Powstanie na Demanii

Awatar użytkownika
Princeps
Mistrz Gry
Posty: 3021
Rejestracja: ndz mar 07, 2021 9:45 pm

Powstanie na Demanii

Post autor: Princeps »

1552 rok

Obrazek

Od początku roku coraz częściej mówiło się o niepokojach pośród lokalnych plemion. Wiele z tubylczych ludów niechętnie przyjmowało nowych panów, ogniem i mieczem krzewiących dziwną wiarę i zajmujących ich ziemie. Nawet ci, którzy wieszczyli najgorsze, mogli nie spodziewać się jednak tego, jak tragiczny obrót mogą objąć sprawy. Wszyscy siedzieli jednak jak na szpilkach.

Jedną z takich niebezpiecznych kolonii były posiadłości Habsburgów austriackich. Cesarski gubernator zdecydował się na agresywną i ekspansywną politykę, mieczem i arkebuzem rozszerzając granice swoich włości, czy to się lokalnym plemionom podobało czy nie. Nie dziwota zatem, że w jego kolonii były największe niepokoje pośród lokalnej ludności. Za nic miał to jednak - "Z tubylcami się nie negocjuje. Do tubylców się strzela" - mówił, zdaniem niektórych. Ale żeby strzelać potrzeba prochu - najlepiej całej beczki. I tak się składa, że Austriacki Gubernator na takiej właśnie siedział.

I wybuchła ona na początku marca. Przez pewien czas nie było nawet wiadomo co się dzieje - z coraz to kolejnych wiosek Austriaków po prostu nie przychodziły wieści - tubylcy okrążali sioła gdy wszyscy spali i wycinali osadników do nogi. Początkowo były to niewielkie rozruchy, pomniejsze osady Europejczyków były atakowane w środku nocy. Pewnej nocy z Austriackiej niewoli uciekł jednak niejaki Ebekom - jeden z wodzów plemion podporządkowanych przez Austriackie wojska, nadwyraz charyzmatyczny i o bystrym umyśle. Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób zdołał wydostać się z kajdan, niemniej na miejscu odnaleziono tuzin austriackich gwardzistów z wybebeszonymi flakami - niektórzy mówią, że samemu zerwał okowy, po czym pazurami rozorał strażników, używając jakiejś dzikiej, plugawej magii. Inni mówią, co bardziej prawdopodobne, że grupa tubylców musiała pod osłoną nocy zakraść się i go uwolnić. Jakby nie było - gdy tylko wydostał się na wolność, zaczął zbierać rozrzuconych i zdezorganizowanych powstańców - wojowników, którzy przeżyli austriacką nawałę sprzed roku-dwóch. Tych było jednak niewielu, Ebekom szybko zaczął więc werbować kogo się dało - starców, młodzieńców, czy nawet kobiety i dzieci. Tubylców nie trzeba było długo przekonywać i prędko dołączali się do rebelii - gdy powstanie już pełni zapłonęło, każdy był świadom, że pozostaje im albo zwycięstwo, albo śmierć.

Siły Ebekoma zdołały zdominować przede wszystkim na południowo-wschodnim brzegu wyspy, gdzie to mniej było wojsk Austrii, więcej zaś tubylczych plemion. Wojacy Ebekoma z bronią w ręku w biały dzień rzucali się na przebywających na ich rdzennych ziemiach osadników z Cesarstwa. Mało kto z Austriaków uszedł z życiem - większość skończyła porozcinana toporami, mieczami czy nadziana na piki. Niektórzy z uciekinierów docierali do austriackich osad na rannych od bełtów koni, dwóch czy trzech z nich natomiast zaklinało, że widziało w rękach dzikusów arkebuzy.

Gubernator prędko rozkazał działać swoim wojskom, dołączył do niego również dowódca wojsk metropolitalnych. Czy to przez szczęście, czy to przez przezorność, gubernator wcześniej już zwiększył zaciągi wojskowe, czyniąc ze swojej armii jedną z najsilniejszych wśród kolonii europejskich - ponad tysiąc żołnierzy pod bronią licząc z wojskami metropolitarnymi. Część wojska była w tym momencie poza wyspą, niemniej pomimo tego dalej duża liczebnie armia cesarska ruszyła w stronę objętych rebelią ziem. Pomimo dobrego uzbrojenia i nadwyraz skutecznej komunikacji "armia" Ebekoma nie miała jednak wielkich szans z siłami Europejczyków. Lokalnej ludności było po prostu zbyt mało, by mogła stworzyć sensowną siłę. Wódz nie próbował nawet wypowiadać bitwy cesarskim siłom, zamiast tego podejmując próby szarpania wojsk przeciwnika. Dorośli mężczyźni wyszkoleni w boju byli jednak orzechem nie do zgryzienia dla grupy starców i dzieci. Trudności dodawała też większa mobilność kawalerii austriackiej, która skutecznie umożliwiała przeczesywanie dużych obszarów w celu poszukiwań rebeliantów. Czy też raczej po prostu ludności tubylczej - ze względu na zróżnicowany demograficznie skład "armii" Ebekoma, Cesarscy żołnierze po prostu rżnęli każdego, kto miał inny odcień skóry od nich, nie patrząc na wiek, płeć czy rzeczywisty udział w boju.

O mało co tak samo nie skończyłoby założone ostatnio miasteczko Nurembüren na samym południu wyspy, atakowane przez siły Ebekoma. Broniło go jedynie kilkudziesięciu członków na prędko zorganizowanej milicji na wybudowanej z wozów, bel drewna, beczek i skrzyń barykadzie. Dzikusy zdołały wedrzeć się już do środka i wzniecić pożar w jego części, kiedy do portu przybyły siły ekspedycyjne wysłane jeszcze przed buntem na południe w sile trzystu ludzi, które wyparły tubylców.

Koniec końców na ziemiach kolonii austriackiej ostała się jedynie garstka tubylców, pochowanych głęboko w leżących na południu wyspy dżunglach. Reszta została wyrżnięta przez siły gubernatora oraz wojska metropolii. Tym którzy przeżyli w głowie teraz raczej próba jakiegokolwiek przeżycia, niż kolejne rebelie, większość spodziewa się bowiem rychłego dokończenia dzieła przez Europejczyków. Albo przez czas - samotne dzieci i starcy nie przeżyją bowiem długo. Austriacy tym samym zupełnie nie muszą przejmować się już kolejnymi rebeliami - przynajmniej do czasu aż wchłoną kolejne połacie tubylczej ziemi. Niemniej, w wyniku rebelii zginęła też spora liczba osadników, co nie tylko znacznie osłabi ekonomię kolonii, ale gdy wieści o tragedii rozejdą się po rdzennych niemieckich ziemiach - może zniechęcić nowych kolonistów do przybywania do Austriackich posiadłości w Warnenzji. Szczęśliwie większość wojsk Austriackich przebywała w momencie rebelii na Demanii, zaś Gubernator poczynił dodatkowe zaciągi - gdyby większość wojska przebywało poza wyspą, sytuacja byłaby znacznie gorsza.

Na zimę, kiedy większość kurzu już opadła, wielu urzędników i wojskowych zaczęło sobie zadawać pytania - dlaczego powstanie w ogóle wybuchło, dlaczego przez pierwsze kilka tygodni było tak skuteczne oraz skąd pośród tubylców wzięła się tak duża liczba broni ewidentnie wyprodukowanej przez rzemieślników Starego Świata. Prędko podejrzenia zaczęto kierować do podróżujących po kolonii kupców, którzy skupowali od lokalnej ludności płody ziemi i skóry. W tamtym okresie nie funkcjonował jednak porządny kontrwywiad na terenie wyspy, nikt zatem dokładnie nie prześwietlał przywożonych przez kupców towarów i nie było też nikogo kto by bardziej przyjrzał się podejrzanym zrachowaniom wśród tubylców. Pod znakiem zapytania pozostaje też kwestia organizacji powstańców. Spodziewano się niepokojów co prawda, ale nikt nie przypuszczał, że tak szybko lokalna ludność chwyci za broń i to niemal jednocześnie i w tak zorganizowany sposób.

A co z okrutnym, acz brawurowym Ebekomem? W czasie jednej z obław Austriackiego wojska wraz z grupą swoich najdzielniejszych wojowników zaszarżował na oddział Cesarskich arkebuzerów. Plotka rozchodzi się, że cały oddział strzelał prosto w niego, a pomimo tego zdołał dobiec do linii strzelców i zabić kilku z nich, zanim dopadli go osłaniający jednostkę pikinierzy i zaszlachtowali. W jego ciele rzekomo znaleziono kilkanaście dziur po kulach. Jakby nie było - Żołnierze zabrali jego ciało do Gubernatora, by ten zdecydował co z nim zrobić. Niektórzy uważają, że powinno się go wywiesić na murach stolicy - dla przestrogi. Inni - by ciało spalić, a prochy wystrzelić z działa - jeszcze dzikus jakieś szataństwo na krześcijan sprowadzi... ale jest też część zasymilowanych tubylców którzy nakłaniają gubernatora, by w geście pojednania z ocalałymi z pogromu tubylcami pochował ciało według lokalnej tradycji.


Ziemie objęte buntem (na pomarańczowo):
Obrazek
I11: La Repubblica, I12: Sułtanat Raszimu, I13: Księstwo Dragenii/MG
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wojny”