Manifest Destiny (czyli wojny z konfederacjami tubylczymi)

Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Manifest Destiny (czyli wojny z konfederacjami tubylczymi)

Post autor: Princeps »

Rok 1562
Kres Muirów

Obrazek


Wojna między Anglikami, a Muirami trwa, chociaż ciężko już to nazwać wojną, a bardziej rzezią na tubylcach. Ci drudzy, kiedy do starć dochodziło na terenie leśnym, wykorzystywali ten fakt, który dawał im przewagę w znajomości terenu i sztuki kamuflażu. Mimo nawet pomocy Francuzów, którzy mieli wiedzę o Europejskich strategiach, a nawet pomogli tubylcom z technologią, to bardziej zaawansowane wojsko Florydy Wschodniej, z problemami, ale jednak parło do przodu i w końcu w zeszłym roku wypchało Muirów na stepy, gdzie ci stracili swój atut, a więc wynik wojny był przesądzony.

Anglicy maszerując w kierunku zachodnim byli brutalni, powtarzając swoje czyny z wcześniejszej części wojny. Zostawiali po sobie czarne ziemie i słupy dymu po spalonych wioskach tubylczych. Przeciwnikom udało się zrobić parę zasadzek, jednak tereny stepowe nie pozwalały tubylcom na tak wymyślne sposoby i pomysły, jak to się zdarzyło w puszczy, więc nie mogli wygrać, a jedynie jak najwięcej uszkodzić wrogie siły.

Po zajęciu ziem konfederacji wojska angielskie idąc dalej poszły podbijać inne tereny, które nie były zrzeszone, a więc i opór nie był tak mocny jak do tej pory, co przekładało się raczej na spokojniejszą ekspansję.

  • Anglicy brutalnie pokonują Konfederację Muirów kończąc wojnę.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Manifest Destiny (czyli wojny z konfederacjami tubylczymi)

Post autor: Princeps »

1562 rok
Osmańska kontrofensywa na Taki-Tiki

Obrazek


Zeszłoroczna klęska zadana wojskom tureckim przez tubylców Takitiki nie umniejszyła zapału Osmanów do skutecznego rozprawienia się z problematycznymi tubylcami. Tym razem jednak zamierzali do tego podejść o wiele bardziej na poważnie - zgromadzić większe siły i dokonać porządnych przygotowań. Oczywiście dostarczenie rzeczonych oddziałów wymagało użycia drogi morskiej - i przewiezienia sił do portu w Paolium, gdzie stacjonowało to co pozostało z wojsk osmańskich na zachodzie. Turecka flota sprawnie ruszyła w tym kierunku - jednak w ślad za nią podążała co prawda spóźniona, ale co ważniejsze - wrogo nastawiona flotylla pomorska - a przynajmniej tak twardo twierdzą Turcy - jednak okręty które ich napadły pływały pod inną banderą - jednak żołnierze, kapitanowie okrętów a nawet sam gubernator osmański zgodnie twierdzą, że napad ów jest sprawką Pomorzan - tak więc, tak ich zwać będziemy. Okręty te miały rozkaz przechwycić tureckie okręty - jednak brygi Turków było o wiele szybsze, a niejasność rozkazów, która sprawiła że pomorskie okręty wypłynęły z portu spóźnione, sprawiła że Turcy bez problemu zdołali wysadzić w Paolium pierwszy transport żołnierzy. W końcu jednak Pomorzanie dopadli swój cel - i w pobliżu Przesmyku Wężowego doszło do spotkania obydwu flot. Choć na pozór karawele pomorskie stanowiły o wiele mniejszą siłę, to towarzysząca im fregata w pełni nadrabiała słabości reszty eskadry i pozwoliła na podjęcie równej walki. Walka była długa i przez większość czasu obie strony ostrzeliwały się wzajemnie z dystansu, powoli dążąc do pata ze wskazaniem na klęskę Pomorza... do momentu śmiałego ataku jednak z karawel, która dokonała abordażu na bryg osmański. Oddziały pomorskie zdołały przejąć słabiej obsadzony okręt przeciwnika - a widząc to, osmański kapitan nakazał odwrót, szybko oddalając się z pola walki. Bitwa skończyła się więc w gruncie rzeczy zwycięstwem Pomorzan - przejęli jeden bryg i uszkodzili drugi, kosztem dwóch uszkodzonych karawel - z których jedna uszkodzona jest w wysokim stopniu, wymagającym pobytu w doku.

Starcie to nie miało jednak znaczącego wpływu na to co wydarzyć się miało na lądzie - Turcy spokojnie gromadzili bowiem swoje siły - nic nie wskazywało na to, aby dobrze zaopatrzona i umocniona Troja miała rychło upaść, tak więc czasu było nad to. Sprowadzono dodatkowe oddziały, wynajęto doświadczonego wodza - Abrahama ibn Kufę, który miał je poprowadzić oraz zadbano o przygotowania - w tym o poprawę komunikacji między oddziałami, tak aby wojska osmańskie sprawniej współdziałały w bitwie. Powołano również tubylcze oddziały mające wspomóc wojska muzułmańskie... tutaj jednak Turków nieco poniosło i dokonano poboru zdecydowanie zbyt wielu młodych mężczyzn - więcej niż plemiona były skłonne pozwolić, a kilka z nich zostało tym rozgniewanych - zaś "nadprogramowi" żołnierze szybko zaczęli znikać w dżungli...

Pomimo tego incydentu, armia ruszyła w końcu celem odbicia Troi, którą cały czas oblegały wojska Takitików. Ci, na wieść o idącej na nich armii osmańskiej znieśli oblężenie i ruszyli naprzeciw armii muzułmanów, nie zamierzając im dać się pozwolić połączyć z oblężonymi ziomkami w Troi. Bitwa do której doszło nie poszła tym razem po myśli tubylców - bo i przeciwnik, choć na pozór ten sam, był jednak zupełnie inny - wojska były liczniejsze, lepiej skoordynowane i wyposażone, oraz dowodzone przez doświadczonego dowódcę - z kolei Takitiki najwyraźniej osiągnęli szczyt swoich możliwości mobilizacyjnych i nie byli w stanie zgromadzić na tyle wielu wojowników, aby przemóc Osmanów. Przez pewien czas obie strony próbowały różnych podjazdów, zasadzek i rajdów, chcąc zmęczyć przeciwnika - jednak szybko stało się jasnym, że żadna strona nie złapie się na podstępy drugiej - tak więc zostało tylko otwarte starcie. Początkowo Takitiki radzili sobie nieźle, a bitwa była wyrównana - jednak z czasem jakość wyposażenia i wyszkolenia wojsk muzułmańskich przeważyła, a szeregi tubylców zostały złamane - wtedy wojownicy rzucili się do ucieczki. Na szczęście dla nich uciekali przez znaną im dżunglę, która utrudniała pościg osmański i uniemożliwiła im całkowite rozbicie oddziałów Takitiki. Miast jednak ich ścigać, Turcy pomaszerowali ku Troi, którą "oswobodzili" i połączyli się z jej garnizonem.

Połączone oddziały ruszyły na ziemie konfederacji tubylczej - a sytuacja Takitiki zaczęła tym samym gwałtownie się pogarszać. W otwartym starciu nie mieli już w zasadzie szans z najeźdźcami - a więc postanowiono zastosować starą dobrą taktykę wojny partyzanckiej. Wojownicy często porzucali europejskie pancerze i sięgnęli po tradycyjne dmuchawki - o wiele lepiej nadające się do walki podjazdowej w dżungli. Osmanowie sprowadzili jednak "swoich", również zaprawionych w walce w dżungli tubylców. Doszło więc do brutalnej i mozolnej walki między Osmanami i ich sojusznikami a miejscowymi - muzułmanie jednak nieustępliwie parli naprzód, zajmując kolejne regiony dżungli - a obie strony ponosiły przy tym ciężkie straty. W miarę marszu naprzód we znaki zaczęły dawać się problemy z logistyką - tubylcy atakowali osmańskie linie zaopatrzenia, jednak nawet to nie zatrzymało marszu wojsk tureckich. W końcu jednak nie udało się zająć całych ziem Taki-Tiki - jest to bowiem jedna z większych konfederacji, jednak Troja oraz Źródło Wiecznej Młodości zostały odbite, a tubylcy ponieśli ciężkie straty i są w wyraźnym odwrocie - nie nie wskazuje na to, aby byli w stanie uzupełnić poniesione straty. Los Taki-tiki wydaje się przesądzony, pytaniem pozostaje tyle, czy starcie flot nie eskaluje tego konfliktu do starcia między koloniami...


Dla leniwych:
  • Posiłki Osmańskie pokonują w bitwie tubylców i oswobadzają Troję oraz źródło wiecznej młodości,
  • Dalsza ofensywa na Taki-Tiki jest spowolniona przez partyzancką walkę tubylców,
  • W drodze powrotnej od transportu wojsk jedna z eskadr osmańskich zostaje zaatakowana przez inną flotyllę, wskutek czego traci bryga. Turcy o napaść oskarżają kolonię pomorską.
Mapa:
Obrazek
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Manifest Destiny (czyli wojny z konfederacjami tubylczymi)

Post autor: Princeps »

1563 rok
Koniec konfederacji Taki-Tiki

Obrazek

Zeszłoroczne sukcesy wojowników Allaha odniesione pod dowództwem doświadczonego wodza napędziły morale i chęć do walki wojska przybyłego na tereny Młodego Pasma. Armia Osmańska posuwała się coraz dalej, nie bez trudu przełamując opór plemieńców konfederacji. Problemy z dostawami zaopatrzenia, amunicji, uzupełnieniami wraz z coraz dalszym posuwaniem się armii Ejaletu na południe były coraz większe, gdyż tubylcy w żaden sposób nie dawali za wygraną. Każdy las, każde drzewo i każdy krzew wydawał się być dla żołnierzy osmańskich siedliskiem strzelców nieprzyjaciela. Kto za bardzo oddalił się od swojej drużyny, ten już co do zasady już do niej nie wracał. Wojownicy Taki-Tiki mimo swojej beznadziejnej sytuacji, postanowili prowadzić walkę do końca. Być może dlatego, że docierały do nich wieści ze stolicy kolonii osmańskiej.

O tym, że Vicekrólestwo Lisboi nadciąga ze swoimi siłami było już wiadomo na dawno temu. Ciężko powiedzieć czy jest to pokłosie tamtorocznej napaści domniemanych okrętów pomorskich oraz bieżących wydarzeń ze środkowej Warnezji, czy też sprytne wykorzystanie sytuacji przez gubernatora portugalskiego. Mimo wszystko, Osmanowie postanowili dokończyć dzieło niesienia kagańca kaganka cywilizacji wśród lokalesów, po ciężkich walkach w dżungli dochodząc pod stolicę konfederacji znajdującej się na południowym-zachodzie.

Bronione przez wzmocniony, drewniany wał miasto tubylców przygotowane było do obrony. Krwawe boje w puszczach miały widocznie na celu nie tylko jak najbardziej osłabić agresora, ale także opóźnić jego przybycie pod osadę i przygotowanie go do ostatniej obrony. Jeżeli Taki-Tiki liczyli na wsparcie Portugalczyków, mocno przeliczyli się, gdyż wojska Osmańskie, mimo że strudzone długim marszem, wciąż były gotowe do walki i chętnie ruszyli do walki. Bystrooki Abraham ibn Kufa mimo braku artylerii, która znacznie ułatwiłaby zrobienie wyłomów w palisadzie i przedarcie się przez fortyfikacje wroga, zdecydował na przypuszczenie szturmu na miasto. Przyśpieszenie zakończenia wojny, ze względu na coraz to nieprzyjemniejsze wieści z macierzy kolonii, nabrało priorytetowego znaczenia. Mimo zaciekłej, wręcz samobójczej obrony i heroizmu dzikusów, to jednak wojska co by, nie mówić europejskie, wykazały się większą dyscypliną, zaciętością oraz przewagą technologiczną, wdzierając się na wały, zdobywając bramy stanowiące bastiony obrony przed napastnikami oraz w końcu wkraczając do miasta i dokonując ostatecznego dzieła zniszczenia, wobec czego miasto zostało zdobyte, a Taki-Tiki w rzeczywistości przestała istnieć.


Streszczenie:
  • Wojska Wilajetu zdobywają konfederację Taki-Tiki wraz z ich jedynym miastem, tym samym kończąc istnienie tego kraju.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Manifest Destiny (czyli wojny z konfederacjami tubylczymi)

Post autor: Princeps »

Mała poprawka, Marokańczyków nie było na tym froncie, więc wszystko git z moralami wojska.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wojny”