakceptowali układ ale pod dodatkowymi warunkami - 1. skrzaty nie będą wycinać żadnych drzew w Wielkiej Puszczy bez zezwolenia Druhu, 2. będą bronić jej przed innymi co chcieliby to robić.
Skrzaty na to skwapliwie przystały i akt braterstwa w zachodnich lasach dokonał się całkowicie. Wspomnieć należy tu niechęć entów do zbierania się w jednym miejscu i porzucanie dla takiego wiecu wypasania drzew lub dbania o Yggdrasil, zatem niejaka kontrola władzy Dziedzica przez enty... pozostała jedynie pustosłowiem. Jednak akt braterstwa i jego warunki wymusiły pozostawienie urzędu Dziedzica, który miał do tej pory być jedynie na czas wojen ustanowiony. Tak tedy w drugiej dekadzie po opadnięciu Szarej Mgły w zachodniej części puszczy zapanował pokój, a skrzaty na stałe skonsolidowały się pod jednowładzą Dziedziców. Część nie chciała tego zaakceptować i opuściła las, aby żyć jak przodkowie w domostwach większych ras, skoro Szara Mgła odeszła. Większość jednak nie miała zamiaru opuszczać puszczy bojąc się, że mgła powróci, a także będąc już mocno związana z tymi lasami, w którą wsiąkło tyle skrzaciej krwi przelanej w czasie walk o azyl z dzikimi i o przetrwanie z drzewcami.

"Pobratymcy witający w puszczy skrzacią diasporę" - Pen'Tsel Matt'ey'Koo, r. 163

"Starcie z driadą" - Van'Tebli Pic'as'Soo, r. 181
(jeden ze słynniejszych obrazów stylu lustrzanego)
Pierwsi Dziedzice obierani byli przez wiec głów klanów i rodów wszystkich skrzatów w Lesie Zajęcy i musiało być to strasznie traumatyczne doświadczenie dla każdego, kto musiał to oglądać. Kłótniom nie było końca, bo oczywiście każdy chciał przewodzić zjednoczonej armii skrzatów. Kłótnie, bójki, permanentne awantury - tak rodził się urząd jednowładczy. Oczywiście szansę na wybór mieli tylko ci, co cieszyli się największą powagą, a zatem skrzaty przewodzące klanom, co były już dosyć posunięte w latach, jednocześnie ukuto tradycję, że wódz osobiście wiedzie wojska do boju. Dlatego w ciągu pierwszych siedmiu lat było aż czterech Dziedziców, z których trzech ginęło w walce. To zmieniono dopiero po wyborze czwartego Dziedzica, gdy dwóch poprzednich zmarło w boju prowadząc wojska w pierwszej linii i zginęli odpowiednio: po dwóch latach i po kilku miesiącach sprawowania wodzostwa. Układ braterstwa z drzewcami i wynikający z niego przymus niejako ewolucji wodzowskiego tytułu Dziedzica w jednowładczy, wymusił też rozwikłanie problemu następstwa i obieralności takiej władzy. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że choć po srogich, długich awanturach, to udawało się wybrać Dziedzica jedynie wskutek potrzeby wojennej. W czasie pokoju wiec głów klanów i rodów prędzej pozjadałby własne onuce, niż doszedł do konsensusu w sprawie wyboru kolejnego władcy. Zdecydowano zatem (też zresztą po miesięcznej awanturze wiecowej), że urząd Dziedzica będzie dziedziczny i po śmierci władcy przechodzący na jego brata, lub najstarszego syna. Miało to obowiązywać od następnego, bo Daddi 4. miał nominować następcę zamiast wiecu, ale spoza własnego rodu. Przez kilka lat Daddi 4. żył zatem jak pączek w maśle, nie tylko dlatego, że został jednowładcą we wszystkich aspektach (nie tylko wojskowym, jak dotychczas), ale dlatego, że właściwie wszystkie najpotężniejsze klany przychylały mu nieba, aby nominacja dotyczyła kogoś z ich rodów. Do dziś Daddi'Luky'Bastaard uznawany jest za najszczęśliwszego skrzata w historii dziejów. W tej jego szczęśliwości, należy wskazać, że to za jego wodzostwa zarzucono prowadzenie wojsk do boju przez wodza w pierwszej linii, przez co jego władza trwała nie kilka miesięcy lub lat, a ponad trzy dekady.
Zaznaczyć należy, że urząd Dziedzica zapoczątkowany jako 'dowódca wojsk', był z bardzo dawnych tradycji wzięty, kiedy to wojowali tylko mężczyźni. Już podczas walk z dzikimi skrzatami i drzewcami równość płci o wiele większa była, co widać było choćby po osobie Daddi'ego 2., na którego wybrana została szanowana skrzatka Winna'Rydder. Tradycjonaliści jednak odmawiali tytułowania jej "Dziedzicówka", uznając, że takie fanaberie językowe nie przystoją powadze urzędu i zarówno Winna' jak i inne władczynie w historii skrzatów zawsze używał męskiej tytulatury Dziedzica.
Zaznaczyć należy, że urząd Dziedzica zapoczątkowany jako 'dowódca wojsk', był z bardzo dawnych tradycji wzięty, kiedy to wojowali tylko mężczyźni. Już podczas walk z dzikimi skrzatami i drzewcami równość płci o wiele większa była, co widać było choćby po osobie Daddi'ego 2., na którego wybrana została szanowana skrzatka Winna'Rydder. Tradycjonaliści jednak odmawiali tytułowania jej "Dziedzicówka", uznając, że takie fanaberie językowe nie przystoją powadze urzędu i zarówno Winna' jak i inne władczynie w historii skrzatów zawsze używał męskiej tytulatury Dziedzica.
Dziedzice Mgielni/Wiecowi:
- Daddi'Obi'Wan, jako Daddi' 1. [ur. -55 zm. -6] panowanie od -10 r. do -6 r.
- Daddi'Winna'Rydder, jako Daddi' 2. [ur. -50 zm. -4] panowanie od -5 r. do -4 r.
- Daddi'Harr'Ald, jako Daddi' 3. [ur. -52 zm. -4] panowanie od -4 r. do -4 r.
- Daddi'Luky'Bastaard, jako Daddi' 4. [ur. -40 zm. -27] panowanie od -4 r. do 27 r.

"Diadem Dziedzicowy" z czasów mgielnych, do dziś będący insygnium władzy Dziedzica
Re: Encyklopedia [historia]
CZASY PIERWSZEJ DYNASTII
(od 27 roku do 42 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
.(od 27 roku do 42 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
ABBC3_SPOILER_SHOW
Wypędzenie dzikich skrzatów na Zajezierze (względnie wchłonięcie części klanów wybierających drogę asymilacji z przybyszami) oraz zawarcie braterstwa z Druhu, doprowadziły do pierwszego od dziesięcioleci czasu spokoju w społeczeństwie skrzatów. Po raz pierwszy w historii skrzaty nie musiały się kryć przed nikim i obawiać, że ktoś mógłby chcieć uczynić im krzywdę, no może za wyjątkiem niektórych gatunków fauny leśnej, która opierała się wpływowi driad. Doprowadziło to do prawdziwej euforii i rozkwitu życia skrzaciego w lesie, ale niestety nie zakończyło rozlewu krwi. Skrzaty same w sobie były istotami posiadające magiczne zdolności, ale od czasu wielkiej mgły zaczęły się ujawniać również talenty do 'plecienia magii', lub tak zwanej pospolicie: 'czarodajności'. Najwięcej talentów magicznych rodziło się w tych klanach, które najdłużej spędziły czasu w Szarej Mgle, czy to wskutek długiej drogi do lasu, czy też z innych przyczyn. Nic więc dziwnego, ze co bardziej tradycjonalistyczne skrzaty głosiły to wręcz mgłowym przekleństwem. Póki jednak skrzaci magicy dawali odpór dzikim szamanom, to przymykano na to oko, ale w czasie wojny z entami tej 'czarodajnej' pomocy zabrakło. Pospólstwo nie wiedziało o układzie jaki skrzaci czarownicy zawarli z kręgiem entów-szamanów, o nie używaniu w tej wojnie magii przeciw swoim rasom. Dla wszystkich nie było widoczne to, że wróg nie czaruje, a jedynie to, że "nasi nie pomagają!" Nic dziwnego, że po zawarciu braterstwa z Druhu i zakończeniu wojen, akcje magików w społeczeństwie wysoko nie stały. Przerażało też to, w jaki sposób się objawiało przebudzenie magicznego talentu. Młode skrzatki (bo najczęściej przebudzenie objawiało się przed 20 rokiem życia i trzykrotnie częściej wśród kobiet) czasem eksplozją magicznej mocy demolowały nie tylko domy rodzinne, ale i większe siedliszcza. W końcu zaś - gdy zabrakło wrogów z którymi trzeba było walczyć o życie, i/lub kogoś kogo trzeba się obawiać... padło na obdarzonych talentami magicznymi.
Z początku wszystko zamykało się w nieprzychylności i rzadkimi bo rzadkimi, ale odnotowywanymi przypadkami wypędzeń ze skrzacich siedlisk całych rodzin, w których zanotowano przebudzenie mocy. Potem dochodziło nawet do samosądów i to nie zawsze "czarodajni" byli ich celami, bo tych nigdy jakoś wielu nie było, a i bronić się umieli. Dostawało się za to obficie wioskowym zaklinaczom, czy osobom po prostu jedynie oskarżonym o paranie się czarami. W tym czasie troje najbardziej znanych magów w Dziedzinie schroniło się na dworze dziedzica, bo tam mogli liczyć na ochronę. Co innego pospólstwo coraz bardziej zawzięte i mordujące "fiećmy", co innego władca mający równiej pod kopułą niż opętany amokiem tłum. Niestety magicy przeliczyli się, bo Dziedzic Vili' 1. był nader arbitralny i łatwo dawał się poddawać emocjom płynącym z ludu, bo na tym widział możliwość opierania legitymizacji bardzo świeżej, dziedzicowej władzy. A może powód stanięcia po stronie ludowych oszołomych była bardziej prozaiczna. W jednej ludowej przyśpiewce jest o tym, ze czarodziejka odmówiła władcy dupy za co się zeźlił. Nim trójka czarodziejów zorientowała się, że uchodząc na dwór na Sin'na Fak'Ap trafili jak z deszczu pod rynnę - zostali pojmani i szybko z nimi się Vili' 1. rozprawił. Jedną czarodziejkę spalił, drugą utopił, a ich konfratra poddał przed śmiercią torturom i pozbawione członków resztki po prostu obwiesił na jednym ze starszych dębów. Skrzaty uznały to za ostateczne przyzwolenie na wyplenienie magii na całego. Powstały nawet istne sekty łowców czarownic głoszące, ze "czarodajność to podniesienie ręki na świętość skrzacią!". Tłumaczono to w ten sposób, że magia przez wieki, właściwie od zawsze pomagała przetrwać w społeczeństwach większych ras poprzez magiczną zdolność do znikania, a starania by ta magię okiełznywać i zmuszać do służenia sobie w jakichś czarach czy zaklęciach - to świętokradztwo. Przez kolejne lata tropiono i zabijano te wszystkie biedna skrzaty, które miały nieszczęście, że rzucono na nie choćby cień podejrzeń o paranie się magią. Oczywiście wiele rzucanych było bezpodstawnie.
Panowanie pierwszej dynastii zgodnie prześladującej magików i zwanej zbiorczo "czarobójcami", nie zamknęło się jednak w tych tragicznych i nie do pomyślenia jak na dzisiejsze czasy wydarzeniach wewnętrznych. Drugim ważnym aspektem podczas władzy pierwszych niewiecowych Dziedziców, było opanowywanie Zajezierza. Od czasu zakończenia bratobójczej wojny żyły tam dzikie klany, które uszły przed cywilizowanymi przybyszami, ale we wschodniej części Zajezierza, bliżej Aniudnej i lasów Ventalów były niezliczone osiedla skrzaciej diaspory, która przybyła do Wielkiej Puszczy ze wschodniej części kontynentu. Zajezierskie dzikusy żyły z Dziedziną w stanie permanentnej wojny, zaś Zajezierskie cywilizowane skrzaty wschodu, starały się w ogóle przeżyć w walce z o wiele niebezpieczniejszą fauną, z driadami odławiającymi wciąż tam jeszcze mały lud i z wymienionymi wcześniej dzikusami. To właśnie cywilizowane skrzaty ze wschodu stające twardo wszystkim wrogom i okolicznościom w końcu poprosiły Dziedzinę o pomoc, a panujący wtedy Freddi' 1. Ogłosił zaciąg do ochotniczych hufców na tak zwaną "Wojnę Pajęczą".
W tamtych czasach w lasach zajezierza roiło się od ogromnych pająków. Bydlęta i dla większych ras mogły być sporym zagrożeniem, bo Ventalom potrafiły sięgać i powyżej kolan, a czym takiej wielkości pająk był dla niewielkiego skrzata - łatwo sobie wyobrazić. Zresztą na tym się nie kończyło. Wschodnie wybrzeża Wielkiego Jeziora były ulubionym terenem wydr, a okoliczne lasy - wszelkich łasicowatych. Te gatunki miały jakąś nadnaturalną, wrodzoną odporność na wpływ driad i drzewne panie nie potrafiły wymóc na tych drapieżnikach by skrzatów nie krzywdziły. Słowem - co tylko w Zajezierzu żyło, zdawało się chcieć zabijać „mały lud”… nawet „mały lud” tam żyjący, bo dzikusy zawzięte były za wypędzenie ich z zachodnich lasów. Całe panowanie Freddi'ego 1. i Freddi'ego 2. prócz polowań na czarownice wypełniły zatem liczne "Wyprawy Zajezierskie", w celu pomocy cywilizowanym pobratymcom ze wschodu, oczyszczenia Zajezierza z wszelkiego dybiącego na skrzacie żywoty świństwa, pacyfikowania dzikich i zawierania lokalnych paktów braterskich z żyjącymi na wschodzie Druhu. Najbardziej słynna była "Trzecia wyprawa Zajezierska", w której znany heros i dowódca ochotniczych hufców Lwi'Seerc dokonał istnego pogromu nadjeziornych łasic i tchórzofretek oraz śmiałymi rajdami wyplenił sto siedemdziesiąt gniazd wielkich pająków, ale też niechlubnego dopuścił się czynu - kompletnej rzezi dzikich klanów po zdobyciu ich głównej osady istniejącej w miejscu dzisiejszego Therf'na Elo'Bro.
.Z początku wszystko zamykało się w nieprzychylności i rzadkimi bo rzadkimi, ale odnotowywanymi przypadkami wypędzeń ze skrzacich siedlisk całych rodzin, w których zanotowano przebudzenie mocy. Potem dochodziło nawet do samosądów i to nie zawsze "czarodajni" byli ich celami, bo tych nigdy jakoś wielu nie było, a i bronić się umieli. Dostawało się za to obficie wioskowym zaklinaczom, czy osobom po prostu jedynie oskarżonym o paranie się czarami. W tym czasie troje najbardziej znanych magów w Dziedzinie schroniło się na dworze dziedzica, bo tam mogli liczyć na ochronę. Co innego pospólstwo coraz bardziej zawzięte i mordujące "fiećmy", co innego władca mający równiej pod kopułą niż opętany amokiem tłum. Niestety magicy przeliczyli się, bo Dziedzic Vili' 1. był nader arbitralny i łatwo dawał się poddawać emocjom płynącym z ludu, bo na tym widział możliwość opierania legitymizacji bardzo świeżej, dziedzicowej władzy. A może powód stanięcia po stronie ludowych oszołomych była bardziej prozaiczna. W jednej ludowej przyśpiewce jest o tym, ze czarodziejka odmówiła władcy dupy za co się zeźlił. Nim trójka czarodziejów zorientowała się, że uchodząc na dwór na Sin'na Fak'Ap trafili jak z deszczu pod rynnę - zostali pojmani i szybko z nimi się Vili' 1. rozprawił. Jedną czarodziejkę spalił, drugą utopił, a ich konfratra poddał przed śmiercią torturom i pozbawione członków resztki po prostu obwiesił na jednym ze starszych dębów. Skrzaty uznały to za ostateczne przyzwolenie na wyplenienie magii na całego. Powstały nawet istne sekty łowców czarownic głoszące, ze "czarodajność to podniesienie ręki na świętość skrzacią!". Tłumaczono to w ten sposób, że magia przez wieki, właściwie od zawsze pomagała przetrwać w społeczeństwach większych ras poprzez magiczną zdolność do znikania, a starania by ta magię okiełznywać i zmuszać do służenia sobie w jakichś czarach czy zaklęciach - to świętokradztwo. Przez kolejne lata tropiono i zabijano te wszystkie biedna skrzaty, które miały nieszczęście, że rzucono na nie choćby cień podejrzeń o paranie się magią. Oczywiście wiele rzucanych było bezpodstawnie.
Panowanie pierwszej dynastii zgodnie prześladującej magików i zwanej zbiorczo "czarobójcami", nie zamknęło się jednak w tych tragicznych i nie do pomyślenia jak na dzisiejsze czasy wydarzeniach wewnętrznych. Drugim ważnym aspektem podczas władzy pierwszych niewiecowych Dziedziców, było opanowywanie Zajezierza. Od czasu zakończenia bratobójczej wojny żyły tam dzikie klany, które uszły przed cywilizowanymi przybyszami, ale we wschodniej części Zajezierza, bliżej Aniudnej i lasów Ventalów były niezliczone osiedla skrzaciej diaspory, która przybyła do Wielkiej Puszczy ze wschodniej części kontynentu. Zajezierskie dzikusy żyły z Dziedziną w stanie permanentnej wojny, zaś Zajezierskie cywilizowane skrzaty wschodu, starały się w ogóle przeżyć w walce z o wiele niebezpieczniejszą fauną, z driadami odławiającymi wciąż tam jeszcze mały lud i z wymienionymi wcześniej dzikusami. To właśnie cywilizowane skrzaty ze wschodu stające twardo wszystkim wrogom i okolicznościom w końcu poprosiły Dziedzinę o pomoc, a panujący wtedy Freddi' 1. Ogłosił zaciąg do ochotniczych hufców na tak zwaną "Wojnę Pajęczą".
W tamtych czasach w lasach zajezierza roiło się od ogromnych pająków. Bydlęta i dla większych ras mogły być sporym zagrożeniem, bo Ventalom potrafiły sięgać i powyżej kolan, a czym takiej wielkości pająk był dla niewielkiego skrzata - łatwo sobie wyobrazić. Zresztą na tym się nie kończyło. Wschodnie wybrzeża Wielkiego Jeziora były ulubionym terenem wydr, a okoliczne lasy - wszelkich łasicowatych. Te gatunki miały jakąś nadnaturalną, wrodzoną odporność na wpływ driad i drzewne panie nie potrafiły wymóc na tych drapieżnikach by skrzatów nie krzywdziły. Słowem - co tylko w Zajezierzu żyło, zdawało się chcieć zabijać „mały lud”… nawet „mały lud” tam żyjący, bo dzikusy zawzięte były za wypędzenie ich z zachodnich lasów. Całe panowanie Freddi'ego 1. i Freddi'ego 2. prócz polowań na czarownice wypełniły zatem liczne "Wyprawy Zajezierskie", w celu pomocy cywilizowanym pobratymcom ze wschodu, oczyszczenia Zajezierza z wszelkiego dybiącego na skrzacie żywoty świństwa, pacyfikowania dzikich i zawierania lokalnych paktów braterskich z żyjącymi na wschodzie Druhu. Najbardziej słynna była "Trzecia wyprawa Zajezierska", w której znany heros i dowódca ochotniczych hufców Lwi'Seerc dokonał istnego pogromu nadjeziornych łasic i tchórzofretek oraz śmiałymi rajdami wyplenił sto siedemdziesiąt gniazd wielkich pająków, ale też niechlubnego dopuścił się czynu - kompletnej rzezi dzikich klanów po zdobyciu ich głównej osady istniejącej w miejscu dzisiejszego Therf'na Elo'Bro.

"Trylogia męczeńska" (zwana też ironicznie "Błogosławieństwem czarodajności") - Gwin'Taa "Bezrodowca", r. 191-200
"Spalenie Saab'Rina'y Dzikookiej" r. 191, "Tortury Villi'Gerd'a Żmijojęzyka" r. 196, "Kaźń Biri'Brani Przebiegłej" r. 200

"Zabawa w zajezierskim lesie" - Bess'Uch Va'an'Gog, r. 199
(jedna z ilustracji do "Historii Zajezierza" w stylu czarnobielnego symbolizmu).
Nominatem Daddi'Luky'Bastaard'a na następcę został Brook'Leen z rodu Newy'or'Keer'ów, którzy stali się pierwszą dynastią Dziedziców. Aby zaznaczyć odrębność nowego tytułu od "Dziedziców wojennych" wybieranych wiecowo, Brook'Leen przybrał urzędowe imię Vili', co zapoczątkowało nową tradycję - władcy od tej pory przybierali trzecie imię (wg wagi i kolejności używania - pierwsze) tzw. "panowania", aby odróżnić się od dziedziców wiecowych z czasów mgielnych, którzy tytuł dziedzica uznawali za imię. Tak tedy pierwszy z nowych Dziedziców zamiast Daddi'Brook'Leen, czyli Daddi 5. nazywał się Vili'Brook'Leen, lub zwyczajowo Vili' 1.
W czasie panowania pierwszej dynastii wynikł pierwszy kryzys sukcesyjny. Dziedziczenie urzędu przez najstarszego z rodzeństwa przed najstarszym dzieckiem wynikało z uznania, że starszy, doświadczony skrzat lepszy będzie u władzy niż młodszy, nieopierzony. Problem w tym, że zarówno Vili'1 jak i jego rodzeństwo Freddi' 1 i Freddi' 2., swoje panowanie rozpoczęli od wprowadzania własnych porządków całkowicie różnych od linii władzy poprzedników. Wszyscy troje panowali oczywiście dłużej niż pierwsi Dziedzice Wiecowi, ale na ledwie kilka lat rządów związanych z wywracaniem z początku wszystkiego do góry nogami średnio się skrzatom podobało. Wszystko skomplikował też fakt, że Freddi' 2. złożona chorobą i będąca na skraju śmierci nie miała żyjącego potomstwa, a i była najmłodszą i jedyną żyjąca z linii głównej Newj'or'Keeer'ów. Freddi' 2. skłócona ze swoimi bratankami nie chciała aby któryś z nich objął władzę po niej (złośliwa suka była jak wściekła łasica), toteż odwołała się do prawa nominacji następcy z czasów ostatniego dziedzica wiecowego, Daddi'ego 4. Wiec na to chętnie przystał, bo każdemu z co ważniejszych rodów zapachniało nominacją, ale Freddi 4. nie cieszyła się długo wchodzeniem jej na wszelkie sposoby w dupę, bo zmarła niedługo potem. Przed śmiercią nominowała całkiem młodą Meer'Curry'ę z rodu Burg'er'King'ów, która była faworytą władczyni (inni mówią wprost, że kochanką).
Tak zakończyły się rządy pierwszej dynastii, której władza nosiła znamiona nieudanych eksperymentów z niezbyt przychylnie odbieraną zasadą dziedziczenia najstarszego żyjącego członka rodu.
W czasie panowania pierwszej dynastii wynikł pierwszy kryzys sukcesyjny. Dziedziczenie urzędu przez najstarszego z rodzeństwa przed najstarszym dzieckiem wynikało z uznania, że starszy, doświadczony skrzat lepszy będzie u władzy niż młodszy, nieopierzony. Problem w tym, że zarówno Vili'1 jak i jego rodzeństwo Freddi' 1 i Freddi' 2., swoje panowanie rozpoczęli od wprowadzania własnych porządków całkowicie różnych od linii władzy poprzedników. Wszyscy troje panowali oczywiście dłużej niż pierwsi Dziedzice Wiecowi, ale na ledwie kilka lat rządów związanych z wywracaniem z początku wszystkiego do góry nogami średnio się skrzatom podobało. Wszystko skomplikował też fakt, że Freddi' 2. złożona chorobą i będąca na skraju śmierci nie miała żyjącego potomstwa, a i była najmłodszą i jedyną żyjąca z linii głównej Newj'or'Keeer'ów. Freddi' 2. skłócona ze swoimi bratankami nie chciała aby któryś z nich objął władzę po niej (złośliwa suka była jak wściekła łasica), toteż odwołała się do prawa nominacji następcy z czasów ostatniego dziedzica wiecowego, Daddi'ego 4. Wiec na to chętnie przystał, bo każdemu z co ważniejszych rodów zapachniało nominacją, ale Freddi 4. nie cieszyła się długo wchodzeniem jej na wszelkie sposoby w dupę, bo zmarła niedługo potem. Przed śmiercią nominowała całkiem młodą Meer'Curry'ę z rodu Burg'er'King'ów, która była faworytą władczyni (inni mówią wprost, że kochanką).
Tak zakończyły się rządy pierwszej dynastii, której władza nosiła znamiona nieudanych eksperymentów z niezbyt przychylnie odbieraną zasadą dziedziczenia najstarszego żyjącego członka rodu.
Pierwsza Dynastia (Newy'or'Keer):
- Vili'Brook'Leen, Vili' 1. [ur. -20 zm. 32] panowanie od 27 r. do 32 r.
- Freddi'Har'Leem, Freddi' 1. [ur. -23 zm. -36] panowanie od 32 r. do 36 r.
- Freddi'Manna'Hatta, Freddi' 2. [ur. -29 zm. 42] panowanie od -36 r. do 42 r.
.
"Róg Newy'or'Keer'ów" dodany do insygniów władzy za czasów pierwszej dynastii
Re: Encyklopedia [historia]
CZASY DRUGIEJ DYNASTII
(od 42 roku do 81 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
.(od 42 roku do 81 roku po opadnięciu Szarej Mgły)
ABBC3_SPOILER_SHOW
Blisko czterdzieści lat panowania dynastii Burg'er'Kingów (z czego większość przypadło władzy Freddi'ego 3.) było czasem kontynuacji "Wypraw Zajezierskich", ale w trochę zmienionej formie. Władczyni po naradach z uczonymi skrzatami doszła do wniosku, że nieprzyjazność terenów Zajezierza wynika z opanowania tamtego terenu przez złych magów będących kontynuatorami idei strasznego Katshchoora, którego enty zabiły w Lesie Entowej Dumy stulecia temu. Freddi' 3. ogłosiła zatem permanentną wojnę z zajezierskim złem wynikającym z przebrzydłej magii, na co ochoczo odpowiedziały najbardziej fanatycznie antymagiczne skrzaty. Przez kolejne 20 lat Zajezierze było miejscem gdzie skrzaci fanatyzm wykrwawiał się w walce z wielkimi pająkami, łasicowatymi i dzikimi klanami podobno "kierowanymi przez złych magów-szamanów". Jednocześnie w Lesie Zajęcy i Lesie Entowej dumy zaczęto karać śmiercią tych, którzy prześladowali inne skrzaty pod zarzutem praktykowania magii, gdy nie było dowodu na czarodajność zamordowanej ofiary. Nic zatem dziwnego, że coraz więcej najbardziej nieprzychylnych stosowaniu magii zaklęć wybierali zaciąg do ochotniczych hufców samozwańczego (bo nie ogłoszonego oficjalnie) Jihadu antymagii, które wyruszały do Zajezierza gdzie ginęły w ciężkich walkach. Kolejne badania uczonych pracujących pod mecenatem władczyni wskazały jasno, że wielkie pająki nie są naturalną częścią fauny lasu. Miały to być hodowane sztucznie i magiczne potwory tylko dla obrony Zajezierza przed tymi, którzy chcieliby zagrozić złym magom. Freddi' 3. od razu ogłosiła drugi w historii Dziedziny "Jihad na Wielkie Pająki i Złomagiczność", co jeszcze wzmocniło napływ ideologicznych szaleńców do ochotniczych hufców i wzrosły też ich zgony na Zajezierzu czy to w walce z pająkami, czy z dzikimi i łasicami, tchórzofretkami i wydrami. Do tej pory w Zajezierzu panowało krwawe szaleństwo, ale to co stało się po 'Jihad', przekroczyło wszelkie normy. Czasy krwawych walk z dzikimi w Lesie Zajęcy, czy wojny z Druhu zdawały się być przy "Zajezierskiej Rzeźni" bajkami dla dzieci. Pierwsze wobec tej nawały odpuściły dzikie skrzaty, które na wielkim wiecu spaliły wszystkich swoich szamanów i po prostu poddały się władzy Dziedzica. Łasicowate przetrzebione nieprzytomnie przestały być w wielu rejonach realnym problemem, a w roku 65 spalono ostatnie znane w historii gniazdo wielkich pająków.
Driady i Enty z Zajezierza patrzyły na to co się dzieje z istnym przerażeniem sięgającym ich korzeni, co bardziej wskazuje co tak naprawdę działo się w lasach na wschód od ujść Wielkiego Jeziora. Jeżeli rasa, która rozmnaża się poprzez rytualne mordy uważa, że kogoś popierdoliło w skali rzezi - to dalsze wyjaśnienia stają się zbędne. Enty i driadzie komuny z Zajezierza za zachętą Druhu z zachodniej części puszczy dokonywały aktów braterstwa poddając się władzy Dziedziny, gdy widziały do czego zdolny jest ten mały ludek. Ocenia się, że do symbolicznego momentu spalenia ostatniego gniazda wielkich pająków, w którym uczestniczyli też 'dzicy', a nad którego zgliszczami 'wschodnie skrzaty' znad Aniudnej uznały władzę Dziedzica - zginęło w ciągu kilkudziesięciu lat nawet do pół miliona skrzacich wojów, z czego duża część to najbardziej antymagiczni fanatycy. Znamienne jest, że było to dwa lata po ostatnim samosądzie w Dziedzinie gdzie celem mordu był skrzat publicznie pomówiony o czarodajność.
Nie można jednak powiedzieć aby czasy te zamykały się na "Zajezierskiej Rzeźni", bo był to pierwszy okres, gdy Skrzaty usadowione już w Dziedzinie zaczęły mieć większe kontakty z sąsiadami. Drwale z Derinu coraz częściej nachodzili zagajniki na zachodnim brzegu Ajumy, a i centaury od czasu do czasu sięgały po wyrąbywanie drewna z puszczy gdy na ich równinach go raczej nie było. Wobec trwającego Szaleństwa na Zajezierzu Freddi' 3. nie widziała realnej możliwości na wojnę z którymkolwiek z sąsiadów w pełnej skali (w obronie lasu) i postanowiła zawczasu na wszelki wypadek szukać sojuszników. Znalazła takich w Ventalach żyjących w Wielkiej Puszczy za Aniudną. Powiedzieć, że zawiązanie sojuszu w obronie Wielkiej Puszczy było uroczyste czy jakoś specjalnie ważne dla obu stron - to skłamać, ale znalazł się tam ważny podpunkt: Jarmarki Aniudnijskie, których odprawianie co roku miało być odnawianiem przymierza. W tym czasie zapewne żaden Vental nie chciałby ginąć za Skrzacie Lasy, ani skrzat za Bory Ventalskie, ale nawiązały się nici przyjaźni i porozumienia kute co roku na jarmarkach, które zresztą pokazały swą siłę w Wojnie Derińskiej kilkadziesiąt lat później.
.Driady i Enty z Zajezierza patrzyły na to co się dzieje z istnym przerażeniem sięgającym ich korzeni, co bardziej wskazuje co tak naprawdę działo się w lasach na wschód od ujść Wielkiego Jeziora. Jeżeli rasa, która rozmnaża się poprzez rytualne mordy uważa, że kogoś popierdoliło w skali rzezi - to dalsze wyjaśnienia stają się zbędne. Enty i driadzie komuny z Zajezierza za zachętą Druhu z zachodniej części puszczy dokonywały aktów braterstwa poddając się władzy Dziedziny, gdy widziały do czego zdolny jest ten mały ludek. Ocenia się, że do symbolicznego momentu spalenia ostatniego gniazda wielkich pająków, w którym uczestniczyli też 'dzicy', a nad którego zgliszczami 'wschodnie skrzaty' znad Aniudnej uznały władzę Dziedzica - zginęło w ciągu kilkudziesięciu lat nawet do pół miliona skrzacich wojów, z czego duża część to najbardziej antymagiczni fanatycy. Znamienne jest, że było to dwa lata po ostatnim samosądzie w Dziedzinie gdzie celem mordu był skrzat publicznie pomówiony o czarodajność.
Nie można jednak powiedzieć aby czasy te zamykały się na "Zajezierskiej Rzeźni", bo był to pierwszy okres, gdy Skrzaty usadowione już w Dziedzinie zaczęły mieć większe kontakty z sąsiadami. Drwale z Derinu coraz częściej nachodzili zagajniki na zachodnim brzegu Ajumy, a i centaury od czasu do czasu sięgały po wyrąbywanie drewna z puszczy gdy na ich równinach go raczej nie było. Wobec trwającego Szaleństwa na Zajezierzu Freddi' 3. nie widziała realnej możliwości na wojnę z którymkolwiek z sąsiadów w pełnej skali (w obronie lasu) i postanowiła zawczasu na wszelki wypadek szukać sojuszników. Znalazła takich w Ventalach żyjących w Wielkiej Puszczy za Aniudną. Powiedzieć, że zawiązanie sojuszu w obronie Wielkiej Puszczy było uroczyste czy jakoś specjalnie ważne dla obu stron - to skłamać, ale znalazł się tam ważny podpunkt: Jarmarki Aniudnijskie, których odprawianie co roku miało być odnawianiem przymierza. W tym czasie zapewne żaden Vental nie chciałby ginąć za Skrzacie Lasy, ani skrzat za Bory Ventalskie, ale nawiązały się nici przyjaźni i porozumienia kute co roku na jarmarkach, które zresztą pokazały swą siłę w Wojnie Derińskiej kilkadziesiąt lat później.

"Wyrok na Deb'Illa z rodu Prav'il'Nych'" [skazanego za samosąd na skrzatce podejrzanej o Czarodajność] - fragment obrazu Gwin'Taa "Bezrodowca", r. 179

"Krwawiące Zajezierze czasu Wypraw Antymagii" - nieznany artysta, połowa II wieku.
Meer'Curry z rodu Burg'er'King'ów była bliską towarzyszką Dziedzica Freddi'ego 2. przez ponad dekadę i ich relacje wykraczały ponad zwykłą przyjaźń. Wielu wskazywało, że nocne narady obu skrzatek w komnatach władczyni średnio przekładają się na to jak krajem rządzić, a bardziej na to, że Freddi' 2. nie ma zamiaru wziąć sobie małżonka i nie ma przez to potomków. Nieprzychylni Meer' twierdzili, że było to specjalne zmanipulowanie Dziedzica aby samemu objąć władzę, ale w świadomości ludu bardziej odbijają się romantyczne ballady. Tak czy owak, Freddi' 2. właśnie Meer'Curry nominowała na swoją następczynie, co wywołało zmianę dynastii. Meer' przybrała imię panowania Freddi' 3. i niby to pojęła za męża wpływowego skrzata, ale podobno nie za często wpuszczała go do alkowy, z tego małżeństwa owocem był tylko jeden potomek: Tillin'Deman.
Jej panowanie było bardzo długie w porównaniu z wcześniejszymi Dziedzicami, bo trwało blisko trzy dekady i nie wpłynęło specjalnie na system dziedziczenia władzy wśród skrzatów. To znaczy nie wpłynęło oficjalnie, bo zamiłowanie Freddi'Meer'Curry do dobrej muzyki (sama była bardzo utalentowana w śpiewie) doprowadziło do sprowadzenia na dwór znanego śpiewaka Ner'Ghaala z rodu Fey'en'Oordów, co zaowocowało później. Jej śmierć bardzo była bardzo opłakiwana przez skrzaty - jeżeli można ukuć teorię kiedy tak naprawdę dokonała się pełna akceptacja jednowładzy, to właśnie za rządów Freddi'ego 3. Jak sama mawiała, była może i zwierzchniczką skrzatów w puszczy, ale jednocześnie ich służką, by dobrze się im żyło. Wszystkich ujęła jej pieśń w której wyśpiewała niedługo przed śmiercią, że jej serce bić może już słabo, a na twarzy łuszczy się starcza skóra, ale wciąż będzie miała uśmiech dla każdego skrzata, a jej władza "musi trwać" dla ich szczęścia. Po latach gdy ujawnione zostało jej prywatne księgi okazało się, że Meer' była utalentowaną czarodziejką, co tłumaczy kurs w jaki pchnęła Dziedzinę (min. osłabienie polowań na talenty magiczne), ale powstało pytanie czy nie wspomagała się magią kreując uwielbienie dla jej osoby.
Po śmierci Freddiego' 3. władzę objął jej jedyny syn Tillin'Deman, przyjmując imię panowania Vili' 2. Jego rządy nie zapisały się tak mocno w historii tak jak jego matki, bo większość czasu spędzał na hulankach i doglądaniu swojej nałożnicy Roxo'Lana'y, córki Ner'Ghaala z rodu Fey'en'Oord. Po rodzicielce odziedziczył talenta muzyczne i był autorem wielu znanych pieśni, w tym "Masz mnie..." dedykowaną swojej kochance. Chciał pojąć za żonę swoją faworytę, ale mocno zdenerwowałby tym wysokie rody i klany, toteż pod presją wziął za małżonkę jedną z najlepiej urodzonych skrzatek. Dzieci z tego związku odziedziczyły intelekt po matce (Vili' 2. specjalnie taką wybrał by była jedynie figurantką i mógł żyć ze swoją kochanką) przez co w ogóle wykluczył je z dziedziczenia, bo tak jak i żony ich nie kochał, a nawet nie lubił. Zapowiedział trzecią nominację w historii władzy, a Rada Dziedzicowa wymogła na nim aby wybrał kogoś właśnie z Rady na następcę. Vili' 2. zaakceptował to, pod warunkiem, że od tej pory każdy Dziedzic będzie mógł nominować kogo mu się podoba, a stojąc nad grobem wywinął wszystkim numer i nominował swoją kochankę, którą cichcem wprowadził do Rady jako kancelarystkę.
Jej panowanie było bardzo długie w porównaniu z wcześniejszymi Dziedzicami, bo trwało blisko trzy dekady i nie wpłynęło specjalnie na system dziedziczenia władzy wśród skrzatów. To znaczy nie wpłynęło oficjalnie, bo zamiłowanie Freddi'Meer'Curry do dobrej muzyki (sama była bardzo utalentowana w śpiewie) doprowadziło do sprowadzenia na dwór znanego śpiewaka Ner'Ghaala z rodu Fey'en'Oordów, co zaowocowało później. Jej śmierć bardzo była bardzo opłakiwana przez skrzaty - jeżeli można ukuć teorię kiedy tak naprawdę dokonała się pełna akceptacja jednowładzy, to właśnie za rządów Freddi'ego 3. Jak sama mawiała, była może i zwierzchniczką skrzatów w puszczy, ale jednocześnie ich służką, by dobrze się im żyło. Wszystkich ujęła jej pieśń w której wyśpiewała niedługo przed śmiercią, że jej serce bić może już słabo, a na twarzy łuszczy się starcza skóra, ale wciąż będzie miała uśmiech dla każdego skrzata, a jej władza "musi trwać" dla ich szczęścia. Po latach gdy ujawnione zostało jej prywatne księgi okazało się, że Meer' była utalentowaną czarodziejką, co tłumaczy kurs w jaki pchnęła Dziedzinę (min. osłabienie polowań na talenty magiczne), ale powstało pytanie czy nie wspomagała się magią kreując uwielbienie dla jej osoby.
Po śmierci Freddiego' 3. władzę objął jej jedyny syn Tillin'Deman, przyjmując imię panowania Vili' 2. Jego rządy nie zapisały się tak mocno w historii tak jak jego matki, bo większość czasu spędzał na hulankach i doglądaniu swojej nałożnicy Roxo'Lana'y, córki Ner'Ghaala z rodu Fey'en'Oord. Po rodzicielce odziedziczył talenta muzyczne i był autorem wielu znanych pieśni, w tym "Masz mnie..." dedykowaną swojej kochance. Chciał pojąć za żonę swoją faworytę, ale mocno zdenerwowałby tym wysokie rody i klany, toteż pod presją wziął za małżonkę jedną z najlepiej urodzonych skrzatek. Dzieci z tego związku odziedziczyły intelekt po matce (Vili' 2. specjalnie taką wybrał by była jedynie figurantką i mógł żyć ze swoją kochanką) przez co w ogóle wykluczył je z dziedziczenia, bo tak jak i żony ich nie kochał, a nawet nie lubił. Zapowiedział trzecią nominację w historii władzy, a Rada Dziedzicowa wymogła na nim aby wybrał kogoś właśnie z Rady na następcę. Vili' 2. zaakceptował to, pod warunkiem, że od tej pory każdy Dziedzic będzie mógł nominować kogo mu się podoba, a stojąc nad grobem wywinął wszystkim numer i nominował swoją kochankę, którą cichcem wprowadził do Rady jako kancelarystkę.
Druga Dynastia (Burg'er'King):
- Freddi'Meer'Curry, Freddi' 3. [ur. 10 zm. 70] panowanie od 42 r. do 70 r.
- Vili'Tillin'Deman, Vili' 2. [ur. -48 zm. 81] panowanie od 70 r. do 81 r.
.
"Bursztyn Freddi'Meer'Curry" dodany do insygniów władzy za czasów drugiej dynastii