Strona 1 z 1

Wojna Laurentii z Ugadami

: pt sty 14, 2022 9:40 pm
autor: Princeps
1556 rok

Najazd Ugadów na Laurentię


W czasie gdy wojska Laurenckie biegały po lasach Nowego Mezco, na południowo-wschodniej granicy kolonii doszło do najazdu tubylców. Ugandowie - bo tak się nazywali, byli ludem tubylczym o ciemniejszej skórze, pod niektórymi względami przypominający mieszkańców środkowej i południowej Afryki. Jest to lud, który swoje patrzenie na świat oparł na sile fizycznej i laurencki gubernator wiedział o tym. Na granicy z tym ludem miało stacjonować ponad pół tysiąca laurenckich żołnierzy. Był jednak pewien problem. Garnizon w tym roku dostał również rozkaz zajęcia prowincji górskich na zachodzie. Dowódca laurencki Antonio Gramsci oddelegował do tego zadania część swoich sił, zostawiając sobie połowę. Pech chciał, że właśnie wtedy Ugandowie wkroczyli na tereny laurenckie. Gramsci niezwłocznie wysłał wiadomość odwołującą swoje oddziały, po czym przygotował się do obrony z tym co ma. Nie miał łatwego zadania, wróg miał przewagę liczebną, a ponad to znacznie lepiej radził sobie na lesistym terenie. Gramsci miał też do dyspozycji jeden oddział miejscowych tubylców pochodzący od sprzymierzonego wodza Ortello, jednak był w niepełnym stanie i składał się głównie z starców i młodzików, jako, że Laurenczycy i choroby przetrzebili wcześniej jego plemię.

Nawet z mniejszymi oddziałami zdołał jednak pobić jedną z grup najeźdźców, ponosząc przy tym jednak pewne straty, zwłaszcza wśród tubylczych sojuszników. Granica była jednak zbyt duża a najeźdźcy zbyt rozproszeni. Tam gdzie Gramsci nie zdążył dojść ze swoimi siłami, Ugandowie palili, rabowali, gwałcili a później zabijali lub brali w niewolę innych tubylców i osadników Laurenckich. Rajd skończył się niewielkim sukcesem dla najeźdźców, którzy splądrowali przygranicze, ale ponieśli spore straty, a ponad to Gramsci był w stanie odbić część łupów i jeńców. Kiedy przybyły wreszcie posiłki laurenckie, tubylcy właśnie kończyli opuszczać najechany kraj. Generał Laurencki postanowił dla bezpieczeństwa nie schodzić drugi raz z posterunku, w razie następnego najazdu, który jednak nie nadszedł już w tym roku.

Na czerwono zostały zaznaczone prowincje objęte najazdem:
Obrazek

Re: Wojna Laurencji z Ugadami

: wt lut 08, 2022 8:20 pm
autor: Princeps
1557 rok

Obrazek

Gdy rok temu plemię Ugadów dokonało łupieżczego najazdu na pograniczne ziemie Laurencji, czarnoskórzy wojownicy zapewne nie spodziewali się co wkrótce nastąpi - chociaż biorąc pod uwagę sposób w jaki gubernator Franciszek zwykł rozprawiać się z okolicznymi ludami - to co się stało zapewne tak czy siak było tylko kwestią czasu. Tak więc, celem zemsty, pokazania kto rządzi w okolicy oraz rzecz jasna - zdobycia nowych ziem, zgromadzono iście ogromnych rozmiarów armię - dwa tysiące żołnierzy florenckich, z czego pół tysiąca stanowiła kawaleria - armia o rozmiarach jak na Nowy Świat ogromna. Wojskom tym towarzyszyły w dodatku tubylcze auxilia - dodatkowo zwiększając rozmiar zgromadzonej armii. Gdy tylko skończono gromadzić wojska - ruszono na południe - w nieznane, map tamtych ziem bowiem nie posiadano, ani za bardzo nawet nie wiedziano z czym przyjdzie się mierzyć - poza tym że wrogiem są bitni czarni wojownicy. No, ale jak to się mawia - ja z synowcem na przedzie i jakoś to będzie - zwłaszcza gdy ma się dwa tysiące wojaków, a nawet ciągnie ze sobą armaty.

Stało się, jak w zasadzie przewidywano - armia weszła w ziemie Ugadów jak nóż w masło, rozgramiając z marszu niewielkie oddziały zgromadzone przez wodzów pogranicznych plemion, a marsz spowalniło tylko łupienie napotkanych wiosek - tubylcy dołączali do jeńców pochwyconych podczas starć i od razu byli odsyłani w kajdanach do Seny. Podczas gdy strumień niewolników płynął w stronę stolicy kolonii, armia maszerowała naprzód, a szlak jej marszu znaczyły dymy płonących wiosek i zawodzenia Ugadów. Ci jednak nie byli całkowicie bezradni - a zwiadowcy wkrótce donieśli o obecności gigantycznej hordy - której liczebność szła w tysiące, a która zmierzała prosto na wojska laurenckie. Dowodzący nimi Abel Verreault nie zląkł się jednak przewagi liczebnej i nakazał szykować się do bitwy - zatrzymując się na rozległej równinie i czekając na nadejście przeciwnika. Kilka dni później armia Ugadów - kilkukrotnie liczniejsza od Florentyczyków (niektórzy twierdzą nawet jakoby mogło ich być ponad dziesięć tysięcy!) wkroczyła na rzeczoną równinę. Nie wiadomo, czy Ugadowie po prostu zlekceważyli przeciwnika - czy też duma wojowników nakazała im stanąć do otwartej bitwy - nie było bowiem tchórzliwej partyzantki i krycia się po lasach i górach, które praktykować zwykły bardziej rozsądne ludy - Ugadowie przyjęli bitwę na warunkach Włochów.

Gigantyczna horda wojowników, zbrojna najwyżej we włócznie, łuki czy maczety wzniosła doniosły okrzyk wojenny, zabębniła bronią o tarcze... po czym ruszyła ławą prosto na wojska Laurencji. Verreault co prawda nigdy nie walczył przeciw warnezyjskim tubylcom, jednak dobrze znał silne i słabe strony swych wojsk. Kusznicy i arkebuzerzy strzelali raz za razem, po chwili dołączyła też do nich artyleria. Kolejne salwy siały straszliwe zniszczenie w szeregach Ugadów - jednak tych były istne chmary - a gdy jeden padł, po jego trupie przebiegało kolejnych trzech. Choć solidnie przetrzebiona, horda w końcu uderzyła w szeregi Włochów - które jednak wytrzymały początkowy impet szarży. Wtedy Verreault wprowadził do walki trzymaną w odwodzie kawalerię - której szarża wbiła się z impetem w bok 'formacji' Ugadów. Setki poległy - a chwilę potem kawalerzyści zawrócili do kolejnej szarży... I kolejnej... Mimo tego, Ugadowie kontynuowali swoje natarcie, z iście fanatycznym zapałem - w końcu jednak, po śmierci wszystkich kierujących armią wodzów, niedobitki niegdyś wielkiej armii rozpierzchły się, przez jakiś czas ścigane przez laurencką kawalerię. Równina przedstawiała straszny widok - armia Ugadów została dosłownie zmasakrowana, a trupy w niektórych miejscach piętrzyły się prawdziwymi stertami. Włosi również ponieśli znaczne straty, jednak wyszli z bitwy zwycięsko - a kraj Ugadów leżał przed nimi otworem.

Kto wie, czy szok przegranej nie był znaczniejszy od ogromnych strat poniesionych przez czarnoskórych wojowników - Ugadowie zwykli się uważać za niepokonanych - jednak mimo tego ich armia została zmieciona z powierzchni ziemi, ich wodzowie polegli a przybysze z Europy kontynuowali swoje natarcie. Laurentyjczycy mieli prosty rozkaz - podbijać i niewolić... eee, to jest wysyłać mieszańców na roboty przymusowe. Problemem okazało się jednak, że tubylców było tak wielu, iż nie było sensu realizować tychże rozkazów - tak więc Laurentyjczycy szybko zmienili politykę z "wszyscy w kajdany i do Seny", na "teraz my tu rządzimy, wracać na pola!". Oczywiście mimo klasycznej polityki twardej ręki, oporu było sporo - Laurentyjczycy zaczęli jednak miażdżyć go okutą w stalową rękawicę piąchą. Rozmiar podbitych ziem i liczba tubylców, którzy nie byli do końca przekonani kto tu jednak rządzi sprawiło jednak, że marsz na południe zaczął w końcu tracić swój impet - i tym samym na południowym-zachodzie pozostało kilka niepodbitych siedlisk Ugadów - Włochom zwyczajnie nie starczyło już żołnierzy aby dokończyć podboju - jednak wątpliwym jest, aby te nędzne niedobitki stanowiły jakiekolwiek zagrożenie dla zwycięskiego marszu synów Florencji.

Każda akcja rodzi jednak reakcję, a zniszczenie potężnej konfederacji Ugadów sprawiło, że balans sił w regionie został zachwiany - sąsiednie królestwo Regginów w zasadzie od zawsze zmagało się z najazdami Ugadów... Aż tu nagle ich odwieczny przeciwnik został w ciągu roku zmieciony z powierzchni ziemi. Z jednej strony wielu uznało to za słuszną karę zesłaną przez bogów - i że da to w końcu szansę odetchnięcia od ciągłych najazdów - jednak rozsądniej myślący zaczęli zdawać sobie sprawę, że doszło jedynie do zmiany przeciwnika - i jest to zapewne kwestią czasu, zanim laurencki walec ruszy także przeciwko nim...

Dla leniwych
  • Armia Laurencka wkracza na terytorium Ugadów i w bitwie odnosi kompletne zwycięstwo nad ich siłami.
  • Podbój nie został jednak dokończony w tym roku, ze względu na potrzebę utrzymania garnizonów.
  • Błyskawiczne podboje Laurenckie wzbudzają szok w innym miejscowym państwie tubylczym - Królestwie Regginów

Mapa wraz z podpisami dla niewtajemniczonych:
Obrazek

Re: Wojna Laurentii z Ugadami

: śr lut 23, 2022 12:15 am
autor: Princeps
1558 rok

Obrazek

Wódz Seko Sese ustala plany bitewne ze swymi wojownikami.


Ugadowie prędko się przekonali, że ruszenie "huzia na juzia" by splądrować Laurenckie ziemie nie było dobrym pomysłem. Zgoła przeciwnie. W przeciągu roku armia ich konfederacji, pomimo miażdżącej przewagi liczebnej nad włoskimi kolonistami, została rozbita niemal do cna. Niegdyś terroryzujący okolicę wojownicy leżeli na stertach ciał, zaś większość mieszkańców albo została zakuta i wysłana w niewolę do Seny (to znaczy do przymusowej pracy), albo znalazła się pod panowaniem nowych władców, tyrana na polu w znoju.

Ogrom konfederacji Ugadów sprawił jednak, że włosi nie byli w stanie zająć całości kraju. Dzięki temu jeden z wodzów, który przetrwał zeszłoroczną masakrę - Seko Sese - zdołał zebrać resztę niedobitków po bitwie, a także uzbroić tego, kogo dało się znaleźć - czyli głównie podrostków i starców. Czasu jednak nie było wiele - w ciągu zimy włosi zaprowadzili jako taki porządek w nowo podbitych terenach i wyruszyli aby stłumić resztki oporu - nim ten zdąży urosnąć do większych rozmiarów.

Seko Sese zdołał jednak wyciągnąć pewnie wnioski z poprzedniej porażki. Zamiast z dumą wyruszyć w pole na swojego wroga zaczął, jak prawdziwy wojownik wyklęty, chować się po lasach. Włosi ponownie zatem musieli przedzierać się przez nieznane sobie zarośla, przeczesując zagajnik po zagajniku. Seko Sese zręcznie manewrował między oddziałami penetrującymi jego rodzinne knieje, napadając na europejczyków w tych miejscach, które były najbardziej rozciągnięte i odseparowane od reszty armii. Zdołał nawet złapać samotny oddział muszkieterów, wyciąć go w pień i przejąć jego broń, co dość mocno wzmocniło kolejne ataki partyzantki.

Czego by jednak Ugadowie nie robili - przewaga Laurentii była tak wielka, że zwycięstwo było nieosiągalne. I gdy dotarło to do wodza Seko Sese okazało się, że nauczył się od Europejczyków jeszcze czegoś - czegoś czego Ugadowie zdecydowanie nie stosowali i uważali za największy grzech. Mianowicie - złożenia broni. Wódz przekonał resztę swoich wojowników, że śmierć czy też pojmanie w walce i wzięcie w niewolę sensu nie ma - wyciągnął zatem białą flagę i oddał się wraz ze swoimi żołnierzami w ręce włochów prosząc o honorowe traktowanie i łaskę. W ten sposób Laurencja, po kolejnych walkach, dość krwawych, ale zakończonych wcześniej niż możnaby się tego spodziewać - zajęła resztę terenów plemienia Ugadów.