1557 rok

Gdy rok temu plemię Ugadów dokonało łupieżczego najazdu na pograniczne ziemie Laurencji, czarnoskórzy wojownicy zapewne nie spodziewali się co wkrótce nastąpi - chociaż biorąc pod uwagę sposób w jaki gubernator Franciszek zwykł rozprawiać się z okolicznymi ludami - to co się stało zapewne tak czy siak było tylko kwestią czasu. Tak więc, celem zemsty, pokazania kto rządzi w okolicy oraz rzecz jasna - zdobycia nowych ziem, zgromadzono iście ogromnych rozmiarów armię - dwa tysiące żołnierzy florenckich, z czego pół tysiąca stanowiła kawaleria - armia o rozmiarach jak na Nowy Świat ogromna. Wojskom tym towarzyszyły w dodatku tubylcze auxilia - dodatkowo zwiększając rozmiar zgromadzonej armii. Gdy tylko skończono gromadzić wojska - ruszono na południe - w nieznane, map tamtych ziem bowiem nie posiadano, ani za bardzo nawet nie wiedziano z czym przyjdzie się mierzyć - poza tym że wrogiem są bitni czarni wojownicy. No, ale jak to się mawia - ja z synowcem na przedzie i jakoś to będzie - zwłaszcza gdy ma się dwa tysiące wojaków, a nawet ciągnie ze sobą armaty.
Stało się, jak w zasadzie przewidywano - armia weszła w ziemie Ugadów jak nóż w masło, rozgramiając z marszu niewielkie oddziały zgromadzone przez wodzów pogranicznych plemion, a marsz spowalniło tylko łupienie napotkanych wiosek - tubylcy dołączali do jeńców pochwyconych podczas starć i od razu byli odsyłani w kajdanach do Seny. Podczas gdy strumień niewolników płynął w stronę stolicy kolonii, armia maszerowała naprzód, a szlak jej marszu znaczyły dymy płonących wiosek i zawodzenia Ugadów. Ci jednak nie byli całkowicie bezradni - a zwiadowcy wkrótce donieśli o obecności gigantycznej hordy - której liczebność szła w tysiące, a która zmierzała prosto na wojska laurenckie. Dowodzący nimi Abel Verreault nie zląkł się jednak przewagi liczebnej i nakazał szykować się do bitwy - zatrzymując się na rozległej równinie i czekając na nadejście przeciwnika. Kilka dni później armia Ugadów - kilkukrotnie liczniejsza od Florentyczyków (niektórzy twierdzą nawet jakoby mogło ich być ponad dziesięć tysięcy!) wkroczyła na rzeczoną równinę. Nie wiadomo, czy Ugadowie po prostu zlekceważyli przeciwnika - czy też duma wojowników nakazała im stanąć do otwartej bitwy - nie było bowiem tchórzliwej partyzantki i krycia się po lasach i górach, które praktykować zwykły bardziej rozsądne ludy - Ugadowie przyjęli bitwę na warunkach Włochów.
Gigantyczna horda wojowników, zbrojna najwyżej we włócznie, łuki czy maczety wzniosła doniosły okrzyk wojenny, zabębniła bronią o tarcze... po czym ruszyła ławą prosto na wojska Laurencji. Verreault co prawda nigdy nie walczył przeciw warnezyjskim tubylcom, jednak dobrze znał silne i słabe strony swych wojsk. Kusznicy i arkebuzerzy strzelali raz za razem, po chwili dołączyła też do nich artyleria. Kolejne salwy siały straszliwe zniszczenie w szeregach Ugadów - jednak tych były istne chmary - a gdy jeden padł, po jego trupie przebiegało kolejnych trzech. Choć solidnie przetrzebiona, horda w końcu uderzyła w szeregi Włochów - które jednak wytrzymały początkowy impet szarży. Wtedy Verreault wprowadził do walki trzymaną w odwodzie kawalerię - której szarża wbiła się z impetem w bok 'formacji' Ugadów. Setki poległy - a chwilę potem kawalerzyści zawrócili do kolejnej szarży... I kolejnej... Mimo tego, Ugadowie kontynuowali swoje natarcie, z iście fanatycznym zapałem - w końcu jednak, po śmierci wszystkich kierujących armią wodzów, niedobitki niegdyś wielkiej armii rozpierzchły się, przez jakiś czas ścigane przez laurencką kawalerię. Równina przedstawiała straszny widok - armia Ugadów została dosłownie zmasakrowana, a trupy w niektórych miejscach piętrzyły się prawdziwymi stertami. Włosi również ponieśli znaczne straty, jednak wyszli z bitwy zwycięsko - a kraj Ugadów leżał przed nimi otworem.
Kto wie, czy szok przegranej nie był znaczniejszy od ogromnych strat poniesionych przez czarnoskórych wojowników - Ugadowie zwykli się uważać za niepokonanych - jednak mimo tego ich armia została zmieciona z powierzchni ziemi, ich wodzowie polegli a przybysze z Europy kontynuowali swoje natarcie. Laurentyjczycy mieli prosty rozkaz - podbijać i niewolić... eee, to jest wysyłać mieszańców na roboty przymusowe. Problemem okazało się jednak, że tubylców było tak wielu, iż nie było sensu realizować tychże rozkazów - tak więc Laurentyjczycy szybko zmienili politykę z "wszyscy w kajdany i do Seny", na "teraz my tu rządzimy, wracać na pola!". Oczywiście mimo klasycznej polityki twardej ręki, oporu było sporo - Laurentyjczycy zaczęli jednak miażdżyć go okutą w stalową rękawicę piąchą. Rozmiar podbitych ziem i liczba tubylców, którzy nie byli do końca przekonani kto tu jednak rządzi sprawiło jednak, że marsz na południe zaczął w końcu tracić swój impet - i tym samym na południowym-zachodzie pozostało kilka niepodbitych siedlisk Ugadów - Włochom zwyczajnie nie starczyło już żołnierzy aby dokończyć podboju - jednak wątpliwym jest, aby te nędzne niedobitki stanowiły jakiekolwiek zagrożenie dla zwycięskiego marszu synów Florencji.
Każda akcja rodzi jednak reakcję, a zniszczenie potężnej konfederacji Ugadów sprawiło, że balans sił w regionie został zachwiany - sąsiednie królestwo Regginów w zasadzie od zawsze zmagało się z najazdami Ugadów... Aż tu nagle ich odwieczny przeciwnik został w ciągu roku zmieciony z powierzchni ziemi. Z jednej strony wielu uznało to za słuszną karę zesłaną przez bogów - i że da to w końcu szansę odetchnięcia od ciągłych najazdów - jednak rozsądniej myślący zaczęli zdawać sobie sprawę, że doszło jedynie do zmiany przeciwnika - i jest to zapewne kwestią czasu, zanim laurencki walec ruszy także przeciwko nim...
Dla leniwych
- Armia Laurencka wkracza na terytorium Ugadów i w bitwie odnosi kompletne zwycięstwo nad ich siłami.
- Podbój nie został jednak dokończony w tym roku, ze względu na potrzebę utrzymania garnizonów.
- Błyskawiczne podboje Laurenckie wzbudzają szok w innym miejscowym państwie tubylczym - Królestwie Regginów
Mapa wraz z podpisami dla niewtajemniczonych:
