Front w Attigliano
840/841 RNE
Skład
► Pokaż Spoiler
Księstwo Attigliano [di Valeri]
Armia Książęca:
Dowódca: sir John Darkwood [6]
Sztab: Gert Coen [3]
Skład:
Guardia del principe - Kompania Zielonego Węża - 200 ludzi [WZ]
Kompania Ziemska - Kawalerowie Ziemscy - 200 ludzi [WZ]
Gwardia Attigliano- Gwardia Obywatelska - 100 ludzi [WZ]
Kompania Czerepa- Halabardnicy - 100 ludzi [Naj]
Kompania Czerepa- Pikinierzy - 200 ludzi [Naj]
Kompania Czerepa- Lekkie bombardy - 2 działa [Naj]
Chorągiew Północna- Rycerze - 100 ludzi [Naj]
Chorągiew Północna- Giermkowie - 200 ludzi [Naj]
Armia Zachodu:
Dowódca: Joanes di Valeri [1]
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 500 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 600 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 400 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 400 ludzi [PR]
Księstwo Attigliano [di Alienise]
Armia Wschodu:
Dowódca: Frederico di Alienise [1]
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 100 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 600 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 300 ludzi [PR]
Imperium Tylos
Tagma Teopolska
Dowódca: Heraklit Kylos [1]
III Allagia Aecka - Legioniści - 200 ludzi [WZ]
IV Allagia Aecka - Strzelcy - 200 ludzi [WZ]
Srebrna Liga
Armia Południe
Dowódca: Lazaros Scafidides [4]
Skład:
Straż Dróg - Straż Dróg - 100 ludzi [WZ]
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 500 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 500 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 500 ludzi [PR]
Armia Północ
Dowódca: Symnach "Kulawy" [10]
Sztab: Anastazy Chypalis [4]
Czempion: Jan Ascanio
Ludwisiarz: Lorenzo Orbani
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 500 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 400 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 1300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 2100 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 2200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 1600 ludzi [PR]
Regiment Calabrasca- Szermierze - 200 ludzi [Naj]
Talifatowie- Lekka kawaleria - 200 ludzi [Naj]
Sierotki- Legioniści - 200 ludzi [Naj]
Sierotki- Kusznicy - 100 ludzi [Naj]
Artyleria- Lekkie bombardy - 2 działa [WZ]
Artyleria- Serpentyny - 4 działa [WZ]
Straż Miejska - Straż Miejska - 500 ludzi [WZ]
Barwna Chorągiew- Pikinierzy - 200 ludzi [Naj]
Barwna Chorągiew- Kusznicy - 100 ludzi [Naj]
Barwna Chorągiew- Strzelcy z rusznicami - 100 ludzi [Naj]
Garnizony
Dowódca: Samwise von Gilnes [2]
Skład:
Straż dzienna- Strażnicy - 300 ludzi [Naj]
Artyleria- Lekkie bombardy - 2 działa [WZ]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 300 ludzi [PR]
Święte Państwo
Wojska Świętego Państwa
Dowódca: Clavinicus Akropolites [3]
Sztab: Basilius Angelus [0]
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 500 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 800 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 1000 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 3400 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 2100 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 2000 ludzi [PR]
Bracia Miecza - Bracia Miecza - 100 ludzi [WZ]
Legioniści - Legioniści - 100 ludzi [WZ]
Regiment Kuszniczy - Regiment Kuszniczy - 300 ludzi [WZ]
Górska banda- Górale - 200 ludzi [Naj]
Księstwo Elyrandyjskie
Armia Koronna
Dowódca: Anuar Venco [1]
Czempion: Gejza Torontal
Skład:
Batalion Rycerzy Gwardii - Batalion Rycerzy Gwardii - 100 ludzi [WZ]
Kusznicy Konni - Kusznicy Konni - 200 ludzi [WZ]
Dragonierzy - Dragonierzy – 400 ludzi [WZ]
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 600 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 1400 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 700 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 700 ludzi [PR]
Armia Wsparcia
Dowódca: Cesar III [0]
Inżynier: Ambroży Costa
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 700 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 500 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 500 ludzi [PR]
Nieszczęsna ziemio Attigliano – krwią zroszona, butem żołnierskim zadeptana, plonów nie rodzisz i tchnienia nie dajesz, cierpiąc w wojnach straszliwych. Zali to zawistni przeklęli cię bogowie, czy chciwość ludzka nieprzebrana suknem cię dartym uczyniła, byś na sprzęty poszarpana legła z łzą jeno w oku?
Wraz z nastaniem roku 840 wojna w Attigliano rozgorzeć miała na nowo. Uskrzydlona zwycięską batalią pod Balocco Srebrna Liga inkorporowała ziemie zajęte przez Konfederacje Teopolską: Sardeie, Maezję i Ateę (choć tej ostatniej kontrolowała jedynie niewielki fragment). Wielki Wikariusz nie zamierzał jednak odpuszczać, coraz mocniej akcentując religijny wydźwięk konfliktu i zbierając siły do kolejnego starcia. W samym Attigliano do walki o tytuł książęcy stanęło dwóch kandydatów: kontrolujący stolicę Frederico di Alienise i zbiegły z niej krewny poprzedniego władcy, Joanes di Valeri. Na domiar tego do uczestników konfliktu dołączył również książę Elyrandii, który poparł pretensje Joanesa, jednocześnie skłaniając go do złożenia formalnego pokłonu przed majestatem tylosyjskiego imperium. Śpiący moloch, coraz mocniej wplątywany w toczony u jego północnych granic konflikt, zareagował jednak ospale i symbolicznie, kierując niewielki garnizon do opanowanego przez stronników Srebrnej Ligi Teopola.
Wiosna 840 roku oznaczała nie tylko dyplomatyczne manewry i polityczną grę, ale również wyścig mobilizacyjny. O ile na samych ziemiach Attigliano nie było już mowy na powołanie znaczących nowych sił, o tyle zarówno Medyjczycy, Altosianie jak i Elyrandyjczycy czynili niemałe starania, by do nowej kampanii stanąć z zupełnie nowymi, świeżymi i co najważniejsze, liczniejszymi siłami – i to stanąć jak najwcześniej, by jak najpełniej wykorzystać przewagę szybkiego rozpoczęcia kampanii.
Największy triumf w tym polu odnieśli urzędnicy Srebrnej Ligi. Ciesząca się dobrą sławą i wysoką reputacją kraina zebrała swych synów liczniej i szybciej niż jej adwersarze. Mimo to, układającym plany wojenne wodzom Altosian i tak nie odpowiadało w pełni tempo zbierania się ruszenia: opóźniały się zwłaszcza kwestie przeglądu dotychczas powoływanych oddziałów, z których te najbardziej zdemoralizowane zdecydowano się rozpuścić i rozesłać do domów – w tym wymęczonych wojną mieszkańców Teopola. W sztabie Ligi szybko pojawiła się również pewna rywalizacja między poszczególnymi wodzami. Wspólnie zadecydowano o przejęciu inicjatywy i przeniesieniu walki na teren wroga, by wykorzystać szybciej gromadzące się siły. Wobec wizji walk na kilka frontów wymagało to jednak podzielenia sił – gros z nich otrzymać miał najemnik Symnach, który miał ruszyć przeciwko Świętemu Państwu, podczas gdy Lazaros Scafidides miał na czele mniejszej grupy utrudniać mobilizacje i powstrzymywać Elyrandyjczyków. Zwycięzcy spod Balocco jednak nie do końca odpowiadał ten podział, wobec czego aż do ostatniej chwili zabiegał o wzmocnienie jego sił i pozostawionych w Teopolu garnizonów – tym samym osłabiając impet wyprowadzanego na północ natarcia. Wykorzystując swoje wpływy i poważanie w sztabie Lazaros faktycznie odniósł w tym polu pewien sukces, co dodatkowo ograniczyło siły Symnacha. Ten nie miał jednak zbyt wiele czasu na spory oraz czekanie na zebranie całego pospolitego ruszenia i ostatecznie ruszył do Mezji na czele około siedmiu tysięcy tysięcy zbrojnych: w tym większości najemników i zaciężnych.
Wkroczenie Altosian było dla gromadzących się we Wrotach Medyjskich zbrojnych Świętego Państwa całkowitym zaskoczeniem. Znacznie mniej prestiżowy niż Srebrna Liga dwór Wielkiego Wikariusza zbierał swoje siły znacznie wolniej, choć wcale nie mniej dokładnie. Nagłe przejęcie inicjatywy przez armie Symnacha zagrażało podstawom medyjskiej armii, grożąc unicestwieniem jej machiny wojennej zanim ta jeszcze zbierze się do pełnej gotowości. W tej kryzysowej chwili potrzeba było prawdziwego geniusza, albo herosa, żeby uratować zbierającą się armie i kraj od całkowitej zagłady – i taki heros zaiste objawił się prawowiernym.
Weteran wcześniejszych kampanii, Clavinicus Akropolites, trafnie ocenił niezwykle niebezpieczną sytuacje i nie zawahał się ani chwili. Wezwał do siebie swojego zastępcę, Basiliusa Angelusa i przekazał mu dowodzenie nad armią, nakazując dokończenie mobilizacji w okolicach Porta Media. Następnie ruszył na straceńczą misję – razem z kilkusetosobową grupą zebranych zbrojnych, samych ochotników i szczerych wyznawców katlonizmu zamknął się w stojącym na drodze najeźdźców małym zamku Oculi Meridia: zdeterminowany za cenę własnej krwi bronić kraju, wiary i niegotowej jeszcze do walnego starcia armii. Zameczek nie był przeznaczony dla tak wielkiej grupy, tedy każdy kto do niego wchodził wiedział że nie znajdzie się dla niego tyle zaopatrzenia by przetrwać chociaż tydzień oblężenia.

Oblężenie Oculi Meridii
Gdyby nie nieugięta wola Akropolitesa, liche umocnienia Oculi Meridii zapewne skapitulowałyby na sam widok maszerującej wielotysięcznej armii Altosian. Odnajdujący jednak oparcie w wierze w Androsa wódz twardo nakazał wywieszenie błogosławionych sztandarów i zadęcie w rogi. Symnach nie mógł zignorować tego wyzwania, które nie zapowiadało się wcale na trudne – za jednym zamachem mógł unicestwić ostatnią fortyfikacje przed dużym medyjskim miastem i uciąć „głowę heretyckiego węża”, pozbawiając Wielkiego Wikariusza jego najbardziej doświadczonego generała. Nakazał więc mistrzowi Orbaniemu zrównać Meridie z ziemią. Puszkarz dysponował wprawdzie jedynie lekką artylerią, ale nawet bez ciężkich bombard zadanie było dla niego trywialne – już po paru salwach w murach pojawiły się pęknięcia, czubek jednej z baszt runął na ziemie, a w zamkowej stajni wybuchł pożar. W niespełna trzy godziny bombardowania pokaźny fragment muru obsunął się i obrócił w gruzy, otwierając drogę zbrojnym Ligi do środa – dano więc znak do szturmu. Złaknione zwycięstwa tłumy pieszego luda rzuciły się do ataku, jednak Clavinicus z mieczem w ręku wystąpił na szczyt gruzowiska i samodzielnie poprowadził swych ludzi do ataku. Na głowy napastników polała się wrząca woda, ciskano w nich kamieniami i szczątkami gruzów, spychano ich ze stromej skarpy rumowiska na ostrza ich kamratów. Minął kwadrans, godzina, półtorej – sztandar obrońców ciągle powiewał nad zamkiem. Od szturmu odstąpiono. Chciano sposobić się do następnego, jednak nadchodziła noc. Rozbito zatem obóz i zaczęto szańcami otaczać fortecę, by z nastaniem ranka znów ogniem i kulami ją zarzucić, a następnie zgnieść niby niepokornego robaka. W namiocie Symnacha dowódcy pułków i kompanii poszczególnych licytowali się i spierali o honor prowadzenia natarcia – w zamkowej kaplicy obrońcy odprawiali zaś nabożeństwo, miecze swe i serca Androsowi ofiarując. Spodziewano się powszechnie, że jutrzejszy dzień będzie ostatnim, jaki ujrzą zamknięci w murach Medyjczycy. Tuż przed świtem wszelako niebo rozświetliły błyskawice i zagrzmiały grzmoty – to Andros spłukiwał z ziemi krew i grzechy walczących. Intensywny deszcz lał przez cały następny dzień i noc. Ziemia namiękła, a armaty mistrza Orbaniego, sprawnie przez niego pierwszego dnia poruszane, by na najlepszych je umieszczać pozycjach, teraz grzęzły w błocie – a i strzelać się z nich puszkarze bali, lękając się katastrof o które w złej pogodzie łatwo. Na domiar złego nędzna fosa, której obronne walory zupełnie przez zarówno obrońców jak i napastników zostały wcześniej pominięte, teraz nabrała wody, stając się poważną przeszkodą, pełną mułu i ostrych szczątków z poprzedniego szturmu. W takich okolicznościach nie było mowy o ataku, który niósłby ze sobą straty znacznie wyższe niż strategiczna wartość Meridii – Symnach odrzucił zaś zarówno sugestie podzielenia sił (wszak znajdowali się we wrogim kraju, a żołnierzy i tak nie miał w nadmiarze) lub porzucenia oblężenia i ominięcia twierdzy – gest taki z pewnością byłby przez Medyjczyków wykorzystany propagandowo i położyłby się cieniem na jego sławie jako wodza i najemnika. Ograniczono się zatem do dalszych prac ziemnych i nękania obrońców. Ci tymczasem nie próżnowali – rozebrali większość drewnianych zabudowań zamku, by za zburzonym kawałkiem murów uszykować obronne barykady. Clavicius miał pewność, że mury nie wytrzymają kolejnych dni ostrzału, kazał więc szykować za nimi bastiony w ten sposób, by pociski armatnie nie mogły do nich dolecieć. Ilekroć wychodził na szczyt murów, spoglądał na dziesiątki ognisk i setki uwijających się w błocie altosiańskich żołnierzy sypiących szańce, podciągających armaty czy wypatrujący aktywności obrońców – widok ten utwierdzał go w przekonaniu, że jego poświęcenie kupuje kolejną Angelusowi kolejne chwile, kolejne cenne godziny, które mogły być tak kluczowe.
Nawet płaczące niebo nie mogło chronić obrońców przez wieczność – nad rankiem dnia następnego deszcze ustały, choć wiatry wiały wciąż zimne. Orbani sarkał wprawdzie, że namoknięty grunt ciągle utrudnia prace jego artylerzystom, ale oficerowie stawali się niecierpliwi, a pierwszy raz dowodzący tak dużym zgrupowaniem Symnach uległ ich presji: wyraził zgodę na atak dwóch regimentów pospolitaków z południowej Helwerii. Działa zagrzmiały i ruszono do szturmu. Napastnicy nieśli szerokie tarcze i osłony z wikliny, a także przygotowane wcześniej drabiny i tarany – obrońcy odpowiedzieli gradem strzał i kamieni. Zgodnie z ostrzeżeniami Orbaniego armaty nie zdążyły skruszyć do końca murów, wobec czego atakujący od wszystkich stron pospolitacy pięli się na nie, jednocześnie próbując wedrzeć się przez wcześniej uczyniony wyłom. Zapał i porywczość zadziałały tu jednak przeciwko nim – ponownie napotkali się z twardą determinacją Medyjczyków, którzy z morderczą dokładnością wykorzystali fakt ściśnięcia się w błotnistej fosie ogromnej masy ludzi i ciskali w nich czym popadnie. Odtrącali śmiało nadstawiane chybotliwe drabiny, ścierali się w ręcznym boju i walczyli jak lwy, nie mając gdzie się cofnąć. Jednocześnie tam gdzie Altosianie spodziewali się odnieść najłatwiejsze zwycięstwo, czyli we wnętrzu wyłomu, odkryli nowe linie obrony. Szturm cofnięto, zaraz go jednak pogoniono – na miejsce pospolitaków z południa wystąpili ci z wschodniego pogranicza Ligi, którzy postanowili taranem wywarzyć i tak ledwo już trzymające się wrota Meridii. Te faktycznie padły rychło, jednak nie zachwiało to determinacją obrońców, którzy ze wszystkich stron opadli na wbiegających na dziedziniec zamkowy Altosian, zmuszając ich do panicznego odwrotu – to wówczas w pogoni za cofającymi się szturmującymi Medyjczycy pod wodzą Claviciusa wyszli z zamku, mimo ogromnej dysproporcji sił gromiąc napastników i o włos nie zdobywając jednego z trudem podprowadzonych w pobliże muru dział mistrza Orbaniego – ostatecznie jednak musieli cofać się, pod groźbą odcięcia i wyrżnięcia nim powrócą do ruin twierdzy. Po tym zdarzeniu intensywność walk tego dnia zdecydowanie przygasła – wzmógł się za to ostrzał artyleryjski, który Orbani wreszcie zdołał wznowić. Aż do nastania całkowitych ciemności jego puszkarze pracowali niestrudzenie, obracając kolejne partie murów w gruzy. Chociaż Oculi Meridii ostatecznie przestała przypominać zamku, którym niegdyś była, w obozie ligowców nie świętowano z tego powodu – ten kurnik, ta kupa kamieni oznaczona jedynie kleksem na mapie powstrzymywała ich kolejny dzień, a śmiejący się prawowiernemu Egzarsze w twarz heretycy uparcie nie chcieli przyjąć do wiadomości własnej nieuchronnej porażki. Co gorsza, Symnach z coraz większym niepokojem liczył upływające dni – każdy kolejny nie tylko dawał cenny czas medyjskiej armii na przybycie na odsiecz oblężonemu zamkowi, ale też umniejszał znaczenie strategicznej przewagi uzyskanej przez Ligę dzięki wcześniejszemu rozpoczęciu kampanii. Ostatecznie wódz zdecydował się na trudną decyzje – oznajmił swoim podkomendnym że następny dzień będzie ostatnim, jaki mogą poświęcić nieznośnym obrońcom Meridii. Oznaczało to czas na jeszcze jeden, dobrze przygotowany szturm. Tym razem mieli w nim pójść zaciężni i najemnicy, Symnach gotów był nawet posłać niektóre części jego Barwnej Chorągwi. Wobec pracy mistrza Orbaniego mury zamku już praktycznie nie istniały, więc atak można było prowadzić bez żadnych machin od wszystkich stron. Potrzeba było jedynie wodza gotowego poprowadzić ludzi do szturmu – takiego który zerwie z drzewca ich przeklęte, heretyckie sztandary, który wygniecie ich niczym robactwo zalęgłe w tej zdychającej kupie gruzów. I chociaż ledwie parę dni wcześniej długo negocjowano i spierano się ze sobą o ten honor, teraz żaden altosiańskich oficerów nie zgłosił się na ochotnika – kolejno spuszczali wzrok i odwracali spojrzenia, kiedy Symnach wskazywał im ruiny Meridii. Duma walczyła wśród nich ze strachem, pewność zwycięstwa – z rozwagą. Wszak miejsce to nie powinno być w stanie zatrzymać ich na dłużej niż parę kwadransów – a jednak ciągle było tam, trwające, nieujarzmione. Zły był to znak na początek kampanii i choć z trudem przychodziło to przez gardło wielu oficerom, zaczynali się oni lękać złej sławy tego grodu.
Ostatecznie wśród strwożonych oficerów jeden tylko nie cofnął się, gdy kulawy Symnach wyciągnął ku niemu wodzowską buławę – Jan Ascanio, wódz Teopolan. Doświadczony we wcześniejszych bojach, Ascanio niczego bardziej nie pragnął niż zemścić się na Claviciusie za doznaną z rąk jego klęskę pod Auletto. Teraz miał swojego wroga jak na tacy – nie było możliwości by odpuścił. Hardy Jan przyjął rzucone wyzwanie i poprzysiągł że pokaże wszystkim tu zgromadzonym, że ludzie z Teopola potrafią triumfować nad Medyjczykami niegorzej niż Altosianie zatriumfowali pod Balocco. Wszystko było postanowione.
Mglisty poranek wstał czwartego dnia oblężenia Oculi Meridii. Miał to być ostatni dzień oblężenia – choć nieznany był jeszcze jego wynik. Szykujący się do szturmu zbrojni zajmowali z wolna pozycje, a mistrz Orbani klnął pod nosem, na oślep próbując uszykować do ostrzału armaty. Słaba widoczność sprzyjała jednak napastnikom, którzy mogli liczyć na podejście pod pozycje obrońców we względnym spokoju, a być może i niepostrzeżenie. Zaczęto więc podchodzić, w wielkiej ciszy i z bronią gotową do strzału – przygotowanymi wiechciami słomy zarzucić chciano bez reszty fosę, by z łatwością piąć się między gruzy i ręcznym bojem roznieść obrońców. Nim do tego jednak doszło, nowy dźwięk podniósł się z gniazda obrońców – głos grzmiący a płynny, z wieluset metrów dobrze słyszalny. Zrazu myślano że dostrzegli obrońcy napastników i alarm podnoszą, lubo wieści do nich jakoweś napłynęły z głębi Świętego Kraju – jednak wsłuchawszy się w dźwięku tego brzmienie szybko pojęli Altosianie, że nie z krzykiem bojowym mają do czynienia, lecz ze śpiewem chóralnym. Była to bowiem niedziela, katlonistów dzień święty, którego brzask witali Medyjczycy wokół ruin kaplicy zgromadzeni. „Ciebie, Androsie wysławiamy!” brzmiały ich głosy, a choć za heretyków błądzących ich mieli, wielu katlonistów z Ligi ujęły słowa pieśni tej, dobrze wszak znanej i w ich krainie. Nie skruszyło to jednak hardego serca Ascanio, który elythyjskiego był wyznania – gorejącą on żagwią sygnał dał mistrzowi Orbaniemu, aby grzmotem serpentyn śpiew ten zagłuszył. I ryknęły ogniem armaty, i na znak ten poderwał się do szturmu otwartego zastęp napastniczy – powiadają jednak, że nawet wśród ognia i krwi ręcznego boju śpiewać mieli Medyjczycy, ze słowami wiary na ustach krew i życie swoją oddając. Straszny był to bój i nad wyraz brutalny – nie darowano nikomu pardonu, ani też o niego nie proszono. Skruszone mury żadnej nie dawały osłony, kryto się więc za rozbijanymi w drzazgi zasłonami. Walczono w kazamatach pod zamkiem i między kamieniami rozbitymi. Ciskano w siebie odłamkami, walczono mieczami, nożami i nagimi dłońmi. Obrońcy i napastnicy ginęli szczepieni ze sobą, jeden drugiego ciągnący za gardło w zaświaty, choćby go przebijały ostrza nieprzyjacielskie. Niewielu z tych, co do szturmu tego poszli, przeżyło tą kampanie – jeszcze mniej chciało później mówić o tym szturmie, o którym później z szacunkiem mówiono przy niejednym wojskowym ognisku, „bitwą we mgle” go nazywając. Wiadomo jednak, że gdy mgły opadły, nie było już żadnego żywego Medyjczyka pośród ruin, ani nie powiewał ich sztandar nad nimi. Jan Ascanio dopełnił swej zemsty – a ścięta przez niego własnoręcznie głowa Clavinicusa Akropolitesa pozostała wśród gruzów, by symbol jej móc stanowić.
Cztery dni – tyle czasu kupiło Angelusowi poświęcenie obrońców Oculi Meridii. Chociaż w świetle całej wojny czas ten mógł się wydawać znikomy, dla Basiliusa w istocie był bardziej niż kluczowy – pozwolił mu bowiem na zebranie dużej części, choć wciąż dalece nie pełnej, oczekiwanych sił. Teraz jego liczące około siedmiu tysięcy dusz wojsko rosło z każdym dniem – jednak Altosianie w końcu uporali się z przeszkodą i wznowili marsz na Porta Medie. Poświęcenie Clavinicusa zapewniło Medyjczykom czas, ale nie zagwarantowało im sukcesu – niedoświadczony Angelus obawiał się walnego starcia, w którym dysponujący artylerią i licznymi najemnikami Altosianie mieliby przewagę. Nierozważne wydawało się przyjmowanie bitwy bez przewagi liczebnej – jednak cofnięcie się oznaczało oddanie pozbawionego murów miasta na pastwę nieprzyjaciela. Dodatkowo liczni kapłani i kapelani wzywali go do stawienia czoła nieprzyjacielowi i pokarania go za zbrukanie terytorium Świętego Państwa świętokradczymi stopami. Śmierć Akropolitesa wzywała o pomstę, a jej brak uderzyłby potwornie w morale zbierających się zbrojnych. Ostatecznie Angelus musiał podjąć ciężką decyzje o stanięciu do walki.

Bitwa pod Porta Media
Starcie rozegrało się na szerokiej równinie na południe od miasta. Medyjczycy wybrali miejsce starcia i strategicznie rozmieścili swoje oddziały – główna ich linia rozłożyła się w poprzek drogi biegnącej do miejskich rogatek, a lewe skrzydło oparło się o rzekę Dorie. Zapobiegliwy Angelus zostawił też kilka niewielkich oddziałów na tyłach, by zabezpieczały brody i most przez rzekę: na wypadek porażki obrońcy musieli mieć możliwość wycofania się. Pod względem liczebnym obydwie armie były zbliżone do siebie – na polu bitwy zebrało się niemal piętnaście tysięcy zbrojnych Medyjczyków i Altosian. Ci pierwsi bronili teraz swoich włości i ojczyzny – ci drudzy wsparci byli przez nowoczesną artylerie i zaprawionych w bojach zawodowych żołnierzy. Dowódca Medyjczyków za kluczowe zadanie uznał nie pozwolenie na odcięcie się od rzeki, które oznaczałoby konieczność odwrotu do miasta i wdania się w wyniszczające walki uliczne – wzmocnił więc lewą flankę większością swych najbardziej doświadczonych oddziałów, w tym legionistami. Pozycje w tym miejscu były naprawdę mocne i nawet rozpoczęty wkrótce ostrzał dział Orbaniego nie zdołał ich skruszyć – chociaż z przerażającą regularnością któreś z dobrze ustawionych dział wstrzeliwało się w gęstą formacje obrońców, siejąc śmierć i zniszczenie w ich szeregach. O ile wstępne harce i wymiana ognia zdawały się sprzyjać Symnachowi, najemny wódz nie zamierzał znosić dalszego opóźnienia i zadowalać kolejnym dniem samego tylko przygotowania artyleryjskiego – wobec groźby nadejścia kolejnych posiłków medyjskich i braku inicjatywy po stronie przeciwnika nakazał generalny atak. Piechota Ligi natarła na Medyjczyków na całej linii. Obie strony zaczęły wymieniać salwy z kusz, do których szybko dołączyła broń biała. Altosianie nacierali z poświęceniem i zapałem, w wielu miejscach przeważając nad obrońcami, którzy jednak raz po raz kontratakowali, desperacko broniąc swoich pozycji. Czołowe pozycje Medyjczyków przechodziły z rąk do rąk kilkukrotnie, nim wreszcie doszło do nieuniknionego – Symnach poprawnie rozpoznał koncentracje sił przeciwników i wskazał Janowi Ascanii ich osłabione prawe skrzydło. Wkrótce teopolski wódz spadł na nie razem z druzgoczącym natarciem – w bój ruszyli trzymani dotąd w odwodzie zbrojni Barwnej Chorągwi i wyklęte przed laty przez Wielkiego Wikariusza Sierotki. Medyjscy plebejusze nie zdzierżyli impetu i poszli w rozsypkę, a szarża wroga wyszła na plecy ich kompanom. Gdyby nie zapobiegliwość Basiliusa, który od początku podejrzewał, że coś takiego może się zdarzyć, jego armia byłaby skończona – jednak mając zabezpieczone dogodne przeprawy przez rzekę Angelus zdołał uratować z niechybnej rzezi zasadniczy trzon swojej armii. Medyjscy legioniści starli się ze swoimi odpowiednikami z Sierotek, kupując tłumom pospolitaków czas niezbędny do przeprawienia się przez rzekę. Nim Altosianie zdołali go powstrzymać, pokonana, lecz nie unicestwiona armia Świętego Państwa znalazła się już po drugiej stronie rzeki, na przedmieściach Porta Medii. Przegrana bitwa była klęską, lecz nie kończyła kampanii – choć nie stanowiło to zbytniego pocieszenia dla mieszkańców miasta.

Spalenie Porta Medii
Zwycięski Symnach nakazał doszczętnie spalić zajęte miasto – jeszcze przed zapadnięciem zmroku zbrojni Angelusa z bezsilnością patrzyli na uciekające w panice tłumy mieszkańców wybiegające spomiędzy stawianych w płomienia zabudowań. Niektórym udało przeprawić się przez Dorie na północ, by znaleźć schronienie na wciąż niezajętym brzegu – pozostali jednak ginęli w płomieniach lub od mieczy zdobywców, mszczących się za zniszczenia dokonane w Sardei.
Spalenie miasta było zarówno zemstą jak i wyzwaniem rzuconym Medyjczykom – być może gdyby na miejscu Basiliusa znajdował się bardziej śmiały wódz, zdecydowałby się on na podjęcie jakieś próby ratowania bądź pomszczenia miasta. Angelus wiedział jednak że taka próba byłaby koszmarnym błędem, grożącym unicestwieniem jego ledwo co pobitej armii. Tymczasem Symnach wcale nie palił się do wykorzystania swojego sukcesu – przeprawienie się przez Dorie wobec stojącej na drugim brzegu armii heretyków było zadaniem wyjątkowo niewdzięcznym i wcale nie łatwym. Wprawdzie rozważano koncepcje podjęcia takiej próby pod osłoną nocy, albo przy wykorzystaniu odstraszającego ognia dział Orbaniego – jednak żaden z tych pomysłów nie gwarantował sukcesu. Zamiast tego rozpoczęto zatem próbę wymanewrowania przeciwników. Po krótkim odpoczynku i odesłaniu łupów ze spustoszonego miasta Symnach powiódł swoją armie na północ, posyłając przodem zagony lekkiej jazdy, licząc na uchwycenie jakiegoś brodu w dole rzeki. Basilius nie był jednak w ciemię bity – jego armia również podjęła marsz, podążając po drugiej stronie rzeki równolegle do napastników. Podjazdy lekkiej jazdy starły się ze sobą w serii potyczek, żadna z nich jednak nie przyniosła przełamania. Armia Świętego Państwa była zbyt zdemoralizowana by podjąć większe działania zaczepne, ale stopniowo odzyskiwała utraconą liczebność – w miarę jak docierały do niej kolejne posiłki, które spóźniły się na bitwę o Porta Media. Z drugiej strony siły Ligi mogły odcinać i rozbijać posiłki idące z zachodu kraju, jednak im dalej w niego wchodziły, tym bardziej ryzykowały osaczenie i odcięcie od zaopatrzenia. Ostatecznie w ledwie dwa dni po tym, jak przednie podjazdy Symnacha dotarły w pobliże Castello Blanco (obsadzonego przez niewielki garnizon katlonistów), najemnik zadecydował o zakończeniu rajdu i odwrocie. Nie dysponował w obecnej sytuacji siłami pozwalającymi na coś więcej niż łupieżczy rajd – zaś wobec zniszczenia Oculi Merdiii i Porta Medii nie dysponował żadną umocnioną pozycją w której mógłby znaleźć oparcie dla swych tymczasowych zdobyczy. Powracająca na południe armia Altosian spustoszyła wszystkie okoliczne wsie i miasteczka, paląc i łupiąc ile tylko zdołała, nim powróciła do Sardei na przezimowanie.

Rajd Lazarusa
W czasie gdy główne siły Srebrnej Ligi zmagały się z armiami Świętego Państwa, drugi z wodzów Ligi, Lazarus Scafidides, podjął się działań na terenach Attigliano. Zadanie jakie przed nim postawiono było ambitne – miał przejąć inicjatywę, wkroczyć do Atei i Tenify, a także utrudniać i opóźniać zbieranie się sił przystępującego do wojny księstwa elryndyjskiego. Siły jakimi dysponował były jednak daleko skromniejsze i nie przystawały do celów i ambicji wodza – ledwie nieco ponad półtoratysiąca zbrojnych, do tego lekkozbrojnych. Lazarus zabrał się do działań wprawdzie z animuszem i faktycznie wkroczył na czele swych oddziałów do Atei i Tenify – wykorzystał przy tym fakt że znajdujące się tam wcześniej oddziały księstwa po złożeniu przysięgi wierności księciu Joanesowi di Valeri odeszły na wschód. Attigliańczycy pozostawli jednak mocne garnizony w zamkach, do zdobycia których Lazarus nie otrzymał żadnych armat. Jego lekkie oddziały podjęły wprawdzie szturmu na twierdzę Atrei (licząc zapewne na powtórzenie scenariusza z początku insurekcji, kiedy zamek ten poddał się na sam widok nadciągających rebeliantów), jednak zakończył się on katastrofą – obrońcy nie dość że odparli szturm, to jeszcze w nocnej wycieczce podpalili obóz oblegających. Wściekły Lazarus skoncentrował zatem wszystkie siły na otoczeniu zamku i wzięciu go głodem – jednocześnie ogniem i mieczem karząc mieszkańców obydwu prowincji, której ludność cywilna pozostała bez żadnej ochrony. Przez niemal dwa miesiące Altosianie praktycznie bezkarnie łupili wsie i miasteczka, ścierając się jedynie niekiedy z wysyłanymi z zamków Tenify patrolami. Dopiero w połowie maja sytuacja zmieniła się diametralnie – jeden z łupiących południową Ateię podjazdów Altosian natrafił na straż przednią nadchodzącej armii Elandrytów. Liczący bez mała siedem setek konnych oddział dowodzony był przez słynnego Gejzę Torontala – bez problemu rozbili oni we wstępnym boju zaskoczonych grabieżców, którzy zostali wzięci w dwa ognie podczas obławy na zbiegłych z miejscowych wsi do lasów chłopów. Strata ta zaalarmowała gwałtownie Lazarusa, który musiał zaprzestać oblężenia i skierować swoje siły przeciwko nowemu zagrożeniu.
Lazarus nie dał wprawdzie rady wywiązać się z celu, jakim było opóźnienie zbierania się sił elyrandyjskich – jednak te i bez jego udziału nie gromadziły się zbyt szybko. Pospolite ruszenie zbierało się w księstwie dosyć niechętnie, a wielu wezwanym pod broń szlachcicom kompletnie obcy był powód włączenia się do wojny – nie widzieli w niej celu, zysku, ani specjalnej sławy do zdobycia. Ten brak entuzjazmu widoczny był zwłaszcza wśród Orsinich. Ostatecznie jednak stosunkowo ograniczony zakres mobilizacji pozwolił pominąć tych najbardziej niechętnych przy zbieraniu wojsk – zaś obecność samego księcia Cesara III, bardzo poważanego i respektowanego, w obozie wojskowym, zdecydowanie pozytywnie wpłynęła na nastroje tych, którzy ostatecznie do niego przybyli. Wymarsz z księstwa przebiegał wprawdzie powoli, a pogoda i opóźnienia z dostawami zaopatrzenia spowodowały, że główna armia dotarła do Attigliano dopiero na jesieni 840 roku – kiedy jednak dotarła w rejon działań, Lazarusowi nie pozostało nic więcej jak tylko wycofać się śpiesznie do Sardei, by dołączyć do właśnie reorganizującego tam swoich ludzi po kampanii medyjskiej Symnacha.

Zmagania o tron Attigliano
Podczas gdy książę Cesar ratował wschodnie włości wspieranego przez siebie księcia Joanesa, wojska samego samozwańczego władcy maszerowały raźno w stronę stolicy Attigliano. Tam gorączkowo szykował się do obrony jego rywal – książę Frederico. Podobno czynił to z wielkim kunsztem i na początku roku wiele mówiono o paktach i sojuszach które nawiązał z północnym sąsiadem Attigliano (a przy tym ostatnim który nie włączył się jeszcze do wojny toczonej w tym księstwie) – Unią Liwurską. Niestety dla księcia, w miarę jak kolejne tygodnie mijały, a armia Joanesa zbliżała się coraz bardziej do stolicy, oczekiwanej odsieczy czy wsparcia nigdzie nie było widać. Co gorsza, w rządzonym przez Frederico mieście szybko zaczęło brakować żywności – zwolennicy Joanesa zachowali zwierzchność nad większością ziem i teraz celowo wstrzymywali dostawy do miasta. Pozbawiony pomocy Frederico stanął w obliczu wielkich zamieszek, które zaczęły targać miastem – głodująca biedota reagowała panicznie na wieści o pochodzie armii, obawiając się spustoszenia miasta i masakry. Konieczność krwawego tłumienia zamieszek i problemy z zaopatrzeniem własnych sił zaczęły sprawiać, że nie tylko zwykli żołnierze, ale też rozmaici dworzanie i zwolennicy Frederico zaczęli opuszczać go i przechodzić na stronę Joanesa – zwłaszcza gdy nadeszły wieści o poparciu go przez Elyrandie. W końcu, po serii wyjątkowo dużych rozruchów, w wyniku których dwie dzielnice miejskie zostały spustoszone pożarem, Frederico pojął, że nie utrzyma się w mieście. Na czele garstki własnych zbrojnych i resztki najbardziej zagorzałych spiskowców, którzy wynieśli go na tron, opuścił miasto, by szukać szczęścia w polu. Jego niespełna osiem setek zbrojnych stawiło czoła wielokrotnie liczniejszemu wojsku Joanesa. Di Alienise stawał ponoć dzielnie i osobiście wiódł swoich ludzi do walki, jednak niewielu przeżyło takich, którzy byli gotowi mówić o tym potem głośno – niedoszłego władcę znaleziono zaś po bitwie z bełtem kuszy sterczącym z oczodołu.
Bezpośrednio po starciu Joanes wkroczył triumfalnie do miasta, wpuszczając jednocześnie wozy z żywnością (chociaż nie było jej też wiele). Doszło do jego oficjalnej intronizacji i skazania na śmierć wszystkich spiskowców biorących udział w morderstwie jego poprzednika, księcia Antonio. Chociaż ogniska oporu wobec jego władzy ciągle tliły się w niektórych miejscach, a sytuacja w mieście nie była całkowicie stabilna, nowy władca musiał teraz zwrócić swoje spojrzenie na front zachodni – tam gdzie miała ostatecznie potwierdzić się, lub upaść, jego władza.

Zimowe przygotowania
Zima 840-841 upłynęła pod znakiem zbierania sił i przygotowywania się do kolejnego starcia. Dla wszystkich walczących stało się jasne, że z działań zbrojnych 840 roku Srebrna Liga wyszła obronną ręką: przejęła inicjatywę i odsunęła starcia od swoich granic. Kampania medyjska i wyprawa Lazarusa nie przyniosły jednak pełnego sukcesu – armia Świętego Państwa na północy nie została kompletnie rozbita, a wróg ten nie został powalony na kolana. Również upadek sprawy Frederico i niewłączenie się do wojny Unii Liwurskiej stanowiły duży cios dla Altosian – jej wrogowie tracili potencjalne zagrożenie na wschodzie i mogli skoncentrować pełnie sił do przeciwstawienia się jej zapędom. Pokaźne łupy z wyniszczonych i splądrowanych regionów uzupełniły zapasy środków niezbędnych do prowadzenia kampanii, a gniew i rządza zemsty wywołana przez nie upewniły, że o pokoju nie mogło być mowy – powrót do działań zbrojnych był zatem formalnością.
Wraz z ustąpieniem śniegów strony konfliktu ponownie stanęły naprzeciwko siebie. Medyjczycy wykorzystali pozostawioną im chwilę wytchnienia na dokończenie mobilizacji i zebranie całości swoich sił – Angelus słał jednak do Wielkiego Wikariusza raporty ostrzegające, że jego ludzie są zdemoralizowani i zmęczeni: nie dawali dowódcy pewności wyniku następnego starcia. Tymczasem Symnach po połączeniu się w Sardei z siłami Lazarusa posłusznie oddał ciężar dowodzenia temu ostatniemu. Nim to jednak uczynił, zadbał o ustanowienie mocnych garnizonów w Teopolu i twierdzy Balsico w Sardei – jako zabezpieczenie tyłów na wypadek aktywności ze strony Medyjczyków. Do cytadeli dawnej stolicy insurekcji dołączyli także przysłani z Tylos imperialni żołnierze w liczbie czterech setek – symboliczne, lecz namacalne wsparcie. Łącznie, po odjęciu zabezpieczających Maezje i Sardeię garnizonów, Lazarus mógł wyprowadzić w pole około dziewięciu tysięcy zbrojnych, w tym licznych zaciężnych weteranów, najemników i sprawnych pospolitaków uskrzydlonych wiktorami poprzednich kampanii.
Przeciwko nim książę Cesar wiódł około sześciu i pół tysiąca mieczy, kolejne zaś trzy i pół prowadził ze sobą książę Joanes. Obydwaj książęta zdawali sobie, że tylko zjednoczeni zdołają przeciwstawić się Altosianom – Elyrandryci zaczęli zatem kampanie od cofnięcia się bardziej na wschód, by połączyć się z Attigliańczykami. Usiłujący ich przed tym powstrzymać Lazarus wkroczył do Atei, jednak spóźnił się – wschodnie armie spotkały się w okolicy strategicznej twierdzy na południu Tenfine. Obydwaj książęta mieli ponoć podać sobie dłonie i przyrzec sobie braterstwo w walce do ostatniego tchu – przynajmniej wedle słów bardów, którzy mieli później opiewać to wydarzenie.
Znacznie inne słowa opisują natomiast plotki, którymi otoczyć się miał książę Cesar podczas prób wzmocnienia swojej armii siłami egzotycznych najemników. Mówi się, że na mocy specjalnego porozumienia do Elyrandii ruszyć mieli w liczbie siedmiu setek Ungołowie pod osobistym przywództwem żony ichniego Chana. Bajaryści mieli ponoć uzyskać transport drogą morską od żeglarzy ze Związku Czarnego Oka – faktycznie okręty takie widziane były później w portach księstwa, a schodzący z nich zbrojni mogli być owianymi sławą dzikich ludożerców w tej części świata Ungołami: długa morska podróż i konieczność wcześniejszego zebrania tych sił sprawiły jednak, że nie przybyli oni do księstwa wcześniej niż na jesień 841 roku, kiedy kampania była już rozstrzygnięta. O ile pogłoski o przybyciu Ungołów zdają się mieć poparcie w rzeczywistości, o tyle jeszcze mniej wiarygodne plotki krążą na temat najęcia przez ludzi księcia roty żelaznobokich z Dominium Kalten. Owszem, dwustu takowych żołnierzy spędziło większość roku w portowym mieście Armskirk w Dominium – na próżno jednak, bo do wybrzeży nie przybył żaden elyrandyjski statek, który mógłby przewieźć ich choćby w generalne pobliże działań zbrojnych. Tak więc, kiedy książę Cesar wojował na północy, jego dwór z wielkim zapałem rozprawiał o jego dyplomatycznych i organizacyjnych talentach. Wracając jednak do zdarzeń realnych…
Wobec połączenia się sił przeciwników Lazarus postanowił wznowić działania manewrowe – licząc, że markując marsz na południe zdoła sprowokować Elyrandrytów do ruszenia na ratunek swoim włościom, jednocześnie odsuwając ich od ich attigliańskich sojuszników. Plany te jednak kompletnie wzięły w łeb – sprzymierzeni dysponowali ogromną przewagą w postaci ponad trzech tysięcy jeźdźców, których przytomne użycie pozwoliło dostatecznie wcześniej rozeznać się a ruchach i planach wodzów Ligi. Ci nie odpuszczali i próbowali zaskoczyć przeciwników raz jeszcze, ponownie podchodząc pod twierdzę w Atei – tym razem z siłami w pełni wystarczającymi na szybkie jej zdobycie. Joanes nie wykazał jednak bierności typowej dla Antonio i zadecydował o ruszeniu na zamek z odsieczą. Wobec szybkiego zbliżania się jego sił, za którymi śpiesznie podążał Cesar, Lazarus został zmuszony do przyjęcia bitwy w niezbyt korzystnych warunkach – z niezdobytą, wrogą fortecą na flance.

Bitwa pod Atreią
Największe ze stoczonych jak do tej pory starć całej wojny i decydująca batalia tego roku – bitwa między Srebrną Ligą a siłami księstw Attigliano i Elyrandii miała rozegrać się w cieniu atreiskiego zamku, blokowanego przez Altosian, lecz obsadzonego garnizonem księcia Joanesa. Dowodzone przez Lazarusa wojsko Ligi prezentowało się wyśmienicie – dziewięć tysięcy pewnych zwycięstwa, zaprawionych w bojach zbrojnych wspartych przez artylerie. Między obydwoma książętami znajdowało się jakieś dziesięć tysięcy dusz – prócz świeżych Elyrandrytów i zawodowych wojaków lojalnych rodowi di Valeri wliczyć w to należało jednak również zmęczonych długim konfliktem chłopów z Attigliano: pchanych w dużej mierze jedynie rządzą zemsty za ból i nieszczęścia doznane z rąk buntowników i Altosian. Jedyną przewagą sprzymierzonych, jakiej Lazarus nie mógł zignorować, była ich konnica – trzykrotnie liczniejsza niż jego własna, do tego złożona nie tylko z lennego rycerstwa, ale również zawodowych hufców księcia Cesara. Te stanęły w odwodzie – siły Attigliańczyków objęły lewą flankę pola bitwy, podczas gdy książę z Elyrandii przejął prawą. Naczelnym wodzem ustanowiono Anuara Venco, który w centrum swoich sił postawił doświadczonego Goerta Coena z własnymi bombardami, licząc że doświadczony wódz zapanuje w razie potrzeby nad niepewną chłopską piechotą – której jak nikomu innemu przydatne było wsparcie jego bitnych najemników.
Po drugiej stronie pola bitwy Lazarus również rozstawił swoją artylerie – mistrz Orbani z błyskiem w oku przyjął widok wrogich dział, których (w jego przekonaniu - nieporadne) ustawienie uznał za rzucane mu wyzwanie. Kulawy Symnach został skierowany razem ze swoimi najemnikami do pierwszej linii, na centralną pozycje – najważniejszą, a zarazem najbardziej narażoną na ostrzał wrogich bombard. To tutaj naczelny wódz Ligi spodziewał się dokonać przełamania – nakazał więc Janowi Ascanii trwać w pogotowiu razem z odwodem, by wykorzystać je, gdy tylko się pokaże. Upewniając się tym samym że środek jego formacji jest skazany na zwycięstwo, Lazarus przejął osobiste dowodzenie nad prawą flanką – lewa pozostała w gestii Anastazego Chypalisa, który miał za zadanie blokować obrońców Atrei. Obydwie strony poczyniły swoje plany, zmówiły modlitwy i stanęły w gotowości – tym razem to elythyści mieli zmierzyć się ze swoimi współwyznawcami.
Wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi bitwa zapowiadała się na długą i krwawą – zaiste też taką właśnie była. Rozpoczął ją wzajemny ostrzał artylerii (w której przeważali Altosianie) i harce konnych (w których przeważali Elyrandryci). Zwarte masy piechoty kuliły się w sobie, gdy nad ich głowami świstały koziołkujące od ziemi kule armatnie – szlachetnie urodzeni wznosili zaś okrzyki grozy lub podziwu ilekroć któryś z harcowników padł lub powalił przeciwnika na ziemie. W pewnym momencie kula armatnia wystrzelona z bombardy Coena o kilka metrów minęła otoczonego swymi przybocznymi Symnacha, zabijając jednego z jego adiutantów – ten moment grozy w proroczy sposób dopełnił się jednak po drugiej stronie pola bitwy, kiedy wystrzelony przez Orbaniego pocisk z serpentyny trafił prosto w przeładowywaną armatę Attigliańczyków – odłamek zniszczonego działa trafił zaś wodza Kompanii Czerepa prosto w szyje, uśmieracając na miejscu. Widok eksplozji i poruszenie w środku szyku przeciwników został prędko dostrzeżony przez Altosian – dokładnie na coś takiego czekał Symnach, mający już zdecydowanie dość marnowania wartościowych ludzi od niecelnego, lecz ciągle niebezpiecznego ognia dział. Kulawy najemnik osobiście dobył miecza i poprowadził ludzi do ataku – za sztandarem Barwnej Chorągwi podążyły zaś inne oddziały, dołączając do uderzenia. Wielkie masy ludzi zwarły się ze sobą – w pierwszej chwili środek obrońców zaczął ustępować, ale Anuar Venco w porę uratował sytuacje, posyłając sir Johna Darkwooda na odsiecz. Starcie w centrum stało się mniej-więcej wyrównane, do boju zaś ruszyły flanki obydwu stron. Świadomy słabości własnej konnicy Lazarus skoncentrował jej większość na prawej flance, dzięki czemu zdołał zetrzeć się z przeciwnikiem w z grubsza równym boju. Na drugim krańcu pola sytuacja wyglądała inaczej – tam piechociarze Ligi pod przywództwem Chypalisa zdołali wprawdzie utrzymać linie i powstrzymać szarżę przeciwników, jednak musieli cofać się – zwłaszcza że widząc ich ciężką sytuacje obrońcy Atrei w ryzykownym manewrze otwarli wrota zamku i ruszyli z wypadem na ich plecy. Flanka utrzymała się tylko dzięki uporowi i determinacji Sierotek, które w porządku zaczęły zawijać szyk do tyłu, każąc sobie drogo płacić za każdy metr traconego gruntu.
Chociaż na flankach sytuacja zdawała się dla Anuara Venco rozwijać pomyślnie, w środku stawała się z wolna coraz bardziej dramatyczna. Po początkowym sukcesie szarży Darkwooda jego jeźdźcy wytracili impet, a pozbawieni dowódcy żołnierze Coena nie stanowili takiego oparcia dla pospolitaków jakiego oczekiwano. Na oczach Venco zbrojni Symnacha w krwawym boju zaczęli przedzierać się do przodu – złożona w dużej mierze z attigliańskich chłopów linia pękła, kiedy pozbawieni przywództwa i zdemoralizowani chłopi nie zdzierżyli ostatecznie zaciętości najemników i masowo podali tyły. Elitarnym oddziałom księcia Joanesa i armii księcia Cesara groziło teraz podzielenie, które w konsekwencji musiało oznaczać paniczną ucieczkę: ponowne zebranie i połączenie obydwu armii było trudne do wyobrażenia, zaś cała Ateia razem z zamkiem byłaby z pewnością stracona na rzecz Ligi. Mając to wszystko na uwadze, Venco zrobił jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy: odwrócił konia i odjechał, pozostawiając adiutantów swojego punktu dowodzenia zaskoczonych i przerażonych.
Kiedy przełamanie wrogiego frontu stało się faktem, Jan Ascanio zrozumiał, że nadszedł jego czas. Razem z pozostawioną mu grupą ruszył do przodu, kierując się w stronę powiewającego na środku pola otoczonego kłębem dymu sztandaru Barwnej Chorągwi. On i jego ludzie stanowili siłę zdolną wesprzeć zmęczonych najemników, zabezpieczyć uczyniony przez nich wyłom i wyjść na tyły wroga, nim ich przewaga na flankach zdoła odegrać znaczenie. Podzielona w pół, armia sprzymierzonych książąt pójdzie w rozsypkę i zostanie unicestwiona – nie powtórzy się tu scenariusz spod Porta Media, nie będzie czekania na sukces jak pod Oculi Meridii: tym razem zwycięstwo będzie całkowite. Wódz z Teopola podjechał w stronę zbrojnych Symnacha, by przekazać mu pozdrowienie i poprosić o zrobienie drogi dla jego ludzi, by mogli zastąpić ich w pierwszym szeregu i przeć dalej – gdy nagle zamarł, wpatrzony w nowy widok, malujący się przed jego oczami.
Naprzeciwko jadącemu ku zwycięstwu Ascanio zmierzała rzecz zupełnie nowa – świetlista ściana stali, kopii i ostrzy, dudniąca o ziemie podkowami i rycząca dumnie brzmieniem rycerskich rogów. Mijając ratujących się ucieczką piechurów, na strudzonych, nieokrzepłych jeszcze po krwawym boju zbrojnych Symnacha pędziła spektakularna szarża ośmiuset jeźdźców. Ostatni odwód Elyrandrytów i Attigliańczyków ruszał do natarcia – a w szczycie zniżającego kopie klina jechali ramie w ramie Anuar Venco i Gejza Torontal.
Należy przyznać piechurom Barwnej Chorągwi, że nie cofnęli się przed tym uderzeniem. Skrwawione ręce uniosły w górę drzewca pik i halabard, a żołnierskie torsy nadstawiły się, by zasłonić walczącego z nimi ramie w ramie wodza. Huknęły ostatnie samopały, szczęknęły cięciwy kusz, posyłających świszczące bełty. Nic jednak, ni kule, ni pociski, ni wyciągnięta ku nim na końcach spis, rohatyn i gizarm śmierć nie mogły zatrzymać tej desperackiej szarży. Dwie ściany bohaterów zwarły się tu ze sobą ze straszliwym szczękiem, który łoskotem zdawał toczyć się po całej ziemi. To tutaj śmierć znaleźli nieprzeliczeni, tak prości piechurzy z wsi i miasteczek jak i szlachetnie urodzeni. To wtedy dostojnych arystokratów z rodów pamiętających czasy sprzed powstania Tylos ściągano z koni i dźgano nożami. To wówczas przełamywano nierozerwalne szyki, tratując i łamiąc niepokonanych weteranów tylu lat wojennych kampanii. To podczas tego starcia zwarli się ze sobą Gejza z północnego Samodzierżawia z Janem Ascaniom – tylko po to, by ten pierwszy ciosem swego szerokiego topora rozłupał hełm swego adwersarza, zwalając go, śmiertelnie rannego, z konia na ziemie. To tu bohaterskiego Anuara dosięgnęła kula z rusznicy, raniąc go w brzuch, tak że ledwie żywy mówić nie mógł i ledwo mieczem machając towarzyszy swoich do większych przewag zagrzewał. Zaiste, otoczeni rychle i ze wszystkich stron wrogą ciżmą opasani, straszliwe straty ponieśli ci wszyscy, którzy za wodzem swoim w imieniu dwóch książąt w szarżę tą podążyli. Niewielu ich z życiem uszło, jeszcze mniej bez szwanku wielkiego na zdrowiu – nieśmiertelną jednak okryli się sławą… I zwycięstwem.
Kiedy bowiem ludzie Symnacha odpierali szarżę odwodu przeciwnika, na powrót przywracając swoją dominacje w centrum pola walki, na flankach Ligi pojawili się zwycięzcy jeźdźcy książąt Joannesa i Cesara. Prawa flanka pod dowództwem Lazarusa została ostatecznie pobita i spędzona z pola, a jego samego nie było nigdzie nigdzie widać – ponoć zapędził się zbyt daleko w pogoni za uchodzącymi Attigliańczykami, przekonany o pewnym zwycięstwie – zaś na lewej flance Sierotki cofały się coraz bardziej, męstwem swoim dając szanse na odwrót. Widząc to kulawy Symnach na własną rękę zadecydował o odwrocie – kazał swoim ludziom oderwać się od wciąż walczącej piechoty sprzymierzonych, posyłając kogo tylko mógł Chypalisowi na pomoc. Doświadczony wódz, chociaż skrwawiony i wprost parujący od krwi poległych, dwoił się i troił, by zorganizować odwrót i wyprowadzić swoich ludzi z pola walki bez szwanku. Ujawniło się teraz zaufanie jakim darzyli go jego ludzie, a także doświadczenie tych, którzy w niejednej potrzebie pod jego komendą stawali. Ze wszystkich stron zagrożona wrogą jazdą piechota Ligi zdołała dotrzeć do wozów i pozycji swych lekkich dział (w trakcie odwrotu nieszczęśliwie musiano porzucić dwa z nich), które nierównym kwadratem otoczono – następnie zaś w szyku takim zaczęto cofać się ku zachodowi. Chociaż oznaczało to konieczność dłuższej walki i kolejne straty, Symnach widział w tym jedyną szansę na przetrwanie – wszyscy którzy próbowali opuszczać pole walki na własną rękę byli ścigani i dobijani bądź brani do niewoli przez wrogich kawalerzystów. Niezwyciężona przez ostatnie dwa lata armia Ligi została tym razem pobita – jednak książę Cesar, który zastąpił w dowodzeniu rannego Venco nie zdecydował się na pościg. Armia jego i Joannesa doznały sporych strat, zwłaszcza w piechocie – ci którzy przeżyli byli zaś wycieńczeni i wymagali odpoczynku.
Bezpośrednio po bitwie armie książąt nie były w stanie podjąć realnego pościgu – ich przewaga w konnicy dalej była znaczna, jednak opłakany stan piechoty sprawiał że nie za bardzo mogli przedsięwziąć coś więcej niż tylko szarpanie wrogich sił. Tymczasem Symnach i Lazarus nie przerywali odwrotu – wiedzieli dobrze, że zaraz po klęsce niebezpiecznie było ryzykować kolejnych starć, nawet drobnych: uporządkowany odwrót mógł zbyt łatwo przemienić się w paniczną ucieczkę. W pierwszej chwili zamierzali cofnąć się do Teopola – nim jednak do tego doszło, dotarły do nich wieści o ponownym wkroczeniu Medyjczyków do Sardei. Nie widząc możliwości stanięcia z nimi do walnego boju i obawiający się dalszych ataków ze strony sprzymierzonych książąt wodzowie Ligi cofnęli się zatem aż za rzekę Iseię, powracając na przedwojenne granice Ligi. Księciu Cesarowi pozostało zadowolenie się oczyszczenie Atei z resztek altosiańskich maruderów i tyłowych oddziałów, a także zaprowadzenie jako-takiego porządku w zrujnowanej prowincji razem z księciem Joannesem.

Powrót Medyjczyków
Tymczasem zmuszony przez Wielkiego Wikariusza do ponownego natarcia wódz Medyjczyków, Basilius Angelus nie postępował wcale zbyt agresywnie – nie wiedział on początkowo o starciu pod Atreią i jego wyniku. Obawiał się tym samym konfrontacji w polu z armiami Ligi, przede wszystkim nie chcąc doprowadzić do zagłady swej wciąż zdemoralizowanej armii. W miarę jednak jak dochodziły do niego kolejne wieści, a obraz klęski Lazarusa stawał się coraz bardziej jasny, Angelus pchał swoich ludzi coraz dalej – zajmując większość terenów Maezji i Sardei aż po rzekę Iseię, a nawet przekraczając ją w kilku miejscach. W zemście za zniszczenie Porta Media jego siły zaczęły grabić i pustoszyć zajęte posiadłości, co nieco poprawiło kwestie słabego morale. Problem pojawił się, kiedy armia dotarła do Teopola. Miasto nie było wprawdzie umocnione – jednak znajdująca się w jego środku cytadela dysponowała garnizonem Srebrnej Ligi. Co więcej, powiewały nad nią również flagi cesarskiej armii Tylos. Ostrożny Basilius odciął kazał odciąć miasto od zaopatrzenia, ale nie przystąpił do oblężenia, ani tym bardziej do szturmu: eskalacja konfliktu z Tylos nie była czymś, do czego śmiałby dopuścić na własna rękę, bez wyraźnego rozkazu Wielkiego Wikariusza. Znacznie śmielej poczynali sobie za to Medyjczycy w przypadku leżącego w Sardei zamku Balscio, który strzegł brodu z którego wcześniej skorzystały wycofujące się siły Ligi. Ten niewielki gród został przez siły Angelusa sprawnie otoczony i przystąpiono nawet do budowy machin oblężniczych – jednak los oblężenia nie jest wcale przesądzony, bo armia Ligi wciąż istnieje i może zdecydować się na próbę zniesienia oblężenia.
Kolejny rok przyniósł zatem kolejny obrót sytuacji i z dawien oczekiwane rozstrzygnięcie – czy jest jednak ono ostateczne? Zarówno armie Medii jak i Srebrnej Ligii zostały pokonane, jednak nie unicestwione – a ostateczni triumfatorzy spod znaku elyrandyjsko-attigliańskiego przymierza ponieśli znaczące straty. Do tego zostali oni niejako obrabowani z własnego sukcesu – ziemie o których odzyskanie walczyli zostały zajęte przez heretyckich Medów, którzy z własnej strony mają problem z kłopotliwym faktem obecności cesarskich żołnierzy na opanowanych przez nich ziemiach. Z kolei Srebrna Liga została de facto wypchnięta na pozycje sprzed wojny i utraciła wszystkie ziemie pozyskane dzięki aneksji teopolskiej kapituły – jednak jej armia zdołała uniknąć rozbicia, a liczne boje w których udowodniła swą sprawność każą brać możliwość jej reorganizacji i powrotu na poważnie.
Zataczający coraz szersze kręgi konflikt sieje śmierć, zniszczenie i spustoszenie na coraz szerszą skale. Skutki trwającej już szósty rok umiędzynarodowionej rebelii wykraczają daleko poza granice ziem o które nominalnie toczy się wojna, a nawet całego księstwa Attigliano. Przeznaczane na armie góry złota i srebra rosną gargantuicznie z każdym kolejnym rokiem, zaś nieznajdujące zysków chciwe ręce wojennych podżegaczy zdają się wyciągać po coraz więcej i więcej. Porażają również starty poniesione przez obie strony - krwawe żniwo zbierają nie tylko bitwy ale coraz więcej żołnierzy zabierają marsza, dezercje czy podjazdy wroga. Wielcy i malutcy wielu nacji, pochodzeń i przeszłości oddają życia, zapisując się w historii jako herosie i tchórze, bohaterowie i przegrani – zali nie znajdą się szlachetni, zdolni sięgnąć po najpiękniejsze ziarno pokoju?
Straty
► Pokaż Spoiler
Księstwo Attigliano [di Valeri]
Armia Książęca:
Dowódca: sir John Darkwood [7]
Sztab: Gert Coen [3] Nie żyje!
Skład:
Guardia del principe - Kompania Zielonego Węża - 100 ludzi [WZ] -100 ludzi
Kompania Ziemska - Kawalerowie Ziemscy - 100 ludzi [WZ] -100 ludzi
Gwardia Attigliano- Gwardia Obywatelska - 100 ludzi [WZ]
Kompania Czerepa- Halabardnicy - 100 ludzi [Naj]
Kompania Czerepa- Pikinierzy - 100 ludzi [Naj] -100 ludzi
Kompania Czerepa- Lekkie bombardy - 1 działa [Naj] -1 działo
Chorągiew Północna- Rycerze - 100 ludzi [Naj]
Chorągiew Północna- Giermkowie - 100 ludzi [Naj] -100 ludzi
Armia Zachodu:
Dowódca: Joanes di Valeri [3]
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 100 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 200 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 200 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 100 ludzi [PR] -500 ludzi
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 100 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 200 ludzi [PR] -200 ludzi
Księstwo Attigliano [di Alienise]
Armia Wschodu:
Dowódca: Frederico di Alienise [1] Nie żyje!
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - Rozbite!
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - Rozbite!
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - Rozbite!
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - Rozbite!
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - Rozbite!
Pospolite ruszenie - Strzelcy - Rozbite!
Imperium Tylos
Tagma Teopolska
Dowódca: Heraklit Kylos [1]
III Allagia Aecka - Legioniści - 200 ludzi [WZ]
IV Allagia Aecka - Strzelcy - 200 ludzi [WZ]
Srebrna Liga
Armia Południe
Dowódca: Lazaros Scafidides [7]
Skład:
Straż Dróg - Straż Dróg - Rozbite!
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 200 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 200 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 300 ludzi [PR] -200 ludzi
Armia Północ
Dowódca: Symnach "Kulawy" [13]
Sztab: Anastazy Chypalis [5]
Czempion: Jan Ascanio Nie żyje!
Ludwisiarz: Lorenzo Orbani
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 200 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 200 ludzi [PR] -200 ludzi
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 800 ludzi [PR] -500 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 1000 ludzi [PR] -1100 ludzi
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 1200 ludzi [PR] -1000 ludzi
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 900 ludzi [PR] -700 ludzi
Regiment Calabrasca- Szermierze - 100 ludzi [Naj] -100 ludzi
Talifatowie- Lekka kawaleria - Rozbite!
Sierotki- Legioniści - 100 ludzi [Naj] -100 ludzi
Sierotki- Kusznicy - 100 ludzi [Naj]
Artyleria- Lekkie bombardy - 2 działa [WZ] -1 działo
Artyleria- Serpentyny - 4 działa [WZ] -1 działo
Straż Miejska - Straż Miejska - 300 ludzi [WZ] -200 ludzi
Barwna Chorągiew- Pikinierzy - 100 ludzi [Naj] -100 ludzi
Barwna Chorągiew- Kusznicy - Rozbite!
Barwna Chorągiew- Strzelcy z rusznicami - 100 ludzi [Naj]
Garnizony
Dowódca: Samwise von Gilnes [3]
Skład:
Straż dzienna- Strażnicy - 300 ludzi [Naj]
Artyleria- Lekkie bombardy - 2 działa [WZ]
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 100 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 300 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 200 ludzi [PR]
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 200 ludzi [PR] -100 ludzi
Święte Państwo
Wojska Świętego Państwa
Dowódca: Clavinicus Akropolites [3] Nie żyje!
Sztab: Basilius Angelus [2]
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 300 ludzi [PR] -200 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 500 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 600 ludzi [PR] -400 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 1600 ludzi [PR] -1800 ludzi
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 1100 ludzi [PR] -1000 ludzi
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 1200 ludzi [PR] -800 ludzi
Bracia Miecza - Bracia Miecza - Rozbite!
Legioniści - Legioniści -Rozbite!
Regiment Kuszniczy - Regiment Kuszniczy - 300 ludzi [WZ] -100 ludzi
Górska banda- Górale - 100 ludzi [Naj] -100 ludzi
Księstwo Elyrandyjskie
Armia Koronna
Dowódca: Anuar Venco [3] Ciężko ranny!
Czempion: Gejza Torontal
Skład:
Batalion Rycerzy Gwardii - Batalion Rycerzy Gwardii - 100 ludzi [WZ]
Kusznicy Konni - Kusznicy Konni - 100 ludzi [WZ] -100 ludzi
Dragonierzy - Dragonierzy – 300 ludzi [WZ] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Ciężka kawaleria - 200 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka kawaleria - 400 ludzi [PR] -200 ludzi
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 200 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 700 ludzi [PR] -700 ludzi
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 500 ludzi [PR] -200 ludzi
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 500 ludzi [PR] -200 ludzi
Armia Wsparcia
Dowódca: Cesar III [2]
Inżynier: Ambroży Costa
Skład:
Pospolite ruszenie - Ciężka piechota - 200 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Lekka piechota - 400 ludzi [PR] -300 ludzi
Pospolite ruszenie - Pikinierzy - 400 ludzi [PR] -100 ludzi
Pospolite ruszenie - Strzelcy - 300 ludzi [PR]-200 ludzi
Podsumowanie
- Rozpoczęta przez Srebrną Ligę kampania medyjska roku 840 odznacza się zwycięstwem pod Porta Media oraz spaleniem południowych włości Wikariusza
- Ze zmagań o tron Attigliano zwycięsko wychodzi Joanes, a jego przeciwnik kończy żywot z bełtem w oku
- Kulminacyjna bitwa pod Atreią stoczona pomiędzy połączonymi siłami księcia Cesara oraz Joanesa z jednej strony, a siłami Ligi z drugiej kończy się zwycięstwem książąt
- Pobite wojska Srebrnej Ligi ewakuują się (poza garnizonami) z Maezji i Sardei, które zajmują wojska Świętego Państwa - sam Teopol utrzymuje kontyngent imperialny
- Śmierć, śmierć i jeszcze raz śmierć
Prestiż
- Święte Państwo traci 5 punktów prestiżu (suma za przegraną kampanię 840 oraz zajęcie ziem w 841)
- Srebrna Liga traci 7 punktów prestiżu (suma za dwie bitwy oraz utratę ziem dawnej Kofederacji*)
- Księstwo Elyrandyjskie zyskuje 2 punkty prestiżu (wygrana pod Atreią ale niepopularność wojny w kraju i brak wyraźnych zdobyczy)
*Strata spotęgowana przez wysoki prestiż początkowy