Wojna francusko-habsburska

Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Wojna francusko-habsburska

Post autor: Princeps »

Wynoś się z mojej kałuży!

Obrazek

Karawele, cuda portugalskiej myśli inżynieryjnej, idealne do eksploracji i handlu. Z walką - już nieco gorzej...

W Starym Świecie wrze. Dwie z największych europejskich potęg gotują się do walki. Z jednej strony Lew - Karol V, Cesarz Europy - Władca Cesarstwa Rzymskiego, Kastylii, Aragonu, Niderlandów, Włoch... Z drugiej zaś Młody Wilk - Henryk II Walezy - Król Francji. Niewątpliwe było, że europejskie problemy przeniosą się do Nowego Świata - pytanie jednak, czy spodziewać się można było, że to właśnie na morzach Warnenzji padną pierwsze strzały, które wywołać mogą wojnę.

Oto bowiem Francuska kolonijna wielka flota (składająca się z karawel i lekkiej karaki) wyruszyła na północ w sobie znanym celu. Gubernator kolonii Kastylijskiej zaś, nie wiadomo czy na polecenie Metropolii, czy też z inicjatywy własnej, zdecydował się na podjęcie działań - wszak Francuzi są wrogami, a nie ma czekać aż się wzmocnią - a cokolwiek robią, z pewnością zyski im jakieś przyniesie. Rozkazał zatem wielkiej kolonialnej flocie Kastylii (składająca się z karawel i lekkiej karaki) wypłynięcie i przechwycenie floty Francuzów. Udało się to jej w okolicy wyspy Lepy, gdzie obie morskie siły się spotkały.

Nie od razu doszło jednak do rękoczynów, czy raczej działoczynów. Admirał Kastylijski wysłał jedną z karawel pod dowództwem kapitana Diego Gonzaleza jako poselstwo do Admirała Francuskiego z żądaniem zawrócenia pod groźbą ataku. Na odpowiedź musiał sobie nieco poczekać - Francuz bowiem nie otrzymał żadnych wytycznych co zrobić w razie napotkania "wrogich" sił. Koniec końców uznał jednak, że on nie da sobie w kaszę dmuchać - zwłaszcza, że zaczął akurat dmuchać mu przyjazny wiatr. Rozwinął więc żagle i ruszył na północ - za nim zaś siły kastylijskie. Żadnej większej potyczki jednak nie nawiązano - siły Iberyjczyków i franków oddały w swoją stronę kilka salw, gdzieniegdzie uszkodzono ożaglowanie.

Admirał Kastylijski nie chciał jednak wracać bez żadnego zwycięstwa - uzupełnił zatem pośpiesznie zapasy w stolicy i zaczekał w okolicy Lepy i przygotował zasadzkę na wypadek powrotu francuzów. Trochę musiał zaczekać, niemniej w końcu w oddali zobaczyć można było francuskie bandery. Znany już francuzom Diego Gonzalez ustawił swoją karawelę wprost naprzeciw francuskich okrętów, nie próbując tym razem pertraktować - z oddali zaczął już ostrzał wrogich statków. Większość strzałów była jednak niecelna. Zamiast tego do przodu wyrwała się francuska karawela "Catherine", nazwana na cześć żony Króla Henryka. Zdołała ona dogonić panicznie uciekającego przed przeważającymi siłami kapitana Gonzaleza i poturbować jego statek. Jej kapitan, Jean-Claude Damme dowiedział wiedział jednak, że Kastylijski kapitan właśnie na to liczył, w momencie gdy zza wyspy wyłoniła się hiszpańska Karaka, która oddała w stronę Catherine kilka celnych salw, dziurawiąc jej kadłub. Szczęśliwie hiszpański statek był słabo wyposażony i dość szybko skończyła się amunicja, która została już nadwyrężona poprzednią potyczką.
Obrazek

Kapitan Jean-Claude Damme na własnej skórze poczuł siłę kastylijskiej marynarki wojennej.


Nie wiedział tego jednak admirał francuski, który zarządził całkowity odwrót w stronę kolonii. Koniec końców żaden z admirałów nie odniósł decydującego zwycięstwa. Z jednej strony Hiszpan nie zrealizował celu, który został mu przydzielony, z drugiej zaś francuz mimo iż dotarł do celu to poniósł spore straty w wyniku hiszpańskiej zasadzki. Obu z pewnością suszyć głowę będą teraz Gubernatorzy, w których gabinetach atmosfera jest tak gęsta, że można by ją ciąć nożem. Wojny jeszcze oficjalnie nie wypowiedziano, ale wszyscy są pewni, że jest to jedynie kwestia czasu.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Incydent w Zatoce Issańskiej

Post autor: Princeps »

1553 rok
Ogień zwalczaj ogniem


Obrazek
Kilka lat osadnictwa - i wszystko to wszystko psu na budę

Choć Europa grzeje się w wielkim konflikcie, który porusza większość kontynentu, w Warnenzji większość Kolonii zadowoliła się jedynie pomniejszymi, niewielkimi konfliktami, prędko zakończonymi rozejmami. To ktoś zajął komuś jedną wyspę, ktoś inny wydał prędko odwołane rozkazy wymarszu. Nie wszystkie jednak - Kilka Wicekrólestw, Kompanii Handlowych i innych Kolonii uznało, że w tym roku w końcu jest pora na porządną bitkę.

Wojna Kastylijsko-Francuska w Warnenzji rozpoczęła się w zeszłym roku, od niewielkiego starcia w Zatoce Issańskiej. W tym roku ponownie - gubernatorzy obu Kolonii nie zdecydowali się na otwarty konflikt na pełną skalę i próby przejęcia wrogich ziem. Pomimo tego jednak krew polała się obficie - zwłaszcza, że obydwaj mieli ten sam plan - spalić jak najwięcej ziem przeciwnika.

Gubernator Francuski wysłał zatem z pobrzeżnych prowincji swojej kolonii pułk kawalerii w stronę posiadłości Kastylijskich. Prędkość uderzenia na płaskich pustynno-stepowych terenach była zatrważająca. Francuscy Rajtarzy napadli z zaskoczenia na osadników z iberii, nie biorąc żadnych jeńców. Rezali każdego jak tylko się dało, co wzbudzić może osłupienie we wszystkich sąsiadach - jeszcze w zeszłym roku bowiem Francuscy dowódcy łaskawie potraktowali jeńców i mieszkańców Clapoty. Takiego traktowania nie otrzymali jednak ich katoliccy bracia, których osady spłonęły, a ich krew napoiła suchą, spaloną słońcem ziemię. W całej jednej prowincji ostało się ledwie kilka niewielkich osad, które były tak małe, że Francuzi zdecydowali się po prostu nie nadkładać dni, by wyciąć kilkunastu Kastylijczyków więcej.

Brutalność i skuteczność rajdu sprawiła, że do Veracruz wiadomość dotarła z pewnym opóźnieniem - po prostu mało kto zdołał uniknąć rzezi. Dowódca Wojsk Metropolitalnych zdecydował się pozostawić niewielki garnizon w stolicy, resztę wojska zaś wyprowadzić ku najeźdźcom. Miał jednak spory szkopuł - brak kawalerii, poza oddziałem tubylców na saharczykach, które jednak mobilnością nie mogły równać się europejskim rumakom. Kilka prób nawiązania bezpośredniego starcia skończyło się zatem prędką ucieczką francuzów przed niemal trzykrotnie liczniejszymi siłami Kastylijczyków. Z tego względu Hiszpański dowódca zdecydował się na rozdzielenie swoich sił i przygotowanie zasadzek na najeźdźców. W wielu pozornie niebronionych osadach pełno było wojskowych pochowanych w stodołach, domach i kościołach. Gdy tylko do miasteczka wpadali francuscy jeźdźcy, żołnierze wylewali się z budynków, napadając na najeźdźców.

Dzięki tej taktyce francuski komandor Jacques Cartier musiał znacznie spowolnić tempo swoich działań. Stanął przed trudnym wyborem, mógłby co prawda splądrować znacznie więcej, ale zaryzykowałby tym samym utratę większej ilości swoich ludzi, zatem po dogłębnym spaleniu dwóch prowincji zdecydował się na odwrót w stronę swojego kraju, uznając, że lepiej mieć mniejsze zwycięstwo w kieszeni niż ryzykować porażkę. Nie powiódł się mu też plan podburzenia przeciwko Kastylijczykom ludności tubylczej, która ze względu na bliskość Cesarskich sił obawiała się natychmiastowej odpowiedzi.

W tym samym czasie zaś kawaleria Kastylijska urządziła wypad na zachód, w stronę wijących się wzdłuż kontynentu prowincji Francuskich. I właśnie długość kolonii francuskiej dała się tutaj we znaki gubernatorowi - gdy bowiem Kastylijczycy napadli na jego ziemie - większość wojsk garnizonowała wybrzeże oraz granicę z Konfederacją Wolnych Ohlonów. Przez to przemarsz piechoty zajął sporo czasu. Gdy odsiecz w końcu przybyła - nie było już czego zbierać. Iberyjczycy splądrowali 3 najbardziej wysunięte na północ prowincje, zabrali łupy i zawrócili w stronę domu. Po stronie Hiszpanów jedyną stratą był starszy szeregowy De Guzman, którego koń nastąpił na kawałek płonącego drewna i zrzucił swojego jeźdźca, co spowodowało, że ten upadł na ziemię, złamał kark i zmarł.

Łupy Kastylijczyków były nadwyraz obfite, ponieważ przez splądrowane prowincje wiódł szlak handlowy, na którym Francuzi handlowali z leżącym gdzieś na zachód tubylczym królestwem Ramanu. Francuscy kupcy musieli pożegnać się życiem, zaś ci pochodzący z Królestwa ze swoim dobytkiem. Hiszpanie dodatkowo zdecydowali się na dodatkowo natruć krwi swoim oponentom - do każdego napotkanego kupca z Ramanu mówili wyłącznie po łamanym francuskim, zaś na ich piersiach czy plecach wykroili francuskie symbole czy obelgi, by napsuć kontakty żabojadów z tubylcami.

Potyczki miały miejsce również na morzu. Francuska Flota, wyładowana tubylczym wojskiem wyruszyła w stronę Veracruz. Po drodze zahaczyła jednak o Quenty, gdzie 300 silnych wojowników tubylców zostało puszczonych luzem, by zabawili się z Kastylijskimi kobietami i "zaopatrzyli się" w bogactwa ich mężów. Flota zaś popłynęła dalej, by zablokować port stolicy Wicekrólestwa Nowej Kastylii. Naprzeciw wypłynął im jednak kastylijski admirał z identyczną flotą. Francuzi zaczęli się więc cofać - a Kastylijczycy kontynuowali pościg. Francuzi się więc wycofywali dalej, a Kastylijczycy kontynuowali pościg. I trwało to tak długo, każ admirał Francuski uznał, że jeżeli dalej będzie uciekał, to Kastylijczycy po prostu zawrócą, zaokrętują wojska Metropolitalne i wytną w pień wszystkich tubylczych wojowników w służbie Francji. Wypowiedział zatem bitwę Kastylijczykom. Jako że obie siły były identyczne, o zwycięstwie zadecydowało szczęście oraz umiejętności i wola walki marynarzy. Te stały zaś po stronie francuzów, którzy zdołali wyłapać zbyt wysuniętą karawelę Hiszpanów i mocno ją obić. Gdy ta zaczęła się wycofywać, doszło również do potyczki między karakami obydwu krajów - obie wyszły ze starcia mocno poturbowane, niemniej w całości. Kastylijski generał zarządził zatem odwrót, Francuzi jednak, również doznali mniejszych uszkodzeń, więc zdecydowali się przybić do Quentów i dokonać prędkich, pobieżnych napraw.
Dla leniwych:
- Wicekrólestwo Nowej Kastylii i Francuskie Indie Wschodnie wysłały na siebie rajdy kawaleryjskie
- rajd francuski poniósł niewielkie straty, ale oba rajdy generalnie zakończyły się sukcesem.
- oprócz tego Francuzi wysadzili oddziały tubylców na wyspach na zachód od Nowej Kastylii, którzy zajęli prowincję
- rozegrała się bitwa między flotami kastylijską i francuską, wygrana minimalnie przez Francuzów.


zaznaczone splądrowane prowincje:
Obrazek
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Incydent w Zatoce Issańskiej

Post autor: Princeps »

1554
Koniec podchodów

Obrazek

Póki co wojny między Europejczykami w Warnenzji podzielić można na dwa rodzaje. Pierwszymi są takie, które giną w zarodku - trwające jeden rok niewielkie konflikty, prędko się kończące. Większość zdecydowanie można by przypisać do tej kategorii. Wiele z nich nawet nie zdołało się zacząć, a już wszystkie strony zawierały traktaty i zawracało swoje wojska. Drugą grupą zaś można by nazwać wojny prowadzone pełną parą. Póki co należała do nich jedynie wojna portugalsko-marokańska (z holendrami, pomorzem, hanzą i osmanami "na feacie"), choć ta i tak w tym roku ugrzęzła. Do tego nielicznego grona zaś dołączyła wojna francusko-habsurska, która zmieniła się z przygranicznego konfliktu w pełne działania wojenne.

Te w tym roku zostały jednak rozpoczęte przez dziwny plan francuskiego dowództwa. Otóż flota francuska zabrała dzielną drużynę trzystu tubylców z zajętego w zeszłym roku archipelagu Quentyjskiego, by następnie wysadzić ich... pośrodku terenów kastylijskich.

I sobie odpłynąć w stronę domu. Ot, tak.

Gubernator Kastylijski przez jakiś czas nie był pewien co robić. Przeczuwał jakiś fortel, wielką zasadzkę czy inne czary. Ale nie. Tubylcy zdołali spalić niewielką chatkę rybacką, ale już po kilku dniach przybyła kawaleria kastylijska. Walka, która się wywiązała była tak jednostronna, że trudno nazwać ją walką. Zanim szarża Hiszpanów zdołała dotrzeć do szeregów tubylców ci dawno popadli już w zupełną rozsypkę. Część zdołano pojmać żywcem, reszta zaś zginęła stratowana przez konie. Niewielka grupa zdołała uciec - prawdopodobnie zostali wybici przez okoliczne plemiona bądź do nich dołączyła. Po stronie Hiszpanów zaś jedyną "stratą" był młodszy szeregowy De Guzman (kuzyn starszego szeregowego De Guzmana, który zginął w zeszłym roku), którego koń potknął się o nieco bardziej pulchnego tubylca i zrzucił swojego jeźdźca. Tym razem jednak, szczęśliwie dla rodu De Guzmanów, skończyło się jedynie na złamanej ręce i kilku większych siniakach. Dlaczego gubernator Francuski posłał tubylców na pewną śmierć? Może była to zemsta za ostatnie niepokoje w jego kolonii? Może liczył, że w ten sposób odwróci uwagę Hiszpanów, dając sobie więcej czasu na południu? Nie wiadomo...

Flota kastylijska próbowała jeszcze przez pewien czas gonić Francuzów, niemniej jej statki nie zostały naprawione po walkach z zeszłego roku, przez co szybko zrezygnowała. To pozwoliło Francuzom na wycofanie się do macierzystego portu. W czasie odwrotu natrafili jednak na flotę Habsburgów austriackich. Ta, początkowo, pomimo znacznej przewagi, nie szarżowała na żabojadów, gdyż admirał austriacki był, błędnie, przekonany, że francuskie statki pełne są tubylców gotowych dokonać abordażu na jego siły. Francuzi byli natomiast przekonani (już słusznie), że w jakiejkolwiek bitwie z Austriakami przegrają sromotnie. Z tego względu zaczęli płynąć prosto do stolicy kolonii. Austriacy podążali za nimi. Zależnie od wiatru oraz prądów - raz siły austriackie znajdowały się bliżej, raz dalej francuzów. A gdy byli bliżej - walili do nich z dział aż drzazgi świszczały. Koniec końców francuska flota zdołała dotrzeć do domu - ale porządnie obita, jedną karawelę Austriacy zdołali nawet zatopić. Następnie zaś rozpierzchli się po okolicznym morzu, szukając francuskich statków kupieckich, łupiąc co się da.

Na lądzie Francuzi również zdecydowali się na agresywną postawę. Choć może mniej samobójczą, niż w przypadku ich wypadu z tubylcami. Długo jednak nie szli - zanim zaczęli na poważnie plądrować ziemie przeciwnika, natknęli się na siły Kastylijczyków. Po ich stronie dowódcą był doświadczony Generał Diego de la Vega, oficer wojsk metropolitalnych, niemniej za oponenta miał również doświadczonego, choć w mniejszym stopniu i głównie na warnenzjańskich bojach, Jacques Cartiera. Obie armie były dość wyrównane, choć Hiszpanów było więcej. Obie strony posiadały równą liczbę kawalerii - trzy oddziały po 100 lekkich kawalerzystów, a dodatkowo po stronie Kastylijczyków stali również tubylcy na saharczykach (choć trudno nazwać ich prawdziwą kawalerią).

Bitwa między siłami rozpoczynała się niemrawo. Przez dwa dni obaj dowódcy próbowali przeciwnika w walce podjazdowej, ale po chwili stało się jasne, że nikt nie uzyska przewagi. W końcu Kastylijczycy zwarli szyki i ruszyli w pole przeciw Francuzom. Rozpoczęli zatem atak od swojej prawej flanki, gdzie ponownie wyszła im na przeciw kawaleria francuska. Tym razem jednak kastylijska piechota ruszyła naprzód, wspierana przez ciągły ogień muszkieterów, których po stronie Habsburgów było 200 oraz salwowy ostrzał kuszników. Strona francuska, choć miała sporo strzelców, to jednak musieli oni ustąpić kastylijskim muszkieterom. Zamiast tego po ich stronie były jednak dwa oddziały halabardników, którzy samodzielnie byliby prawdopodobnie odeprzeć pikinierów milicji Hiszpanii - jeden z tych oddziałów zdołano niemal rozbić. Problem pojawił się jednak gdy do walki dołączyli pikinierzy metropolitalni, którzy swoją dyscypliną oraz uzbrojeniem przewyższali kolonialne oddziały Francuzów i to wystarczyło by utrzymać linię na wystarczająco dużo czasu.

Ten czas zaś został zdecydowanie dobrze wykorzystany przez de la Vegę, który, korzystając ze związania piechoty francuskiej walką, rozpoczął manewr okrążający, wysyłając na swoją lewą flankę tubylców na saharczykach oraz tarczowników. By uniknąć złapania w kocioł Jaques musiał zatem odtrąbić odwrót. Szczęściem jednak, saharczyki, w odróżnieniu od europejskich koni, nie są tresowane specjalnie do walki i zupełnie nie były przyzwyczajone do dymu i huku broni planej. Z tego względu oddział arkebuzerów francuskich zdołał odeprzeć ich szarżę i wzbudzić popłoch wśród zwierząt, co znacznie utrudniło pościg hiszpańskim siłom, które też w dużym stopniu skupiły się na francuskiej kawalerii. Dzięki temu francuski generał zdołał uniknąć zupełnego rozbicia sił, niemniej Kastylijski dowódca gonił go aż do granic kolonii, cały czas podgryzając i uderzając. Pomimo swoich chęci nie zdołał jednak rozbić sił wroga w pełni, zaś kontrofensywę na tereny kolonii uznał za zbyt niebezpieczne ze względu na obecność wojsk metropolitalnych. Zamiast tego więc wycofał wojska metropolitalne do Velarcruz, zaś wojska kolonii zajęły część ziem niczyich pomiędzy obiema koloniami, poszerzając wspólną granicę.

Francuski Gubernator musiał jednak się tłumaczyć nie tylko z porażki na morzu, rozbicia w polu, ale też ze spalonego (ponownie) pogranicza. Tym razem jednak agresorami byli Wolni Ohlonowie, którzy wykorzystali fakt, że francuskie oddziały kolonijne w pełni wyruszyły na północ i korzystając z ich nieobecności, Ohlonowie przypuścili atak na zachodnie rubieże kolonii. Do ich sił dołączyli również lokalni tubylcy i taka siła rozpoczęła masową grabież i mord na europejskich osadnikach. Przez pewien czas myślano nawet o ataku na Clapotę, ale wieść o zbliżających się oddziałach francuskiej metropolii sprawiła, że porzucono te plany. Słabo wyposażeni Ohlonowie, pomimo znacznej przewagi liczebnej, nie próbowali nawet nawiązywać bezpośredniej walki z francuzami. Zamiast tego wycofano się, jedynie okazjonalnie podgryzając wojska żabojadów. Wraz z Ohlonami wycofali się również niektórzy tubylcy - zwłaszcza gdy wojska metropolii rozpoczęły wieszać wszystkich, których posądzono o współpracę z Konfederacją. Koniec końców żadnych ziem nie utracono, ale to już kolejne francuskie ziemie które zostały splądrowane.

Dla leniwych:
  • Francuzi przeprowadzają samobójczy desant tubylców, którzy zostają wycięci przez hiszpańską kawalerię.
  • Austria bije francuzów na morzu, zadając im znaczne straty oraz zatapiając jeden z okrętów.
  • Francuska inwazja kończy się porażką i poniesieniem sporych strat, choć wojsko uniknęło anihilacji.
  • Konfederacja Wolnych Ohlonów pali pogranicze francuskie korzystając z nieobecności wojsk kolonii francuskiej.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Wojna francusko-habsburska

Post autor: Princeps »

1555 rok

W tym roku nie za wiele się zdarzyło. Jedynym działaniem w tej wojnie było uszczelnienie blokady kolonii francuskiej, przez floty austriackie i neapolitańskie. Kontakt kolonii z metropolią jest więc zablokowany, co raczej nie spodoba się Królowi Francji.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Wojna francusko-habsburska

Post autor: Princeps »

1556 rok



W Europie od kilku lat trwa wojna między dwoma największymi potęgami starego kontynentu – Francją i Austrią oraz ich sojusznikami. Zatargi obu potęg przeniosły się również do nowego świata, gdzie na rozkaz swych władców gubernatorzy rzucili między siebie swoje siły. I tak z początku nikt na dworach królewskich nie przejmował się drobnymi potyczkami, jakie miały miejsce w nowym świecie między kolonią francuską i hiszpańską, jednak do czasu. Gdy do uszu Henryka II dotarły wieści o blokadzie jego kolonii przez połączone siły habsburskie, ten natychmiast rozkazał wysłać eskadrę w celu przerwania blokady. Zanim jednak eskadra wyszła w morze do króla dotarły kolejne fatalne wieści, okazało się, że flota kolonialna jest całkowicie niezdolna do walki, a uwikłana w wojnę z Habsburgami Francja mogła pozwolić sobie na wysłanie jedynie trzech okrętów…

Powstałemu problemowi zaradził jeden z doradców króla - kardynał Rizieu zaproponował by rozpuścić po koloniach nowego świata posłów z propozycją najmu floty, oczywiście za sowitą zapłatą. Tak też francuzi pozyskali flotę egipską, z którą następnie się połączyli i popłynęli w stronę francuskiej kolonii. Naprzeciw połączonej flocie egipsko-francuskiej liczącej siedem okrętów stanęło pięć austriackich, natomiast flota kastylijska nie wiedzieć czemu nie wsparła swojego sojusznika. Przewaga francusko-egipskiej floty wydawała się niewielka jednak głównym atutem tej floty była nie tylko jakość okrętów, a doświadczone dowództwo i zaprawieni w bojach z Hiszpanami francuscy oficerowie. W końcu doszło do wyczekiwanego przez francuzów starcia z flotą austriacką, walka trwała bardzo krótko, a Austriacy widząc, że zostali sami nawet nie ukrywali, że nie zamierzają ginąć za kastylijską sprawę i tak po krótkiej wymianie ognia rozpoczęli odwrót. Doświadczeni francuscy dowódcy nie zamierzali odpuścić takiej okazji, tak też ruszyli w pościg za Austriakami, podczas którego jedna z karak dopadła dużo słabszą austriacką karawelę i po zaledwie jednej salwie posłała ją na dno. Więcej szczęścia miała lekka karaka Austriaków która wdała się w walkę z dwoma okrętami przeciwnika ponosząc przy tym znaczne uszkodzenia, Austriacy mieli już spisać kolejny statek na straty, jednak z pomocą nadeszła pogoda przez którą zrezygnowano z dalszego pościgu. I tak austriackiej karace udało się się wyrwać ze szponów bestii i dołączyć do reszty uciekających okrętów. Tym samym blokada francuskiej kolonii została przerwana dzięki połączonej flocie francusko-egipskiej i nie zapowiada się aby szybko mogła zostać odnowiona.


- Francuska metropolia najmuje egipską flotę.
- Połączona flota francusko-egipska pokonuje po krótkim starciu osamotnioną flotę Austrii i rusza za nią w pościg.
- Podczas pościgu Austriacy tracą karawelę oraz ich lekka karaka doznaje poważnych uszkodzeń, natomiast reszta floty odnosi niewielkie uszkodzenia.
- Połączona flota francusko-egipska pozostaje w dobrym stanie, niektóre okręty posiadają jedynie powierzchowne uszkodzenia.
- Blokada francuskiej kolonii zostaje przerwana.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Re: Wojna francusko-habsburska

Post autor: Princeps »

1558 rok

Obrazek


Wielu spodziewało się, że wraz z zakończeniem wojen włoskich w Europie pokój zapanuje również między koloniami w Nowym Świecie. Rzeczywiście, początkowo na to właśnie się zanosiło – w miejscowości Mount Weather angielski gubernator (którego monarchini wchodzi właśnie w mariaż z królem kastylijskim) zorganizował dla zwaśnionych wicekrólów z Iberii i Francji porozumienie, przewidujące zakończenie wzajemnych konfliktów. Kastylijczycy podpisali je bez większej zwłoki jednak Francuzi… Cóż, tu historia była nieco inna. Dyplomaci francuskich Indii Wschodnich nagle strasznie się bowiem rozchorowali i stwierdzili że w obecnym stanie nie mogą podpisać pokoju, wzywając swoich zastępców ze stolicy kolonii. Ci, podróżując do kolonii angielskiej, zmylili jednak drogę i „zgubili się”, by ostatecznie do miejsca obrad nigdy nie dotrzeć. Wśród angielskich i habsburskich urzędników zapanowała konsternacja – czemu Francuzi nie podpisują pokoju? Kilka miesięcy trwało, nim w końcu zorientowano się, co się właściwie wyprawia. A stało się to, że w Jeanie Ribaulcie przebudził się duch godny samego Henryka II, „króla z ołowiu”.

Gubernator francuski zwodził przeciwników, przez dużą część roku oczekując na przybycie swoich sojuszników – armii Ramanu, która wprawdzie rok temu doznała znaczącej porażki, ale teraz powracającej, by ją pomścić. Przeciw nim Hiszpanie zmontowali znaczną koalicję – prócz kolonistów austriackich, neapolitańskich i sił własnych byli wśród nich również Anglicy. Tak zgromadzona koalicja nie napawała optymizmem – Francuzi uchwycili jednak strategiczna inicjatywę i dobrze ją spożytkowali, przenosząc wojnę na wrogie ziemie. Nie zdołali się co prawda połączyć z siłami tubylców, którzy mieli do pokonania pustynie i nadciągali od kompletnie innej strony – zmusili jednak Kastylijczyków do pozostawienia mocnego garnizonu w stolicy, gdy ich armia ruszyła naprzeciwko Ramańczykom.
Druga bitwa pod oazą El-Al-Mein była jeszcze większa niż rok temu. Siły sprzymierzonych Europejczyków liczyły nieco ponad piętnaście setek ludzi wspartych armatami i konnicą. Przeciw nim stanęła zaś potężna królewska armia Ramanu – dwukrotnie liczniejsza niż rok temu, uzupełniana licznym kontyngentem jeźdźców na saharczykach, gwardią Surdaków, a także kilkusetosobowym oddziałem jeźdźców dosiadających… małych, włochatych koni! A zatem obie strony dysponowały kawalerią.

Nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem tubylcy od razu po rozwinięciu szyków ruszyli do przodu, pragnąc skrócić dystans nim przewaga strzelców po stronie Europejczyków zbierze wśród nich krwawe żniwo. Zadudniły armaty, zadymił dym z muszkietów – zdążono jednak oddać jedynie kilka salw, nim wrogie natarcie spadło na piki i tarcze Hiszpanów, zmuszając ich strzelców do cofnięcia się. Na flankach również doszło do zwarcia – pewni przewagi hiszpańscy jeźdźcy starli się z przeciwnikami na saharczykach, kładąc ich pokotem mimo ich kilkukrotnej przewagi liczebnej. Konnica Ramańczyków oddała kilka salw z łuków, po czym wycofała się, niczym europejscy Tatarzy – wycofała jednak niezbyt skutecznie, bo większe i szybsze europejskie rumaki wkrótce dopadły ich wierzchowce, a ich jeźdźcy pomścili się krwawo na tajemniczych strzelcach.

Brawurowa gonitwa konnicy za cenę dużych strat rozbiła większość wrogiej konnicy. Paradoksalnie na krótki czas odsłoniła ona jednak flanki własnej piechoty. Wykorzystali to Surdakowie, którzy natarli na związanych walką piechurów od boków, przełamując patową sytuacje w centrum na korzyść swego króla. Widząc to, Gorn Poderoso postanowił raz jeszcze postawić wszystko na jedną kartę, ruszając na czele odwodu ciężkiej jazdy do boju. Ponownie jednak, chociaż początkowy impet jazdy był potężny i wbił się głęboko we wrogie linie, ostatecznie wytracił się on krwawo wśród zdyscyplinowanych wojowników Ramanu. Widząc, że tym razem nie zwycięży, Poderoso zaklął z pasją i dał sygnał do odwrotu – wymęczona jazda nie zdołała utrzymać dyscypliny zwłaszcza wśród mniej zorganizowanych oddziałów, które rozpadły się w panicznej ucieczce, ścigane po pustyni przez wrogich jeźdźców.
Po bitwie Ramańczycy ruszyli do przodu, zajmując należące do kastyliczyków pustynne prowincje – z jakiegoś powodu przerwali jednak swój marsz po paru miesiącach, wstrzymując pochód przed wrogą stolicą.

Jednocześnie, korzystając ze związania wrogich armii w boju z ich sojusznikami (którzy, jak się miało okazać, rozprawili się z nimi całkiem skutecznie), Francuzi nie niepokojeni zajmowali pożądane przez siebie kastylijskie posiadłości na południu. W tej części roku która im pozostała zajęli naprawdę niemałą część kolonii kastylijskiej, praktycznie nie napotykając zbrojnego oporu – jednym wyzwaniem, z jakim musieli się mierzyć, była pokaźna liczba hiszpańskich osadników, nad którymi musieli roztoczyć swe panowanie – ci zaś byli, generalnie mówiąc, mało z tego zadowoleni.

Żeby nie było zbyt różowo, Francuzom również ktoś wbił nóż w plecy – byli to ponownie Wolni Ohloni, którzy napadli na słabo chronione terytoria francuskie, plądrując i biorąc w niewolę kolonistów i zajmując niebronioną Clapotę, gdzie planowali wzniecić anty-francuskie powstanie wśród tubylców. Ci byli już jednak zniechęceni i raczej bierni wobec francuskiego panowania, także z miasta ostatecznie wycofano się, nim na miejsce przybyły metropolitarne oddziały Indii Wschodnich.


W tym samym czasie armie angielskie zaatakowały niewielką osadę francuską na północy, stworzoną z ocalałych z ekspedycji Jean-Pierra. Podczas podboju okazało się jednak, że osada została spalona, po Francuzach ani śladu, a podbite tereny są w dużej części wyludnione z tubylców. Wiele się nad tym nie zastanawiając, Anglicy po prostu zajęli co tylko się im nawinęło pod muszkiety, oznaczając to „wielkie zwycięstwo” flagą wbitą w środek ruin miasteczka.



  • "Pokój z Mount Weather" w praktyce nie wchodzi w życie.
  • Wojsko sprzymierzonych rozbite przez królewską armie Ramanu.
  • Francuzi i tubylcy zajmują niemal 2/3 terytoriów kastylijskich w Nowym Świecie.
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wojny”